Connect with us

Czego szukasz?

powered by Advanced iFrame. Get the Pro version on CodeCanyon.

Formuła 1

GP Australii. Historia absurdalnych kwalifikacji eliminacyjnych z 2016 roku

Przed nami wielki powrót Formuły 1 do Australii. Na początku kwietnia kierowcy wyjadą po trzyletniej przerwie na tor Albert Park w Melbourne. Szczególne emocje powinny przynieść kwalifikacje, ponieważ na obiekcie poczyniono duże zmiany w celu poprawy ścigania. Cokolwiek się wydarzy tegoroczna sobotnia sesja będzie ciekawsza niż ta z 2016 roku. Wszystko za sprawą beznadziejnego formatu eliminacji, który zastosowano wtedy na próbę.

GP Australii 2016
Fot. Red Bull Content Pool

Wyczekiwany powrót GP Australii

Sezon 2022 rozpoczął się dwoma wyścigami, które przyniosły ogrom emocji. Wydaje się jednak, że żaden z nich nawet nie zbliżył się pod względem poziomu ekscytacji, którą generuje nadchodząca trzecia runda. Po dłużących się sezonach 2020 i 2021 Formuła 1 nareszcie ponownie zawita do kraju kangurów. GP Australii może być jednym z najciekawszych wyścigów tego roku, ponieważ organizatorzy skrzętnie wykorzystali czas w którym najszybsi kierowcy świata nie jeździli po torze Albert Park ze względu na pandemię koronawirusa.

ZOBACZ TAKŻE
GP Australii 2022. Albert Park nie ujrzy rekordowej liczby fanów

Zobaczymy wiele zmian w nitce, wliczając tu poszerzenie zakrętów, nowy układ i dodanie kolejnych trybuny wokół obiektu. Wszystko to ma oczywiście na celu podniesienie jakości zbliżającego się wydarzenia. Bardzo prawdopodobne jest to, że się to uda, a same wyścigi będą bardziej emocjonujące. Nie możemy tego jednak stwierdzić, aż do samego weekendu wyścigowego. Zmiany te mogą rozczarować, podobnie jak kwalifikacje na Albert Park w 2016 roku.

Prekursor sprintów w F1

Właśnie wtedy byliśmy świadkami sporej zmiany formatu weekendu wyścigowego. Na torze Albert Park w Melbourne rozegrano próbną sesję kwalifikacji eliminacyjnych. Podobnie jak będące obecnie częścią kalendarza sprinty, nowy format sobotniej „czasówki” miał na celu wymieszanie stawki przed wyścigiem o GP Australii. Niestety, tak jak w przypadku niemile widzianych wyścigów sprinterskich, sposób, w jaki chciano tego dokonać, okazał się zgubny.

ZOBACZ TAKŻE
Kalendarz F1 2022. Miejsca, daty i godziny transmisji wyścigów

Kwalifikacje jak zwykle były podzielone na trzy segmenty. Tym razem jednak kierowca, który w danej sesji znajdował się na ostatnim miejscu, musiał się zmierzyć z dodatkowym wyzwaniem. Mianowicie, po pierwszych siedmiu minutach sesji Q1 co dziewięćdziesiąt sekund eliminowano kierowcę, który zamykał stawkę. W ten sposób chciano zmusić startujących do jazdy na jeszcze większym limicie i tym samym do popełniania błędów. 

FIAsko, jakich mało

Pomysł narodził się zaledwie kilka tygodni przed marcowym wyścigiem. Kierowcy nie wiedzieli za bardzo, jak mają zaatakować nowy system kwalifikacyjny. Dlatego więc gdy tylko sesja się rozpoczęła, wszyscy rzucili się do działania, by jak najszybciej zrobić czas, którym zapewniliby sobie bezpieczeństwo przed eliminacją. Początkowo wyglądało na to, że system faktycznie może namieszać w stawce, ponieważ na chwilę przed początkiem pierwszego odliczania stawkę zamykali Hamilton, Vettel i Rosberg.

