Najlepszy kierowca: Will Power
W zeszłym roku Australijczyk był bardzo bliski wygranej, lecz przeszkodziło mu przegrzanie bolidu podczas czerwonej flagi. Teraz kierowca Team Penske odniósł 41. zwycięstwo w karierze w serii IndyCar. Były kierowca testowy ekipy Minardi wyszedł na prowadzenie dzięki strategii, która zakładała start na twardych oponach. To się opłaciło i Power wyrobił sobie przed finałowym zjazdem do alei serwisowej, taką przewagę iż po wyjeździe od mechaników miał ponad 20-sekundową przewagę nad Alexandrem Rossi. Amerykanin w samej końcówce co prawda dogonił go, lecz „Kangur” nie dał sobie tego wyrwać i w pełni odbił sobie zeszłoroczne niepowodzenie. Było to setne zwycięstwo Chevroleta w IndyCar od czasu powrotu do serii w 2012 roku.
Najlepszy zespół: Arrow McLaren SP
Zarówno Pato O’Ward jak i Felix Rosenqvist mają za sobą udany wyścig. Meksykanin, który przez długi czas walczył nawet o podium w GP Detroit, ostatecznie ukończył zmagania na 5. pozycji. Pomogła mu w tym dobra strategia i tak pomimo początkowych strat ulubieniec Zaka Browna zdołał odrobić to, co stracił na początku wyścigu. Rosenqvist to z kolei cichy bohater wyścigu. Skandynaw wreszcie dogadał się z bolidem i dzięki temu po raz 3. z rzędu, ukończył zmagania w czołowej 10. Szwed wie, że musi osiągać takie wyniki, gdyż jest pod presją. Nie ma on bowiem jeszcze podpisanego kontraktu na przyszły sezon, ale takimi wynikami przybliża się do pozostania w ekipie Arrow McLaren SP.
Najlepszy z debiutantów: David Malukas
Amerykanin litewskiego pochodzenia zadziwił wszystkich w kwalifikacjach, gdzie zajął znakomite 6. miejsce. Aktualny wicemistrz serii Indy Lights nie był w stanie utrzymać tej lokaty, lecz jego tempo na dystansie całych zawodów było bardzo dobre. Kierowca ekipy Dale Coyne Racing wpadł na metę jako 11. Co ważne, Malukas zdołał pokonać swojego partnera z zespołu. A jest nim nie kto inny jak Takuma Sato. Doświadczony Japończyk musiał uznać wyższość młodszego kolegi po raz 3. z rzędu. To świadczy o tym, jak bardzo szybko rozwija się bohater akapitu, którego śmiało można nazwać przyszłością serii IndyCar.
Największe rozczarowanie: Scott McLaughlin
Nowozelandczyk, który przecież tak znakomicie rozpoczął sezon, nie ma powodów do zadowolenia. Legenda serii Supercars jeszcze przed 1. turą pit-stopów zaprzepaściła szansę na dobry wynik przez swój własny błąd. „Kiwi” zblokował bowiem koła i wypadł z toru. Przy powrocie popełnił jeszcze większy błąd, gdyż… zawadził o bandę. Tym samym McLaughlin stracił jeszcze więcej czasu i chwilę potem został zdublowany. Ostatecznie wpadł na metę na 19. miejscu.
Powrót Santino Ferruciego
Kontrowersyjny Amerykanin zastąpił w ten weekend Calluma Ilotta, który wciąż odczuwa skutki wypadku w Indy 500. Ferruci w tym sezonie już raz robił za zmiennika, gdy Jack Harvey z impetem władował się bandy na torze w Texasie. Były kierowca F2, nie mając do dyspozycji konkurencyjnego bolidu, nie był w stanie powalczyć o wynik w czołowej 15. 24-latek wpadł na metę jako 21., co z pewnością go nie zadowala.
Klasyfikacje generalne po GP Detroit
Will Power po zwycięstwie w Detroit powrócił na czoło klasyfikacji generalnej kierowców. Australijczyk, który uzbierał 255 punktów, przewodzi generalce z trzy punktową przewagą nad Marcusem Ericssonem. Czołową trójkę uzupełnia Patricio O’Ward. Szczegółowe tabele znajdziecie w poniższym materiale.
Kierunek Road America
Zawodnicy IndyCar jeszcze raz wystartują w czerwcu. Już za tydzień 12 czerwca odbędą się zawody na torze Road America. Rok temu wygrał tam Alex Palou, który w dramatycznych okolicznościach minął na przedostatnim okrążeniu Josefa Newgardena. Czy Hiszpan wygra tam drugi rok z rzędu? Czy Power pozostanie liderem mistrzostw? Przekonamy się o tym już za tydzień.
Wyniki GP Detroit 2022