Na początek kilka słów wyjaśnienia, skąd tak naprawdę wziął się pomysł na zastąpienie klasycznego testu własnym komentarzem. Odpowiedź jest naprawdę prosta – dokładnie rok temu, w lipcu, miałem okazję sprawdzić nowego Tucsona w praktycznie identycznej konfiguracji – podobna konfiguracja kolorystyczna nadwozia i wnętrza, ten sam układ napędowy, a nawet ta sama wersja wyposażenia. Jedyną różnicą był brak napędu AWD… A także fakt, że wówczas nie działały mi żadne systemy bezpieczeństwa ani asystenci kierowcy. Teraz Hyundai Tucson HEV ponownie trafił w moje ręce…
Hyundai Tucson HEV – stylistyka
Nie będę rozwodził się zbytnio nad stylistyką Tucsona, gdyż robiłem to dokładnie rok temu, choć nie ukrywam, że jest na czym. Obecny język stylistyczny Hyundaia Sensious Sportiness (w dosłownym tłumaczeniu rozsądny sportowy charakter) wciąż taka samo mi się podoba i przekonuje niemal w każdej calu. Owszem, w przeciągu roku spotkałem się z jeszcze większą liczbą skrajnych głosów co do stylistyki Hyundaia Tucsona, zwłaszcza jego przodu. Nie wszystkim bowiem przypadł do gustu motyw teselowanych trójkątów. Owszem, stylistyka jest dość krzykliwa i odważna, ale osobiście lubię takie auta. Szkoda tylko, że lakier Tucsona był totalnie nudny – aż prosi się o jakiś żywszy odcień.
Trochę nudnawo jest też w kabinie. Owszem, prezentuje się ona futurystycznie i pasuje do awangardowego nadwozia Tucsona, jednak za mało w niej ozdobników, zaś wstawki z tapicerki też średnio do mnie przemawiają. Niezmiennie chwalę multimedia z 10,25-calowym ekranem, choć coraz bardziej przeszkadza brak wejść USB-C i bezprzewodowych funkcji Apple CarPlay i AndroidAuto.
Wreszcie działa wyposażenie i odkryłem praktyczne zastosowanie zdalnego sterowania autem
W przeciągu roku przetestowałem wiele aut, ale nadal Tucson do mnie przemawia pod względem komfortu obsługi i atmosfery w kabinie. Jedynie brakuje mi oświetlenia ambiente, o które aż się prosi patrząc na kształty deski rozdzielczej. Nadal jestem wielkim fanem ukazywania obrazu z martwego pola na ekranie zegarów, który to jednak oferuje zbyt mało możliwości konfiguracji, za to działa płynnie. Ponadto wciąż uważam selektor automatycznej 6-stopniowej przekładni za wygodne, a przy tym stylowe rozwiązanie. Fotele należą do jednych z najwygodniejszych w segmencie, a do przestronności czy wielkości bagażnika trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. Poza brakiem ambiente’a i wejść USB-C nie miałem też żadnych uwag do wyposażenia. Wreszcie wszystko działało jak należy i odbywało się to sprawnie. Jedynie aktywnemu tempomatowi zdarzała się czasami pewna zwłoka.
Pamiętacie, jak w zeszłym roku pisałem, że zdalne podjeżdżanie Tucsonem jest bezużytecznym gadżetem, bo wymaga aktywowania poprzez przycisk w kabinie? Tu tego problemu nie było i Tucson rzeczywiście potrafił wcisnąć się w naprawdę ciasne miejsca, z których za żadne skarby bym nie wysiadł. Wystarczyło wciśnięcie przycisku na pilocie i przytrzymanie go.
3 powody za napędem AWD
Pora przejść do kwestii układu napędowego. Także pod tym względem Tucson nie zawodzi, jednak postaram wam się udowodnić, dlaczego mimo większego spalanie wziąłbym napęd AWD. Zagrajmy w zabawę 3 powody na TAK i 3 powody na NIE. Zacznijmy od tych pozytywnych. Przede wszystkim lepsza trakcja i stabilniejsze prowadzenie w zakrętach w przypadku wersji z AWD, co bez wątpienia podnosi poziom bezpieczeństwa. Następnie Tucson AWD wcale nie ma mniejszego bagażnika ani gorszych osiągów (w subiektywnym odczuciu). Owszem, na papierze przednionapędowy wariant ma 0,3 s przewagi (8 s wobec 8,3 s w AWD), jednak na co dzień wcale tego nie czuć. Wreszcie wszechstronność i większe możliwości terenowe – nie musimy się bać błota czy śniegu.
3 powody przeciwko napędowi AWD
Jakie zatem są powody na NIE w przypadku Tucsona AWD? Przede wszystkim wyższe spalanie względem wersji przednionapędowej. O ile odmiana przednionapędowa w teście spaliła średnio w granicach 6,8-7 l/100 km, to w testowanej odmianie AWD wartości te były średnio o litr wyższe (ok. 8 l/100 km w trybie mieszanym). Na autostradzie auto paliło około 8,5 l/100 km (również litr więcej niż FWD). Różnice niwelowały się w mieście, gdzie tu i tu wyniki z 5-tką z przodu były realne. Zasięg Tucsona FWD wynosił około 750-800 km, zaś AWD około 700-750 km. Mimo to uważam, że obie odmiany są wystarczająco ekonomiczne i zapewniają spory zasięg. Na pewno kolejnym powodem na NIE może być cena, gdyż napęd AWD wymaga 9000 zł. dopłaty. Wreszcie ostatnim z powodów mogą być podwyższone koszty eksploatacji z racji np. na związane z obecnością napędu obu osi szybszym zużyciem opon czy serwisowaniem dodatkowych elementów układu przeniesienia napędu.
Hyundai Tucson HEV – ceny
Wariant hybrydowy HEV w odmianie Modern i napędem na przednią oś kosztuje od 148 900 zł. Dopłata do napędu AWD wynosi 9000 zł. Testowana topowa odmiana Platinum z napędem AWD kosztuje od 187 900 zł, zaś opisywany egzemplarz zamyka się w kwocie 197 200 zł. Teoretycznie to dużo jak na kompaktowego SUV-a, z drugiej zaś strony konkurencyjne SUV-y w postaci bliźniaczej Kii Sportage, Toyoty RAV4, Forda Kugi czy Hondy CR-V kosztują podobnie.
Podsumowanie: Hyundai Tucson HEV 1.6 T-GDI Platinum AWD
Hyundai Tucson 1.6 T-GDI HEV Platinum AWD
-
Stylistyka
-
Przestronność
-
Jakość materiałów
-
Wyposażenie
-
Multimedia
-
Komfort użytkowania
-
Przyjemność z jazdy
-
Silnik i napęd
-
Ekonomia i ekologia
-
Bezpieczeństwo
-
Cena w stosunku do jakości
Podsumowanie
Podsumowując Hyundai Tucson 1.6 T-GDI HEV w konfiguracji Platinum i napędem AWD wydaje się być najlepszym wariantem koreańskiego SUV-a. Oferuje podobne osiągi co mocniejszy PHEV, a jednocześnie jest tańszy i bardziej funkcjonalny. Z kolei napęd AWD poprawia trakcję i prowadzenie w zakrętach, nie ujmując jednocześnie przestronności kabinie. Te aspekty właśnie mnie do niego przekonały. Niezmiennie Tucson to jeden z najciekawiej stylizowanych SUV-ów w segmencie C i jednocześnie najprzyjemniejszych w codziennym użytkowaniu. Jednocześnie jest całkiem rozsądnie wyceniony. Jedynie co, to wahałbym się jeszcze nad wyborem odmiany N Line… Chyba, że Hyundai wypuści wreszcie Tucsona N, na co bardzo liczę. Tymczasem mogę moje refleksje spuentować jednym krótkim zdaniem – nie dziwię się, że te auta się tak sprzedają.