Już raz mieliśmy styczność z obecną, IV generacją SsangYonga Korando. Auto wywarło na nas pozytywne wrażenie, choć do paru kwestii można było się przyczepić, zwłaszcza do wysokiego spalania benzynowej jednostki 1.5 T-GDI. Teraz, po przeszło 2 latach mogliśmy ponownie sprawdzić koreańskiego SUV-a, tym razem w odmianie wysokoprężnej. Czy tym razem Korando spełnił pokładane w nim oczekiwania?
Od razu poznasz, że to Koreńczyk
Od premiery obecnej generacji minęły przeszło 3 lata, jednak samochód się zbytnio nie zestarzał. Auto nadal wygląda świeżo i atrakcyjnie, choć jego typowo azjatycki design nie każdemu musi przypaść do gustu. Auto mierzy 4,45 m długości, zaś jego rozstaw osi liczy 2675 mm, a więc jest typowym kompaktowym SUV-em pokroju Kii Sportage, Hyundaia Tucsona czy Skody Karoq. Aż do czerwca bieżącego roku był on też najświeższym modelem w gamie SsangYonga, dopóki nie zaprezentowano większego SUV-a Torres.
Design pojazdu jest dość odważny, nadwozie zwraca uwagę wiśniowym lakierem Cherry Red Metallic za 2900 zł oraz ciekawymi 19-calowymi felgami (2500 zł). Przedni pas z zabudowanym grillem i LED-owymi lampami przypomina mniejszego crossovera Tivoli, zaś tylne lampy połączono grubą chromowaną listwą i mają wzór litery C, sprawiający wrażenie trójwymiarowości.
Kabina całkiem ciekawa i estetyczna
Kabina w pewnym stopniu nawiązuje też do Tivoli, choć ma też kilka charakterystycznych dla kompaktowego Korando rozwiązań. Korando to pierwszy model, w którym wprowadzono tzw. Blaze Cockpit z 10,25-calowym wyświetlaczem wirtualnych zegarów. Działają one płynnie, można je łatwo personalizować i mają atrakcyjne grafiki. Najciekawszym elementem wnętrza Korando jest trójwymiarowe oświetlenie ambiente, sprawiające wrażenie zatopionego w szerokich listwach z piano black na desce rozdzielczej i na drzwiach.
Centrum dowodzenia stanowi 8-calowy dotykowy ekran systemu infotainment z kikoma dotykowymi przyciskami-skrótami i fizycznym pokrętłem do regulacji głośności. Działa on jednak przeciętnie, czyli ani dobrze ani źle. Reakcja na dotyk jest przyzwoita, ale nic ponadto, rozkład menu niezbyt intuicyjny, zaś grafiki trącą myszką. Zastosowano tylko przewodowego Apple CarPlay’a i AndroidAuto. Poniżej ekranu multimediów znalazł się wygodny panel dwustrefowej automatycznej klimatyzacji z klasycznymi pokrętłami.
Wyposażenie dość bogate, choć ma parę rażących wpadek
Kabina generalnie rzecz ujmując jest dość estetyczna i solidnie wykonana, choć w paru miejscach widać niedopatrzenia. Przykładowo dolna część kokpitu jest twarda, podobnie jak boczki przednich i tylnych drzwi. Na szczęście spasowanie jest na dobrym poziomie i nie słychać żadnych trzasków z kabiny.
Lista wyposażenia topowej wersji Sapphire jest całkiem obfita i obejmuje m.in. adaptacyjny tempomat (2500 zł) i pakiet systemów bezpieczeństwa, kamerę cofania (dobrej jakości), przednie i tylne czujniki parkowania, elektrycznie sterowany fotel kierowcy, podgrzewane i wentylowane fotele, podgrzewaną kierownicę, nawigację czy skórzaną tapicerkę w ładnym brązowym kolorze. Jest jednak kilka poważnych braków. Przykładowo pasażerowie drugiego rzędu nie mają osobnych nawiewów, zaś na całe auto przewidziano tylko jedno wejście USB-A (z przodu, koło indukcyjnej ładowarki).
SsangYong Korando – przestronność i funkcjonalność
Pod względem przestronności Korando wypada naprawdę dobrze. Przednie fotele są obszerne i wygodne, choć słabo trzymają na boki. Z tyłu jest zaskakująco dużo miejsca na nogi, nie brakuje go też nad głowami i na szerokość, a pasażerowie mają do dyspozycji podłokietnik z cupholderami. Bagażnik liczy przyzwoite 551 litrów (niestety jest dość płytki) i ma elektrycznie otwieraną klapę (4000 zł), która jednak działa bardzo powoli.
