Czterokrotny mistrz świata F1 przeszedł długą drogę w swej 16-letniej karierze na szczycie sportów motorowych. Od perspektywicznego juniora, najmłodszego wówczas (GP Włoch 2008) zwycięzcy Grand Prix w historii, Vettel stał się nielubianym w niektórych środowiskach pupilem Helmuta Marko i dominatorem w maszynie Red Bulla, a po latach rywalizował z Lewisem Hamiltonem, by zamienić się w słabnącą z upływem lat gwiazdę Ferrari.
Dziś Vettel zbliża się nieuchronnie do końca swej kariery, ale zatrzymywać się nie zamierza. Mentor i przyjaciel Micka Schumachera, aktywista i bojownik o ochronę klimatu, równość wszystkich orientacji seksualnych, a nawet wolność kierowców w obrębie własnego kokpitu, Niemiec ma do spełnienia wiele ról. Wyścigowym gladiatorem pozostanie już zawsze, ale wyraźnie widać, że lata spędzone w sporcie uczyniły go – teraz gremialnie uwielbianego – nie tylko lepszym kierowcą, ale też dojrzalszym człowiekiem. Gdy bowiem był młody, liczyło się dlań tylko ściganie.
Zapatrzony w legendy
O Lionelu Messim mówi się, że zaczął grać w piłkę jeszcze zanim na dobre nauczył się chodzić. Młody Sebastian Vettel zaczynał swoją karierę niedługo później. Jako trzylatek zasiadł za kierownicą gokarta, kręcąc kółka w ogrodzie domu rodzinnego w małym miasteczku Heppenheim. Inklinacje ku ściganiu ujawniły się natychmiast – Vettel coraz bardziej podkręcał tempo, a zabawę zakończył dopiero, gdy był już kompletnie wycieńczony.
Dla Norberta Vettela, ojca Sebastiana, był to powód do dumy, ale jednocześnie spora zagwozdka. Jako stolarz z profesji, a przy tym ojciec trojga rodzeństwa przyszłego kierowcy, nie miał ogromnych oszczędności, które mógłby poświęcić na karierę syna. Vettel prędko nauczył się więc, że przyszłość w motorsporcie zapewnią mu jedynie znakomite wyniki i wsparcie sponsorów. Osiągnięcie tego drugiego bezpośrednio zależało od spełnienia pierwszego z kryteriów.
W lokalnych zawodach zaczął uczestniczyć w wieku lat siedmiu, od razu zapisując swe nazwisko na szczytach tabel z czasami. Sukcesywnie gromił rywali i dokładał kolejne trofea, budując renomę olśniewającego talentu. Z biegiem czasu stał się on widoczny dla największych graczy kartingowego środowiska, włącznie z Michaelem Schumacherem, na którego uznaniu Vettelowi prawdopodobnie zależało najbardziej.
To właśnie dwukrotny wtenczas mistrz świata wręczał trofea na wygranych przez Vettela zawodach. Będąc pod wrażeniem umiejętności młodego kierowcy, od raz zachęcił go do dalszej walki o marzenia. Lepszej motywacji nie było trzeba – kartingowy adept wpatrywał się bowiem niczym w gwiazdy w trzech Michaelów – Schumachera, Jacksona i Jordana. Słowa otuchy od mistrza prowadziły go zatem dalej w meandry kartingowego świata.
Mimo gigantycznych sukcesów wypłynięcie na szerokie wody wcale nie było pewne, ale talent Vettela w porę dostrzegli ludzie z Austrii. Red Bull, powoli włączający się we wspieranie perspektywicznych zawodników, szukał gorących nazwisk kartingu i zwrócił pilne oko ku Niemcom. A ponieważ junior z Heppenheim lśnił na tle rodaków niczym brylant, decydenci nie musieli długo się zastanawiać.
Vettel na skrzydłach ambicji
Z Czerwonymi Bykami na kombinezonie od roku 1998, Vettel szedł dalej, przechodząc do bolidów jednomiejscowych w sezonie 2003. Zanim jednak jego domem stała się Formuła BMW ADAC, do swego wyścigowego portfolio dopisał szereg triumfów. Kartingowy Mistrz Niemiec, Kartingowy Mistrz Europy, i równie prestiżowy tytuł zwycięzcy Monakijskiego Kartingowego Pucharu Juniorów 2001 w klasie KF3 (OK-Junior).
Wcześniej triumfy w tych wyjątkowych zawodach zgarnęli również Robert Kubica (dwukrotnie) oraz Jerome d’Ambrosio. Cała trójka podążała ścieżką wiodącą ku F1 i zapowiadała narodziny nowej generacji kierowców z najwyższej półki. Vettel potwierdzał, że ma umiejętności potrzebne, by do niej należeć. W debiutanckim sezonie w samochodach o otwartym nadwoziu zdobył 5 pole position, 5 zwycięstw i tytuł wicemistrza.
Po tak znakomitym początku Red Bull zdecydował się nie wysyłać Niemca na głęboką wodę, lecz pozwolić mu zbierać dalsze szlify. Na sezon 2004 pozostał w Formule BMW i dobił do poziomu nieosiągalnego dla reszty. W barwach stajni ADAC Berlin-Brandenburg wygrał 18 z 20 wyścigów, zdobywając 387 z 400 możliwych do zdobycia punktów. Podobnej supremacji nie osiągnęli nigdy nawet najwięksi rywale Niemca z F1 – Alonso, Hamilton, Webber czy wspomniany Kubica.
To w trakcie tego sezonu Dietrich Mateschitz, właściciel koncernu Red Bull, powiedział też, że chętnie zobaczyłby Vettela w Formule 1. Red Bull nie mógł zapewnić jej od razu, ale do Niemca rękę wyciągnęła inna potężna firma – BMW. Gigant z Monachium wykorzystał omnipotencję rodaka we wspomnianej serii i w grudniu tego samego roku podpisał z nim kontrakt. Do sponsoringu właściciela napojów energetycznych doszły zatem również motoryzacyjne dolary.
Oferta z BMW
Z bezpieczną pod kątem finansowym przyszłością, Vettel mógł skupić się w całości na kolejnym kroku na drodze ku F1. Dłonie aż paliły mu się od obowiązków – dołączył do Formuły 3, a w tej kategorii przewidziano dla niego jednorazowe występy w Mistrzostwach Hiszpanii, Masters of Formula 3 oraz GP Makau. Na pełen etat Niemiec pojawił się z kolei w Euro Series, gdzie początki zdecydowanie nie należały do najłatwiejszych.
W zespole Mücke Motorsport miał za partnera Atilę Abreu. Brazylijczyka co prawda bez problemu pokonywał, ale bezpośredni rywale o mistrzostwo postawili poprzeczkę zbyt wysoko. Podczas pierwszych czterech weekendów Vettel punktował tylko dwa razy. Mógł jedynie oglądać, jak Lewis Hamilton zgarnia triumf za triumfem, a Adrian Sutil usiłuje dotrzymać mu kroku.
Od momentu przyjazdu na Motorsport Arena Oschersleben w piątej rundzie sezonu coś jednak drgnęło – Vettel stał się regularnym bywalcem czołówki. Na Norisringu zdobył swe pierwsze podium, a w końcówce sezonu ustępował już tylko Brytyjczykowi. Pięć z ostatnich siedmiu rund ukończył na podium, podczas gdy Hamilton sześć z nich wygrał.
Łącznie w toku rywalizacji uzbierał 63 punkty, co wystarczyło na piątą lokatę, pięć oczek za Lucasem di Grassim. Nie był to pierwszy przypadek, gdy Niemca pokonał w rozgrywkach juniorskich rywal, który nie zagrzeje w F1 miejsca na długo lub wcale do niej nie trafi, jak Maximilian Götz. Dla Vettela ważniejszy był fakt, że zdołał zaprezentować swe umiejętności (m.in. w fantastycznej walce z Hamiltonem na Lausitzringu). Zwyciężył też w klasyfikacji debiutantów, a to sprowokowało do działania BMW.
