Wieloletnia tradycja GP Monako
Toru w Monako nie trzeba nikomu specjalnie przedstawiać. Każdy fan F1 doskonale zna ten obiekt i nie przechodzi obojętnie wobec nazw: Sainte Devote, Tabac, czy La Rascasse. Nie jest to dziełem przypadku, ponieważ GP Monako po raz pierwszy pojawiło się w kalendarzu F1 już w jej pierwszym sezonie – w 1950 roku. Inauguracyjny wyścig wygrał Juan Manuel Fangio, dla którego było to pierwsze zwycięstwo w królowej motorsportu.
Kierowcy wrócili na ulice Księstwa pięć lat później i ścigali się na nich nieprzerwanie, aż do 202o roku, gdy z oczywistych przyczyn wyścig odwołano.
Monako powróciło do kalendarza F1 w 2021 roku i zapisało się w historii królowej motorsportu. Choć nie w sposób, jakiego oczekiwaliby kibice, ponieważ był to wyścig bez ani jednego udanego manewru wyprzedzania. Tym samym GP Monako 2021 dołączyło do grona zaledwie trzech innych wyścigów z historii F1 (GP Monako 2003, GP USA 2005 i GP Europy 2009), w których żadnemu z kierowców nie udało się wyprzedzić rywala na torze.
Circuit de Monaco: Bez miejsca na najmniejszy błąd
Kultowość toru w Monako wynika z jego znanej na cały świat charakterystyki. Na liczącej zaledwie 3,337 km długości (najmniej w kalendarzu) i wiodącej przez wąskie uliczki Monte Carlo nitce, po prostu nie ma miejsca na najmniejszy błąd. Każdy moment zawahania kierowcy grozi bowiem uderzeniem w bandę i roztrzaskaniem bolidu. W tym roku problem ten może być jeszcze bardziej widoczny. Wraz ze zwiększeniem średnicy felg i obligatoryjnym montażem dodatkowych owiewek nad przednimi kołami, kierowcy narzekają na ograniczoną widoczność z kokpitu. To jeszcze bardziej utrudni precyzyjne przejazdy po torze.
Przy całym uwielbieniu do obiektu w Księstwie, trzeba jednak stwierdzić, że sam wyścig rzadko kiedy porywa. Głównym powodem takiego stanu rzeczy są same bolidy F1, które są nieproporcjonalnie wielkie w porównaniu do ciasnych ulic Monako. Dodatkowo, tor ten zalicza się do najbardziej krętych i najwolniejszych w sezonie. Kierowcy nie przekraczają bowiem na nim bariery 290 km/h.
Niejednokrotnie prowadziło to do kuriozalnych sytuacji, takich jak wygrana Daniela Ricciardo w sezonie 2018. Australijczyk wygrał GP Monako jadąc z uszkodzonym silnikiem i tracąc z tego powodu blisko 1/3 mocy. Mimo to Sebastian Vettel i Lewis Hamilton nie byli w stanie go wyprzedzić, ze względu na brak dogodnego miejsca do ataku.
W ubiegłych latach ogromnym problemem dla kierowców w Monako było również tzw. „brudne powietrze”, które uniemożliwiało zbliżenie się do rywala. Tegoroczne bolidy generują go znacznie mniej, co teoretycznie może sprawić, że zobaczymy pojedyncze próby ataku np. w Sainte Devote, albo szykanie za tunelem. Nie nastawiałbym się jednak na „fajerwerki” w tej kwestii.
Deszcz odmieni losy wyścigu?
Tor w Monako niemal nie zużywa opon, co szczególnie widać w kwalifikacjach, w których kierowcy jeżdżą „kółko za kółkiem” przez całą długość sesji. Właśnie dlatego, Pirelli co roku dostarcza na ten weekend najmiększą kombinację mieszanek. Nie inaczej będzie w najbliższy weekend, gdyż włoski producent przywiezie opony od C3 do C5.
Fot. Pirelli Motorsport / Twitter
Z tego samego powodu GP Monako jest zazwyczaj wyścigiem na jeden postój. W tym roku jest jednak szansa, że zobaczymy na torze nieco więcej strategicznego szaleństwa, a wszystko za sprawą zmiennej pogody.
Piątek w Księstwie powinien upłynąć pod znakiem słońca i przyjemnych 27 °C. Z kolei w sobotę i niedzielę prognozy wskazują na przelotne deszcze i nieznaczne ochłodzenie.
O ile kwalifikacje do GP Monako powinny być ekscytujące niezależnie od pogody, tak deszcz może uratować niedzielny wyścig. Ryzyko błędu na torze w Księstwie jest ogromne, a co dopiero na mokrej nawierzchni.
Bolid Ferrari stworzony pod Monako?
W świecie F1 przyjęło się, że czasy osiągane w trzecim sektorze w Barcelonie są najlepszym wyznacznikiem formy w Monako. Jeżeli reguła ta ponownie się sprawdzi w najbliższym wyścigu to zdecydowanym faworytem powinno być Ferrari.
Scuderia już w trakcie zimowych testów imponowała prędkością i wyśmienitym balansem w wolnych zakrętach. Po sześciu wyścigach sezonu nic się w tej kwestii nie zmieniło i w wolnych łukach, bolid F1-75 ma komfortową przewagę nad wszystkimi rywalami. Czy to oznacza, że zespół z Maranello stoi przed łatwą wygraną? I tak, i nie. Wszystko za sprawą „klątwy Monako” jaka ciąży nad Charlesem Leclerkiem.
Pisząc już jednak całkowicie poważnie, faktem jest, że Monakijczyk nie ukończył żadnego swojego domowego wyścigu. I to zarówno w F1, jak i F2. Leclerc jest więc pod ogromną presją, gdyż tegoroczny bolid wydaje się być wręcz stworzony na najbliższy wyścig.
Oczywiście z walki o zwycięstwo nie można wykluczyć również Maxa Verstappena. Aktualny mistrz świata jest w formie życia i wygrał wszystkie wyścigi, w których dojechał do mety w tym sezonie. Bez wątpienia, w kwalifikacjach Holender będzie w stanie wyciągnąć „z rękawa” tą jedną, czy dwie dziesiąte sekundy, które mogą zadecydować o pole position. A od niego do zwycięstwa w Monako naprawdę niedaleka droga.
Mercedes straci na potencjale w Monako?
W odwrotnej sytuacji do Ferrari zdaje się być Mercedes. Choć zdaje się, że zespół z Brackley zrozumiał już swoją tegoroczną konstrukcję, a poprawki przywiezione do Barcelony zdały egzamin to bolączką „Srebrnych Strzał” nadal są wolne zakręty. Bolidowi W13 brakuje stabilności na tle rywali w tego typu łukach, co można było zauważyć we wspomnianym wcześniej, trzecim sektorze Circuit de Barcelona-Catalunya.
Niewykluczone więc, że GP Monako będzie ostatnim wyścigiem, w którym Mercedes nie będzie się liczył w walce o wygraną. Najbliższe weekendy będą się rozgrywać na torach stosunkowo szybkich, gdzie prędkości maksymalne będą odgrywały kluczową rolę. A te po wyeliminowaniu problemów z porpoisingiem stały się mocną stroną Mercedesa.
Alfa Romeo przed ogromną szansą
Z kolei Alfa Romeo ma wszelkie warunki do tego by przy sprzyjających okolicznościach stać się sensacją GP Monako. Wprowadzone w Hiszpanii poprawki w pewnych aspektach wysforowały zespół z Hinwil na pozycję lidera środka stawki. No przynajmniej jeżeli chodzi o Valtteriego Bottasa, który w Alfie Romeo zdaje się przeżywać drugą młodość. Co więcej podczas GP Hiszpanii, w wolnych zakrętach Fin radził sobie wcale nie gorzej niż kierowcy Red Bulla.
Czy zatem możemy się spodziewać kolejnego solidnego weekendu w wykonaniu Bottasa? A może ma on nawet potencjał na niespodziewane podium? W tym momencie nie sposób odpowiedzieć, ale z pewnością Alfa Romeo może być jednym z czarnych koni GP Monako.
Gdzie oglądać GP Monako? Harmonogram weekendu
Tegoroczne GP Monako zrywa z tradycją czwartkowych treningów w Księstwie. Od tego roku, Monako nie będzie wyjątkiem pod tym względem i sesje treningowe odbędą się w piątek.
Pełny harmonogram i inne ważne informacje dotyczące transmisji GP Monako znajdziecie w naszym osobnym materiale – plan transmisji GP Monako 2022.