Diesel sprawia dobre wrażenie… w przeciwieństwie do skrzyni
Sercem testowanego Korando jest jednostka wysokoprężna o pojemności 1.6 litra, generująca 136 KM oraz 324 Nm. Prędkość maksymalna to 181 km/h. Współpracuje ona z napędem na przednie koła i 6-biegową automatyczną przekładnią Aisina (8000 zł dopłaty). Koreański diesel zapewnia wystarczającą dynamikę do prędkości autostradowych, zaś kabinę dość dobrze wyciszono. Wystarczy jednak wyjść z auta, by przekonać się, że jednostka klekocze niczym traktor. Współczesne diesle konkurencji mają lepszą kulturę pracy. Nie spodobała nam się też praca automatycznej przekładni. Ma ona wyraźną zwłokę przy ruszaniu, potrafi szarpać i wolno reaguje na kickdown. Jak na hydrokinetyka nie działa zbyt płynnie.
SsangYong Korando 1.6 e-Xdi – spalanie
Pod względem zużycia paliwa jest przeciętnie. Średnie spalanie w teście oscylowało w granicach 6,7 l/100 km. Nie jest to ani wysoki wynik, ani też wybitnie niski. Na autostradzie jednostka Korando zużywa między 7 a 7,5 l, w mieście spalanie podchodzi pod 8 l, zaś na drogach lokalnych koło 5,8 l/100 km. Dość mały jest bak, gdyż liczy on raptem 47 litrów i pozwoli na przejechanie około 600 km. Dla porównania porównywalną Skodą Karoq 2.0 TDI przejedziemy około 850-900 km na jednym baku.
Zero żyłki sportowca, za to sporo z kanapowca
Co zatem wyróżnia Korando na tle konkurencji? Z pewnością komfort jazdy. Czuć, że auto nastawiono na wygodę, zaś sportowe doznania czy precyzja jazdy zeszły na dalszy plan. Samochód pływa w zakrętach, układ kierowniczy również nie należy do zbyt precyzyjnych. Pod tym względem znacznie lepiej wypada mniejszy Tivoli. Za to filtrowanie wszelkich nierówności wychodzi koreańskiemu SUV-owi bardzo dobrze. Czuć jednak, że nie jest to tak dopracowany układ jezdny jak u niemieckiej czy rodzimej koreańskiej konkurencji.
Czemu tak drogo?
Bazowy SsangYong Korando z silnikiem benzynowym 1.5 T-GDI i skrzynią manualną kosztuje od 97 990 zł. Diesel w analogicznej odmianie Quartz jest o 15 000 zł droższy. Testowany egzemplarz w topowej odmianie Sapphire wyceniono na poziomie 145 990 zł, zaś dopłata do przekładni automatycznej wynosi 8000 zł. Opisywany samochód wyceniono na 173 390 zł. To kwota na poziomie konkurencji, np. Skody Karoq czy Opla Grandlanda, które z porównywalnymi dieslami kosztują odpowiednio od 154 800 zł (z napędem 4×4) oraz 166 400 zł. Biorąc pod uwagę jednak niszowy charakter SsangYonga i jego pewne braki w wyposażeniu to sporo. Na obronę auto ma natomiast 5-letnią gwarancję z limitem do 100 000 km.
Podsumowanie: SsangYong Korando 1.6 e-Xdi Sapphire
SsangYong Korando 1.6 e-Xdi Sapphire
-
Stylistyka
-
Przestronność
-
Jakość materiałów
-
Wyposażenie
-
Multimedia
-
Komfort użytkowania
-
Przyjemność z jazdy
-
Silnik i napęd
-
Skrzynia biegów
-
Ekonomia i ekologia
-
Bezpieczeństwo
-
Cena w stosunku do jakości
Podsumowanie
SsangYong Korando w odmianie wysokoprężnej z jednej strony wypada lepiej od wariantu benzynowego, gdyż mniej pali i jest wystarczająco dynamiczny. Z drugiej strony praca automatycznej przekładni pozostawia nieco do życzenia, zaś diesla w odróżnieniu do benzyniaka nie dostaniemy z napędem AWD. Auto wygląda całkiem atrakcyjne, reprezentując typowy azjatycki styl, jest też funkcjonalne i komfortowe. Szkoda tylko, że ma kilka rażących braków w wyposażeniu. Ponadto cena wersji Sapphire nie należy do zbyt atrakcyjnych na tle bardziej dopracowanej konkurencji. A to właśnie znacznie niższa cena niż u konkurencji byłaby w stanie zachęcić do wyboru SsangYonga, który sam w sobie nie jest złym autem.