Niemcy uruchomili swe słabnące, ale wciąż aktywne powiązania z Williamsem (któremu dostarczali silniki) i w ramach nagrody za osiągi zagwarantowali Vettelowi dzień testowy w bolidzie stajni z Grove. Przyszły lider Red Bulla pojawił się więc na Jerez. Spotkał się tam z Markiem Webberem i Nico Rosbergiem – duetem, który miał poprowadzić natarcie ekipy w kolejnym sezonie.
Niepewność znika
Vettel czasu nie marnował. – Kiedy się dowiedziałem, że otrzymam test w samochodzie F1, byłem absolutnie zachwycony. Od tego czasu systematycznie wzmacniałem mięśnie szyi by poradzić sobie z potężnymi przeciążeniami. Z niecierpliwością czekam na doświadczenie osiągów silnika V10 na własnej skórze. Na ten moment trudno mi wyobrazić sobie tego typu moc, ale dostaję dreszczy na samą myśl o prowadzeniu FW27 [samochodu Williamsa na sezon 2005 – przyp. red.] w przyszłym tygodniu.
Pierwsze okrążenia zapewniły mu dreszcze innego rodzaju. – Za pierwszym razem, kiedy testowałem, Mark prowadził samochód rano, a ja w południe. Przez kilka okrążeń s***** ze strachu i myślałem: <<ok, to dla prawdziwych mężczyzn, nie dla mnie>>. Potem się przyzwyczaiłem i oczywiście chciałem jeździć dalej.
Dzień ukończył z czasem o ponad 3 sekundy gorszym od Webbera, przejechawszy 1/5 okrążeń Australijczyka. Oczywiście, jako ledwie 18-letni nieopierzony młodziak, nie otrzymał możności wykręcania zawrotnych czasów. Gdy Webber i protegowany Williamsa Rosberg skupiali się na pracy opon i hamulców, Niemiec nabierał wprawy w prowadzeniu maszyny. I pozostawił po sobie dobre wrażenie.
Nie przeszło ono niezauważone przez największych wygranych tejże inicjatywy – Mario Theissena i prominentów z BMW. Szef programu wiedział już, że Vettel to junior, któremu może w przyszłości powierzyć rolę kierowcy rezerwowego. Biznesowe i polityczne zawirowania spowodowały, że stało się to znacznie szybciej niż mógł przewidywać. Najpierw jednak Niemiec musiał kontynuować karierę w niższych seriach.
Vettel w rodzinie Red Bulla
Jego partnerami na drugi rok startów w Formula 3 Euro Series (tym razem w stajni ASM) zostały inne nadzieje krajów z motorsportowymi tradycjami – Paul di Resta, Kamui Kobayashi i Giedo van der Garde. Japończyk szalał w klasyfikacji debiutantów, tymczasem Vettel i Brytyjczyk toczyli pasjonujący bój o tytuł. Przez większą część roku wymieniali się prowadzeniem w klasyfikacji, ale ostatecznie to di Resta wyszedł ze starcia z tarczą.
Mario Theissen część winy za porażkę przypisał nagromadzeniu obowiązków, które czekały Niemca. Sezon 2006 był bowiem równie intensywny pod względem juniorskich aktywności. Vettel ponownie wystartował w GP Makau i Masters of Formula 3, a poza tym BMW przymierzało go do roli kierowcy testowego w świeżo przejętej od Petera Saubera ekipie w królowej sportów motorowych.
Sprawy potoczyły się szybko. Vettel od końca sierpnia jeździł z zespołem po całym świecie, biorąc udział w piątkowych sesjach treningowych. Przed Grand Prix Węgier stajnia rozstała się bowiem z Jacquesem Villeneuve’em, przekazując wyścigowy fotel w ręce Roberta Kubicy.
Polak wcześniej reprezentował stajnię w treningach, gdyż sezon 2006 był ostatnim, w którym ekipy sklasyfikowane w poprzednim roku wśród konstruktorów na miejscu 5. lub niższym, mogły na czas piątkowych sesji wystawiać dodatkowy, trzeci samochód. Vettel na debiut stawił się więc na kolejnych zawodach, na Istanbul Parku w Turcji. Z racji wieku wzbudzał spore zainteresowanie – półtora miesiąca wcześniej skończył 19 lat. Sceptyczni wobec Niemca eksperci szybko otrzymali zresztą pożywkę dla dalszej krytyki.
Z idolem u boku
Gdy bowiem junior opuścił wizjer i na dany przez inżyniera znak ruszył po raz pierwszy do akcji, zapomniał włączyć pit-limiter. Z miejsca przekroczył więc dozwoloną w alei serwisowej prędkość. Zespół ukarano za to grzywną, a Vettel zapisał się w księdze rekordów jako kierowca, który pierwszą karę w swej karierze otrzymał po zaledwie 9 sekundach jazdy.
Na torze prezentował się jednak jak stary wyjadacz. Nie popełnił ani jednego poważnego błędu i wykręcił znakomity ósmy czas. O 0,073 sekundy pokonał nawet Felipe Massę, który rozpoczynał właśnie marsz po potrójną koronę GP Turcji. Partnerem Massy był z kolei Michael Schumacher. Vettel ziścił zatem dwa marzenia za jednym razem – wystąpił w oficjalnym weekendzie GP i spotkał na torze swego dziecięcego idola.
Od tej pory widywał go znacznie częściej, Schumacher bowiem pełnił rolę doradcy Ferrari i Brazylijczyka w sezonie 2007. Vettel właśnie wtedy zamienił fotel kierowcy testowego na pełnoprawne miejsce wyścigowe. W barwach BMW zjawił się na Indianapolis jako zastępca Kubicy. Lekarze podjęli bowiem decyzję, by kierowca znad Wisły, choć mentalnie i fizycznie gotowy do jazdy, odpoczął jeszcze kilka tygodni. Zespół przed startem nieco zażartował sobie z doświadczenia swego kierowcy, przygotowując dla Niemca śliniaczek i butelkę z mlekiem. W kokpicie Vettel był jednak prawie bezbłędny i odpłacił się pięknym za nadobne.
Today we’re looking back on Sebastian Vettel’s debut in F1 for Team BMW back in 2007. Would you like to see BMW make a return to F1? https://t.co/djFsgoUUUX
— BMW UK Motorsport (@BMWUKMotorsport) July 2, 2020
Na wciśniętym w ikoniczny owal torze zajął ósme miejsce, zdobywając debiutancki punkt. Świadomie lub nieświadomie, poruszył tym samym lawinę. Red Bull, jak już wspomnieliśmy powiązany z kierowcą od lat młodzieńczych, zdecydował się wykorzystać kontraktową klauzulę. Złote dziecko motorsportu (lub Wunderkind, jak mówili Niemcy) ściągnięto do Toro Rosso. Vettel zastąpił zawodzącego Scotta Speeda, który podobno posprzeczał się (doszło podobno do szarpaniny) z Franzem Tostem, szefem stajni.
Vettel jak Schumacher
Starszy Niemiec mógł zatem na własne oczy obserwować, jak rozwija się talent Vettela. Relacja między dwójką niemieckich asów kształtowała się wręcz na zasadzie mistrz-uczeń. Po latach była już na tyle bliska, że w Grand Prix Brazylii 2012 Schumacher z premedytacją przepuścił młodego kierowcę, by ten miał większe szanse na trzeci tytuł w karierze. Kontrowersyjny manewr powiódł się.
7-krotny triumfator mistrzostw świata stał się swego rodzaju wyścigowym ojcem dla Sebastiana. Nie dziwne zatem, że po latach, gdy sam Schumacher nie mógł (i niestety wciąż nie może) doglądać kariery swego syna Micka, to właśnie Vettel poniekąd objął jego rolę. Dziś dwaj niemieccy kierowcy są w padoku nierozłączni.
Po ostatnim Grand Prix Wielkiej Brytanii Vettel wyznał nawet, że gdy Schumacher toczył bój z Maxem Verstappenem na ostatnich okrążeniach, głośno dopingował swego przyjaciela, krzycząc w kasku jedź Mick, jedź! Na relacji tego pokroju młodszy kierowca może tylko skorzystać. Być może kiedyś to właśnie rady Vettela poprowadzą go na sam szczyt sportu, tak jak rady Michaela Schumachera latami wyznaczały kierunek życia czterokrotnemu mistrzowi świata.