Nieoficjalnie mówi się, że Formula E jest czwartym największych sportem motorowym na świecie po F1, MotoGP oraz WRC. Zbierane regularnie dane a propos liczby kibiców nie ukryją jednak faktu, że to tylko… dane. Medialna ekspozycja serii stoi na poziomie znacznie niższym. FE stara się zrobić wszystko, by swoją wyjątkową charakterystykę przekuć w podziwu godny produkt m.in. marketingowy. Sezon 10. jest do tego idealną okazją. Działania zostały już podjęte.
Znana i lubiana twarz
Sprawą, która w oczy rzuciła się od razu, było bezpośrednie zaangażowanie Davida Coultharda. Były kierowca F1 wcześniej działał w FE za kulisami, przez swoją firmę Whisper TV, która wspierała serię od strony realizacji transmisji. W roli eksperta pojawił się raz – podczas E-Prix Berlina 2018 roku, kiedy pełnił dodatkowo funkcję konferansjera.
Jego obecność w Meksyku mogła tedy stanowić zaskoczenie. Szkot nie dość, że dzielił się z widzami obserwacjami z pozycji komentatora, to jeszcze odwiózł kierowców samochodem na podium. Coulthard ma zresztą zjawiać się na zawodach częściej. Tak zakłada umowa serii z jego Whisper TV.
“You don’t need to worry until you’ve got hair my colour.” 👴🏻@therealdcf1 took our top 3 finishers to the podium… and gave them some (s)age advice! 😂 pic.twitter.com/Er6EvYCE3I
— Formula E (@FIAFormulaE) January 18, 2024
– Fantastyczną rzeczą w tych mistrzostwach, zwłaszcza dla kierowców, jest to, że wszyscy tu działamy na rzecz <<zabawy>>. Chcemy, by kibice poczuli się włączeni w tę rywalizację. Z kolei dla kierowcy, wiedza, że sesja treningowa prowadzi bezpośrednio do kwalifikacji, a te bezpośrednio do wyścigu – ten okres naładowania adrenaliną – powoduje absolutne zaangażowanie – wychwalał zawody 13-krotny triumfator Grand Prix F1.
Coulthard nie jest oczywiście jedyną personą o świetnej renomie, jaką FE przyciągnęła. Dla zwrócenia na siebie uwagi, seria zaprosiła do jednorazowej współpracy Usaina Bolta oraz Adriena Brody’ego. Czyli, odpowiednio, 8-krotnego mistrza olimpijskiego i rekordzistę świata w sprintach, oraz słynnego aktora, nagrodzonego Oscarem za rolę w filmie Pianista.
Raz mistrz, zawsze mistrz
Bolt przybył do padoku na inaugurację sezonu i dostał od władz możliwość przejechania się bolidem GenBeta. Innymi słowy, maszyną Gen3 zmodyfikowaną tak, aby wycisnąć z napędu pełen potencjał. Jamajczyka podszkolili nieco Coulthard oraz urzędujący czempion, Jake Dennis; podobno sam biegacz też mocno się do zadania przyłożył. Mimo tego, za pierwszym razem moc bolidu go przytłoczyła – obrócił się tuż po starcie.
Potem jednak złapał rytm i zapanował nad samochodem. Swój klasyczny dystans 100 metrów osiągnął w czasie 4,36 sekundy, mógł tedy powiedzieć, że wreszcie coś okazało się szybsze od niego. Rekord, który ustanowił, wynosi bowiem 9,58 sekundy. W kokpicie czuł się zapewne klaustrofobicznie (mierzy 195 cm wzrostu), ale uśmiech nie schodził z jego twarzy.
– [Bolid – przyp. red.] jest jak rakieta na kołach. Poprowadzenie go było szokującym doświadczeniem. Moc już na starcie była zaskakująca, a adrenalina, jaką się wtedy dostaje, to coś ponad wyobrażeniem. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Powiedzieli mi, że jak tylko pokierujesz tą maszyną, to nie będziesz chciał się zatrzymać, i mieli rację. Robiłbym to codziennie, gdybym mógł. Jeśli dostanę więcej czasu, z pewnością pojadę szybciej – opowiadał.
Równie pozytywnie zaskoczony był Adrien Brody. Hollywoodzki aktor, w opozycji do Bolta, ma doświadczenie wyścigowe. Jako młody chłopak brał udział w zawodach drag racingu w Nowym Jorku. Być może dlatego bez większych problemów przejechał 2,5-kilometrowe okrążenie toru w Ad-Dirijji. Oczywiście, on też się przygotowywał, rozmawiając z inżynierami.
– Wejście za kółko Gen3 tylko zwiększyło moje uznanie i szacunek dla talentu, ducha walki i umiejętności, które mają ścigający się tu kierowcy. Ten samochód ma tak potężne przyspieszenie, a jednocześnie jest tak lekki – trzeba operować nim w sposób naprawdę wyrafinowany – komentował.
Wizja szefa
Jeff Dodds, który pod koniec poprzedniego sezonu zastąpił na pozycji dyrektora zarządzającego FE Jamiego Reigle’a, tego rodzaju inicjatywom przyklaskuje. Być może pod względem technicznej wiedzy wielu w padoku ustępuje, ale wydaje się posiadać czytelny plan marketingowy. Zakłada on wykształcenie w społeczeństwie choćby powierzchownej wiedzy na temat FE. Innymi słowy, uczynienie sportu głośniejszym.
Wie on bowiem – i często to powtarza – że niewystarczająco wiele osób jest świadomych samego faktu istnienia mistrzostw. Dodds pragnie więc współczynnik ten wydatnie podnieść. Nie chodzi tu o powielanie sukcesu F1, ale zapewne o osiągnięcie poziomu, na którym nawet motoryzacyjni ignoranci kojarzą nazwę czempionatu. I mają mgliste pojęcie o jego naturze. Każdy przecież słyszał o Michaelu Schumacherze, Ayrtonie Sennie czy Lewisie Hamiltonie. Większość ludzi spotkało się też z nazwą Le Mans.
– Myślę, że poszczególne elementy tego sportu są fantastyczne, osiągi bolidów doskonałe, mamy świetnych kierowców, świetnych producentów, ścigamy się w kapitalnych lokacjach. Ale rzeczywistość jest taka, że nie dość wielu ludzi o nas wie i angażuje się w FE. Z drugiej strony – mamy tylko 9 lat, a rywalizujemy z dyscyplinami mającymi po 75 czy 100, więc próbujemy osiągnąć bardzo wiele w krótkim czasie – tłumaczył.
Przyciąganie gwiazd pomaga w zbliżeniu się do ideału. Zapewne temu służyła również jedna z ostatnich wypowiedzi dyrektora, który złożył publicznie ciekawą obietnicę. Jeśli tytułu w F1 nie zdobędzie Max Verstappen, FE wpłaci 250 tys. dolarów na cel charytatywny wyznaczony przez nowego czempiona.
We love a bit of healthy competition 💪 https://t.co/GOcKuS1z5d
— Formula E (@FIAFormulaE) February 21, 2024
To jedna strona medalu – drugą jest przekaz medialny. Alberto Longo twierdzi, że FE ma 350 milionów fanów na całym świecie, a ich liczba rośnie (ostatnio, w stosunku rok do roku, o 16-17%) i ma rosnąć. – Z punktu widzenia marketingu, PR-u i prasy, podczas zimy nakreśliliśmy wiele planów, które będziemy wprowadzać w życie podczas trwania sezonu – zapowiedział.
Nowe oblicze transmisji
W centrum owych planów leży telewizja. Dodds stwierdzał, że od momentu jego wejścia na pozycję CEO a startem sezonu 10. podpisali 40 umów z różnymi firmami z branży. W USA elektryczny czempionat obsługują potężne przedsiębiorstwa CBS i Roku, w Japonii – Fuji TV, w Chinach – CCTV. Na rynku europejskim na pierwszy plan wysuwa się partnerstwo z TNT Sport, nadawcą w Wielkiej Brytanii i Irlandii.
Pozornie jest ono nonsensowne – TNT to stacja kodowana i płatna. Jej subskrypcja kosztuje w niektórych ofertach 31 funtów – więcej niż serwisy streamingowe Netflix, Apple TV+ i Amazon Prime razem wzięte. Seria ma jednak swoje wytłumaczenie. Dotąd FE ukazywała się na Wyspach w telewizji ogólnodostępnej: na BBC, Channel 4 czy Channel 5. Jej rozreklamowanie było podobno fatalne, a same wyścigi nierzadko transmitowane z opóźnieniem. Symptomatyczny dla owego okresu był fakt, że zdarzało się, iż kierowcy pytali dziennikarzy, gdzie ich znajomi mogą obejrzeć zawody.
Władze wierzą, że dzięki kooperacji z TNT sytuacja się zmieni, ale nie pozostawiają wszystkiego w rękach telewizji per se. Seria zatrudniła jako prezentera Jermaine’a Jenasa – tak, byłego piłkarza Tottenhamu, Newcastle oraz angielskiej reprezentacji. On to, stopniowo się opierzając, wespół z podnoszącymi poprzeczkę Alexą Rendell i Saundersem CB, ma zagwarantować nową jakość kulejącego i wypełnionego truizmami „opakowania” transmisji.
Na razie FE celebruje skok w popularności. Na dzień przed E-Prix w Arabii Saudyjskiej seria pochwaliła się rekordowymi wskaźnikami oglądalności ścigania w Meksyku. Tylko w USA zawody na CBS oglądało w kluczowym momencie 3,4 miliona odbiorców, dwa miliony więcej niż zeszłoroczne GP F1 w Las Vegas.
Oczywiście przy założeniu, że statystyki uwzględniają oglądanie nie całego wyścigu, a co najmniej minuty – to ogólnie przyjęty globalnie protokół badania popularności programów telewizyjnych. Na rynku brytyjskim TNT Sports zanotowało zaś 29% wzrost, a w punkcie szczytowym zawody śledziło 100 tys. osób. Pozostaje pytanie, na ile wpłynęła na to obecność Jenasa oraz fakt, że wcześniej na antenie nadawano mecz Newcastle z Manchesterem City, w którym padło aż 5 bramek.
Intrygujące kuluary
Jeden wyścig to zbyt niewiele, by wyrokować, czy FE znalazła swoje miejsce między innymi wielkimi sportowymi widowiskami jak NFL czy Premier League właśnie. Niemniej, dane są imponujące, podobno na tyle, że nie wszyscy w padoku byli gotowi w nie uwierzyć. Zwłaszcza, że zaangażowanie w media społecznościowe miało skoczyć o 205% rok do roku. Pojedyncze relacje na Instagramie osiągają z kolei milionowe widownie.
Jak i kanał w serwisie YouTube. Formuła E niedawno zakończyła emisję nowego sezonu serialu Unplugged, opowiadającego o kulisach rywalizacji. Sam trailer osiągnął 2,3 miliona wyświetleń, a pierwszy epizod, którego bohaterem był Jake Dennis, zebrał ich 491 tys. Kolejne odbiły się równie szerokim echem, widzów było średnio 313 tys.
To już sam w sobie znaczący wzrost. Skróty wyścigów rzadko przekraczają barierę 100 tys. wyświetleń, a tzw. team radio nie dorasta do pięt odpowiednikowi z F1. Gdyby przejrzeć spis najchętniej odtwarzanych filmów, większość miejsc w czołówce zajmują zaskakujące akcje promocyjne. O wyścigu Jeana-Erica Vergne’a z gepardem powiedziano wiele; niegdyś w ciekawszą inicjatywę zaangażowaną akrobatę Damiena Waltersa.
Ów gimnastyk i kaskader miał zrobić fikołek nad pędzącym niemal 100 km/h bolidem FE. Akcja była naturalnie kontrolowana, Walters miał do dyspozycji zegar sugerujący, w jakim czasie bolid do niego dotrze. Dokonano też kilku prób. Niejako w odpowiedzi na zarzuty o fałszerstwo seria pisała: niektórzy z was zauważyli różnice w pozycji lądowania Damiena w różnych momentach. Aby rozwiać wątpliwości, informujemy, że skok został wykonany więcej niż raz – zespół odpowiadający za bezpieczeństwo, po konsultacjach z Damienem, zdecydował, że jest to możliwe. To pozwoliło nam nakręcić akcję z większej liczby perspektyw, włącznie z wersją 360-stopniową.
Rok prawdy
Wszystkie powyższe informacje roztaczają przed nami piękną wizję przyszłości. Na ile jest to w istocie oznaka nadchodzącego wzrostu popularności, a na ile tylko wydmuszka, nie można stwierdzić. Za przekazem medialnym musi podążyć jakość sportowa. FE wypracowała sobie w tym względzie uzasadnioną reputację, ale notoryczne zmiany w kalendarzu nie pomagają jej w budowie wizerunku.
Tak jak niewykorzystany potencjał. Seria jako jedna z nielicznych zaczyna rywalizację jeszcze w okresie dla Europy zimowym: styczniu oraz lutym. Wyścigi w Meksyku i Arabii Saudyjskiej stanowią tedy doskonałą okazję, by wypełnić jałowe wówczas środowisko motorsportu fantastycznymi spektaklami. A czy te ostatnie takie były? Meksyk zaserwował pielgrzymkę do mety, Arabia nie była wiele lepsza.
Szerszym echem odbił się Dakar, wygrany przez Carlosa Sainza Sr. FE co prawda zyskała na współpracy z wybitnymi osobistościami, wszak Bolt udostępnił zdjęcia ze swojego przejazdu w mediach społecznościowych, a tylko na Instagramie śledzi go prawie 14 milionów osób, ale to nie wszystko. Seria musi odpowiedzieć sobie też na pytanie, do jakiej grupy odbiorców chce przede wszystkim trafić.
Nie jest tajemnicą, że nie śledzą jej tzw. hardcorowi fani motorsportu, od dziecka wychowywani na zapachu benzyny i ośmiocylindrowych silnikach. FE przyciąga młodych, w tym wiele kobiet (prowadzi zresztą program Girls on Track). Akcje włączające do gry np. koreański zespół BTS czy ilustrujące jak po Tempelhof szarżuje Nico Rosberg, wszystkiego nie załatwią.
Przyszłe miesiące będą kluczowe. Formuła E otrzymała transze finansowe od nowych partnerów, m.in. firmy Hackett czy Taittinger, wiele też planuje. – Wydarzy się jeszcze wiele więcej, jesteśmy bardzo dumni z tego, co zrobiliśmy do tej pory, ale na razie pokazujemy tylko wierzchołek góry lodowej – mówi Alberto Longo. Optymizm jest wskazany, ale ważne, by nie przerodził się on w propagandę sukcesu.