Spoglądając na cały wyścigowy świat, niewiele jest narodowości o stabilnym statusie prawdziwych potęg sportów motorowych. Z Europy wymienić można Brytyjczyków, Włochów czy Francuzów, a poza Starym Kontynentem wyróżniają się głównie Japończycy, Amerykanie i Brazylijczycy. Dla tych ostatnich od kilku lat trwa (niegdyś wielce nieprawdopodobna) posucha w postaci braku pełnoetatowego kierowcy w F1. Felipe Nasr został wyrzucony z Saubera na koszt Marcusa Ericssona przed sezonem 2017, a Pietro Fittipaldi – dwukrotny zastępca Romaina Grosjeana w roku 2020 – może liczyć tylko na miejsce kierowcy rezerwowego i testowego.
Z kolei talenty, które pojawiły się w seriach juniorskich nie były zdolne przekonać szefów ekip, by warto było na nie stawiać. Taki los spotkał już Sergio Sette Camarę, obecnie startującego dla Penske w Formule E. W przyszłości może natomiast czekać również potencjalnego mistrza F2 – Felipe Drugovichia. Z tej perspektywy, większe szanse na angaż w najwyższej klasie może mieć kolejny brazylijski as: Caio Collet – junior Akademii Alpine.
Collet marzy o Sennie
Jeśli można by określić specyficzne miejsca urodzenia, które niejako predestynują młodych zawodników do rozwijania kariery w sportach motorowych, urodzony w 2002 roku Brazylijczyk nie mógłby mówić o większym szczęściu. Collet przyszedł na świat i wychowywał się bowiem w Sao Paulo, mieście kontrastów socjalnych, wielkiego biznesu i imponującego budownictwa. A także duchowym centrum wyścigów w Kraju Kawy.
Tutaj pierwsze kroki stawiał Ayrton Senna, a młody Collet wyraźnie chciał pójść w jego ślady. Karierę w kartingu rozpoczął w wieku siedmiu lat i podobnie jak wielu późniejszych zawodników F3, przekraczał kolejne bariery lokalnych kategorii bez najmniejszych kłopotów. Pierwsze większe wyzwania nadeszły, gdy Collet wybrał się na Florydę, by uczestniczyć w prestiżowym Florida Winter Tour.
Wystartował tam w trzech różnych kategoriach, raz zostając wicemistrzem, raz zajmując miejsce 5. a raz 23. Wtedy, w roku 2015, miał już jednak renomę i wsparcie finansowe pozwalające pokusić się o podboje na arenie międzynarodowej. Wyruszył do Europy i na przestrzeni trzech kolejnych lat wziął udział w kilkunastu zawodach klas KFJ, OKJ oraz OK (dla 11-15 latków i dla zawodników powyżej 14 lat) sygnowanych przez WSK czy CIK-FIA, czyli najważniejszych organizatorów kartingowych pucharów.
Rokrocznie czynione postępy (w tym trzecie miejsce w debiucie w mistrzostwach świata) zwróciły uwagę zespołu Birel ART. Collet, przygotowując się do przesiadki do bolidów, odjechał w jego barwach praktycznie cały sezon 2016 i 2017. Niedługo potem po Brazylijczyka zgłosił się inny francuski łowca talentów – Nicolas Todt, założyciel juniorskiej akademii All Road Management. Collet nie musiał już nawet seryjnie wygrywać kolejnych czempionatów, by zrealizować kolejny krok na długiej drodze do Formuły 1.
Nagroda za zasługi
Nicolas Todt zapewniał, że Brazylijczyk znajdował się na ich radarze już od dłuższego czasu. – Uważnie obserwowaliśmy progres Caio w poprzednich latach; wierzymy, że ma talent, by zajść bardzo daleko. Jednakże, im wyżej na wyścigowej drabince jesteś, tym trudniej rywalizować, i to właśnie obszar, w którym nasz koncept <<totalnego zarządzania>> – dbania o każdy aspekt kariery kierowcy, zarówno w kokpicie, jak i poza nim – może zrobić różnicę – podsumowywał.
Zanim Collet znalazł wyścigowy fotel na pełen sezon w jednej z niższych serii w Europie, został wysłany do Formuły 4 w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W serii organizowanej na torach Yas Marina i Dubai Autodrome, Collet odjechał siedem rund, co i tak wystarczyło by zajął szóste miejsce w klasyfikacji końcowej. Oczywiście poziom mistrzostw znacznie odstawał od europejskich norm, niemniej Brazylijczyk zabłysnął pięcioma podiami, zwycięstwem i pole position.
Zadowalające rezultaty umożliwiły mu zdobycie fotela w stajni FFSA Academy we Francuskiej Formule 4. W stawce 23 kierowców był jedynym Brazylijczykiem i jednym z ledwie czterech zawodników spoza Starego Kontynentu. Rywali miał zacnych – Arthura Leclerca, Theo Pourchaire’a, Reshada de Gerusa oraz Ugo de Wilde. Pokonał ich wszystkich, triumfując na dystansie 21 rund z przewagą ponad 60 „oczek” nad Belgiem. Co ciekawe, jego drugim najtrudniejszym rywalem okazał się młodziutki Pourchaire. I to pomimo tego, że Francuz startował w ramach klasyfikacji juniorskiej i nie mógł bezpośrednio konkurować z Colletem o mistrzostwo.
Mistrzostwo, za które należała się kierowcy wielka nagroda. Collet po sezonie nie ukrywał, że to właśnie perspektywa płynących z tytułu możliwości dodatkowo go motywowała. Za triumf w serii przysługiwało bowiem członkostwo w Renault Sport Academy – bonus, którego pożąda każdy perspektywiczny junior. Dla Brazylijczyka zaakceptowanie warunków było naturalnym krokiem. Nie tylko otrzymał wsparcie ogromnego koncernu, ale zyskał także możność rozwijania się u boku innych wielkich nazwisk. Zarówno weteranów sportu, jak i innych obiecujących adeptów.
Collet walczy z Martinsem
Z Akademią u boku przeszedł na sezon 2019 do serii Formula Renault Eurocup. Jego partnerem została tam najjaśniejsza gwiazda Akademii – Oscar Piastri. – Głód [sukcesów] będzie tylko rósł, gdyż chcę pokazać Renault, że jestem godzien miejsca w Akademii […]. Będę pracował bardzo ciężko, by osiągnąć swoje cele. Nie mogę się doczekać – tak Collet opisywał swój nastrój przed rozpoczęciem zmagań.
Wyniki na torze prędko utwierdziły przewodniczącą Akademii, Mię Sharizman, w przekonaniu, iż zakontraktowanie zawodnika z Kraju Kawy było dobrym wyborem. Podobnie jak Todt, twierdziła ona, iż Brazylijczyk ma wszystko, by wpisać się na długą listę rodzimych talentów. W celu efektywniejszego wspierania, obiecała, iż program juniorski koordynowany będzie wespół z pomysłami All Road Management.
Skuteczność tej współpracy dało się dostrzec gołym okiem. Collet regularnie meldował się na czele wśród debiutantów serii, ostatecznie zajmując w niej piąte miejsce. Nie miał jeszcze szans na rywalizację z bezkonkurencyjnymi Piastrim (kolegą z R-ace GP) oraz Victorem Martinsem, acz do czwartego Lorenzo Colombo stracił jedynie 7,5 punktu. Dokładnie taką samą przewagę nad Martinsem zbudował w toku sezonu Piastri.
Nazwiska Martinsa nie wymieniam tu przypadkowo. To właśnie Francuz okaże się dla Colleta najważniejszym elementem juniorskiej układanki – w pewnym sensie wyznacznikiem jego potencjału. On również, były kartingowy potentat, pozostał w serii na sezon 2020, co rokowało wielką bitwę o tytuł. Martins w międzyczasie zmienił stajnię – z MP Motorsport przeniósł się do ART Grand Prix. Jak przystało na zawodników jednej Akademii, ich rywalizacja odbywała się w zaciętej, ale pełnej wzajemnego szacunku atmosferze.
Collet lepiej zaczął sezon i zdobył trzy podia, podczas gdy Martins niemiłosiernie się męczył. Przebudzenie Francuza nadeszło dopiero w trakcie trzeciego weekendu; na Nürburgringu rozpoczął serię 9 podiów z rzędu. Brazylijczyk dzielnie dotrzymywał mu kroku, ale przed ostatnimi trzema rundami to Martins prowadził. Miał na koncie 256 punktów, o 30 więcej niż kierowca z Sao Paulo.
Wspólny awans do F3
Wówczas to, tuż przed rundą na Imoli, dwójka kierowców opowiedziała reporterom Formula Scout o swej rywalizacji, w tym mocnych punktach drugiej strony. – Victor, kiedy pozwolisz mu jechać bez presji na pierwszym miejscu, jest bardzo, bardzo mocny, prawie nie do pokonania – mówił Collet. – Ale jeśli trzymasz się blisko albo atakujesz […], ma tendencję do robienia małych błędów. Na Monzy właśnie dzięki temu wygrałem wyścig.
Martins cenił kolegę równie wysoko. – Myślę, że bardzo się poprawił [względem zeszłego roku – przyp. red.]. Próbował wtedy dobić do czołowej trójki, walcząc głównie z Lorenzo Colombo i kilkoma innymi kierowcami, a z nami [Martinsem i Piastrim – przyp. red.] dopiero na początku środkowej części sezonu. Teraz zawsze walczymy ramię w ramię o P1 lub P2. Sądzę, że poczynił wielki postęp.
Dla Brazylijczyka był on wynikiem pracy z tą samą ekipą. Zapytany o klucz do sukcesu, opowiadał głównie o zespole, którego częścią był inżynier wcześniej opiekujący się Oscarem Piastrim. – Pozostanie z tą samą stajnią, która zna moje słabe i mocne strony [pomogło]. Szczególnie istotne są słabości, które możemy odkrywać, i nad którymi możemy pracować. Oni poznali mnie dobrze, ja poznałem ich dobrze – wiemy, jak działać.
W końcówce sezonu ostatecznie minimalnie lepszy okazał się Martins. Collet wygrał co prawda na Imoli i Hockenheimringu, ale zwycięstwa przeplatał nieukończonymi wyścigami. We Włoszech jego występ zniszczył David Vidales, a w Niemczech potencjalnego podium pozbawiła awaria mechaniczna. Metodyczny Francuz przypieczętował koronę, lecz nie oznaczało to wcale końca bojów z Brazylijczykiem.
Przyszłość przed Colletem
Na kolejny rok obaj trafili bowiem do stajni MP Motorsport, już w FIA F3 Championship. Collet testował bolidy tej serii jeszcze jesienią 2020 roku, nie tylko w MP, ale również w barwach włoskiej Premy. W toku sezonu doświadczenie to nieszczególnie mu pomogło – Martins spisywał się lepiej i szybko wyrobił sobie bezpieczną przewagę nad Colletem. Brazylijczyk zgromadził dwa podia i 93 punkty – o 38 mniej niż Francuz. Suche liczby nie oddają jednak pełni potencjału juniora Alpine.
Collet dał się bowiem poznać jako wojownik o wielkich ambicjach i człowiek, któremu niestraszne są żadne manewry. Na deszczowym Spa-Francorchamps wyprzedzał (co prawda poza torem) po zewnętrznej zakrętu Raidillon, równie ostro przebijał się też przez stawkę na Zandvoort. Głównym problemem Brazylijczyka były błędy przy procedurze startowej i systematyczność, której brakowało w jego agresywnej, momentami szalonej jeździe.
Trudno powiedzieć, by po 10 rundach sezonu 2022 udało mu się je wyeliminować. Collet niemrawo wszedł w sezon, a na Imoli zaprzepaścił dwie ogromne szanse na punkty. W wyścigu sprinterskim prowadził aż do ostatniego okrążenia, kiedy wyprzedził go Franco Colapinto, a zderzenie z Isackiem Hadjarem pozbawiło jakichkolwiek „oczek”. Z kolei podczas zawodów głównych wyminął ośmiu kierowców na mokrym torze już na pierwszym okrążeniu. Potem w złym momencie zjechał na pit-stop po suche opony, co spowodowało, że linię mety przecinał na 11. pozycji.
Sinusoidalna dyspozycja wciąż trwa – Collet ma na koncie dwa podia i trzy kolejne punktowane lokaty, ale czterokrotnie dojeżdżał także na pozycjach nie oferujących żadnej zdobyczy. W Alpine podobna forma nie gwarantuje awansu – w F2 z powodzeniem rywalizuje przecież Jack Doohan, a i Victor Martins został wpisany w obręb puli talentów. Collet, jeśli chce spełnić marzenie o F1, musi zatem już niebawem odnaleźć stabilność i systematyczność. Warunki ku temu ma – czas najwyższy, by pokazał, że potrafi je wykorzystać.