Czapki z głów
„Max Verstappen ma relatywnie dobry sezon”. Tak mogliśmy pisać w okolicach maja. Kilka miesięcy później musimy już przyznać, że obserwujemy najlepszy indywidualny pokaz umiejętności od lat. Holender w dominującym stylu zdobył swój drugi tytuł i zaczął bić kolejne rekordy. Głównym z nich stało się przebicie ustawionej przez Sebastiana Vettela i Michaela Schumachera liczby zwycięstw w jednym sezonie. Niemieckie ikony kierownicy dobiły do 13 wygranych rund w jednym roku kalendarzowym.
Obecny kierowca Red Bulla, jeżdżący w tym sezonie z mistrzowskim numerem jeden, jeszcze przed końcem sezonu wygrał już aż 14 razy. Do całej sprawy w bardzo ładny sposób odniósł się pokonany Vettel, mówiąc w Meksyku, że liczy na to, iż Verstappen wygra też dwie ostatnie rundy. Gorzko spojrzał na nią jednak syn Michaela Schumachera – Mick, który przynajmniej do końca sezonu przedłuża obecność najsłynniejszego nazwiska w padoku Formuły 1. Młody Niemiec przyznał, że rekord jego taty był nie do obrony, ponieważ w sezonie jest za dużo wyścigów.
Przekazanie pałeczki
Rekordowa długość kalendarza pozwoliła Verstappenowi już teraz przebić barierę ustanowioną w 2019 roku przez Lewisa Hamiltona. Dotyczy ona liczby punktów zdobytych w sezonie. W 2018 roku obecnie 7-krotny mistrz świata pierwszy raz w historii przebił poziom 400 punktów, zdobywając ich ostatecznie 408. W sezonie 2019 tylko to poprawił, kończąc z 413 „oczkami”. Wielu obserwatorów było przekonanych, że Hamilton, który od zawsze pcha siebie do kolejnych rekordów, podbije ten wynik w 2020.
Wtedy jednak plany pokrzyżował koronawirus który odchudził sezon o kilka rund. Ponadto w jednej z nich – GP Sakhiru, Brytyjczyk nie startował, bowiem sam był chory. Hamilton wrócił co prawda na ostatnią rundę w tamtym sezonie, lecz ewidentnie sprawiał wrażenie osłabionego. Tym samym, zamiast wygrać, dojechał trzeci. Te dziesięć punktów plus potencjalne dwadzieścia pięć z Bahrajnu mocno zweryfikowały jego dorobek.
Później już 37-latek nie był w stanie patrzeć na rekordy, ponieważ w 2021 roku objawił się mu Max Verstappen. Ten sam, który już teraz przebił ten wspomniany rekordowy dorobek „oczek”. Po rundzie w Meksyku ma już 416 punktów, a do zdobycia jest jeszcze aż 60 kolejnych. Ta wartość może się wydawać myląca, lecz pamiętamy, że oprócz 2×25 za wyścigi, dochodzi jeszcze możliwość wygrania zbliżającego się sprintu w Brazylii, a także wywalczenia najszybszych okrążeń na Interlagos i Yas Marinie.
Jedyny Włoch, który pokonał Verstappena
Jest jednak jeden rekord, który już na pewno nie zostanie przez niego pobity. Chodzi o procentową liczbę zwycięstw w sezonie. 14/20 na ten moment daje mu 70%. Jeśli Verstappen wygra dwie ostatnie rundy, to wynik podskoczy mu do 72,72% i będzie to wystarczająco do tego, żeby zająć drugie miejsce w tabeli wszech czasów. Nie do złapania jest już bowiem najsłynniejszy włoski kierowca, jaki kiedykolwiek startował w Formule.
Dwukrotny mistrz świata Alberto Ascari co prawda zginął w wypadku samochodowym 67 lat temu, niedługo po powstaniu F1. Nie mniej jednak zdążył się zapisać złotymi zgłoskami w historii tego sportu. I właśnie pod kątem procentowej liczby zwycięstw, jego nazwisko może być nie do zdarcia z pierwszej lokaty. W 1952 roku Ascari wygrał zawrotne sześć wyścigów. Co jednak ważne, rund było tylko osiem.
Wartość pojedynczych wyścigów
Włoch zignorował pierwszy wyścig tamtego sezonu, którym było GP Szwajcarii. Powodem był jego niekorzystny termin, ponieważ zaraz po nim odbywała się runda w Stanach Zjednoczonych, na której mocno mu zależało. Jak wiemy, w tych czasach dostanie się za ocean nie było tak łatwe jak obecnie. Kierowcy byli więc postawieni przed wyborem startowania albo tu, albo właśnie tam. O tym, jak wyjątkowa była decyzja Ascariego i dlaczego Włoch nie wygrał na „ziemi obiecanej”, przeczytacie w naszym tekście o historii GP USA.
To, co jednak interesuje nas w kwestii pojedynku na procenty z Maxem Verstappenem, to fakt, że Ascari wrócił do Europy i wygrał wszystko do końca sezonu. Sześć z ośmiu rund? 75%. Verstappen oczywiście mógłby to przebić. Zabraknie jednego zwycięstwa. Najlepiej, że można wybrać feralny wyścig o GP Singapuru, w którym rzadka niemoc 2-krotnego mistrza świata, zablokowała możliwość wygrania przez niego dziewięciu wyścigów z rzędu. Byłoby to wyrównanie kolejnego rekordu wspomnianego wcześniej Sebastiana Vettela.