Connect with us

Czego szukasz?

Formuła E

„Emocjonalny rollercoaster” – jak Nick Cassidy okiełznał Envision

Nick Cassidy w pierwszej połowie sezonu zaliczał się do grona kierowców, którzy w największym stopniu marnowali potencjał swych bolidów. Nowozelandczyk musiał wespół w inżynierami włożyć mnóstwo pracy w odbudowę utraconego rytmu, ale gdy już to zrobił, pokazał, że umiejętnościami absolutnie nie odstaje od czołówki.

Cassidy Formula E
Fot. toot woot / Twitter

Nick Cassidy ma niewątpliwy dar do wymykania się schematom. Oto kierowca, który w rodzimej Nowej Zelandii wygrywał niemal wszystko, od kartingu po bolidy. Kierowca, który po eksploracji niższych formuł nie trzymał się kurczowo Starego Kontynentu, lecz wyruszył w podróż, na jaką poważyłoby się niewielu w dzisiejszym świecie wyścigów. Wreszcie kierowca, który w krótkim czasie zdominował koronne kategorie Kraju Kwitnącej Wiśni, zgarniając tytuły w Super Formule i Super GT.

Z tej perspektywy wydaje się oczywiste, że jedynie kwestią czasu było osiągnięcie przez zawodnika z Antypodów swej pierwszej wiktorii w Formule E. Wszak wkraczał w jej progi ze świeżością, werwą i gotowością do pracy. Do warunków serii przyzwyczaił się szybko, tempem imponował już w czwartym wyścigu kariery, gdy na ulicach Rzymu zdobył pole position. A jednak na triumf czekał i czekał. A gdy się wreszcie doczekał, jego łupem padł wyścig przez wielu uznany za farsę.

Doświadczenie bezcenne

Przygoda Cassidy’ego z Formułą E z początku wcale nie obfitowała w fajerwerki i gigantyczną ekscytację. Jako były mistrz Super GT i Super Formuły, do pandemicznego sezonu 2020 podchodził jako faworyt. Triumf z pole position na Fuji w klasie GT rokował pozytywnie na kolejne miesiące, ale w wyrównanej rywalizacji Cassidy, zmuszony opuścić dwie ostatnie rundy sezonu, finalnie spadł z piedestału.

W Super Formule również zaczął wyśmienicie – dwoma podiami, w tym zwycięstwem, w pierwszych trzech rundach. Walcząc jak równy z równym z Naokim Yamamoto zdobył pole position do zawodów na Suzuce. Tam jednak odpadł z rywalizacji i w finale sezonu musiał liczyć na łut szczęścia. Bogini Fortuna nie obdarzyła go swym kapryśnym uśmiechem.

Nick Cassidy Super Formula

Nowozelandczyk zdobył tzw. „potrójną koronę” japońskich serii wyścigowych. Zaliczają się do niej triumfy w lokalnej Formule 3 (2015), Super GT(2017) i Super Formule (2019) | Fot. Super Formula / Twitter

Wtedy z Nowozelandczykiem skontaktował się zespół Envision, wówczas startujący jeszcze jako Envision Virgin i legitymujący się granatowo-czerwonym malowaniem. Sprawy potoczyły się lawinowo. – Na początku rozmawialiśmy jedynie o teście w Marrakeszu. Od jakiegoś czasu śledziłem Formułę E i chciałem zdobyć w niej doświadczenie. Test poszedł bardzo dobrze i skończyło się na fotelu wyścigowym; szybciej niż się spodziewałem – relacjonował Nowozelandczyk.

ZOBACZ TAKŻE
Majstersztyk Lucasa di Grassiego | Analiza 2. E-Prix Londynu

Cassidy nie dość, że wykręcił najszybszy czas, to ustanowił nim jeszcze nowy rekord toru. W pokonanym polu zostawił tym samym m.in. Sérgio Sette Camarę, Kyle’a Kirkwooda (późniejszego mistrza IndyLights) czy Normana Nato lub Jake’a Hughesa. Envision, poszukujące właśnie zastępstwa dla odchodzącego do Jaguara Sama Birda, nie mogło trafić lepiej.

