Connect with us

Czego szukasz?

IndyCar

Dan Wheldon, czyli supergwiazda z Emberton | Legendy motorsportu

Dan Wheldon był supergwiazdą. W swoim dorobku ma m.in wygranie wyścigu Daytona 24h, dwukrotny triumf w Indianapolis 500, a także mistrzostwo IndyCar. Jego karierę przerwał jednak tragiczny wypadek na torze Las Vegas Motor Speedway. Czas przybliżyć historię brytyjskiego kierowcy, któremu pasja odebrała życie.

Dan Wheldon Indy 500 2011

Dan Wheldon był zdecydowanie jednym z czołowych kierowców IndyCar. Doskonale radził sobie na owalach, odniósł dwa triumfy w Indianapolis 500, choć potrafił także zwyciężać na torach drogowych. Wywalczył tytuł mistrzowski w IndyCar, wygrał również 24-godzinny wyścig na Daytonie. Lista jego osiągnięć z pewnością mogłaby być dłuższa. Niestety, 16 października 2011 roku Dan Wheldon zginął podczas finałowego wyścigu sezonu w Las Vegas. Dziś prześledzimy jego karierę oraz przybliżymy szczegóły tamtego tragicznego wyścigu.

Młodość

Dan Wheldon urodził się 22 czerwca 1978 roku w angielskiej wiosce Emberton. Jego ojciec, Clive, był elektrykiem i hydraulikiem. Od najmłodszych lat związany był także z motosportem rywalizując w kartingu.

Anglik uczęszczał do Bedford School. Poza nauką koncentrował się również na sporcie. Uprawiał biegi przełajowe, rugby i squash. Był nawet kapitanem szkolnej drużyny krykieta.

Karting

Dan Wheldon rozpoczął swoją naukę kartingowego rzemiosła w wieku czterech lat. Jednakże, ze względu na ograniczenia wiekowe w Wielkiej Brytanii po raz pierwszy poczuł smak prawdziwej, wyścigowej rywalizacji, gdy skończył 8 lat. W 1988, 1989 i 1990 roku wywalczył Mistrzostwo Kadetów Wielkiej Brytanii. W 1992 roku wygrał tytuł British B Junior. Trzy lata później sięgnął po Puchar Świata Formuły A.

Anthony Davidson i spółka

Fot. Anthony Davidson / Anthony Davidson, Jenson Button, Dan Wheldon i Ben Collins w 1990 roku

Dan Wheldon i jego pierwsze kroki w seriach juniorskich

Kolejnym krokiem w wyścigowej karierze Dana Wheldona były mistrzostwa juniorów Formuły Vauxhall. 17-latek wygrał wówczas wyścigi na Brands Hatch, Silverstone oraz Oulton Park i zajął drugą lokatę w klasyfikacji generalnej.

 

W kolejnym roku Brytyjczyk wywalczył czwarte miejsce w Europejskich oraz Brytyjskich mistrzostwach Formuły Ford. Poczynania Wheldona nie pozostały niezauważone. Kierowca otrzymał w 1996 oraz 1997 roku nagrodę McLaren Autosport BRDC Young Driver. Rok później, w barwach ekipy Van Diemen zajął trzecie miejsce w Brytyjskiej i Europejskiej Formule Ford. Wywalczył również drugie miejsce w prestiżowych zawodach Formuła Ford Festiwal na Brands Hatch.

Wyprawa za ocean

Wheldon osiągał obiecujące wyniki w seriach juniorskich, nie miał jednak wystarczającego zaplecza finansowego, by postawić kolejny krok na drodze do Formuły 1. Wówczas to Ralph Firman Sr., były szef Wheldona zasugerował mu podróż za ocean na testy Formuł Ford 2000. Ostatecznie, dzięki wsparciu Johna Baytosa i Van Diemena kierowca dołączył do ekipy Jayhard/Primus Racing, w barwach której zaliczył pełen sezon 1999. Kierowca zaliczył trudny początek, a na co składał się brak doświadczenia i częste podróże do Wielkiej Brytanii, gdzie startował w Formule 3 i odwiedzał rodzinę. Szef ekipy wezwał go wówczas do skoncentrowania się na amerykańskiej serii, co przyniosło oczekiwany skutek. Wheldon wygrał sześć wyścigów i swoim pierwszym sezonie został mistrzem serii.

Kolejne kroki Wheldona

W kolejnym sezonie Wheldon przeszedł do Formuły Atlantic, gdzie reprezentował barwy PPI Motorsports. Kierowca wygrał już w swoim debiucie na Homestead-Miami. Później triumfował także na Lagunie Sece i zakończył sezon na drugim miejscu w klasyfikacji generalnej. Otrzymał także tytuł debiutanta roku.

W 2001 roku Wheldon wspiął się na kolejny szczebel motorsportowej drabiny. Kierowca znalazł się w stawce Indy Lights w ekipie PacWest Lights. Brytyjczyk wygrał wyścigi na Gateway i Road Americe i zakończył zmagania na drugiej lokacie w klasyfikacji generalnej. Kierowca zdobył również tytuł debiutanta roku.

Debiut w IndyCar

Po rewelacyjnych występach w seriach juniorskich Dan Wheldon postanowił dołączyć do stawki najważniejszej amerykańskiej serii wyścigowej Championship Auto Racing Teams. Kierowca nie znalazł jednak dla siebie żadnej posady, dlatego też zwrócił swoją uwagę ku mistrzostwom Indy Racing League (W wyniku konfliktu pomiędzy władzami CART i właścicielem toru Indianapolis, Tonym Hulmanem, doszło do rozłamu i utworzenia serii IRL).

Dan Wheldon 2002 Texas

Fot. Andrew / Dan Wheldon w czasie wyścigu w Texasie

Wheldon został kierowcą testowym zespołu Panther Racing na rok 2002. Brytyjczyk otrzymał szansę w dwóch ostatnich wyścigach sezonu. Jego debiut nastąpił podczas wyścigu Delphi Indy 300 na Chicagoland Speedway. Kierowca wywalczył w kwalifikacjach siódme miejsce, a wyścig ukończył na dziesiątej lokacie. Podczas rundy w Teksasie był natomiast 15.

Wheldon w ekipie Andrettiego

Wyniki Wheldona zwróciły uwagę współwłaściciela ekipy Andretti Green Racing, Kima Greena. Kierowca otrzymał zaproszenie na testy na torze Homestead-Miami. Wyniki Brytyjczyka okazały się zadowalać szefów ekipy, którzy powierzyli mu rolę kierowcy testowego. Kierowca miał otrzymać także możliwość startu w wyścigach w przypadku znalezienia sponsora.

Dan Wheldon nie znalazł wystarczających funduszy, jednakże szansa na wskoczenie do wyścigowego kokpitu pojawiła się już podczas trzeciej rundy. Etatowy kierowca, Dario Franchitti, doznał kontuzji kręgosłupa w przerwie między wyścigami w wypadku motocyklowym, a Wheldon zajął jego miejsce.

ZOBACZ TAKŻE
Legendy IndyCar: Dario Franchitti, czyli niesamowity Szkot

Dzięki tej okazji Wheldon po raz pierwszy stanął na starcie Indianapolis 500. Brytyjczyk doskonale spisał się w kwalifikacjach zapewniając sobie start z drugiego rzędu. Wyścig nie potoczył się już po jego myśli. Na 186. okrążeniu kierowca wpadł w poślizg w trzecim zakręcie, uderzył w barierę i dachował. Wypadek był nie groźny, lecz zakończył udział Wheldona w tym wyścigu.

Mimo tego niepowodzenia Brytyjczyk zaliczył całkiem udany sezon. Ukończył pięć wyścigów w czołowej piątce, a podczas kończących sezon zmagań w Teksasie zajął trzecie miejsce. W trakcie sezonu zdobył 312 punktów i uplasował się na 11. miejscu w tabeli. Kierowca został uznany debiutantem roku.

Pierwsze sukcesy

Wheldon po całkiem dobrym pierwszym sezonie otrzymał stałe miejsce w ekipie Andrettiego. Następny rok był jeszcze lepszy dla Brytyjczyka. Podczas drugiej rundy sezonu na torze Phoenix wywalczył swoje pierwsze pole position, a wyścig ukończył na trzecim miejscu. Podczas kolejnej rundy sezonu na torze Motegi odniósł swoje pierwsze zwycięstwo. Kierowca triumfował jeszcze dwukrotnie, na Richmond i Nazareth. Wheldon zajął także trzecie miejsce w skróconym przez deszcz wyścigu Indianapolis 500. W klasyfikacji generalnej zebrał 533 punkty i ukończył zmagania na drugiej pozycji, za Tonym Kannanem.

Wheldon triumfatorem Indianapolis

W 2005 roku Dan Wheldon uczestniczył dopiero trzeci raz w wyścigu w Indianapolis. Rezultat Brytyjczyka w kwalifikacjach mógł być uznany za pewne rozczarowanie. Wheldon rozpoczynał zmagania dopiero z szóstego rzędu. Brytyjczyk stoczył w końcówce wyścigu pojedynek z Danicą Patrick, z którego wyszedł zwycięsko. Dan Wheldon wygrał wyścig, który zakończono za samochodem bezpieczeństwa.

Wheldon uzyskał średnią prędkość 253,637 km/h. Kierowca był pierwszym Brytyjczykiem triumfującym w tym wyścigu od 1966 roku, gdy wygrał Graham Hill. Było to także pierwsze zwycięstwo ekipy Andretti-Green Racing. Michael Andretti nie krył radości obwieszczając mediom przełamie klątwy Andrettich.

Mistrzowski tytuł

Triumf w Indianapolis był kontynuacją zwycięskiej passy, która trwała od początku sezonu. Wheldon wygrał na Homestead-Miami, a po szóstym miejscu w Phoenix Brytyjczyk wygrał trzy wyścigi pod rząd – St. Petersburg, Motegi i wspomniane wyżej Indianapolis. W ciągu całego sezonu jeszcze odniósł łącznie sześć zwycięstw (w późniejszej fazie wygrał jeszcze na Pikes Peak i Chicagoland).

Wheldon ukończył dwanaście z siedemnastu wyścigów w czołowej piątce i wywalczył tytuł mistrzowski. Brytyjczyk zapewnił sobie końcowy triumf już podczas pierwszego treningu do przedostatniego wyścigu sezonu na torze Watkins Glen. Kierowca, który zająłby ostatnie miejsce w zawodach, otrzymałby 12 punktów, a Wheldon przejeżdżając okrążenie w treningu automatycznie stał się uczestnikiem zmagań i miał zapewnioną zdobycz punktową.

W trakcie całego sezonu Wheldon zdobył 628 punktów, a zeszłoroczny mistrz, Tony Kannan, stracił do niego 80 punktów. Osiągnięcie Brytyjczyka zostało także docenione w jego ojczyźnie, gdzie otrzymał nagrodę Autosport British Competition Driver of the Year.

Zwycięstwo w Daytonie 24h

W 2005 roku Dan Wheldon zaliczył swój pierwszy start w 24-godzinnym wyścigu na torze Daytona  samochód z numerem 2 ekipy Howard-Boss Motorsports. Załoga wycofała się jednak z wyścigu na 6 godzin przed metą po tym, jak Milka Duno rozbiła maszynę.

ZOBACZ TAKŻE
Daytona International Speedway: Poznaj bliżej historię toru

Rok 2006 był znacznie bardziej udany. Wheldon reprezentował wówczas ekipę Chipa Gannasiego dzieląc samochód ze Scottem Dixonem i Casey Mearsem. Załoga Rileya MkXI Lexus pokonała w ciągu 24 godzin 734 okrążenia i odniosła zwycięstwo w wyścigu.

Wheldon wzbudził zainteresowanie zespołów Formuły 1

Rezultaty osiągane przez Wheldona w IndyCar zwróciły na niego uwagę ekip Formuły 1. Ściągnięciem Brytyjczyka interesowały się ekipy Williams oraz BMW Sauber. Ekipa z Hinwil zaoferowała mu nawet posadę kierowcy testowego na rok 2006. Brytyjczyk nalegał jednak na gwarancję udziału w wyścigach, na co zespół nie był gotowy się zgodzić. Ostatecznie Wheldon pozostał w IndyCar, a BMWSauber zakontraktowało Roberta Kubicę, który doczekał się debiutu w F1 jeszcze tego samego roku, zastępując Jacquesa Villeneuve’a.

Wheldon o włos od drugiego tytułu

W kolejnym sezonie Dan Wheldon opuścił zespół Andrettiego i dołączył do ekipy Chipa Ganassiego. Kierowca wygrał otwierającą rundę na torze Homestead-Miami. Brytyjczyk miał także spore szanse na triumf w Indianapolis. Wheldon prowadził przez 148 okrążeń wyścigu, lecz przebita pod koniec rywalizacji opona wymusiła dodatkowy pit stop, który zepchnął go na czwarte miejsce.

do ostatniego wyścigu sezonu przystępował jako jeden z czterech kandydatów do mistrzowskiego tytułu. Wheldon wygrał zmagania na Homestead-Miami i zdobył w ciągu całego sezonu 475 punktów. Kierowca remisował z Samem Hornishem Jr., lecz ten miał na swoim koncie aż cztery zwycięstwo, dlatego też to on sięgnął po mistrzowski tytuł. Wheldon musiał zadowolić się tym razem drugim miejscem.

Zmiana barw

Dan Wheldon zamierzał pozostać w ekipie Chipa Ganassiego na sezon 2009, lecz gdy dowiedział się, że szef zespołu prowadzi rozmowy z Tonym Kannanem, postanowił opuścić ekipę. Kierowca zaczął rozglądać się za nową posadą, a trzy miesiące później ogłosił odejście z zespołu Chip Ganassi Racing. Brytyjczyk podpisał następnie umowę z Panther Racing.

Brytyjczyk IndyCar 2009

Fot. Champweb / Wheldon w 2009 roku

Podczas dwóch lat startów kierowca nie zdołał wygrać żadnego wyścigu, dwukrotnie zajął drugie miejsce w Indianapolis, był również drugi w Chicagoland i trzeci w Kentucky. Jego najlepszym wynikiem było 9. miejsce w klasyfikacji generalnej w 2010 roku.

Niezwykły triumf

Po sezonie 2010 Brytyjczyk utracił sponsora i był zmuszony opuścić zespół, a jego miejsce zajął J.R. Hildebrand. Wheldon poszukiwał miejsca na 2011 rok, lecz nie zdołał zapewnić sobie pełnego programu startów. Kierowca podpisał jednak umowę z Bryanem Hertą na start w Indianapolis.

Wheldon wykręcił w kwalifikacjach szósty czas, a w trakcie wyścigu utrzymał się w czołowej dziesiątce. Gdy w samej końcówce rywalizacji część zawodników musiała zjechać na dotankowanie, Wheldon awansował na drugie miejsce. Liderem był J.R. Hildebrand, który zmierzał po swoje pierwsze w karierze zwycięstwo. Amerykanin popełnił jednak fatalny w skutkach błąd na ostatnim zakręcie wyścigu. Dublując Charliego Kimballa uderzył w ścianę i urwał koło. Chwilę potem tuż obok niego przemknął Dan Wheldon. Hildebrand musiał zadowolić się drugim miejscem. Obszerny materiał na temat tych konkretnych zawodów stworzyliśmy rok temu. 

ZOBACZ TAKŻE
Dan Wheldon i jego ostatnia wiktoria w życiu. Indy 500 w 2011 roku

Dla Wheldona było to drugie zwycięstwo w Indianapolis. Kierowca pokonał 500 mil ze średnią prędkością 274,015 km/h. Brytyjczyk został pierwszym w historii zwycięzcą, który prowadził w wyścigu przez zaledwie jedno okrążenie.

Wielka promocja IndyCar na cały świat

W 2011 roku po kilku latach przerwy do kalendarza IndyCar wróciła runda w Las Vegas. Wyścigi Indy Racing League  na Las Vegas Motos Speedway odbywały się tu poprzednio w latach 1996-2000, a w latach 2004-2005, serii Champ Car. Sporo mówiło się jednak o bezpieczeństwie. Do rywalizacji miano dopuścić aż 34 kierowców, a sam tor był nieco zbyt wąski o czym mówił chociażby Jody Scheckter.

Aby zapewnić show, starano się ściągnąć na tą rundę wielu świetnych kierowców wyścigowych.  Musiano jednak obejść się bez zawodników F1, gdyż równolegle do wyścigu w Las Vegas odbywało się GP Korei Południowej. Negocjowano chociażby z Jacquesem Villeneuve’m i… Petterem Solbergiem! Ten drugi sam dolewał oliwy do ognia i stwierdził, iż wzięcie w tego udziału wyścigu było czymś o czym od dawna marzył. 

Jednak ani z Kanadyjczykiem, ani z Norwegiem nie osiągnięto porozumienia. Dzięki temu do wyścigu w Las Vegas został zgłoszony Dan Wheldon. Wybór padł przez kilka czynników, m.in fakt, iż Brytyjczyk wygrał prestiżowy wyścig Indy 500, a także że pomagał w rozwoju nowo powstałej konstrukcji bolidu IndyCar, która miała zadebiutować w 2012 roku. Dodatkowo w Las Vegas miała rozstrzygnąć się walka o tytuł mistrza serii. Pretendentami do niego byli Dario Franchitti i Will Power. Między nimi była stosunkowo mała różnic punktowa – 18 oczek. Zapowiadała się niesamowita walka na sam koniec sezonu.

Nagroda za wygraną… 5 milionów USD

Na kierowcą startującego dzięki dzikiej karcie czekało specjalne wyzwanie, znane jako „Go Daddy Challenge”. Zawodnik ten miał ruszyć z ostatniego rzędu i następnie wygrać wyścig. W przypadku powodzenia, kierowca miał otrzymać specjalną nagrodę w wysokości 5 milionów USD. Aby przygotować się jak najlepiej do zawodów, Wheldon startował w ramach treningu na owalu Kentucky, gdzie zajął 14. miejsce. 

Warto jednak dodać, iż połowa nagrody miała trafić do zwycięzcy jednej z loterii. Tą osobą była mieszkanka New Jersey Ann Babenco. Amerykanka regularnie rozmawiała z Wheldonem na temat możliwości wygranej wyścigu. Sam kierowca po jednym z treningów opowiadał tak.

To elektryzujące wyzwanie i dla niej, i dla mnie. Rozmawiamy o tym wyścigu od jakiegoś czasu i wiemy, że zwycięstwo jest możliwe. Brakuje mi prędkości, ale jeśli uda się przyspieszyć samochód, jeśli złapię środek stawki, to zrobię wszystko, aby było show.

Kibice wspominają, iż Brytyjczyk regularnie był widziany w mieście przed wyścigiem. Z każdym z fanów starał się wymienić kilka zdań, zresztą znany był z niezwykłego podejścia do swoich kibiców. 

„To będzie widowisko”

16 października 2011 roku, ta data zostanie zapamiętana przez każdego fana IndyCar. Spodziewano się bowiem innego rozgłosu, niż finalnie wyszło. Przed wyścigiem reporterka ESPN Jamie Little, zapytała Rogera Penske, czego się spodziewa. Były kierowca F1 i właściciel zespołu noszący jego nazwisko, stwierdził, iż na pewno zobaczymy walkę trzech kierowców jadących bok w bok. Wkrótce potem zawodnicy usłyszeli komendę „Panie i Panowie, odpalać silniki!” i rozpoczęło się okrążenie formujące. Komentatorzy stacji ABC połączyli się w czasie jego trwania z Danem Wheldonem. Pytania Brytyjczykowi zadał Scott Goodyear, który w przeszłości był czołowym kierowcą w Indy Racing League. 

Dan Wheldon 2011

Fot. IndyCar / Wheldon w czasie okrążenia formującego

Wicemistrz serii IRL z 2000 roku zapytał wpierw oto, czy możliwa jest wygrana. Zawodnik odpowiedział mu, iż będzie ciężko, lecz zrobi wszystko co w jego mocy, aby wygrać. W dalszej części wypowiedzi Wheldon podziękował Go Daddy, za tą możliwość. Brytyjczyk dodatkowo wypowiedział kilka ciepłych słów pod adresem ekipy Sam Schmidt Motorsports, i pochwalił ich za ciężką pracę. Goodyear następnie zapytał Dana, czy spodziewa się piekielnie szybkich przejazdów. Oto co odpowiedział mu zawodnik:

Spodziewam się, że będziemy jechać naprawdę szybko. To będzie wielkie widowisko i zarazem wspaniałe pożegnanie IndyCar w sezonie 2011. W tym roku jak wiecie testowaliśmy nowe bolidy, które zadebiutują w 2012 , więc jestem podekscytowany i dziękuję za sponsoring Hondzie!

Goodyear następnie zdołał tylko powiedzieć tylko „Powodzenia Dan!”.

„Co to ma być?”

Zawody chwilę potem rozpoczęły się. Kierowcy dosłownie szaleli, wykorzystywali bowiem cały tor do walki między sobą. Tak jak Roger Penske się spodziewał, zawodnicy jechali w 3 bolidy koło siebie. Na 6. okrążeniu doszło do niebezpiecznego zajścia. Ryan Briscoe, Alex Tagliani i Ryan Hunter-Reay (kolejność od wewnętrznej do zewnętrznej) jechali w trójkę będąc ze sobą w kontakcie. Jadący po środku Kanadyjczyk zahaczył o bolid Australijczyka i natychmiast odbił w prawo. Jechał tam Amerykanin, który niemal został wciśnięty w ścianę przez Taglianiego.

Wściekły Briscoe, który poczuł kontakt rzucił „CO TO MA BYĆ?!”. To było pierwsze ostrzeżenie, że coś może się stać.

„Jedź nisko, jedź nisko!”

Na 11. okrążeniu w pierwszym łuku doszło do kontaktu pomiędzy Jamesem Hinchliffe’m a Wade’m Cunninghamem. Nikt nie spodziewał się skutków tej sytuacji. Ten drugi bowiem wpadł w poślizg i zgarnął trzech kierowców ze sobą. Niestety to nie był koniec i doszło do scen rodem z terminatora. Wszędzie porozrzucane były części, dodatkowo widoczny był ogień. Inżynier krzyczał do Wheldona: „JEDŻ NISKO, JEDŹ NISKO, NISKO, NISKO, NISKO”, lecz Brytyjczyk jadący na 24. miejscu (zdołał wyprzedzić 10. rywali) nie zdołał ominąć zdarzenia.

W wypadku uczestniczyli Will Power, JR Hildebrand, Jay Howard, Wade Cunningham, Townsend Bell, Tomas Scheckter, Vitor Meira, Charlie Kimball, Paul Tracy, EJ Viso, Dan Wheldon, Alex Loyd, Pippa Mann oraz Buddy Rice. James Jakes co prawda zdołał ominąć zdarzenie, lecz zatrzymał swój pojazd. Wyścig niemal natychmiast przerwano i pośpiesznie przybyli ratownicy. Najbardziej ucierpieli Power, Wheldon, Mann oraz Hildebrand. Wszyscy czekali na wiadomość, co z poszkodowanymi. 

Dan Wheldon nie żyje

Zdecydowanie w najgorszym stanie znajdował się Brytyjczyk. Marshalle od razu zauważyli, że jest coś nie tak i przy zmasakrowanym bolidzie w pośpiechu pojawiła się ekipa ratunkowa. Zawodnika przetransportowano śmigłowcem do pobliskiego szpitala. Niestety obrażenia okazały się zbyt rozległe i Brytyjczyk zmarł niemal dwie godziny po zdarzeniu. Wszyscy byli w szoku. W nowej historii IndyCar, był to bowiem pierwszy śmiertelny wypadek w czasie wyścigu. 

Nie mogło być innej decyzji jak odwołanie wyścigu. Zawodnicy, którzy nie uczestniczyli w wypadku przejechali na cześć zmarłego kolegi 5 okrążeń. Dodatkowo na głównej tablicy wyświetlono numer 77 – numer, z którym startował Brytyjczyk. Wheldon zostawił żonę oraz dwóch synów.

„Sceny rodem z terminatora”

Po wyścigu zawodnicy nie omieszkali powiedzieć, co sądzą o tym co się stało. Świeżo upieczony mistrz serii Dario Franchitti wypowiedział się tak.

Widziałem, że w ciągu pięciu okrążeń ludzie zaczęli robić szalone rzeczy [chodziło, o sytuację na linii Briscoe, Tagliani, Hunter-Reay -przyp. red]. Uwielbiam ostrą jazdę, ale to nie to, o co mi chodzi. Jeden mały błąd któregoś z kierowców… w tej chwili nie mam nic do powiedzenia, jestem przytłoczony. Minutę wcześniej żartujesz z kimś, a po chwili już go nie ma.

Ryan Briscoe z kolei poszedł o krok dalej. 

Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Czułem się, jakbym był w środku sceny walki z „Terminatora”. Wszędzie leżały kawałki metalu, na torze stały palące się samochody… wszędzie było pełno szczątków.

Doświadczony Tony Kaanan rzucił, iż w całej swojej karierze nie widział kiedykolwiek czegoś takiego, aby 1 błąd wyrzucił z wyścigu na raz 15 zawodników. Właściciel swojego zespołu, Chip Ganassi z kolei powiedział, iż będzie go brakować i to tak jakby umarła cała seria. Will Power, który sam został ranny w wypadku zapytany o jazdę na owalu z perspektywy kierowcy.

 Strategia? Jaka strategia? Jedziesz w kupie, szerokość toru wypełniają trzy, a nawet cztery samochody i robisz wszystko, by trzymać się z dala od kłopotów. Ściganie się na owalu, gdzie wciskasz gaz do dechy przez cały wyścig, bywa absurdalne!

Krytyka ze środowiska

Po śmierci zawodnika w środowisku zawrzało. Były kierowca F1 – Mark Blundell – skwitował całe zdarzenie tak:

To był przepis na tragedię. To zbyt niebezpieczny tor, by ścigać się takimi samochodami. 40 proc. startujących uczestniczyło w karambolu, jeden zginął. To jest nie do zaakceptowania.

Jody Scheckter, którego syn uczestniczył w zdarzeniu stwierdził, iż ten tor był za wąski na tego typu wyścigi. Dodatkowo krytykowano fakt dopuszczenia do zawodów aż 34 kierowców. Na tak stosunkowo krótkim torze, przy takich prędkościach, był to przepis na tragedię. Mark Webber, który znał Dana Wheldona także wypowiedział się o wydarzeniu z USA. Australijczyk zwrócił uwagę na to, iż wiele bolidów po kontakcie wyfrunęło w powietrze co nie powinno się zdarzyć. Kierowca Red Bulla ponadto liczył, iż zostaną wysnute odpowiednie wnioski po tym co się stało. Webber ponadto stwierdził, iż F1 jest znacznie bezpieczniejsza od IndyCar. 

Wyciągnięto jednak na szczęście wnioski z  tej tragedii i seria IndyCar prawdopodobnie nigdy nie wróci na Las Vegas Motor Speedway.

Dlaczego Dan Wheldon zginął?

To pytanie nasunęło się każdemu fanowi IndyCar. Przyjrzyjmy się dokładnie całemu zdarzeniu. Wheldon przy sporej prędkości wjechał w tył bolidu E.J-a Viso. Brytyjczyk następnie wystrzelił w górę i o milimetry dosłownie minął głowę Charliego Kimballa. Bolid zawodnika następnie przewrócił się na bok w powietrzu i uderzył nieosłoniętą częścią kokpitu w siatkę. W tamtym momencie kierowca doznał śmiertelnych obrażeń. Porządkowi, którzy dotarli na miejsce zobaczyli poważnie rannego Wheldona i po jego wydobyciu, wszystko zasłonięto kotarą. 

 

Rok wcześniej w czasie niezwykle prestiżowego wyścigu Indy 500, poważnie wyglądający wypadek miał Mike Conway. Amerykanin także poleciał prosto w ogrodzenie, lecz co ważne uderzył w nie podłogą. Komentatorzy zwrócili wtedy uwagę, iż Conway miał szczęście, że w czasie jego kraksy, jego bolid nie obrócił się tak, aby zawodnik uderzył w siatkę głową w dół. Tego szczęścia nie miał Dan Wheldon. 

Na ten wypadek złożyło się wiele czynników od pecha po nadmierną chęć zrobienia show. Organizatorzy wyścigu powinni wiedzieć, czym może grozić dopuszczenie tak wielu kierowców do rywalizacji. Zamiast promocji IndyCar na cały świat, wizerunek serii został skażony poważną rysą. Trzeba także pamiętać, iż ryzyko w takich wyścigach jest wkalkulowane i każdy z kierowców wiedział, że jeżeli dojdzie do wypadku to można zginąć.

Dan Wheldon miał wrócić do IndyCar

Jak się okazało w tym wszystkim jest jeszcze inna tragedia. Na kilka godzin przed wyścigiem, zawodnik bowiem dopiął szczegóły kontraktu z ekipą Andretti Motorsport.  Dzięki temu Brytyjczyk w 2012 roku miał zastąpić Danicę Patrick, która postanowiła poszukać nowych wyzwań w serii Nascar. Niestety nie dożył tego. Informacja ta wypłynęła dopiero po śmierci Wheldona. 

Ostatni Tweet

Dan Wheldon posiadał swoje konto na Twitterze. Ostatnim tweetem, który na nim zamieszczono było „Green”. Była to oczywiście informacja o tym, że rozpoczęto rywalizację w Las Vegas. Do dziś wielu fanów IndyCar, zagląda tam, aby wyrazić swój hołd zawodnikowi.

Jenson Button, Mark Webber i Lewis Hamilton oddali hołd kierowcy

Wiadomość o śmierci Wheldona nie przeszła bez echa w Formule 1. Kilku kierowców z tamtejszej stawki bowiem rywalizowało z nim za młodu. Jenson Button na swoim Twitterze napisał:

Mam tyle dobrych wspomnień związanych z jeżdżeniem z Danem. Straciliśmy legendę naszego sportu, ale także świetnego faceta. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, co teraz przechodzi jego rodzina. Wszystkie moje myśli są z nimi.

Mark Webber z kolei, który także rywalizował za młodu z Wheldonem wpadł na pomysł, aby w czasie GP Indii na swoich kaskach umieścić naklejki związane z Danem Wheldonem. Button zgodził się zrealizować ten zamysł i obaj jeździli z logiem kojarzonym z Brytyjczykiem. 

Lewis Hamilton chociaż nie był bezpośrednim rywalem Dana Wheldona, także dodał kilka słów od siebie.

To wyjątkowo smutny dzień. Dan był kierowcą wyścigowym, za którym podążałem przez całą swoją karierę, ponieważ często podążałem jego śladami, wspinając się po drabinie sportów motorowych w Wielkiej Brytanii. Był niezwykle utalentowanym kierowcą. Jako Brytyjczyk, który nie tylko przyjechał do USA, ale dwukrotnie wygrał Indy 500, był inspirującym facetem i kimś, na kogo każdy kierowca wyścigowy patrzył z szacunkiem i podziwem. To tragiczna strata w tak młodym wieku. Moje serce zwraca się do jego rodziny i przyjaciół w tym niezwykle trudnym czasie.

Pogrzeb i specjalny wyścig imienia Dana Wheldona

Uroczystości pogrzebowe odbyły się 22 października 2011 roku w St. Petersburgu na Florydzie. W uroczystości uczestniczyli m.in Dario Franchitti. Jenson Button i reszta kierowców z F1 nie miała jak wziąć udziału w ostatnim pożegnaniu kierowcy w USA. Jednak udało się im wziąć udział w ceremonii żałobnej w Wielkiej Brytanii. W grudniu 2011 roku w Milton Keynes odbył się specjalny wyścig kartingowy. Organizatorem przedsięwzięcia był bliski przyjaciel Dana Wheldona, Johnny Mowlem. W zawodach udział wzięło wielu byłych jak i obecnych kierowców wyścigowych w tym Jenson Button, Anthony Davidson i David Coulthard. Dochód z tej imprezy w całości został przekazany na cele charytatywne.  Wszyscy byli zgodni, iż był to znakomity pomysł na upamiętnienie ich zmarłego kolegi.

 

Dan Wheldon doczekał się upamiętnienia

Dan Wheldon doczekał się swojej alei w St. Petersburgu. Jest ona zlokalizowana przy lotnisku w mieście, gdzie regularnie ścigają się zawodnicy IndyCar. W uroczystości nadania nazwy brała udział wdowa po nim Susie. Jakby tego było mało „Dan Wheldon way” to jeden z ostatnich fragmentów toru zlokalizowanego na Florydzie. W 2012 roku Helio Castroneves po tym jak wygrał tam zawody,  tradycyjnie dla siebie wspiął się na płot. Tym razem wybrał miejsce na prostej między zakrętami 11-12, aby zadedykować swój triumf Brytyjczykowi. Warto dodać, iż był to pierwszy wyścig serii IndyCar po tej wielkiej tragedii z Las Vegas. 

Dodatkowo w tamtym miejscu odsłonięto pamiątkowy mural na cześć kierowcy. Dlaczego tak upamiętniono kierowcę akurat właśnie w tym mieście? Jak się okazuje powodów jest cała masa. Brytyjczyk mieszkał w raz z rodziną tam, a dodatkowo w 2005 roku jako pierwszy kierowca wygrał wyścig IndyCar, właśnie na tym torze. Jak widać, Wheldon był bardzo związany z tym miastem i nic dziwnego, że tak potraktowano go. 

Nie jest to jednak jedyne upamiętnienie. W podziękowaniu za testy nowego nadwozia Dallary, które miało zadebiutować w IndyCar w 2012 roku, nazwano je jako DW12, właśnie w hołdzie dla zawodnika. Dallara DW12 ze zmianami, wciąż jest używana w amerykańskiej serii wyścigowej.

Czyżbyśmy za kilka lat znów zobaczyli w akcji nazwisko Wheldon?

Wdowa po Wheldonie bardzo przeżyła to co się stało na torze Las Vegas Motor Speedway. Wielokrotnie miała nadzieję, iż jej mąż wróci do domu. Tak naprawdę jak sama przyznała, pierwszy raz uświadomiła sobie, iż jej małżonek nigdy nie wróci do domu, kiedy odebrała z urzędu stanu cywilnego następujący dokument: „Małżeństwo rozwiązane przez śmierć”. Ona i jej dzieci wyprowadziły się z domu, w którym jeszcze niedawno mieszkała cała rodzina.

 

Sebastian w chwili śmierci ojca miał niespełna 2 lata. Młodszy Oliver nie miał jeszcze roczku. Obydwaj tak naprawdę nigdy w pełni nie poznali swojego taty. Chcą jednak iść w jego ślady. Susie Wheldon zgodziła się, aby jej synowie mogli pójść drogą ojca. Z pewnością była to dla niej bardzo trudna decyzja, w końcu wyścigi zabrały jej męża. Zarówno Sebastian jak i Oliver obecnie startują w kartingu. Dodatkowo obaj zostali objęci opieką przez ekipę Andretii Motorsport. Michael Andretti dla telewizji ESPN, tak wypowiedział się o decyzji dotyczącej chłopców:

Dan był dla nas rodziną i razem odnieśliśmy wiele sukcesów na torze, widzimy dużo Dana zarówno w Sebastianie, jak i Oliverze i jesteśmy bardzo dumni, że możemy ich oficjalnie powitać w naszej wyścigowej rodzinie. Nikt nigdy nie będzie w stanie zastąpić Dana w ich życiu, ale cieszymy się, że możemy zaoferować pomóc, aby pomóc chłopcom rozwijać karierę. Karting to pierwszy krok, ale mamy nadzieję, że pomożemy im w seriach znanych jako „Road to Indy”, a ostatecznie nawet możliwości startów w IndyCar.

Kto wie, może za kilka lat nazwisko Wheldon znów pojawi się na szczycie w serii IndyCar? Na pewno warto przyglądać się poczynaniom synów mistrza. 

Podsumowanie

Dan Wheldon z pewnością był kierowcą niesamowitym i wszechstronnym. Brytyjczyk także cieszył się wielkim autorytetem wśród kibiców jak i konkurentów. A to wszystko dlatego, iż był niezwykle sympatycznym facetem. Świat motorsportu stracił niezwykle utalentowanego kierowcę, lecz jego popisy jak te podczas Indianapolis 500 w 2011 roku na stałe zapisały się w annałach IndyCar.

5/5 (liczba głosów: 1)
Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama