Rok 2019 był dla fanów estońskiego motorsportu niezwykle udany. Ott Tanak jako pierwszy zawodnik z najbardziej wysuniętej na północ byłej radzieckiej republiki został mistrzem świata WRC, a w bolidach o otwartym nadwoziu świat zadziwiał Jüri Vips. Po wyścigowej drabince wspinał się powoli również inny rodak byłego juniora Red Bulla – Paul Aron.
Zająwszy trzecie miejsce we Włoskiej F4 z dwoma triumfami na koncie, Aron wkroczył na ścieżkę przyszłych wielkich gwiazd serii juniorskich, i jak na razie, bez większych przeszkód kontynuuje swój pochód po sławę. 18-letni as jest na dobrej drodze, by na kolejny rok znaleźć się w Formule 3, a stamtąd do potencjalnego fotela w F1 już tylko dwa kroki. Dla kraju, który wciąż czeka na swego pierwszego pełnoetatowego reprezentanta w królowej motorsportu, Aron jest chyba największą nadzieją. I zamierza tę nadzieję przekuć w rzeczywistość.
Aron? Gdzieś słyszałem…
Jego nazwisko nie jest w sporcie nieznajome, a to za sprawą starszego o sześć lat brata, Ralfa. Urodzony w 1998 roku zawodnik z Tallinnu wyścigi traktował początkowo jedynie jako hobby, ale po zakończonych natychmiastowymi sukcesami przenosinach do bolidów, postanowił pozostać za kółkiem na dłużej i kontynuować karierę jako profesjonalista.
Przywiodło go to do triumfu we Włoskiej F4, a w dalszej przyszłości do rywalizacji w Europejskiej F3. Tam starł się z absolutną śmietanką światowej juniorki – w tym Lando Norrisem, Maximilianem Güntherem, Mickiem Schumacherem czy Callumem Ilottem.
The Young Ones – Meet the stars of @FIAF3Europe: Mick Schumacher, Dan Ticktum, Enaam Ahmed, Ralf Aron & Jehan Daruvala. https://t.co/FKgggLH1nZ @SchumacherMick @DanTicktum @EnaamMotorsport @Aron_Ralf @DaruvalaJehan @PREMA_Team @TeamMotopark @HitechGP @CarlinRacing #F3 pic.twitter.com/PxBcIwUdlM
— Mobil 1 The Grid (@Mobil1TheGrid) August 23, 2018
U ich boku spędził trzy sezony – z czego dwa w barwach Premy – i dał się poznać jako spory talent. W ostatnim roku jazd zajął szóste miejsce, dwie lokaty niżej od wchodzącego na obroty Vipsa. Wydawało się, że jeśli utrzyma dotychczasowe tempo, może pójść w ślady Kevina Korjusa i otrzymać test w maszynerii F1.
Estończyk wybrał jednak dla siebie inną drogę. Niepewny wyścigowej przyszłości – sezon F3 okazał się niewystarczająco imponujący, by zapewnić mu zainteresowanie wyższych serii – zajął się swą „wakacyjną” pracą, czyli piastowaniem funkcji menedżera w zespole Prema Powerteam. Współgrało to idealnie z edukacją Arona, studiującego wówczas międzynarodowe zarządzanie i finanse na jednej ze szwajcarskich uczelni.
– Pod koniec zeszłego roku, kiedy coraz bardziej prawdopodobne było, że nie będę się ścigał, Prema zaproponowała mi to stanowisko. Nie zgodziłem się od razu. Pojawiały się co prawda symptomy, że mogą mi coś zaoferować, ale to naprawdę duża odpowiedzialność dla kogoś bardzo młodego. Nie sądzę, żeby ktokolwiek w moim wieku pracował na takiej pozycji, więc doceniam, że mają do mnie tyle zaufania. Dlaczego o tym wspominamy? – [Brat – przyp. red.] był moim mentorem przez całe życie, prawdopodobnie to dzięki niemu zacząłem się ścigać, bo kiedy byłem mały chodziłem oglądać jego występy – przyznał Paul Aron.
Krok po kroku
Młodszy z klanu przez pierwsze kilka lat szedł dokładnie tą samą ścieżką, co starszy Estończyk. W gokarcie swój debiutancki przejazd odbył w wieku lat siedmiu, co pochłonęło go na tyle, że automatycznie zdecydował się poświęcić czterem kołom swą życiową przygodę. Podróżując po całej Europie, zatrzymywał się na wielu torach, by przez praktykę nieustannie doskonalić rzemiosło.
W samej Estonii nie uchodził za olbrzymi talent. Podczas narodowych mistrzostw klasy „Kadet” w sezonie 2012 zajął szóste miejsce, ale systematycznie szedł do przodu. Po kolejnych trzech sezonach walki i nabywania doświadczenia mógł rzucić się na głęboką wodę – karting WSK, początkowo w klasie „60 mini”. I tutaj brakowało piorunujących występów, Aron przekraczał linię mety głównie w drugiej, trzeciej lub czwartej dziesiątce.
Wówczas to zaczęła się rysować prawidłowość, którą obserwujemy do dziś. Aron nie jest talentem pokroju Charlesa Leclerca – zdolnym co roku przeskakiwać z serii do serii. Estończyk potrzebował jeszcze dwóch kampanii, by wbić się na wysoki poziom, ale gdy już tego dokonał, niewielu mogło go zatrzymać.
Do przełomu doszło w roku 2018, gdy mieszkaniec Tallinnu związał się na poważnie ze stajnią Ricky Flynn Motorsport. Dobrze zaznajomiony z klasą OK-Junior (do 15. roku życia), w której ćwiczył cały poprzedni sezon, regularnie meldował się na podium zawodów organizowanych przez CIK i WSK. Zwyciężył w Champions Cup oraz mistrzostwach Europy, a na szczeblu światowym wystarczyło mu umiejętności, by metę przeciąć na ósmej pozycji. To otworzyło mu wrota do przesiadki do samochodów o otwartym nadwoziu.
I bez pośpiechu
Aron znalazł się zatem w uwielbianych Włoszech i tamtejszej F4. W walce o tytuł pokonali go tylko dominujący Dennis Hauger (z którym walczył też w ADAC F4) oraz Gianluca Petecof. Nieco gorzej powiodło mu się w Niemczech. Na mniej znanych obiektach tylko dwukrotnie stawał na podium i, co ciekawe, dwukrotnie poza niemiecką ziemią. Pierwszy triumf przyszedł na Red Bull Ringu, a drugi na Zandvoort. Konkurencja ze strony Arthura Leclerca, Romana Stanka czy Theo Pourchaire’a (mistrza) przewyższała możliwości młodziutkiego juniora.
Możliwości, dodajmy, szerokie. Dostrzegli je nawet szefowie programu juniorskiego Mercedesa i wkrótce zaprosili Estończyka do współpracy. Aron tym samym znalazł się w ich portfolio obok m.in. Andrei Kimiego Antonelliego oraz kartingowej gwiazdy, Alexa Powella. Przyszłość, przynajmniej krótkoterminową, miał zapewnioną – a na przebiegającej w przyjemnej atmosferze współpracy do dziś korzystają obie strony.
Mercedes nie nakłada bowiem wielkiej presji. – Program Mercedesa jest, powiedzmy, niższego kalibru. To po prostu dwa różne podejścia. Renault i Red Bull, kiedy ktoś dołącza do ich akademii, dają mu naprawdę wszystko, co mogą zaoferować. Zabierają na wyścigi F1, oferują obozy treningowe […] czujesz się, jak część ekipy. Mercedes zapewnia kierowcy wszystko, czego potrzebuje, ale nie działa tak, że czujesz jakąkolwiek presję; może nie czujesz nawet, że jesteś zawodnikiem Mercedesa – zadeklarował Estończyk.
Zwolniony z mnożących się obowiązków, Aron mógł skupić się jedynie na ściganiu. Trafił do stawki Formuły Renault Eurocup, reprezentując zespół ART Grand Prix. Był to ostatni sezon rywalizacji w starej „specyfikacji” – czyli przed przerodzeniem się serii we FRECĘ. Punkty nie wpadały łatwo – Aron pogubił się nieco wśród pretendentów i na 20 wyścigów, tylko w dziewięciu przecinał linię mety wśród zdobywców jakichkolwiek „oczek”.
Winą za taki stan rzeczy nie należy jednak obarczać tylko Estończyka. Kilkukrotnie sprokurował co prawda kolizje, ale kilkukrotnie stał się też ich ofiarą. Nie brakowało również awarii mechanicznych – problemy trapiły ART już od startu rywalizacji.
Aron pozbawiony kontaktu, ale nie kontraktu
– Mieliśmy problemy z samochodem podczas kilku pierwszych rund – wspominał kierowca. – Mówiąc szczerze, potem przez cały rok było tak samo. W pięciu-sześciu rundach z 10 mieliśmy kłopoty techniczne, głównie ze skrzynią biegów. Zawsze, kiedy miałem tempo i była szansa, by cokolwiek osiągnąć, spotykała nas awaria albo jakiś pech.
Brzmi to jak czcze narzekanie, niemniej sytuacja Arona istotnie nie była godna pozazdroszczenia. Usuwanie usterek utrudniał zespołowi brak komunikacji, a raczej – niezdolność do prowadzenia produktywnych dyskusji. Aron był jedynym członkiem stajni, który płynnie posługiwał się angielskim; pozostali inżynierowie francuskiej ekipy znali dobrze jedynie swój ojczysty język. Na te kłopoty nałożyły się dodatkowo restrykcje spowodowane Covid-19, limitujące czas pracy.
– Z tego powodu nie czułem się specjalnie komfortowo w pracy z moim inżynierem, nie było między nami koniecznego zaufania. A kiedy nie ufasz inżynierowi, bardzo trudno się uczyć – opowiadał kierowca. Jego pozycja zmieniła się dopiero, gdy na drugi sezon rywalizacji po Estończyka ponownie sięgnęła Prema.
Włosi zadbali o kompleksowe przygotowania. Poza wiedzą techniczną i odprawami organizowano też integrujące zespół partie tenisowe i wypady kartingowe. Powrót do utytułowanej i dobrze sobie znanej ekipy stanowił dla młodszego Arona strzał w dziesiątkę. Tym bardziej, że menedżerem był w niej, jak już dostrzegliśmy, jego własny brat.
– Sądzę, że daje mi to dodatkową motywację, choć w aspekcie zespołu, nie uważam, by cokolwiek to zmieniało. On nadal będzie menedżerem, a ja – kierowcą – mówił Estończyk, ciężko pracujący w trakcie zimowych przygotowań. Aron poszedł bowiem drogą Valtteriego Bottasa – i szlifował swe umiejętności jeżdżąc na lodzie w ojczyźnie.
Lodowisko opłacalne
– Wykonałem wiele przejazdów ze swoim estońskim trenerem. Pracowaliśmy nad różnymi kwestiami, on starał się dawać mi jak najwięcej informacji przez radio, tymczasem ja skupiałem się na prowadzeniu. Dawał mi równania matematyczne, ja musiałem je rozwiązywać i jednocześnie prowadzić. Ćwiczyliśmy sferę mentalną – tak, bym na torze, kiedy inżynier daje mi informacje podczas kółka kwalifikacyjnego, mógł je przyjąć i nie zepsuć okrążenia.
Jakie przełożenie na możliwości kierowcy może mieć jazda na lodzie? Mimo braku logicznych asocjacji ze ściganiem bolidami, których nie sposób wrzucać w zakręt rajdowym stylem, Aron wciąż mógł wyciągnąć z treningów wiele wniosków. – Głównym celem jazdy po lodzie jest zrozumienie, jak zmienia się [balans] wagi w samochodzie. Z nową generacją [bolidów] samochody stają się znacznie cięższe. Wszystkie nowe bolidy, F2, F3, zwłaszcza FRECI, są naprawdę masywne.
– Kiedy prowadzisz normalny samochód z napędem na tył na lodzie, grasz jego wagą. Nie robisz wiele kierownicą, wszystko sprowadza się do niej. A kiedy umiesz używać tej wagi na swoją korzyść, daje ci to znacznie lepsze tempo na prawdziwym torze – opisywał.
Na efekty treningów w ekstremalnej pogodzie, kiedy tylko wąska linia wyrobiona przez opony pośród śniegu może zapewnić konieczną przyczepność, nie trzeba było długo czekać. Drugie miejsce na Imoli, trzecie w Barcelonie i Monako – Aron spokojnie walczył w czołówce. W środkowej części sezonu wytracił nieco tempa, lecz powrócił w spektakularnym stylu na Mugello.
Toskania wyraźnie sprzyjała Estończykowi. Podwójne pole position i podwójne zwycięstwo przyćmiło nawet niekwestionowanego (już koronowanego) mistrza, Gregoire’a Saucy’ego. Aron przypieczętował trzecią pozycję, wyprzedzając dzisiejszych gwiazdorów F3 – Zane’a Maloneya, Isacka Hadjara czy Franco Colapinto.
Czy F3 kolejna?
Z tej perspektywy niekiedy trudno zrozumieć, dlaczego kierowca pozostał na kolejny rok we FRECE, miast spróbować swoich sił w F3. Dziś na jego drodze do tytułu stoi dwóch kierowców – Gabriele Mini oraz Dino Beganovic. Co intrygujące, Szweda Aron sam wytypował jako swego potencjalnego rywala, tyle że rok wcześniej.
Junior bośniackiego pochodzenia przebłyski formy z sezonu 2021 zamienił w równą, doskonałą dyspozycję.Natura FRECI sprzyja jednak niespodziankom i nierzadko lider jednego weekendu zamienia się w największą ofiarę drugiego. Doświadczył tego Mini – Włoch pięciokrotnie z rzędu stawał na podium, ale na Spa zdobył jedynie osiem punktów.
W batalii o czempionat trio pretendentów zawita jeszcze na trzy obiekty – Red Bull Ring, tor Barcelona-Catalunya oraz Mugello. Aron teoretycznie ma najmniejsze szanse na triumf, aczkolwiek jego atutem jest tempo kwalifikacyjne, szczególnie ważne w Hiszpanii. Umiejętności wyścigowe także odpowiadają czołówce – wystarczy zerknąć na Paul Ricard, kiedy Estończyk stoczył wielki bój z Beganoviciem.
Jeśli nawet Estończyk ostatecznie nie zdobędzie się na tytuł, trudno wyobrazić sobie, by nie został przesunięty do F3. Czy w barwach Premy, to kwestia niepewna – w stajni są przecież Arthur Leclerc i Oliver Bearman,a za nimi w kolejce stoi Beganović. Istnieje szansa, że Aron będzie musiał zdać się na inwencję i kontakty swych szefów z Mercedesa.
Z pewnością nie pójdzie drogą swego brata i nie zostanie menedżerem, choć sam też uczy się finansów. – Celem jest skupianie się na karierze kierowcy. Sądzę, że gdybym miał swój własny zespół albo był menedżerem, nie dałbym sobie rady w karierze kierowcy. Ekonomia i finanse to bardzo interesujące drogi, ale skupiam się na osiągnięciu tego, co chcę, z jazdy. Dla fanów sportów motorowych to znakomity prognostyk.