Cassidy i trudna aklimatyzacja

Oczekiwania nie były specjalnie wybujałe. W zorganizowanej przed sezonem rozmowie z naczelnym dziennikarzem FE, Jackiem Nichollsem, Cassidy stwierdził, iż chce stonować oczekiwania, ale jednocześnie jeździć najlepiej, jak potrafi. Szybko przyzwyczaił się do wyciskania maksimum z maszyny na pojedynczym okrążeniu, lecz od razu zauważył, że właściwie każdy kierowca prędko opanowuje to wyzwanie. Zapytany o dystans wyścigowy, odpowiedział dość enigmatycznie, iż nie sposób kupić doświadczenia.

Tak dojrzałe słowa wynikały nie tylko z obowiązkowej przezorności i ostrożności przy wchodzeniu do nieznanego sobie środowiska. Cassidy wiedział, iż czeka go wiele pracy przy dostosowywaniu się do ścigania w wydaniu europejskim. Po raz pierwszy na Starym Kontynencie znalazł się w roku 2012, po triumfach w nowozelandzkiej Toyota Racing Series.

Sęk w tym, że trzy urywane sezony w Eurocup Formula Renault 2.0 i jeden pełny w Europejskiej F3 dały mu ledwie przedsmak pełnoprawnej rywalizacji. Z perspektywy czasu była to też jedna z niewielu decyzji, której Cassidy żałował. Jego profesjonalną karierę uratowała Toyota, oferując mu stanowisko w Japonii. Cassidy poświęcał zatem znacznie więcej uwagi Super GT. Nie wiązał swej przyszłości z Europą, na którą i tak brakowało budżetu.

Wyłączając czyste umiejętności wyścigowe, brakowało mu zatem doświadczenia, które mógłby przekuć bezpośrednio z Japonii na Formułę E. Jak sam przyznał, nauka zarządzania energią była przed nim, a jedynym plusem był fakt, że kilka wyścigów Super Formuły opierało się na zarządzaniu paliwem w sytuacji krytycznej.

Oczywiście między paliwem a energią jest podstawowa różnica – tę drugą można odzyskiwać, na tym częściowo opiera się zresztą ściganie. Cassidy opanował tę zdolność stosunkowo szybko, choć pierwsze rundy w Ad-Dirijji i Rzymie upłynęły na walce z karami. W Arabii Saudyjskiej Nowozelandczyka wykluczono z kwalifikacji za nie obniżenie prędkości przy podwójnej żółtej fladze. Drugi wyścig ułożył się podobnie – nałożono na niego karę 24 sekund za niezgodne z zasadami mapowanie przyspieszenia.

Nieprzewidywalne Envision

Weekend w Rzymie należał do słodko-gorzkich. Najpierw do jego czasu dodano 5 sekund za kolizję, a potem piruetem zaprzepaścił szansę na triumf już na pierwszym okrążeniu. Obiecujące tempo poskładał dopiero w Walencji i Monako, kończąc sezon fantastycznymi podiami w Puebli i Nowym Jorku. 15. miejsce nie oddaje w tym wypadku potencjału Nowozelandczyka i jego ledwie 21-punktowej straty do mistrza świata.

Cassidy nie osiadł jednak na laurach i oczekiwał więcej zarówno od samochodu, jak i od siebie. Drugi sezon zaczął się obiecująco od 7. lokaty w Arabii. Potem jego kampania wyglądała koszmarnie – trzy punktowane lokaty przeplatane błędami i brakiem tempa, którego nie mogła przykryć nawet fenomenalna pogoń z Monako, kiedy Nowozelandczyk przebijał się przez stawkę niczym nóż przez masło.

– Mieliśmy więcej kłopotów niż zakładaliśmy w trakcie ostatnich kilku wyścigów, a z torem w Berlinie i tak zawsze się borykaliśmy. Dżakarta była nowa i tam też były problemy, w Marrakeszu, jeśli rzucić okiem na sezon szósty, też nie byliśmy mocni – próbował wyjaśnić niepowodzenia Cassidy. Częściowo istotnie pozostawał bez winy – nawet Robin Frijns stracił tempo na nowym indonezyjskim gruncie i marokańskiej ziemi.

