Ciągle czegoś brakuje
Charles Leclerc ma spośród wszystkich kierowców w stawce jedną wyróżniającą się zaletę. Jest piekielnie szybki. Jasne, każdy kierowca F1 jest niesamowicie szybki, bo inaczej nawet będąc pay-driverem nie byłby w królowej sportów motorowych. Leclerc to jednak coś innego. Na palcach jednej ręki można policzyć kierowców obecnej ery z takimi pokładami czystej szybkości jak Monakijczyk. Max Verstappen i Lewis Hamilton to chyba na obecną chwilę jedyni, którzy są mu w stanie pod tym względem dorównać. Do tego grona dołożyłbym Fernando Alonso, ale nie ma on topowego bolidu i trudno jest stwierdzić, co jeszcze potrafi. Niemniej to co robił w przeszłości i fakt, że momentami z konstrukcji Alpine wyciągał niesamowite rzeczy mogą go zaklasyfikować w tym gronie.
Wracając jednak do sympatycznego Monakijczyka. Prędkość na pewno ma. Szczególnie na jednym okrążeniu, gdyby tak nie było to nie zdobyłby tylu pole position w karierze. W 2022 r. pod tym względem pokonał nawet Maxa Verstappena. Długie przejazdy też wychodzą mu świetnie. Chłopak naprawdę potrafi się ścigać przysparzając przy tym wielu emocji tak jak to było, kiedy jeszcze Red Bull nie odjechał Scuderii w zeszłym sezonie. Jest jednak jeden haczyk. Wielu fanów i ekspertów mówi, że Leclerc jest szybki i… na tym zalety się kończą. Można tu zwrócić uwagę na czynnik, który cechował wielu mistrzów świata na przestrzeni lat. Umiejętność wstrząśnięcia własnym zespołem, autorytet i ta mityczna „mentalność mistrza”.
Z wielkimi mistrzami liczą się całe zespoły
Idealnym przykładem byłby tu Michael Schumacher. Niebywały kierowca, ogromny profesjonalista, sportowiec przez duże „S” i co najważniejsze wielokrotny mistrz świata. Był człowiekiem, z którego zdaniem musiał liczyć się każdy z jego otoczenia. Wyrobił sobie niesamowity autorytet, który zaprowadził go do miejsca, w którym był drugą zaraz obok Bernie’ego Ecclestone’a najważniejszą osobą tego sportu. Kolejny przykład? Lewis Hamilton – wyrobiony niesamowity autorytet, potrafi powiedzieć zespołowi co myśli, wiele decyzji na przestrzeni kariery podejmował sam.
Powiecie, że to przesada? Że gdzie Schumacher i Hamilton, a gdzie Leclerc? Proszę bardzo, podaje aktualny przykład. Max Verstappen jest aktualnym mistrzem świata. Zastanówmy się, co obok prędkości i niesamowitego „mentalu” cechuje tego kierowcę. Ma ogromną decyzyjność w zespole, potrafi kwestionować decyzje strategiczne, nawet na bieżąco przez team radio i jest niekwestionowanym pierwszym kierowcą Red Bulla. Jest w stanie wstrząsnąć ekipą tak jak chociażby po kwalifikacjach w Singapurze, gdy to Red Bull popełnił jeden ze swoich niewielu strategicznych błędów.
Mistrz świata potrzebuje silnego charakteru. Nie ma tu miejsca na miłych chłopców
I to właśnie tego ma brakować Monakijczykowi. Wśród fanów słychać było wiele zarzutów jako miałby on być zbyt bierny względem decyzji Ferrari. Że zbyt często podporządkowywał się decyzjom strategicznym. W sezonie 2021 i momentami nawet 2022 nie był traktowany jako kierowca numer jeden, a zamiast tego był stawiany na równi z Sainzem. To zawsze będzie prowadziło do dylematów strategicznych i spięć w zespole. A nie powinno tak być. Leclerc powinien jako kandydat na mistrza mieć autorytet. Powinien mieć stanowisko, z którym będzie liczył się zarząd. Powinien kwestionować decyzje zespołu wtedy, kiedy to potrzebne, a w sezonie 2022 takie wiadro zimnej wody przez radio wylane na strategów byłoby naprawdę wskazane. Może jeszcze do tego nie dorósł, może przyjdzie to z czasem, może po prostu tego nie potrafi, czas pokaże.
Wydawałoby się więc, że Charles Leclerc musi pokazać, że nie jest tym miłym chłopakiem z Monako jakiego wszyscy znamy. Tak nie wygrywa się mistrzostw świata. Nie jestem w stanie wymienić mistrza z XXI wieku, który miałby zupełnie nieskazitelny charakter i byłby wyłącznie miłym, bezkonfliktowym kierowcą jakim zdaje się być Leclerc. Hamilton? Dobre sobie, spójrzmy na sezony w McLarenie, albo walkę z Rosbergiem. Vettel? On dojrzał, kiedy największe sukcesy miał już za sobą, wielu z was zapewne pamięta czasy „crash kida” i „multi 21”. Najbliżej takiego czystego wizerunku byłby prędzej Jenson Button.
Co musi zmienić Charles Leclerc, aby dorównać kierowcom takim jak Verstappen i Hamilton?
Charles Leclerc musi więc pokazać, że jest kierowcą kolokwialnie mówiąc „z jajami”. Musi udowodnić, że potrafi trzymać krótko wszystkich w zespole i mieć autorytet pozwalający mu na niekwestionowaną pozycję nr. 1 w każdej sytuacji. Niestety dla Carlosa, ale on musiał dobrze wiedzieć w co się pakuje. W każdym razie Charles musi porzucić swój wrodzony pacyfizm. Musi być agresywnym kierowcą nie tylko na torze, ale i w rozgrywkach wewnątrz zespołu. Powinien zdawać sobie sprawę, że to on tu jest pierwszym kierowcą i to on ma walczyć o mistrzostwo, a więc i on musi brać na siebie dużą odpowiedzialność i decydować, chociażby o niektórych czynnikach strategicznych. Jeśli Ferrari tego nie akceptuje… cóż, Charles, uciekaj stamtąd jak najprędzej.
Młody Monakijczyk ma już prędkość. Ma też spory bagaż wyścigowych doświadczeń. Jeśli dostanie chociaż taką maszynę jak w 2022 r. to czynnik techniczny też rozwiąże się sam. Jeżeli więc zrozumie, że powinien przejąć większą inicjatywę, że on też może stawiać ultimatum zespołowi oraz, że ekipa nie zawsze ma rację to wtedy zdobędzie pierwiastek mentalności mistrza świata Formuły 1. Ten, który pozwoli mu kwestionować decyzje i decydować. Ten, który da mu autorytet i pozycję lidera zespołu na miarę (oby) Schumachera. Najlepsze jest to, że wspominam o tym, nie będąc nawet fanem Ferrari. Nawet nie czuję się jakoś mocno związany z Charlesem Leclerkiem. Ja po prostu nie chcę, aby jeden z największych talentów tego sportu się zmarnował. To byłaby krzywda dla Formuły 1, a jak wiemy im więcej pretendentów do tytułu tym ciekawiej dla nas, obserwatorów.