Winny i krytykowany
Lewis Hamilton i George Russell straszyli nas tym, że mimo dobrego piątku, nie wezmą szturmem kwalifikacji w Singapurze. Trudno ocenić, czy mieli rację. To dlatego, że dwa suche treningi zostały zastąpione przez niewybaczający deszcz w obu sobotnich sesjach. Mercedes nie popisał się w ostatnim treningu. Nadal jednak wszyscy byli przekonani o tym, że trzeba ich traktować śmiertelnie poważnie.
W kwalifikacjach ujrzeliśmy jednak rzadką sensację w postaci braku awansu George’a Russella do Q3. „Mr. Consistency” będzie się musiał napracować, żeby zapewnić sobie utrzymanie statystyki kończenia wszystkich wyścigów w pierwszej piątce. Młody kierowca nie został jednak skrytykowany za swoją słabą dyspozycję przez Toto Wolffa. Co prawda na drodze stanęły mu problemy z przepustnicą, lecz i tak cały weekend odstawał on od Hamiltona. 37-latek ocierał się o pole position już od pierwszej części czasówki. Niestety na koniec, gdy rywale się pogubili, nie wykorzystał on szansy na wygranie sesji. O dziwo to właśnie jemu dostało się nieco bardziej od szefa ekipy, który otwarcie wytknął mu błąd.
– Tak, [Lewis – przyp. red] zablokował koła w ostatnim sektorze i stracił mnóstwo czasu. To powinno być pole position. Ambicją musi być zwycięstwo, ale musimy też uważać na to, czego oczekujemy. Kwalifikacje szły nam dobrze, więc pomyśleliśmy, że możemy zdobyć pole position. I nagle okazuje się, że tego nie ma. Stąd rozczarowanie. Nie mniej jednak myślę, że zrobiliśmy krok we właściwym kierunku. Jutro możemy walczyć o zwycięstwo – stwierdził szef Mercedesa, Toto Wolff.
Nowa twarz Mercedesa
Na ogół coś takiego powinno być pominiętą przez wszystkich błahostką. Nie da się tego jednak zrobić, gdy chodzi o Lewisa Hamiltona. 7-krotny mistrz świata zawsze był chroniony przed wszelkimi negatywnymi komentarzami. Bańka ochronna stworzona przez Wolffa miała w pewnym momencie tak grubą warstwę, że naprawdę niełatwo doszukać się było jakiejkolwiek krytyki z jego strony w kierunku Hamiltona. Ponadto Austriak nie przyjmował do wiadomości tego, że zdaniem innych, jego kierowca może robić cokolwiek w niewłaściwy sposób.
Dezaprobaty ze strony Wolffa w kierunku 37-latka nie było nawet wtedy, gdy ten miał sporo za uszami w pamiętnych starciach z Nico Rosbergiem, gdzie boleśnie narażał dobro zespołu. Naprawdę dziwne jest więc to, że akurat teraz austriacki szef zespołu zauważył i wytknął drobny błąd swojego niekwestionowanego kierowcy numer 1. A może właśnie już teraz kwestionowanego? Lewis Hamilton na torze jest ikoną sportu, lecz jego niektóre zachowania i sposób bycia sprawiają, że Mercedesa obecnie się kocha albo nienawidzi.
Dlatego właśnie zespołowi z Brackley, w tym i przede wszystkim Toto Wolffowi może zależeć, żeby wypchnąć George’a Russella do centrum uwagi. Młodszy z brytyjskich kierowców jest świetny w tworzeniu dobrego PR-u. Bardzo szybko sprawił on, że wiele osób zapomniało o swojej niechęci do Mercedesa i „humorów” Hamiltona. Ponadto 24-latek rzadziej stawia zespół przed sytuacją dokonaną. Przykładowo, w Singapurze powróciła afera biżuteriowa. Aktualny wicemistrz świata nie poinformował zespołu, że znowu ma kolczyk w nosie. Ten występek kosztował Mercedesa 25 tys. dolarów. A to wcale nie jest żadna kwota, pamiętając, że w ten weekend wszyscy z Toto Wolffem na czele, wałkują temat limitów budżetowych w F1.