ZOBACZ TAKŻE
Co Formuła E przygotowała w bolidzie 3. generacji? Mamy odpowiedź

Wtem, eksplozja formy. Envision przyjechało do Nowego Jorku i Cassidy w brooklyńskim porcie kompletnie zdominował kwalifikacje. Samochód prowadził się jak z nut i sam kierowca wreszcie mógł świętować. W drodze po pierwsze pole startowe o 0,148 sekundy pokonał Pascala Wehrleina. Ze Stoffelem Vandoorne’em wygrał o niespełna jedną setną.

Wyścig też układał się pod jego dyktando, choć sama końcówka i decyzja o zaliczeniu zawodów nie wpasowała się w wymagania prawdziwego kierowcy wyścigowego. – Emocjonalny rollercoaster. Byłem dość spokojny po tym, kiedy to wszystko [kraksa w zakręcie nr 6] się wydarzyło, oczywiście z początku bardzo zawiedziony. Czułem, że zrobiłem dzisiaj wszystko należycie, że wszystko miałem pod kontrolą […] nawet kiedy zaczęło padać.

Cassidy rozanielony

Kiedy jednak pierwsze rozczarowanie minęło, Cassidy uległ entuzjazmowi ekipy. – Krzyczałem w garażu [kiedy dowiedziałem się o triumfie]: <<czy jesteście pewni, czy jesteście pewni?>>. Jestem bardzo szczęśliwy ze zwycięstwa, trudno mi mówić […] w sprawie wyścigu, zespół wykonał kapitalną robotę, miałem znakomity samochód.

Nowozelandczyk wyraził chęć przedyskutowania z dyrekcją zawodów procedury decyzyjnej wiodącej do przerwania zawodów, choć przyznawał, że miał tempo, by odeprzeć konkurencję. – Trudno jest zarządzać wyścigiem, zwłaszcza, kiedy prowadzisz. Nigdy nie jest łatwo. […] Tempo było wystarczająco dobre, by trzymać się na czele, mieliśmy też sporo energii, zarządzaliśmy nią na bieżąco, co utworzyło ciekawą sytuację na koniec zawodów.

Jeśli spojrzysz na Robina i mnie, obaj jesteśmy tu szybcy, zatem sądzę, że ma to związek z osiągami samochodu – mówił dla Autosportu. – Wiedzieliśmy o tym przed weekendem, więc musimy zmaksymalizować nasze możliwości. Mnie się to nie udawało wcześniej w tym sezonie, w pierwszych dwóch-trzech wyścigach. Cieszę się, że udało się teraz.

ZOBACZ TAKŻE
Ulewa i kraksy w Nowym Jorku. Cassidy z triumfem | Analiza E-Prix

Dla Nowozelandczyka było to novum – wcześniej niemal zawsze zmagał się z dżunglą, czyli niezwykle zbitym i wymagającym stuprocentowej koncentracji środowiskiem tworzącym się zwykle podczas walki w środku stawki, o 8-16 miejsce. Tak znakomity występ nie był jedynie wynikiem doskonałego dostosowania bolidu Envision do warunków Nowego Jorku. Zespół pracował nad nim cały rok.

– Po mojej stronie garażu zaczynamy wzajemnie rozumieć się w zespole inżynieryjnym oraz w aspekcie tego, czego oczekuję od bolidu. Doskonaliliśmy te detale, które w Formule E są tak istotne. Jestem bardzo dumny i bardzo zadowolony, bo myślę, że robiliśmy dobrą robotę w trakcie kilku ostatnich rund, ale nie mogłem tego pokazać na <<papierze>> […] Czasami trzeba <<papieru>>, by coś udowodnić. Czuję, że udało mi się to w ten weekend.

Frustracja po triumfie

W Nowym Jorku był potencjał na jeszcze więcej. Podczas niedzielnych kwalifikacji Cassidy ponownie wywalczył pole position. Gdyby nie kara przesunięcia o 30 miejsc, ustawiłby się na pierwszym polu. Nowozelandczykowi nie wadził nawet zbudowany od podstaw samochód. Okazało się nawet, że jest on jeszcze lepszy niż poprzednio.

– Mieliśmy dziś zupełnie nowy samochód; odmienne nadwozie, odmienny tył, odmienna skrzynia biegów – nie było tak samo – mówił na koniec weekendu, już po zawodach. – Podczas drugiego okrążenia treningu myślałem: <<Jasny gwint, to jest lepsze>> Czułem, że mogę wykręcić najlepszy czas, kiedy tylko zechcę. Byłem w niesamowitym transie.

