Connect with us

Czego szukasz?

Formuła 1

Max Verstappen – przyspieszona ścieżka mistrza | Droga do F1

Czy synowie byłych kierowców F1 rzeczywiście mają łatwiejszą ścieżkę wejścia do królowej sportów motorowych? Max Verstappen zapewne odpowiedziałby twierdząco, z zastrzeżeniem, że jego również kosztowało go to lata ciężkiej pracy i podróży po europejskim świecie wyścigów. Holender przeszedł drogę od juniora do profesjonalnego i etatowego kierowcy niezwykle szybko, co nie oznacza, że ojciec załatwiał za niego wszystko. Niekiedy, wręcz przeciwnie.

Verstappen 2015
Fot. Naca / Twitter

W przeciągu ostatnich trzech sezonów, ze szczególnym uwzględnieniem roku 2020 spędzonego na cementowaniu swej pozycji jako jedynego poważnego rywala Lewisa Hamiltona, Max Verstappen dojrzał do jazdy na szczeblu wyższym, niż ktokolwiek inny. Holender, lider stajni z Milton Keynes, z nieopierzonego dziecka niderlandzkiej sceny i agresywnego wojownika, przerodził się w kierowcę kompletnego.

Szalenie precyzyjny. Pracowity. Spokojny, a jeśli już chwilowo podminowany, swoją złość obracający w kilka wulgaryzmów, a nie fizyczne przepychanki w padoku. Verstappen i Red Bull to maszyna idealna, małżeństwo perfekcyjne, gdzie rzadkie tarcia wytwarzają tylko dodatkowe spoiwo, jeszcze bardziej zacieśniające więzy. Nie dziwne, iż Holender związał się ze stajnią z Milton-Keynes aż do roku 2028.

Z perspektywy F1 to kawał czasu, podobnie jak wiele już lat upłynęło od debiutu Verstappena. Hamilton miał wtedy ledwie dwa tytuły na koncie, Sebastian Vettel dopiero co wszedł do Ferrari, które właśnie opuścił Fernando Alonso. Przyszły mistrz do serii wkroczył w barwach Toro Rosso, wybijając przy okazji drzwi, futrynę i przedproże. Teraz idol słynnej Orange Army ma już zapewnione miejsce w panteonie legend dyscypliny. Dlatego nadszedł czas, by przyjrzeć się temu, co spektakularny debiut mu umożliwiło.

Podwójne wyścigowe geny

Hasselt, Belgia, rok 1997. Stolica regionu Limburgia słynąca z kościołów, muzeów, gastronomii oraz japońskiego ogrodu to raczej nieszczególnie predestynujące do wyścigowej kariery miejsce. Zwłaszcza jeśli rodzice kierowcy, choć nietuzinkowo uzdolnieni w sportach motorowych, nie zawsze potrafią znaleźć wspólny język.

Ojciec małego Maxa, znany wszystkim w motorsporcie Jos (przez Holendrów zwany Jos the Boss), poczynał sobie wówczas w zmierzającym ku upadkowi zespole Tyrrell. Matka, Belgijka Sophie Kumpen, była z kolei uznaną zawodniczką kartingową. Verstappen, choć teoretycznie mieszkał w jej ojczyźnie, przyznawał, że zawsze czuł większe przywiązanie do Holandii. – Właściwie to żyłem w Belgii tylko po to, by spać, bo w ciągu dnia jechałem do Holandii i tam miałem przyjaciół. Zostałem wychowany jako Holender i tak się czuję. 

 

Dość zbliżoną historię mógłby opowiedzieć Nico Hülkenberg. 10 lat starszy Niemiec wychowywał się w Emmerichu nad Renem, a miasto to dosłownie łączy się z granicą niemiecko-holenderską. Verstappen może zatem do dziś rozmawiać z kolegą w swym ojczystym języku, niemniej by przejść drogę Hülkenberga – zadebiutować w najwyższej kategorii motorsportu, potrzebował kartingu. Konkretnie: wielkich sukcesów w kartingu.

ZOBACZ TAKŻE
Laurens van Hoepen o Maxie Verstappenie. "Nikt nie powtórzy jego wyczynu" | WYWIAD

Bardzo szybko dał się poznać. Pierwszymi małymi motocyklami jeździł już w wieku dwóch lat i prędko poprosił ojca o gokart. Starszy Verstappen odmówił, ale niekończące się błagania w końcu przekonały go do zmiany zdania. Zabrał Maxa na wynajęty tor w Genk i pozwolił mu się bawić. – Pamiętam, że po kilku kółkach przejechał całą trasę z pedałem w podłodze. Gokart wibrował tak bardzo, że gaźnik odpadał. Przez jeden dzień się tym zajmowaliśmy, a potem od razu kupiliśmy mu większy sprzęt.

Verstappen z wsparciem z Włoch

Rozpoczynając starty w wieku 4 lat, Verstappen piął się w górę rok po roku. Gdy skończył sezon 2009 i zrównał się wiekiem z polskim szóstoklasistą, miał już na koncie kilka mistrzowskich tytułów zarówno w Holandii, jak i Belgii. Wtedy też otrzymał wsparcie włoskiej ekipy kartingowej CRG, z której sprzętu w latach 90-tych korzystali rodzice przyszłego mistrza.

Młody Holender też miał z nimi doświadczenie – mając sześć lat ścigał się maszynami CRG i Pex Racing (ustawianymi przez ojca) w serii Rotax. W roku 2009 poszedł o krok dalej – Verstappena wypatrzył sam szef stajni Giancarlo Tinini, w trakcie sesji treningowej kategorii KF3 (dla dzieci w wieku 11-15 lat). – W tamtym czasie punktem referencyjnym były czasy Nycka de Vriesa, startującego dla Zanardi, a Max od razu dorównywał jego czasom. Na torze, który był mu nieznany i w kategorii, w której miał niewiele doświadczenia.

Szef długo się nie wahał. – Natychmiast pogadałem z Josem, bo chciałem, by Max dołączył do naszej ekipy na kolejny rok, kiedy to zdobył pierwsze sukcesy w międzynarodowych zawodach nadzorowanych przez WSK i FIA. Holender, zgodnie z oczekiwaniami, kontynuował świetną passę i wygrał mnóstwo wyścigów, choć w walce o puchar świata owej klasy pokonał go Alexander Albon.

Max Verstappen CRG

Pierwszym gokartem Verstappena był CRG „Puffo” (nie ma go na zdjęciu), który do dziś oglądać można w jego sklepie w holenderskim Swalmen | Fot. davido / Twitter

Nieocenionym wsparciem dla Verstappena był przez wszystkie te lata jego ojciec. Jak wspominał sam Max, robił on wszystko, by syn stał się lepszym kierowcą od niego samego. I osiągnął to, nie zawsze konwencjonalnymi metodami. Rodzicielska miłość na drodze do F1 potrafi przyjąć różne oblicza. Niektórzy rodzice dla potomków gotowi są poświęcić wszystko (nawet sprzedać dom, jak w przypadku Estebana Ocona); inni poświęcają tyle samo, ale zachowując żelazną dyscyplinę.     

Trudna miłość

Jos Verstappen z tego słynął. Składał nadwozia, silniki, modyfikował, testował, dbał o regularne ćwiczenia. Każdego roku woził syna i przenośny warsztat na dystansie ok. 100 000 kilometrów przez szereg krajów. Wiedział o maszynach wszystko i starał się przekazywać tę wiedzę synowi. Choć oficjalnie wspierało ich CRG, Verstappenowie większością kwestii mechanicznych zajmowali się sami.

Wiedziałem dokładnie, który silnik użyć i tym podobne. Max oczywiście musiał dobierać do tego gaźniki. To odczucie, które kierowca musi mieć. Myślę, że był bardzo dobry w tym aspekcie. Bardzo dokładny w zakresie tego, czego oczekiwał od maszyny – wspominał starszy z klanu. Systematycznie wymyślał synowi kolejne wyzwania, bo Max wygrywał praktycznie wszystko.

Wysyłał go na treningi w deszczu, kiedy cała reszta stawki dawno spakowała swe busy. Modyfikował ustawienia gokarta bez powiadomienia syna. Zakazywał mu wyprzedzać w określonych zakrętach czy partiach toru, uczył go limitów pracy maszyny. Nad dane preferował praktykę. – Wiele zespołów w tamtym czasie analizowało dane przez 45 minut. Ja im mówiłem: <<Nie chcę tego, pięć minut wystarczy. Dajcie mu czas na torze>>.

Niekiedy metody trąciły ekstremum. Raz Verstappen musiał kręcić kółka, mimo iż przez zimową aurę ledwo mógł pracować dłońmi. Innym razem ojciec bezceremonialnie puknął syna w kask, gdy ten jechał kiepsko. – To go przebudziło. Czasami tego potrzebował – wspominał. ­– Znałem jego styl jazdy. Potrafiłem dostrzec, kiedy podejmował złe decyzje albo kiepsko prowadził. Od razu to wiedziałem.

Naturalnie nic nie przebije incydentu z toru Sarno nieopodal Neapolu. Podczas pucharu CIK-FIA klasy KZ2 w roku 2012, który młodszy Holender określił jako jeden z najłatwiejszych weekendów w karierze, ojciec po zawodach zostawił go na stacji benzynowej. Powód był dość prozaiczny – Verstappen popełnił koszmarny błąd i choć był zdecydowanie najszybszy, tytuł wypadł mu z rąk.

Verstappen zdenerwowany

Cały weekend był w gazie. Zdobył pole position do głównego wyścigu, ale stracił prowadzenie na rzecz starszego rywala. Verstappen uczył się wtedy jazdy z gokartami ze skrzynią biegów, a ponieważ spalił sprzęgło we wcześniejszym starcie, musiał odrabiać pozycje, co w warunkach gorącego południa Italii przegrzewało jego opony i doprowadziło do powstania na nich pęcherzy.

Verstappenowie zmienili gumy na główny wyścig, ale oznaczało to, że Max musiał popracować nad ich dogrzaniem, by zyskać przyczepność. Nowozelandczyk Daniel Bray wykorzystał jego maleńkie kłopoty i przeszedł na prowadzenie. Verstappen nie zamierzał puścić tego płazem. – Wiesz, czułem, że ponieważ jest tak szybki, po prostu go wyprzedzę i zniknę na przedzie stawki. Podjąłem manewr, ale był trochę zbyt optymistyczny, zderzyliśmy się i to był koniec zawodów.

ZOBACZ TAKŻE
Ekspert F1 zastanawia się. "Czy Verstappen uniknie błędów Schumachera i Senny?"

Starszy Verstappen wpadł w cichą furię. – Spakował namiot i resztę, wrzucił to wszystko do vana. Musiałem razem z przyjacielem odebrać gokart, bo tata powiedział, że muszę zrobić to sam. Siedzieliśmy w vanie w drodze do domu. Chciałem porozmawiać o tym, co się wydarzyło, wyrazić swoją opinię, ale ojciec nie chciał konwersować. Próbowałem aż w którymś momencie zatrzymał się na stacji i rzekł: <<Wychodź, nie chcę już z tobą rozmawiać>>.

Matka Verstappena na szczęście wyjechała z toru kilka minut po nich i niebawem pojawiła się na stacji. Ojciec ostatecznie też wrócił, więc kierowca nie był skazany tułać się po włoskich wsiach. Kontrowersyjna metoda nie wynikała jednak tylko z gniewu i chęci upokorzenia syna. – Chciałem, by pojął, że musi myśleć. W kolejnym sezonie wygraliśmy wszystko […] Był tak skupiony, sposób jego jazdy pokazywać, że myślał. Sądzę, że to, co się stało w tamtym wyścigu, uczyniło go lepszym kierowcą – wspominał Jos Verstappen.

Leclerc? Żaden kolega

Potrafił on strofować syna, ale nie był jego rywalem, w przeciwieństwie do Charlesa Leclerca. Dziś dla obu gwiazd F1 to powód do dowcipów, ale wówczas żaden nie był skory do żartów. W gokartach mierzyli się wielokrotnie, a do eskalacji konfliktu doszło podczas WSK Euro Series, znów w sezonie 2012. Kolizja między dwoma zawodnikami zaowocowała ostrą wymianą zdań.

To po prostu nieuczciwe. Prowadzę, on chce mnie wyprzedzić, wypycha mnie, ja wypycham go z powrotem, a on potem wypycha mnie poza tor – irytował się Verstappen. Leclerc zachował się zupełnie inaczej. ­­– Nic się nie wydarzyło, zwykły incydent wyścigowy – odparł na to samo pytanie reportera. Ich rywalizacja sięgnęła tak głęboko, że, jak powiedział Monakijczyk, na pewnym etapie się nienawidziliśmy.

 

W kartingu, zawsze [wygrywałem] ja albo [wygrywał] on […]. Zazwyczaj nasze starcia nie kończyły się najlepiej. Po tamtym wypadku obu zdyskwalifikowano – Verstappena za wypchnięcie Leclerca podczas wyścigu; Monakijczyka za wypchnięcie Maxa po zawodach. W kolejnym sezonie tarć było mniej, obaj prezentowali się świetnie, a Verstappen odniósł szereg prestiżowych triumfów w mistrzostwach Europy i świata. Nadszedł czas na ściganie bolidami.

Już podczas tej wybitnej kampanii, Holender regularnie testował samochody F3 i Formuły Renault 2.0. Na teście zorganizowanym na Jerez osiągał lepsze czasy niż regularni jeźdźcy serii, a w styczniu 2014 roku świat wyścigów obiegła wieść, że zadebiutuje we Florida Winter Series, nieoficjalnych zawodach. Już w drugim wyścigu serii zwyciężył, a kilka tygodni później o 4 tysięczne sekundy pokonał Nicholasa Latifiego. Europejska F3 stała otworem.

Byczy debiut

Holender błyszczał w barwach rodzimej Van Amersfoort Racing. W drugiej rundzie zdobył pole position, a gdy skończyła się seria awarii i incydentów, wygrał sześć wyścigów z rzędu w połowie sezonu. Jego rozwój bacznie obserwował Helmut Marko, doradca Red Bulla i szef programu juniorskiego stajni. Verstappen wyglądał na kogoś, kogo potrzebował – skontaktował się zatem z ojcem kierowcy i zaproponował współpracę.

Holender został częścią owego programu juniorskiego po testach bolidu Formuły Renault 3.5. Kontrakt z Toro Rosso na start w F1 potwierdzono natomiast w sierpniu tego samego roku. Nie trzeba być jasnowidzem, by dostrzec, jak ryzykowny (a może i karkołomny) był to krok. Wszak Kimi Raikkonen, debiutując w sezonie 2001 mierzył się z dyskredytującymi komentarzami prezesa FIA, Maxa Mosleya. Brytyjczyk argumentował, iż Fin (bez większego doświadczenia) narazi F1 na śmieszność.

Angaż Verstappena też budził szok. Holender nie miał nawet prawa jazdy, wciąż walczył o medale w swym pierwszym sezonie jazdy w bolidach. Na jego korzyść grały wymagania superlicencji, nawet w połowie nie tak wymagające, jak dziś. Verstappen musiał jedynie zapłacić za dokument (jak za wizę) i przejechać 300 kilometrów w tempie wyścigowym w bolidzie o otwartym nadwoziu, a zatem – bolidzie jakiejkolwiek formuły.

ZOBACZ TAKŻE
Były kierowca F1 o Leclercu. "Jest dobry, ale Verstappen jest trochę lepszy"

3 października mógł się więc pojawić na Suzuce, na swym pierwszym treningu. Zajął w nim 12. miejsce w stawce 22 kierowców. Przedtem niektórzy z pewnością posądzali Helmuta Marko o obłęd, ale Austriak był pewien swego. – Widziałem go w Formule 3 na Norisringu. To były zdradliwe warunki, zmieniały się co okrążenie. Max był dwie sekundy szybszy od innych.

Zaskoczenie doradcy Red Bulla nie mogło jednak równać się z zaskoczeniem ojca Maxa. Marko zadzwonił do niego po owym Norisringu i rzekł: – Słuchaj, Jos, zapomnij o wszystkim, wchodzimy do F1 na następny rok. Podobno jedyną odpowiedzią, jaką otrzymał od zszokowanego ojca zawodnika, było milczenie w słuchawce.

Verstappen pewny siebie

Młodszy Verstappen wiedział, jak się zachować. Kilka kurtuazyjnych podziękowań, powtarzanie, iż to spełnienie marzeń, a potem wycieczka do Faenzy. W interwale stwierdzenie: – Jestem zrelaksowany. Dam radę. Trafił na świetny okres funkcjonowania ekipy. Po kadrowych przemeblowaniach (Jean-Eric Vergne został wyrzucony, a Daniil Kvyat przeszedł to seniorskiego składu) jego partnerem został Carlos Sainz Jr. – inny wielki talent dysponujący znanym w świecie sportu nazwiskiem.

Sainz nie biegał co prawda po padoku F1 w sezonie 2000, kiedy mały Verstappen zaczepiał w boksach Pedro de la Rosę (wówczas kolegę ojca z zespołu Arrows), ale do rywalizacji z Holendrem przygotowany był znakomicie. Już w Australii zdobył kilka punktów, a potem, mimo problemów, prezentował stateczną i świetnie rokującą jak na debiutanta formę. Verstappen pierwsze „oczka” zgarnął w Malezji, ale zmiótł rywali dopiero na Węgrzech.

Leclerc 2022 Austria

Dziś dla obu kierowców rywalizacja kartingowa to jedynie powód do śmiechu | Fot. Scuderia Ferrari / Twitter

Sensacją było jego opanowanie samochodu i czyste tempo. Sensacją tym większą, iż ostatnim kierowcą, który zdobył dla Toro Rosso czwarte miejsce był…Sebastian Vettel w Grand Prix Brazylii 2008. Wyczyn ten Verstappen powtórzył w GP Stanów Zjednoczonych – jednym z sześciu wyścigów pod rząd, które ukończył w punktach. Początkowa przewaga Sainza i jego systematyczność zeszła na drugi plan. Hiszpan nie mógł równać się z Maxem.

ZOBACZ TAKŻE
Formuła 5: Seria powstała z nudów? Droga do F1 coraz dłuższa

Verstappen pokazał światu, że jest gotowy na wszystko i nie ma dla niego wyzwania, któremu w F1 nie sprosta. Kosztowało to wiele czasu i wyrzeczeń, wiele pracy za kulisami nad temperowaniem jego charakteru, ale Holender osiągnął pułap godny największego profesjonalisty. Max-debiutant nigdy nie zostałby mistrzem, ale przez lata wydoroślał i (chyba możemy to już stwierdzić) zmienił obraz współczesnej F1. Obraz, który swoimi wynikami od początku malował nieco wbrew tradycji. Jak się okazuje, gwałtowny progres nie zawsze prowadzić musi do upadku.

5/5 (liczba głosów: 5)
Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama