Connect with us

Czego szukasz?

Formuła 1

Czym naprawdę zajmowała się Angela Cullen?

Angela Cullen i Lewis Hamilton stworzyli prawdopodobnie najbardziej znany duet trener-kierowca w ery silników V6. Pochodząca z Nowej Zelandii specjalistka była jednak odpowiedzialna za znacznie więcej, niż tylko za odbieranie kasków od wysiadającego z bolidu Brytyjczyka. Jej historia jest równie intrygująca.

Hamilton Cullen 2
Fot. Archiwum prasowe Mercedesa F1

Aż do Grand Prix Arabii Saudyjskiej nieodłączna część padoku Mercedesa, Angela Cullen przez lata postrzegana była jedynie przez pryzmat współpracy z Lewisem Hamiltonem. Określana jako jego trenerka, terapeutka, przyjaciółka, powiernica, niekiedy nawet szoferka (niezgodnie z prawdą), stanowiła na tle F1 personę powszechnie znaną, ale znaną wyjątkowo pobieżnie.

W szerszej dyskusji jej nazwisko przewijało się tylko wówczas, gdy brytyjski mistrz rzucał się w jej objęcia po kolejnym triumfie. Niewielu próbowało zgłębić, czym w istocie się zajmowała i jak jej obecność wpłynęła na podejście siedmiokrotnego czempiona do ścigania. A jeszcze mniej powiedziano o jej przeszłości i imponującym CV. W przeciągu dwóch dekad zaprowadziło ją ono z dalekiej Nowej Zelandii do boksu jednego z najwybitniejszych kierowców wszech czasów.

Od dziecka na sportowo

Patrząc z perspektywy przeciętnego kibica, dość trudno wyobrazić sobie, że kiedy Hamilton – uważany dziś za weterana sportu – wygrywał swe pierwsze zawody kartingowe na brytyjskiej prowincji, jego przyszła trenerka personalna reprezentowała już własny kraj na arenie międzynarodowej. Spróbowawszy wcześniej m.in. krykieta, piłki nożnej, siatkówki czy pływania, Cullen w wieku 15 lat poświęciła się w pełni… unihokejowi.

I przez kolejne 6 lat z dumą zakładała koszulkę z nowozelandzką flagą. Jednocześnie, coraz mocniej angażowała się w dziedzinę, która pasjonowała ją od dzieciństwa – osiągów ludzkiego organizmu. – W szkole zakochałam się w matematyce, naukach ścisłych i praktycznej stronie przedmiotów pokroju psychologii, anatomii oraz fizyki – wspominała.

ZOBACZ TAKŻE
Lewis Hamilton mógł być 10-krotnym MŚ F1. Zabrakło... 16 punktów

Podjęcie studiów wyższych kolidowało z profesjonalnym uprawianiem sportu, toteż Cullen zawiesiła kijek na kołek i udała się na Auckland Institute of Technology. Uzbrojona w dyplomy z fizjoterapii i nauk medycznych, udała się do Londynu na praktyki nieopodal dawnego Crystal Palace. Jako starszy fizjoterapeuta w Instytucie Sportu, Nowozelandka działała wespół z UK Athletics, Brytyjską Federacją Triathlonową i kadrą olimpijską.

Odpowiadała tam za monitorowanie, mobilizowanie i dopasowywanie treningów dla najlepszych efektów. Dołożyła zatem dużą cegiełkę do epokowego osiągnięcia, jakim był pierwszy od 1912 roku triumf sztafety męskiej 4×100 metrów. Na igrzyskach w Atenach Brytyjczycy o jedną setną sekundy pokonali dominujących Amerykanów.

Angela Cullen

Fot. Hintsa Performance

Ale dla Cullen zdecydowanie istotniejsza niż owa chwalebna wiktoria była możność nieustannego przesuwania granic ludzkiej fizyczności. – Zawsze uwielbiałam wyzwanie polegające na wyciśnięciu z siebie wszystkiego, co najlepsze. Szybko zaaplikowałam to do wyciągania najlepszego z innych – wyjaśniała swe motto. Jego naturalnym rozwinięciem stały się wydarzenia z podróży rowerowej po Ameryce Południowej.

W drużynie wizjonera

Wycieczka nosiła wszelkie znamiona ekstremalnej. Startując z Ziemi Ognistej, archipelagu wieńczącego południowy kraniec kontynentu, wespół z równie pozytywnie postrzelonymi pasjonatami fizjoterapeutka pokonała całą Amerykę wzdłuż linii pionowej. Naturalnie, z pełnym wyposażeniem i bez ekipy nadzorców. Te luksusy przynależą innym testującym ludzką sprawność wyzwaniom pokroju ręcznego przepłynięcia kanału La Manche.