Na dystansie wyścigu Cassidy nie miał złudzeń, że transu nie uda się przełożyć na świetny wynik. Konieczność przebijania się przez maruderów w Nowym Jorku równoznaczna jest zazwyczaj z pogodzeniem się z porażką. Dla świeżo upieczonego zwycięzcy oznaczało to kolejną gorzką pigułkę. Tym bardziej, że z uwagi na odmienność bolidu Envision chciało potraktować wyścig naprawdę poważnie, by ocenić balans.

Cassidy Envision

Pasję do wyścigów zaszczepili Cassidy’emu jego wuj i ojciec, którzy sami brali udział w wyścigach w Nowej Zelandii | Fot. Tobi Bluhm / Twitter

Frustracja staje się jeszcze bardziej zrozumiała, jeśli uwzględnić, iż nałożona na kierowcę kara właściwie nie zależała od niego. – Trudno mi przetrawić, że dostałem karę za coś, co zostało spowodowane przez dwa samochody [Lucasa di Grassiego i Stoffela Vandoorne’a – przyp. red.], które we mnie uderzyły. Samochody, które ukończyły dzisiejszy [niedzielny] wyścig na podium.

Interwencję sędziów, którzy narzucili karę, wymusiły oczywiście kwestie techniczne, a konkretnie zmiana dwóch komponentów – systemu magazynowania energii powtórnego naładowania (z angielskiego RESS od Rechargeable Energy Storage System) oraz jego chłodzenia. FIA nie zablokowała w całości odbudowy samochodu. Envision miało wcześniej możliwość wymiany komory przetrwania, aczkolwiek ten element określony jest jako element bezpieczeństwa. RESS natomiast to element powiązany z osiągami.

Wnioski na przyszłość

Envision oczywiście zareagowało petycją, argumentując dokładnie tak, jak Cassidy. Uszkodzenia wymuszające zmianę elementów spowodowane były bolidami wbijającymi się w samochód stajni, ergo nadwyrężającymi jednostkę napędową Audi. Delegaci techniczni odrzucili ją, stwierdzając, iż nie podano znaczącego ani adekwatnego nowego elementu, który nie był dostępny dla stronnictw poszukujących oceny podczas podejmowania decyzji, której podanie dotyczy.

Przekładając język prawa na powszechnie zrozumiały, sędziowie nie dopatrzyli się nowego dowodu odpowiadającego sprawie. Sugeruje to, iż delegaci przyjrzeli się wcześniej uszkodzeniom bolidu i zdecydowali, iż ich pochodzenie nie miało znaczenia. Cassidy nie miał innego wyjścia, jak przełknąć gorycz prawnej porażki i skupić się na przygotowaniach do E-Prix Londynu.

Tor ExCel zdawał się nieszczególnie odpowiadać charakterystyce Envision – bardzo kręty, pełen wolnych zakrętów, z dwoma szykanami. Cassidy kolejny raz wszedł na wyżyny i zakwalifikował się do pierwszego wyścigu na 7 lokacie. W końcówce siedział na skrzyni biegów Nycka de Vriesa, przecinając linię mety na czwartej pozycji.

Los uśmiechnął się do niego przewrotnie – po raz kolejny zdobył podium w wyniku decyzji podjętej po wyścigu. I ponownie niedzielne zawody potoczyły się nieco gorzej. Nowozelandczyk startował z czwartego rzędu, lecz przez awarię dramatycznie osunął się w stawce. Nie było już sensu gonić wyniku.

Cassidy nie ma już szans, by włączyć się do walki o cokolwiek wartościowego w tegorocznym sezonie. Wiemy jednak, że pozostanie na stanowisku w Envision, a jego nowym partnerem zespołowym zostanie Sébastien Buemi. Tym razem to zawodnik z Antypodów może pełnić wobec doświadczonego Szwajcara rolę pomocnika w krzesaniu tempa z bolidów kolejnej generacji, bo z procedurami wewnątrz stajni jest już doskonale zaznajomiony. A czy wyniki Nowozelandczyka nieco się poprawią? To zależy w równej mierze od niego, jak i od ekipy specjalistów wewnątrz ekipy.

Oceń nasz artykuł!
Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama