Co najwyżej czwarty
Zeszłoroczny wyścig Formuły 1 na torze Hungaroring wprowadził każdego fana w osłupienie. Po gigantycznym zamieszaniu na początku zawodów ostatecznie linię mety jako pierwszy przekroczył kierowca zespołu Alpine, Esteban Ocon. Francuz nie po raz pierwszy wybrał się na podium. W podobnym chaosie znalazł drogę do drugiej lokaty w GP Sakhiru z pandemicznego sezonu 2020, kiedy to jeszcze w maseczkach stał na podium z Sergio Perezem i Lancem Strollem.
Na co dzień jednak nie jest to dla niego naturalne środowisko. Młody Francuz, który miał trudną drogę do Formuły 1, przyzwyczaił nas do tego, że jeździ w zespołach środka stawki. Przez ręce tego pracowitego 26-latka, który w odróżnieniu od innych kierowców nie pochodzi z bogatej rodziny, przewinęło się wiele bolidów walczących w środku stawki, lub bliżej jej tyłu. Ocon nie miał jeszcze okazji rywalizować czymś, co można uznać za konkurencyjne. A co najmniej do tego stopnia, żeby mógł on myśleć o regularnych podiach.
Przez pewien czas wydawało się jednak, że wreszcie się to zmieni. Za plecami Estebana Ocona stoi od dawna Toto Wolff, szef Mercedesa. Austriak jest znany z tego, że lubi postawić na swoim, szczególnie w sprawie kierowców. Widać to na przykładzie George’a Russella, który został zaprowadzony niemalże „za rękę” do fotela w bolidzie W13. O taką możliwość ocierał się też Ocon, ponieważ sezon 2019 przesiedział na ławce rezerwowych, właśnie w koszulce Mercedesa. Gdy przykładowo Lewis Hamilton źle się poczuł przed GP Niemiec, Francuz już przymierzał kombinezon.
Następna stacja: Brackley
Niestety 26-latek nigdy nie dostał tej szansy, tak samo później w 2021 i 2022 roku. Tu sytuacja była jednak zgoła inna. Najpierw Lewis Hamilton bardzo długo nie podpisywał nowego kontraktu na starty w Mercedesie, co budziło wiele pytań bez odpowiedzi. Ostatecznie jednak przedłużył swój kontrakt. Następnie, w kolejnym roku 7-krotny mistrz świata zaszył się w Stanach Zjednoczonych i wiele wskazywało na to, że nie wróci on do ścigania. Ocon wyznał jednak ostatnio, że jeśli Brytyjczyk w końcu odejdzie z F1, ten będzie kandydatem na jego miejsce.
– Prowadzimy jakieś tam rozmowy, także dlatego, że w zarządzaniu karierą zawsze pomaga mi Gwen Lagrue, menedżer, który również pracuje z Mercedesem. Więc nadal istnieje to połączenie, mimo że jestem kierowcą Alpine i moja praca jest na razie tutaj. Mam fajną umowę, która wygasa pod koniec 2024 roku. Czeka mnie ciekawa przyszłość – powiedział tajemniczo Ocon.
Wóz albo przewóz
Francuz słusznie zauważył, że ma kontrakt do końca 2024 roku. Jest on jednym z niewielu kierowców w całej stawce, którzy mogą pochwalić się tak spokojną sytuacją. Trwająca napięta sytuacja transferowa sprawia, że kilku startujących może stracić szansę na starty już na najbliższy rok. A co dopiero na starty za dwa lata. Ocon wyznał więc w rozmowie z włoską odnogą serwisu Motorsport.com, że pomimo swoich mocnych perspektyw, dalej cechuje go pokora.
– Zdaję sobie sprawę, że w Formule 1 nic nie jest pewne. Nawet jeśli wygrałeś wyścig, jeśli stawiłeś czoła podwójnemu mistrzowi świata, jakim jest Fernando, nie masz gwarantowanej przyszłości. Mamy przykład Daniela [Ricciardo – przyp. red], który dwa lata temu był w grupie najlepszych kierowców, a dziś nie ma gwarancji miejsca w przyszłym sezonie. Zawsze musisz być na szczycie – biada ci, jeśli się poddasz – zakończył Francuz.