– To było przed epoką smartfonów i GPS-u. Używaliśmy jednej mapy topograficznej całej Ameryki Południowej, która powiodła nas przez 1500 kilometrów. Przekroczyliśmy granicę Andów 14 razy, jeździliśmy na pułapie 5000 metrów, przecięliśmy Atakamę oraz słone pustynie Boliwii. Pięciokrotnie musieliśmy przemierzyć ponad 250 kilometrów dziennie w poszukiwaniu żywności i wody – opowiadała z uśmiechem.

Hamilton Cullen

Fot. Archiwum prasowe Mercedesa F1

Unikalne doświadczenie otworzyło jej oczy na lekko zmodyfikowaną ścieżkę kariery. Powróciła do Nowej Zelandii i zajęła się pomaganiem rodzimym sportowcom w osiąganiu maksymalnych rezultatów w sportach wymagających największego wysiłku. – Jedną z naszych inicjatyw było implementowanie trenerów personalnych. Ról, w których jedna osoba była holistycznie odpowiedzialna za dobre samopoczucie naszych olimpijczyków – opowiadała.

Co zatem sprowadziło ją z drugiego końca Ziemi z powrotem do Wielkiej Brytanii? Znajomości, doświadczenie, ale też kolejny zastrzyk motywacji. W 2014 roku podczas pobytu we francuskich Alpach spotkała bowiem swego znajomego, Pete’a McKnighta. Ten opowiedział jej o pewnym słynnym doktorze; konkretnie, specjaliście od przygotowywania ciała do ekstremalnej sportowej mitręgi.

ZOBACZ TAKŻE
Zarobki kierowców F1 2023. Awans Verstappena, spadek Hamiltona i Alonso

Dowiedziałam się co nieco o pracy Dr Akiego Hintsy z etiopskimi biegaczami, olimpijczykami oraz kierowcami F1. Jego model dotyczący dobrego samopoczucia oraz filozofia, iż <<osiągi są efektem dobrego stanu zdrowia>> odpowiadała moim przekonaniom i ideałom a propos osiągów ludzkiego ciała – podsumowywała Cullen. Decyzja o dołączeniu do zespołu renomowanego eksperta przyszła łatwo.

Cullen optymalizuje pracę mistrza

U boku doskonałego, zawsze patrzącego w przyszłość lekarza Cullen nie zdążyła jednak przepracować nawet dwóch lat. Fin, architekt dzisiejszych metod treningowych większości kierowców F1, przegrał walkę z nowotworem. Pozostawił tym samym pustą przestrzeń wokół swego serdecznego przyjaciela – wspomnianego Hamiltona. Brytyjczyk po wielekroć w chwilach największego zwątpienia sięgał właśnie po rady Hintsy.

Fina, zmarłego w listopadzie 2016 roku, nic nie mogło zastąpić. Logiczne było jednakże, by o kontynuację jego dzieła zadbała persona bezpośrednio powiązana z firmą legendy. Tym sposobem pozycję w najbliższym kręgu ówczesnego 3-krotnego mistrza zajęła 11 lat starsza Cullen. Nowozelandka natychmiast rozszerzyła spektrum aktywności i zaaplikowała metody wprowadzające do życia kierowcy Mercedesa pożądany ład.

Jest skupiona, bezinteresowna, powoduje, że przeżywam weekendy w spokoju. Każdego dnia […] jest pozytywnie nastawiona – nie było dnia, by wstała lewą nogą […]. Nie można działać z nadmiernym balastem. Nie można trzymać się z ludźmi, którzy nie inspirują cię do tego, by być lepszym, i którzy nie podniosą cię na duchu w chwili załamania. Musisz mieć przy sobie ludzi, którzy mogą to dla ciebie zrobić – ona jest jedną z nich – tłumaczył Hamilton.

Brytyjczyk docenił nie tylko niegasnący optymizm Cullen. Nowozelandka zadbała również o jego treningową rutynę, eliminując niewielkie, ale frustrujące dolegliwości, na jakie kierowca cierpiał przez lata. Mimo współpracy z trenerami, Hamiltona nękały okresowe kłopoty mięśniowe związane z odcinkiem lędźwiowym, pośladkami czy sztywnością szyi.

 

Przez lata miałem trenera, ale zauważyłem, że zawsze miałem różne problemy. Musiałem więc radzić sobie z nimi przez cały weekend i myślałem: <<To nie ma sensu. Nie potrzebuje treningów w trakcie weekendu [wyścigowego – przyp. red.] – podkreślał rekordzista. Z tego też powodu po rozpisaniu planu podstawowych ćwiczeń domowych zaproponował specjalistce towarzyszenie mu w trakcie wyścigów.

Inżynier ds. ludzkich

Cullen na ofertę przystała – tak rozpoczęła się przygoda, której kolejne rozdziały upływały na wiecznych podróżach po torach całego świata. W toku weekendów fizjoterapeutka zawsze trzymała się blisko Brytyjczyka, gotowa rozładować nieoczekiwane napięcia. Czynności wykonywane w świetle kamer – głównie noszenie kasków i bagaży – tworzyły przy tym dość fałszywy obraz jej zadań.

Nowozelandka odpowiadała bowiem za pełny plan przygotowawczy. Podróże, sen, dieta, odpoczynek mentalny – dominującą część wspomnianych aktywności Hamilton wykonywał pod jej auspicjami. Mimo wkroczenia w kompletnie odrębny świat, Cullen relatywnie szybko zdiagnozowała wymogi stawiane przez świat F1. Jako pierwsza kobieta na tej posadzie w historii.

ZOBACZ TAKŻE
Vowles, Allison i Cowell. Jak Mercedes zastępuje liderów?

Trenowałam wiele gier zespołowych, w których istnieje tendencja do opierania się na jednym-dwóch kluczowych członkach ekipy, ale w motorsporcie każdy członek zespołu musi pracować na maksymalnych obrotach każdego dnia, w każdy weekend ­­– opisywała nowe środowisko, porównując je do gry w krykieta, ale na większą skalę. Zaskoczenie intensywnością pracy odeszło, zastąpione przez konkretny schemat działania.

Każdy weekend Cullen podporządkowywała optymalizacji, dokładnie tak jak w czasie współdziałania z biegaczami. – Można powiedzieć, że sprinterzy na 100 i 200 metrów to Formuła 1 zawodów lekkoatletycznych. Moja rola przypominała inżyniera albo mechanika blisko współpracującego ze sportowcem; poprawiałam jego ciało dla optymalizacji osiągów w zakresie prędkości, siły, mobilności, kontroli [możliwości – przyp. red.] – puentowała.

Hamilton pozytywne efekty tegoż podejścia dostrzegł natychmiast; współpraca układała się doskonale. Wyłączając wspólne cele, kierowca i trenerka dzielą podobnie perfekcjonistyczne ambicje i szereg idei oraz marzeń. Nagłe rozstanie na gruncie zawodowym nie rozdzieli ich personalnie. W planach mają chociażby wspólny akrobatyczny skok ze spadochronem.

Cullen i życie po F1

A to tylko jeden z celów, które Cullen pragnie zrealizować po rezygnacji z jeżdżenia po świecie w barwach Mercedesa. Choć siedem lat niemal nieustannego podróżowania i dbania o wszelkie aspekty treningowe niewątpliwie zbliża ludzi do siebie i sprzyja zacieśnianiu więzi, to presja każdorazowego zbudowania idealnego środowiska i dobrostanu psychiczno-fizycznego kierowcy skłoniły Nowozelandkę do obrania innej drogi.

Hamilton Dżudda

Fot. Mercedes-AMG Petronas F1 Team / Twitter

– Angela cieszy się własnym życiem. Ma ogrom pomysłów na to, czym chce się zająć. Rozmawiamy czy piszemy ze sobą właściwie każdego dnia […]. Zawsze będziemy związani, czy to fortunne czy niedodawał sam Hamilton. Brak Cullen z pewnością odczuje, choć na brak wsparcia narzekać nie może. Wciąż jest z nim niezatapialny Stephen Lord, koordynator zespołu wyścigowego. Jeden z nielicznych, którzy mieli swój udział we wszystkich 103 triumfach wielkiego zawodnika.

Teraz rodak Hamiltona postara się stworzyć namiastkę owego najlepszego partnerstwa, które wypracowała Nowozelandka. – Ludzie na pewno tego nie zrozumieją, co jest oczywiste, bo patrzą na to z dystansu, ale ona jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie przytrafiły mi się w życiu. Miałem szczęście pracować z wieloma świetnymi ludźmi, a ona jest najciężej pracującą kobietą, z którą mam przyjemność pracowaćmówił Hamilton rok temu.

ZOBACZ TAKŻE
Inżynierowie wyścigowi F1 2023. Poznaj stawkę cichych bohaterów F1

Brytyjczyk nie kryje, że wsparcie Cullen pomogło mu stać się lepszym człowiekiem. Dla fizjoterapeutki takie słowa to naturalnie powód do dumy, ale też żadne novum.Nikt z nas nie jest perfekcyjny, ale możemy być choć trochę lepsi dzisiaj, niż byliśmy wczoraj ­– zwykł mawiać Aki Hintsa. Cullen wzięła sobie to do serca dawno temu.

4.2/5 (liczba głosów: 14)
Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama