Warto przypomnieć, że ostatni tytuł mistrzowski włoska stajnia wywalczyła w 2008 roku. Wówczas byli najlepsi w klasyfikacji konstruktorów, a Felipe Massa przegrał batalię z Lewisem Hamiltonem o zaledwie punkt. Rok wcześniej wywalczyli podwójną koronę i celebrowali sukces z Kimim Raikkonenem. Niestety od tamtej pory nie byli oni w stanie stworzyć konstrukcji, która dawałaby im pewne szanse na triumf w „generalce”. Chociaż udawało się nawiązać walkę, o czym wspominał sam Montezemolo.
– Denerwuje mnie to, że Ferrari nie ma tytułu od czasu Kimiego Raikkonena, od 2007 roku. Jednak jeszcze bardziej niepokoi mnie to, że nie możemy utrzymać otwartych mistrzostw do ostatniego wyścigu. Oczywiście nie jest fajnie, jeśli tytuł zostanie utracony w ostatnim wyścigu roku. Kilka razy zachowaliśmy szansę i nadzieję, ale tak nie było od lat. Szkoda – wspominał 72-latek.
Włoch miał na myśli walkę Fernando Alonso o tytuły w latach 2010 i 2012. Niestety wtedy Ferrari dwukrotnie poległo. Nadzieja wróciła dopiero w 2017 roku, gdy zespół jak równy z równym zaczął walczyć z Mercedesem. Niestety ekipa, jak i ich lider – Sebastian Vettel, zaczęli popełniać błędy. Doprowadziło to do rozstrzygnięcia losów mistrzostwa na kilka rund przed końcem, co nie podobało się byłemu prezydentowi Ferrari.
Dlaczego?
Luca di Montezemolo podkreślał, że wynika to głównie z niestabilności włoskiego zespołu. – Główny powód: brak konkurencyjności samochodów oraz problemy ze stabilnością. Ale mamy też inne czynniki, takie jak taktyka wyścigowa i kierowcy. Jeśli chcesz wygrać w Formule 1, wszystkie te elementy muszą być idealnie wyważone – podkreślał.
Obecnie Scuderia Ferrari walczy o uzyskanie równowagi i powrót na szczyt. W tym celu tuż przed startem sezonu 2019 zastąpiono Maurizio Arrivabene. Nowym szefem zespołu został Mattia Binotto, jej wieloletni inżynier. Zyskał on w oczach byłego szefa koncernu Fiat. – Mattia Binotto jest niestrudzony – ocenił go 72-latek.
Kwestia kierowcy numer jeden
Były prezydent Ferrari S.p.A wspominał, że zespół wyścigowy za jego czasów musiał zdecydować, kto będzie ich liderem. Bez takiej decyzji trudno byłoby osiągać wówczas sukcesy. Po odejściu Michaela Schumachera wiele się w tym kontekście zmieniało i często zawodnikom pozwalano na więcej. Gdy już stawiano na Alonso czy Vettela zawsze pojawiały się komplikacje z przekazaniem polecenia drugiemu zawodnikowi.
– Schumacher miał u boku kilku kierowców – Eddie Irvine’a, Rubensa Barrichello, Felipe Massę. Wszyscy mogli wygrywać wyścigi, nie ma co do tego wątpliwości. Było również jasne, że Michael był numerem jeden. To nie była nasza decyzja, to było podyktowanie wynikami stopera – podsumował di Montezemolo.
Trudno nie odnieść wrażenia, że członek rodziny Ferrari odnosił się do sytuacji z sezonu 2019, kiedy to zespół miał trudność z podjęciem decyzji. Charles Leclerc przewyższył oczekiwania, dość szybko zaadoptował się w ekipie i pokonał czterokrotnego mistrza świata. Jednak według Włocha, Scuderia powinna dać szansę Niemcowi.
– Kiedy wygasa kontrakt tak jak u niego, zawsze jest to trudny moment w zespole wyścigowym. Ale w ciągu ostatnich kilku lat często udowodniał, jak szybki jest. Vettel musi zostać. Nadal ma szybkość, ma także duże doświadczenie. W kryzysowej sytuacji jest właściwym motywatorem. Ponadto jest przydatny w dalszym procesie uczenia się u Leclerca – zakończył.