Connect with us

Czego szukasz?

WEC i 24h Le Mans

Ostatni taki weekend | Zapowiedź 6h Fuji WEC, MotoGP i IndyCar

Po raz ostatni w tym roku w trakcie jednego weekendu będziemy mogli oglądać wyścigi IndyCar, MotoGP i WEC tego samego dnia. Jednocześnie to jest też zamknięcie sezonu 2023 w IndyCar. Z kolei walka o tytuły w WEC wchodzi w decydującą fazę.

Toyota będzie walczyć z Ferrari na własnej ziemi
Fot. FIA WEC

WEC wróci do ścigania po dwóch miesiącach przerwy

Szósta runda tegorocznych mistrzostw świata endurance kieruje nas do Japonii, a więc Kraju Kwitnącej Wiśni i Toyoty. To właśnie tam, u stóp góry Fuji, na Fuji International Speedway, w najbliższą niedzielę odbędzie się najbliższa runda FIA WEC. Po zwycięstwie Toyoty we Włoszech, wszyscy jesteśmy ciekawi czy na własnej zdołają oni znów pokonać Ferrari czy Porsche. Sam tor trochę przypomina Monzę. Obydwa te obiekty posiadają długie proste. To oznacza, że zespoły muszą tak ustawić swoje samochody w ramach BoP, aby ich pojazdy były w stanie uzyskiwać tam wysokie prędkości.

To, co różni te dwa obiekty to zakręty, które przedzielają te proste. Na Monzy mamy mieszankę szybkich oraz wolnych szykan oraz dość szybkich prawych zakrętów. Natomiast na Fuji zakręty są w większości bardziej „techniczne”. Szczególnie mowa tu o trzecim sektorze. Tam kluczem do sukcesu będzie dobre ustawienie zawieszenia oraz ciśnienia opon tak, aby wydobyć jak najwięcej przyczepności z ogumienia. Do tego trzeci sektor kończy się też wyjściem na główną prostą. Tam kluczem będzie dobre wyjście. Jakikolwiek błąd, bądź też przyblokowanie przez inny samochód mocno odbije się na prędkości pod koniec tej prostej.

Znów zapowiada się 6h Fuji bez deszczu

Fot. FIA WEC

W górę i w dół

Innym istotnym czynnikiem wpływającym na osiągi na tym torze są liczne zmiany wysokości na okrążeniu. W pierwszym i drugim sektorze samochody jadą przeważnie w dół. Zaś w pozostałej jego części, samochody podjeżdżają pod górkę. Ta zmienna będzie miała wpływ na balans samochodu. Ten z kolei odbije się chociażby na drodze hamowania do pierwszego, lub dziesiątego zakrętu. Z kolei w piętnastym zakręcie można spodziewać się kierowców obracających swoje samochody. Przyczyną tego może być profil zakrętu, w którym wierzchołek znajduje się wyżej, niż zewnętrzna jego strona.

6h Fuji WEC mapa toru

Fot. FIA WEC

Ciekawie będzie też wyglądać kwestia ruchu na torze i dublowania. Na prostych nie powinno być z tym problemu. Jednak hamowania do pierwszego, trzeciego, szóstego czy dziesiątego zakrętu będą „ciekawe”. W tych miejscach auta klas Hypercar hamują z wysokich prędkości i samochód LMP2, lub GTE Am i nieprzewidywalny manewr ze strony wolniejszego samochodu może skończyć się nieciekawie dla samochodu za nim. Do tego też ważne będzie wykonanie manewru przez trzynastym zakrętem, bo potem w trzech następnych zakrętach będzie trudniej je zdublować.

ZOBACZ TAKŻE
Lamborghini rozpoczęło testy SC63. Przejechano spory dystans

Jak wygląda BoP na 6h Fuji? Spore zmiany

Wyliczenia ACO odnośnie balansowania osiągów Hypercarów na ten wyścig są dość rewolucyjne. Mianowicie Cadillac, Ferrari, Peugeot i Toyota dostały dociążenie na poziomie od 5 do siedmiu kilogramów. Jednocześnie prawie każdy z tych producentów dostał też dodatkowe około dziesięć koni mechanicznych. Wyjątkiem jest tu Peugeot 9X8. Francuski prototyp zamiast dodatkowej mocy dostał niższy próg aktywacji elektrycznej części jednostki napędowej. Do tej pory mogli robić to od 150 kilometrów na godzinę. Teraz zaś ta wartość zmalała do 135 km/h. To pomoże im na wyjściach z dwóch nawrotów oraz w trzecim sektorze.

Jednak pytaniem jest to: czy rzeczywiście będzie to dla nich realny zysk w kontekście wyścigu? Jasne, lepsze wyjścia z zakrętów na pewno pomogą im w uzyskiwaniu wyższych prędkości na prostych. Tylko trudno mi powiedzieć, ile to będzie warte, przykładowo, w trzecim sektorze? Mając przed sobą pusty tor, 9X8 sporo zyska w tamtej sekcji, bo trzeci sektor premiuje jednak trakcję na wyjściu. Tylko w praktyce, w trakcie wyścigu dość często w tej sekcji, Peugeot będzie raczej zmagał się z wolniejszymi samochodami. Jeśli chodzi o „balans” między Ferrari, a Toyotą to wygląda na to, że Scuderia delikatnie zyska do liderów klasyfikacji.

ZOBACZ TAKŻE
Agnieszka Szatkowska o zwycięstwie IEC w 24h Le Mans. "Coś niesamowitego" | WYWIAD

Skoro mowa o klasyfikacjach…

Miejmy nadzieję, że Ferrari będzie w stanie nawiązać realną walkę z Toyotą w Fuji. Najlepiej, aby w ogóle „czerwoni” powalczyli o zwycięstwo i to podwójne. To pomoże utrzymać nam walkę o tegoroczne mistrzostwo świata przy życiu. Aktualnie Toyota #8 ma na koncie 115 punktów. Zaś „tylko” 92 „oczka” ma siódemka oraz Ferrari #51. To są dwadzieścia trzy punkty różnicy. Obecnie do zdobycia są sześćdziesiąt dwa „oczka”. Fuji to ostatnia szansa na zredukowanie straty ze strony Ferrari, aby w Bahrajnie nie musieć modlić się o cud.

Lepiej wyglądają sprawy w LMP2

Tam w punktacji prowadzi Kubica z Andrade i Deletrazem mając na koncie 110 punktów. „Dychę” do nich traci Inter Europol Competition, a więc polska załoga wciąż ma mocne szanse na mistrzostwo. Natomiast za tymi dwoma zespołami mamy długo nic i dopiero ze stratą osiemnastu punktów do IEC, na trzecim miejscu plasuje się United Autosports. Może się wydawać, że to duża strata jak na dwie rundy do końca sezonu. Jednak w LMP2 niczego nie można być pewnym. Zarówno WRT, jak i Inter Europol Competition czy United Autosports nie zamierzają oglądać się za siebie. Celem każdej z ekip jest wygrana w 6h Fuji. Zobaczymy też, jak poradzą sobie Prema znana jako Iron Lynx czy Vector Sport. Te dwa zespoły za rok pojawią się w klasie Hypercar. Jednak obecnie ich wyniki i osiągi prezentowane na torze pozostawiają sporo do życzenia.

Inter Europol walczy z #41 WRT o mistrzostwo LMP2 w WEC

Fot. Inter Europol Competition

W GTE Am znamy już mistrzów i są nimi Nicky Catsburg, Ben Keating i Nicky Varrone. Amerykańska załoga zapewniła sobie tytuł już podczas 6h Monza. Teraz natomiast chcą oni jechać bez oglądania się na BoP. W tych dwóch ostatnich wyścigach walczą oni wyłącznie o zwycięstwa. Dodatkowo dzięki czwartej lokacie w Monzy, dostali oni więcej mocy i obniżkę masy minimalnej w ramach BoP. To pomoże im w osiągnięciu ich celu w Japonii. Natomiast za nimi cały czas toczy się batalia o wicemistrzostwo. O nie rywalizują Iron Dames, GR Racing oraz TF Sport. Zobaczymy, która z tych załóg zostanie najlepszym z pozostałych, gdy opadnie flaga w szachownicę w Bahrajnie.

W MotoGP walka może stać się ciekawsza

MotoGP przenosi się teraz do Włoch, z których potem cały cyrk wyleci do Azji. Zanim jednak to nastąpi to przed nami jeszcze GP San Marino. Tor Misano World Circuit to diametralnie inny obiekt względem Barcelony czy Red Bull Ringu. Tutaj znacznie większe znaczenie mają zwrotność i trakcja. Moc przydaje się może w dwóch, lub trzech sekcjach toru. Nie zmienia to jednak faktu, że to Aprilia, Ducati i KTM będą walczyć między sobą. Honda i Yamaha znów będą musiały obejść się smakiem. Jeśli chodzi o czołówkę to najważniejszym tematem weekendu będzie dyspozycja Pecco Bagnai. Włoch weźmie udział w treningach, ale nie wiemy, co z wyścigami. Wydaje się, że Włoch będzie w stanie rywalizować na motocyklu. Jednak nie wiemy czy starczy mu sił na walkę w czołówce czy jednak będzie on musiał zadowolić się pojedynczymi punktami. Miejmy nadzieję, że Włoch jak najszybciej wróci do pełni sił.

Jeśli jednak zabraknie go w czołówce to przynajmniej w Misano nie będzie on miał największych powodów do obaw. Obecnie ma on pięćdziesiąt punktów nad Jorge Martinem. Ten z kolei ma na sobie lekką presję wykorzystania gorszej dyspozycji swojego rywala i to na nim ciąży presja wygrania w Misano. Jeśli Hiszpan zrealizowałby taki plan to i tak traciłby trzynaście „oczek” do Bagnai, nawet, gdyby Włoch ominął wyścigi w Misano.

Jednak nie sam Martin może walczyć o wygraną w GP San Marino. Zauważmy, że dobrze w ostatnim czasie czuje się Aprilia, która dodatkowo dobrze zna obiekt w Misano. KTM, a dokładnie Brad Binder, też dokonał postępu. Z Bagnaią czy bez, Martin będzie musiał stawić czoła konkretnej opozycji, która wcale nie jest słabsza od niego.

ZOBACZ TAKŻE
Gdzie oglądać MotoGP w 2024 roku w Polsce? [transmisja, stream, live]

Dziwne plotki za kulisami

Cały czas trwają spekulacje dotyczące przyszłości niektórych zawodników. I tak, tematem przewodnim jest przyszłość Marca Marqueza oraz Pedro Acosty. W kontekście tego pierwszego mamy do czynienia z sinusoidą. Były już plotki o tym, że Marc opuści Hondę po tym sezonie. Później jednak one ucichły. Jednak potem zaczęto mówić o odejściu Hiszpana do Pramac Racing. Później jednak znów wszystko zdementowano. Z kolei w ostatnich dniach zaczęto mówić o dacie 11 września. To właśnie tego dnia zespoły i zawodnicy MotoGP po raz pierwszy przetestują prototypy swoich maszyn na 2024. Początkowo mówiło się, że po tym teście, Marc Marquez zadecyduje o tym, czy zostaje czy odchodzi z Repsola. Teraz jednak mówi się, że ten test nie będzie aż tak „decydujący”.

KTM wystawi trzy motocykle fabryczne w GP San Marino

Fot. KTM

Osobne zamieszanie generuje natomiast Pedro Acosta. Najpierw mówiło się o tym, że Hiszpan zastąpi któregoś z zawodników Gas Gasa. Potem pojawił się pomysł piątego motocykla pod brandem MV Agusty. Jednak taką opcję wykluczył przez MotoGP, Carmelo Ezpeleta. Najnowsza plotka głosi, że Acosta miałby zastąpić Jacka Millera w zespole fabrycznym. Australijczyk miałby stracić fotel wyścigowy. W zamian miałby on dostać odszkodowanie w postaci podwójnej wartości pensji, jaką miałby dostać w 2024 roku. Do tego KTM miałby mu zagwarantować dziesięć dzikich kart w MotoGP. Problem jednak polega na tym, że każdemu z producentów obecnych w MotoGP, przysługują obecnie zaledwie trzy takie zgłoszenia. Mówi się, że Dorna miałaby za rok zwiększyć ich liczbę do sześciu. Nadal jednak są to tylko spekulacje. Rzekomo ich autorem są włoskie media. Jednakże osoby podające takie informacje w mediach społecznościowych, nie podały dokładnego źródła. Obecnie w kontekście dzikich kart jedyne, co możemy uznać za pewne to to, że w GP San Marino z takową wystartuje Dani Pedrosa, właśnie na KTM-ie

ZOBACZ TAKŻE
Alex Palou: Kim jest mistrz IndyCar, którego podziwia Fernando Alonso?

Kończymy sezon 2023 w IndyCar

Amerykański serial single-seaterów rozstrzygnął już kwestię tegorocznego mistrzostwa wśród kierowców. Nadal jednak przed nami jest jeszcze jeden wyścig. Przed nami GP Monterey na legendarnym obiekcie Laguna Seca. Alex Palou mimo przypieczętowania mistrzostwa raczej nie będzie próżnował. Podobnie Scott Dixon, który co ciekawe, ma już zapewnione wicemistrzostwo. Gorąco natomiast będzie w Team Penske. Josef Newgarden broni trzeciej lokaty przed Pato O’Wardem i Scottem McLaughlinem. Każdy z tej trójki miał w tym roku wzloty i upadki i nikt z tej trójki nie zamierza odpuścić.

Alex Palou jedzie w GP Monterey jedzie bez presji

Fot. Chip Ganassi Racing

Pod presją będzie też Will Power. Australijczyk nie wygrał w tym roku jeszcze ani jednego wyścigu. Brak triumfu w niedzielę oznaczałby przerwanie serii sezonów, w których Power wygrywał przynajmniej jeden wyścig. Ta rozpoczęła się w 2007 roku i wygląda na to, że dobiegnie ona końca. Jak widać, jest sporo powodów, dla których warto będzie oglądać zmagania w WEC, MotoGP czy IndyCar. Pamiętajmy, że w ten weekend startuje jeszcze GB3, w której rywalizuje Tymek Kucharczyk.

Wyścig 6h Fuji WEC wystartuje w tą niedzielę, o godzinie 10:00 czasu polskiego. Potem o godzinie 14:00 odbędzie się wyścig MotoGP o GP San Marino. Natomiast po 19:00 ruszy ostatni wyścig IndyCar w tym sezonie.

Reklama