Rosberg Hamilton Vettel

Fot. Twitter / Nawet ówczesna najlepsza trójka F1 nie wiedziała jak odnaleźć się w nowym formacie

Wszyscy trzej przejechali niechlujne okrążenia, byle tylko uciec z dołu tabeli. Chwilę później jedną z pierwszych „ofiar” nowego systemu stał się kierowca Red Bulla, Daniil Kvyat. Można było odnieść wrażenie, że kwalifikacje eliminacyjne faktycznie zmienią coś w ówczesnym układzie sił w stawce. Niestety tak się nie stało. Kierowcy i zespoły szybko połapali się w tym, że po przejechaniu pierwszych okrążeń, szukanie poprawy czasu było bezsensowne.

 

A to dlatego, że istniało ogromne ryzyko eliminacji w trakcie okrążenia. Nie opłacało im się więc marnować limitowanych kompletów opon bez celu. Dlatego właśnie w Q3 nie widzieliśmy już dosłownie żadnej akcji na torze. Co gorsza, zmiana formatu sprawiła, że w tej sesji jechało już tylko ośmiu kierowców. Przez to wszystko fani Formuły 1 stali się świadkami antysportu. Kierowcy wychodzili ze swoich bolidów i udawali się na ważenie bądź inne podobne aktywności, którymi zawsze zajmują się po kwalifikacjach. Problem w tym, że robili to jeszcze zanim czas sesji dobiegł końca. Być można największa farsa w historii F1, została wygrana bez żadnej walki przez Lewisa Hamiltona.

Ogromne oburzenie przed i po GP Australii

Coś takiego oczywiście nie mogło się obejść bez krytyki. Niemal wszyscy pisali i mówili w negatywny sposób na temat kwalifikacji eliminacyjnych. Tak na przykład wypowiedział się o nich Christian Horner, którego zespół ucierpiał dość znacząco na wprowadzeniu nieszczęsnego formatu.

Według mnie te kwalifikacje nie zadziałały w żaden sposób i powinniśmy przeprosić obecnych tutaj fanów. Nie pokazaliśmy im tego, po co przyszli. Musimy jakoś z tego wybrnąć. Ważne jest, aby nie chować głowy w piasek. Zamiast tego należy odpowiednio zająć się tym problemem. Wolałbym wrócić do sesji kwalifikacyjnych, które mieliśmy dotychczasowo, ale to moja osobista opinia – tak skomentował sytuację szef Red Bulla.

Debiut sprintu w F1 na tle kwalifikacji eliminacyjnych

Fot. Red Bull Content Pool / Ekipa z Milton Keynes była ofiarą kwalifikacji eliminacyjnych, które przez większość czasu sprawiały wrażenie „sesji widmo”

Brytyjczyk został bardzo głośno poparty w tych słowach przez doradcę Mercedesa, Nikiego Laudę (Śp.). Legendarny kierowca cieszył się ogromnym poszanowaniem w padoku, więc często jego opinia w danej sprawie była bardzo ważna. 

Myślę, że nowy format kwalifikacji jest idiotyczny. To coś, co trzeba przedyskutować. Wszyscy starają się jak najlepiej ulepszyć sport, ale jeśli to się nie udaje, musimy pomyśleć co robić. To rozwiązanie nie jest moim zdaniem dobre i dlatego musimy się mu przyjrzeć ponownie – powiedział trzykrotny mistrz świata.

ZOBACZ TAKŻE
Niki Lauda - talent i ciężka praca aż do perfekcji | Legendy motorsportu

Jego słowa nie powstrzymały jednak powtórzenia precedensu w kolejnej rundzie o GP Bahrajnu. Ponieważ eliminowanie kierowców ponownie okazało się klapą, wielka rewolucja kwalifikacji została zamieciona pod dywan już po dwóch rundach. Nikogo nie powinno dziwić to, że tor Sakhir również został użyty do dalszego forsowania tego absurdalnego formatu. Patrząc na to, co obecnie dzieje się z wyścigami sprinterskimi, widać dokładnie, dlaczego FIA robiło wszystko, by za wszelką cenę udowodnić swoją rację.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama