Connect with us

Czego szukasz?

Testy nowych samochodów

TEST | Hyundai Santa Fe T-GDI HEV 4WD 230 KM – trudno znaleźć wady

Zaprezentowany w 2000 roku Hyundai Santa Fe był pierwszym SUV-em koreańskiego producenta o „miejskiej” nazwie. Później do niego dołączyły Tucson oraz znane głównie w Ameryce Północnej Palisade czy pick-up Santa Cruz. Aktualnie na rynku oferowana jest już czwarta generacja modelu, która w połowie 2020 roku przeszła gruntowny lifting. Pod koniec zeszłego roku miałem okazję spędzić kilka dni z hybrydowym Santa Fe w najbogatszej wersji wyposażenia. Jakie wnioski można wyciągnąć po takim czasie? I czy jest to model wart polecenia? O tym przeczytacie w poniższym tekście.

Santa Fe
Fot. Piotr Orpel

Wielki. Będąc świeżo po przesiadce z nowego Qashqaia, byłem pod wrażeniem rozmiarów topowego modelu w europejskiej gamie koreańskiego producenta. Hyundai Santa Fe należy do największych przedstawicieli segmentu SUV-ów klasy średniej. Przerasta większość z konkurentów o kilka, bądź kilkanaście centymetrów na długość. Jego dokładne wymiary to 4785 mm długości, 1900 mm szerokości (bez lusterek) oraz 1710 mm wysokości. Dla porównania Skoda Kodiaq jest krótsza o 8, a Peugeot 5008 aż o 14 cm. Jedynym wyraźnie większym, a walczącym o tego samego klienta samochodem jest Toyota Highlander, mierząca aż 4966 mm długości.

ZOBACZ TAKŻE
TEST | Nissan Qashqai Tekna+ 1.3 DIG-T 6MT - druga rewolucja

Hyundai Santa Fe

Fot. Piotr Orpel

Hyundai Santa Fe HEV – stylistyka

Słuszne rozmiary nie idą na szczęście w parze z kiepskimi proporcjami. W tym miejscu chciałem zażartować, że na szczęście Hyundai korzysta jedynie z usług byłych inżynierów BMW, a nie ich stylistów. Nie byłoby to jednak prawdą – kształty Santa Fe po liftingu są dziełem sztabu kierowanego przez Thomasa Buerkle. Jest on współodpowiedzialny m.in. za projekt BMW serii 6 z 2003 roku. O ile ogólny zarys sylwetki jest doskonale znany od 2018 roku, o tyle przód i wnętrze zostały mocno przeprojektowane przy okazji liftingu. Jak widzicie na poniższym porównaniu, grill zmienił kształt (ale nie urósł!), a dwuczęściowe lampy zostały optycznie połączone za pomocą świateł do jazdy dziennych w kształcie litery „T”. Po obejrzeniu 1,5 roku temu pierwszych zdjęć nie byłem fanem tej modernizacji. Na szczęście efekt okazał się dużo lepszy przy spotkaniu „twarzą w twarz”. 

ZOBACZ TAKŻE
BMW XM pod koniec przyszłego roku. To historyczny model dla marki

Równie duże zmiany co z zewnątrz, nastąpiły również wewnątrz pojazdu. Powiększono ekran centralny, a miejsce hybrydowych analogowo-cyfrowych zegarów zajął duży ekran. Cała konsola środkowa została podniesiona do poziomu podłokietnika, jednocześnie dając miejsce sporej półce ukrytej poniżej. Podpowiedź dla przyszłych użytkowników – jeśli szukacie gniazda 12V z przodu pojazdu, znajduje się ono właśnie tam, wraz z dodatkowym złączem USB. Tych jest w samochodzie zatrzęsienie – oprócz tego pod konsolą i w podłokietniku, kolejne dwa znajdziemy pod nawiewami dla użytkowników tylnej kanapy (wraz z gniazdem 230V), a jako że Hyundai Santa Fe jest autem siedmioosobowym, to w trzecim rzędzie również są dwa wejścia USB. Oprócz tego na prawej burcie bagażnika umieszczono drugie gniazdo 12V.

Hyundai Santa Fe HEV

Fot. Piotr Orpel

Szczelina na okruchy

Dla fanów ładowania bezprzewodowego również znajdzie się miły akcent. W zamykanym „sektorze” z uchwytami na napoje jest pionowa, zasłonięta sprężynującą klapką szczelina. Osoby pamiętające stare radia samochodowe (jak i domowe odtwarzacze) mogą poczuć nutkę nostalgii, bowiem telefon należy tam wepchnąć do połowy jego wysokości, niemal tak jak kasety magnetofonowe typu CC. Rozwiązanie jest fantastyczne – telefon jest pod ręką, nie zajmuje całej półki i jest stabilnie trzymany w razie gwałtownego hamowania. Niestety każdy kij ma dwa końce, a oczywisty problem który tutaj występuje jest doskonale znany posiadaczom… Citroenów CX. Francuski klasyk charakteryzuje się między innymi pionowo zamontowanym w konsoli radiem. Tak jak w odtwarzaczu Citroena jak i w ładowarce Hyundaia okruchy spożywanego w aucie jedzenia i wychlapana kawa zawsze odnajdą drogę do szczeliny. Życzę wszystkim powodzenia w jej czyszczeniu. Fantastycznie i z dużą dozą humoru ten problem opisał Jeremy Clarkson w ostatnim odcinku „The Grand Tour”.

Santa Fe interior

Fot. Piotr Orpel

Hyundai Santa Fe HEV – przestronność, jakość, ergonomia

Zacznijmy od tej ostatniej, skoro już zacząłem omawiać rozwiązania we wnętrzu rodzinnego Hyundaia. Ergonomia zasługuje na piątkę z drobnym minusem. Dzięki podniesieniu i wypłaszczeniu konsoli wszystkie przyciski i pokrętła „ogarniamy” w zasadzie ruchami palców i nadgarstka, nie odrywając zbytnio ręki od podłokietnika. Ilość fizycznych elementów sterowania autem początkowo może przytłaczać, ale moim zdaniem sprawuje się zdecydowanie lepiej niż coraz bardziej popularne ekrany, o płytkach dotykowych nie wspominając. W przypadku Santa Fe przyciski są pogrupowane – patrząc od góry mamy sterowanie radiem, poniżej klimatyzacją (notabene świetnie działającą), dalej pokrętło wyboru trybów jazdy i sterowania napędem na 4 koła otoczone przyciskami nie pasującymi do żadnej z grup – podgrzewaniem kierownicy, funkcją Auto Hold, czy wyświetlaniem obrazu z systemu kamer. Niestety, jak w każdym Hyundaiu, auto przy każdym zgaszeniu zapomina jakiego trybu jazdy używaliśmy i czy korzystaliśmy z auto holda.

gear selector Santa Fe

Materiały prasowe Hyundaia

Ostatnie dwie grupy to podgrzewanie i wentylowanie przednich foteli oraz… skrzynia biegów. Za tę należy się wspomniany minus, ponieważ obsługa wymaga przyzwyczajenia. Podobnie jak inne znane mi osoby testujące ten samochód, wolałbym tutaj mały selektor, przypominający ten np. z Cupry Formentor. Docenić muszę też jak przemyślana i oczywista jest obsługa komputera i tempomatu za pomocą przycisków (oczywiście fizycznych) na kierownicy. Generalnie Hyundai Santa Fe zapewnia niezłe wrażenia dotykowe – wszystko to co wciskamy… faktycznie wciskamy, spasowanie jest świetne, a materiały przyjemne w dotyku w całej kabinie – co nie jest oczywiste nawet w przypadku aspirujących do grona premium aut. Deska i drzwi są obite skórą, podobnie jak ogromny podłokietnik oraz wszystkie miejsca siedzące w aucie. Zaoszczędzono za to na mieszku nieistniejącej dźwigni zmiany biegów. Księgowi (oraz koreańskie krowy) na pewno się ucieszyli z obecności wspomnianych na początku akapitu przycisków.

ZOBACZ TAKŻE
TEST | Cupra Formentor e-Hybrid - plug-in doprawiony tabasco

Hyundai Santa Fe jako przyjaciel rodziny

Największy „europejski” Hyundai oferuje jednocześnie największe wnętrze – w całym segmencie. Przestronność w dwóch pierwszych rzędach siedzeń jest rewelacyjna, przewiezienie piątki rosłych pasażerów nie stanowi problemu. Jeśli macie akurat pusty bagażnik, możecie bez obaw zabrać jeszcze dwójkę autostopowiczów, pod warunkiem, że mają do 165 cm wzrostu – w innym przypadku mogą narzekać ilość miejsca. Nie będą za to narzekać na przemieszczające się z kabiny w stronę kufra gorące powietrze. Tylny rząd ma własne sterowanie klimatyzacją (widoczne w tle na zdjęciu poniżej). Możemy je zablokować z miejsca kierowcy, jeśli np. nie chcemy przekazywać zbytniej władzy siedzącym w ostatniej ławce dzieciom. Istnieje jeszcze pośrednia możliwość narzucenia swojego zdania. Dzięki obecnemu „interkomowi” możemy wzmocnić swoje komunikaty kierowane do trzeciego rzędu poprzez system audio. Jeśli jednak podróżujecie w mniejszym składzie, z pewnością docenicie wielkość bagażnika – ta wynosi od 782 litrów poniżej rolety przy pięcioosobowym układzie, do niemal 1900 litrów po złożeniu kanapy i załadowaniu po dach.

Hyundai Santa Fe

Materiały prasowe Hyundaia

Jak spisuje się na drodze?

O tym za chwilę – najpierw powiedzmy jak spisuje się na parkingu. Rewelacyjnie – dzięki fantastycznym kamerom, ogromnym lusterkom i obecności czujników dookoła auta nie mamy martwych stref widoczności. Mimo sporych rozmiarów parkowanie to przyjemność. W dniu kończącym test parkowałem równolegle w tej samej luce, pokonując ten sam wysoki warszawski krawężnik najpierw właśnie koreańskim SUV-em, a kilka godzin później krótszym o prawie 70 cm VW T-Crossem. ZDECYDOWANIE łatwiej parkowało się Hyundaiem Santa Fe – manewr wykonałem na raz, a w przypadku miejskiego Volkswagena musiałem go poprawiać. Dodatkowym ułatwieniem jest znany też z modeli Kii patent widoczny na zdjęciu poniżej. Po wrzuceniu kierunkowskazu na lewym lub prawym „zegarze” widzimy obraz z kamery pod lusterkiem. Pomaga to nie tylko przy zmianie pasa, ale też przy ocenie odległości od krawężnika.

camera

Fot. Piotr Orpel

Dwa testowe dni spędziłem klucząc po krakowskim Kazimierzu, gdzie raz po raz Hyundai zaskakiwał mnie swoją poręcznością. Najpierw jednak musiałem tam dojechać z Warszawy. W tak długiej trasie mogłem docenić, jak niesamowicie relaksującym autem jest hybrydowy Hyundai Santa Fe. Fotele są fantastyczne – obszerne, elektrycznie regulowane (z pamięcią), podgrzewane i wentylowane. Dodatkowo można wysunąć o kilka centymetrów przednią część siedziska, lepiej podpierając uda. Postawniejsze i starsze osoby docenią też obecną w wersji Platinum funkcję łatwego wsiadania i wysiadania. Po zgaszeniu auta fotele odjeżdżają do tyłu, a po uruchomieniu powracają do zapisanego ustawienia. Asystenci kierowcy nie są nachalni, a aktywny tempomat rozszerzony o system Highway Drive Assist (asystenta jazdy autostradowej) działa niemal jak autopilot.

Hyundai Santa Fe HEV – prowadzenie, wyposażenie, ekonomia

Testowany Hyundai Santa Fe to odmiana hybrydowa o mocy 230 KM przenoszonej na wszystkie koła za pomocą sześciobiegowej automatycznej skrzyni biegów. Ta ostatnia przy spokojnej jeździe sprawuje się świetnie, ale zdarza jej się pogubić przy gwałtowniejszej próbie przyspieszania, niezależnie od wybranego trybu jazdy. Pomocne wówczas bywają łopatki pod kierownicą. Przyspieszenie do setki zarówno wg producenta, jak i moich pomiarów, zajmuje około 9 sekund. Trakcja jest znakomita – mimo niskich temperatur i deszczowej momentami pogody nie było mowy o najmniejszych uślizgach opon. Samo prowadzenie w zakrętach również nie pozostawia wiele do życzenia. Nie jest to hot hatch, ale dynamiczne przejechanie krętej trasy przez Ojcowski Park Narodowy było jednym z najprzyjemniejszych momentów tego testu. Czteronapędowy Santa Fe zadziwiająco chętnie „idzie bokiem” po luźnej nawierzchni parkingu pod Stadionem Narodowym. Po chwili takiej zabawy słuszna masa (1840 kg) i wysoki środek ciężkości auta niestety dają o sobie znać.

pustynia

Pustyni Błędowskiej raczej nie przejedzie, chociaż…

Jedyne zastrzeżenie do układu jezdnego miałem podczas jazdy po starych odcinkach autostrad. Podczas pokonywania poprzecznych „odcięć” w nawierzchni drogi autem buja niczym statkiem wycieczkowym podczas sztormu. Oprócz tej sytuacji komfort jazdy jest bez zarzutu – o klimatyzacji, fotelach i zawieszeniu już wspominałem, wyciszenie i nagłośnienie im dorównuje. Zarówno szumy owiewającego powietrza, jak i hałasy z nadkoli zostały skutecznie wytłumione. Jeśli cokolwiek przedostanie się jednak do kabiny, wtedy do akcji wkracza zestaw audio Krell. Zawiera on 10 głośników zestawionych z 12-kanałowym wzmacniaczem o mocy 590W i gra naprawdę nieźle. Reszta multimediów również zasługuje na pochwałę. Wyświetlany na przedniej szybie HUD pokazuje bardzo dużo informacji, a nawigacja fabryczna działa szybko i oferuje całkiem przyzwoite grafiki 3D.

stadion

Koszyk Narodowy na ekranie prawie tak imponujący jak na żywo

Ile pali, ile kosztuje i jaką wersję wybrać?

Pora zająć się cennikiem i kosztami użytkowania. Jak widać na poniższym zdjęciu, średnie spalanie z całego testu wyniosło 8,6 litra na każde 100 km. Jest to wynik osiągnięty w dużej mierze na drogach szybkiego ruchu i autostradach, często w 4 lub 5 osób, w zasadzie bez korzystania z trybu jazdy Eco. Płynna jazda w mieście, podobnie jak spokojne podróżowanie w terenie niezabudowanym daje wyniki w okolicach 6-6,5 litra. Jeśli regularnie jeździcie w długie trasy, docenicie spory zbiornik paliwa. Mierzy on aż 67 litrów, więc nie trzeba zbyt często odwiedzać dystrybutora. Ta ostatnia uwaga nie dotyczy odmiany plug-in. Większe akumulatory (13,8 zamiast 1,49 kWh) wymusiły na konstruktorach zmniejszenie pojemności zbiornika do 47 litrów.

ZOBACZ TAKŻE
TEST | Hyundai Tucson 1.6 T-GDI HEV 2WD - do odważnych świat należy
Hyundai Santa Fe - spalanie

Fot. Piotr Orpel

Cennik hybrydowych odmian Hyundaia Santa Fe otwiera wersja Smart z silnikiem takim jak w testowanym egzemplarzu, ale z napędem tylko na przednią oś. Kosztuje ona obecnie od 166900 zł i w standardzie oferuje bardzo sensowne wyposażenie. Nie brakuje niczego w kwestii bezpieczeństwa. Pakiet „zimowy” jest w cenie, podobnie jak światła mijania LED czy obsługa Android Auto i Apple CarPlay. Drugi poziom, Executive, startuje od 200900 zł – tak duża dopłata zapewnia nam dodatkowo m.in. aktywne, regulowane wspomaganie kierownicy, szyby akustyczne, pełne reflektory i lampy tylne LED, podgrzewanie lusterek, chromowane wykończenie nadwozia, felgi 19-calowe w miejsce „siedemnastek”, elektrykę przednich foteli, skórzaną tapicerkę i obicie deski rozdzielczej, podgrzewanie kanapy, ambientowe oświetlenie, cyfrowe zegary, monitorowanie martwego pola i ruchu poprzecznego, system kamer 360 stopni i bezprzewodową ładowarkę. Dopłata do napędu na cztery koła wynosi 10000 zł.

Dobrze wyposażony w każdej wersji

Najwyższym poziomem wyposażenia jest Platinum – dostępny jest on tylko z napędem na 4 koła oraz w również czteronapędowej wersji Plug-In Hybrid. Cena wynosi odpowiednio 225900 zł oraz 245900 dla wersji z wtyczką. Oprócz wyposażenia wersji Executive na pokładzie znajduje się również samopoziomujące się tylne zawieszenie, fotele z większym zakresem sterowania i wentylacją, asystent zdalnego parkowania, gniazdo 230V, 10,25 calowy ekran multimediów z nawigacją, audio Krell oraz odblokowanie dostępności kilku luksusowych opcji, jak pakiet Sun ze szklanym, otwieranym dachem (5000 zł, obecny w testowym egzemplarzu), pakiet Luxury z zamszową podsufitką i tapicerką ze skóry Nappa (10000 zł) oraz fotele kapitańskie w drugim rzędzie zamiast kanapy (7000 zł).

Ostateczna cena testowego egzemplarza to 239600 zł. Oprócz szklanego dachu na pokładzie był trzeci rząd siedzeń (5000 zł) oraz lakier Glacier White kosztujący 3700 zł. Osobiście zdecydowałbym się na odmianę Executive z napędem na 4 koła i dopłatę 7000 zł za pakiet Navi z dużym ekranem, nawigacją i świetnym audio Premium Krell.

i40 i Santa Fe

Jednak ta biel nie jest taka biała… Gdzie jest Chajzer z Vizirem?

Podsumowanie: Hyundai Santa Fe T-GDI HEV 4WD Platinum

Hyundai Santa Fe T-GDI HEV 4WD Platinum
  • Stylistyka
  • Przestronność
  • Jakość materiałów
  • Wyposażenie
  • Multimedia
  • Komfort użytkowania
  • Przyjemność z jazdy
  • Silnik
  • Skrzynia biegów
  • Ekonomia i ekologia
  • Bezpieczeństwo
  • Cena w stosunku do jakości
4.5

Podsumowanie

Samochód niemal bez wad – Hyundaiowi udało się dokonać rzeczy wielkiej i udowodnić, że SUV popularnego producenta może być lepiej wyposażony od auta premium i przy tym równie praktyczny jak minivan. Cena kompletnie wyposażonej, testowanej odmiany nie przeraża, a komfort jazdy wynagradza przeciętną dynamikę. Naszym zdaniem jest to jedna z najlepiej zaprojektowanych i najbardziej kompletnych propozycji dla dużej rodziny na polskim rynku. Dlatego też wysoka ocena jest jak najbardziej zasłużona.

 

4.2/5 (liczba głosów: 31)
Reklama