Kilka słów wstępu
Ferrari, Red Bull, Mercedes i Alfa Romeo, która rozpoczyna ostatni sezon pod taką nazwą. Mowa o jedynych zespołach, które nie zmieniły swoich składów kierowców. Pozostałe sześć ekip wprowadza po jednym nowym kierowcy każda. Już samo to może mocno wypaczyć ostateczny układ sił w stawce na nowy rok. Nie mniej jednak pamiętamy, jak ogromną rolę w tym sporcie odgrywa bolid. To właśnie dobra konstrukcja na najbliższe 24 (lub 23 w zależności od rozwoju sytuacji GP Chin) wyścigi może zadecydować o tym, kto zasiądzie na tronie wśród konstruktorów, a przede wszystkim kierowców.
Bardzo ważną kwestię stanowi ustawienie zespołów na koniec obecnego sezonu. A to dlatego, że ekipy otrzymują konkretną ilość czasu w symulatorze w zależności od pozycji, którą zajęli w mistrzostwach świata. Najprościej można sobie to wytłumaczyć tak, że mistrzowie świata dostają na sprawdzenie swojej nowej konstrukcji mniej więcej połowę tego, co ostatni zespół w stawce. Poniżej zamieszczamy ostateczne ustawienie w 2022 roku i przyznany czas w tunelu dla dziesięciu ekip stawki F1.
Pozycja w sezonie 2022 | Zespół | Czas w tunelu aerodynamicznym |
---|---|---|
1. | Oracle Red Bull Racing | 70% (224 cykle) - 10% (kara równa 22 cyklom) = 63% (202 cykle) |
2. | Scuderia Ferrari | 75% (240 cykli) |
3. | Mercedes AMG-Petronas F1 Team | 80% (256 cykli) |
4. | Alpine F1 Team | 85% (272 cykle) |
5. | McLaren F1 Team | 90% (288 cykli) |
6. | Alfa Romeo F1 Team Orlen | 95% (304 cykle) |
7. | Aston Martin Aramco Cognizant Formula One Team | 100% (320 cykli) |
8. | Haas F1 Team | 105% (336 cykli) |
9. | Scuderia AlphaTauri | 110% (352 cykle) |
10. | Williams Racing | 115% (368 cykli) |
Mając na uwadze powyższe dane, formę w ostatnim sezonie, składy poszczególnych ekip i wiele znanych nam innych czynników możemy przeprowadzić wstępną analizę tego, jak będzie wyglądać przyszłoroczny układ sił w królowej motorsportu. Już na wstępie należy jednak zaznaczyć, że nasze przewidywania są czysto teoretyczne i możemy srogo się mylić względem umiejscowienia poszczególnych zespołów. Zaczynamy więc od mistrzów, ale nie tych obecnych.
Mistrzostwo w sezonie 2023 wróci do Mercedesa?
Coś jest na rzeczy. W tym sporcie zdecydowanie nic nie dzieje się przez przypadek. Mercedes jak nigdy dotąd rozczarował w kilku początkowych rundach ostatniej kampanii. Q1 i Q2 to nie moment kwalifikacji, w którym z rywalizacji odpadają „Srebrne Strzały”. Ten widok w pewnym momencie przestał być jednak obcy. Utytułowana ekipa z Brackley poczyniła jednak niemożliwy progres i od pewnego momentu zaczęła gościć na podium w każdym wyścigu.
Nareszcie w Brazylii za sprawą fenomenalnego w tym sezonie George’a Russella udało im się wygrać wyścig. Wcześniej na Węgrzech młody Brytyjczyk wywalczył jeszcze pole position. Wiadomo, że jest on gotowy na walkę o tytuł, lecz plany może jak zawsze pokrzyżować Lewis Hamilton, który chce wygrać mistrzostwa po raz ósmy. Kolejna odsłona walki o panowanie w F1 z jego udziałem wisi w powietrzu.
Do tego jednak potrzeba nie lada maszyny, którą może właśnie być Mercedes W14. Zwłaszcza dlatego, że już teraz mówi się, że Toto Wolff może zarządzić nieznaczne przekroczenie ustalonego budżetu, który zespoły mogą wydać na bolid. Ta kwestia nadmiernych wydatków na rozwój konstrukcji gładko przenosi nas do drugiej ekipy w naszym przewidywaniu układu sił na przyszły rok.
Wicemistrzostwo – Red Bull
Niby jest dobrze. Dwukrotne mistrzostwo świata Maxa Verstappena, podwójna korona w 2022, niesamowita konstrukcja na pierwszy sezon po zmianach regulacji, pełna niezależność od 2026 roku. Red Bull ma dużo asów w rękawie, ale przechodzi trudny okres. W krótkim czasie wylało się na nich wiele brudów i kubłów pomyj. Najpierw za to, jak Verstappen zdobył pierwszy tytuł. Później przy okazji pieczętowania drugiego, weszło złamanie limitu budżetowego.
Na sam koniec w Brazylii kierowcy zespołu rzucili się sobie do gardeł za wydarzenia z Monako. Niby wszystko zostało już zamiecione pod dywan, ale wraz z sezonem 2022 skończyła się obopólna współpraca na linii Verstappen-Perez. Istnieje możliwość, że ten drugi zrobi ruch w stylu Nico Rosberga. To znaczy, postawi wszystko na jedną kartę, żeby wygrać tytuł mistrzowski, po czym zostawi za sobą ten zespół i partnera, którzy trzymają jedną politykę i chyba chcą go już odstawić na boczny tor.
To wszystko w połączeniu z odebraniem Red Bullowi 10% czasu w tunelu, którego i tak mają najmniej, może być gwoździem do trumny. Szef Mercedesa Toto Wolff wbije go z największą przyjemnością. „Byki” nie powinny się martwić o brak walki o mistrzostwo, ale możliwe, że będą teraz atakującym, aniżeli broniącym. Na pewno nie osuną się jednak do pozycji trzeciego koła u wozu. To dlatego, że zespół, który prawdopodobnie je zajmie…. właśnie. Chyba wiadomo, o kim mowa.
3. miejsce – Scuderia Ferrari
Bierzemy na siebie słuszną frustrację rzeszy fanów Ferrari, którzy być może zobaczą to przewidywanie. Przecież już było idealnie, wszystko wskazywało na mistrzostwo Scuderii i Charlesa Leclerca. Niestety w ostatniej kampanii najbardziej utytułowany zespół w historii F1 zaczął się sypać jak domek z kart. Stajnia z Maranello otwarcie zataiła to, że po wakacjach porzuciła rozwój konstrukcji F1-75, która początkowo sprawiała wrażenie niemal idealnej.
Już od pewnego czasu szli w złym kierunku z balansem i ustawieniami aż w końcu wyrzucili cały projekt do kosza. Czy następny będzie lepszy? Zobaczymy. Co ważne może on być prowadzony już pod nowym kierownictwem. La Gazetta Dello Sport doniosła bowiem, że Mattia Binotto ma zostać zastąpiony przez Freda Vasseura z Alfy Romeo. Oczywiście mógłby on od razu święcić sukcesy, ale wielce prawdopodobne, że będzie potrzebować sezonu przejściowego na wdrożenie swoich nowych porządków.
Możliwe więc, że w podobnym przewidywaniu na 2024 rok Ferrari będzie naszym pewniakiem. Tak jak w zeszłym sezonie. I jeszcze wielu wcześniejszych. W każdym z nas jest jednak cząstka kibica Ferrari. Więc jeśli to tutaj się pomylimy i Leclerc z Sainzem będą bić wszystkich wyścig po wyścigu, naprawdę nie będzie wielkiego smutku z tego powodu. Obawą jest to, że Ferrari diametralnie zwolniło w ostatnich czterech wyścigach. Niemal identyczna sytuacja miała bowiem miejsce w 2019 roku, po czym przyszedł absolutnie najgorszy dla nich sezon 2020.
4. miejsce – Aston Martin
Ostatni sezon pokazał, że zespoły, które zaliczają się do środka stawki, mogą się mieszać w dowolny sposób. Dlatego nie da się wprost powiedzieć, kto wysunie się najbardziej w przód. Stawiamy, że takie zaskoczenie może sprawić Aston Martin. Nie jest to myślenie życzeniowe ze względu na przyjście Fernando Alonso czy inne tego typu rzeczy. Tu liczą się tylko fakty. A pokazują one jasno, że Aston Martin dokonał ogromnego progresu na przestrzeni ostatniej kampanii.
Początkowo pod względem tempa był to zespół gorszy nawet od Williamsa. W ostatnich rundach natomiast stać ich już było na regularne punkty. Mimo tego, że ich sytuacja się poprawiła to i tak skończyli poza pierwszą szóstką w klasyfikacji konstruktorów. Dlatego właśnie dostają aż 100% czasu w tunelu, a na brak pieniędzy z puli nie muszą narzekać. Miliarder Lawrence Stroll przestał myśleć o tym, żeby sprzedać zespół, ponieważ zobaczył, że drzemie w nim ogromny potencjał.
To dlatego, że AMR 23 jest pierwszą konstrukcją, nad którą w pełni czuwają Mike Krack i Dan Fallows. Pierwszy z nich, czyli obecny szef zespołu, był głównym inżynierem Saubera, gdy stworzyli oni pamiętne BMW na sezon 2008. Fallows natomiast to były szef działu aerodynamicznego w Red Bullu. 49-latek, który pełni teraz rolę dyrektora technicznego Astona Martina ma wsparcie wielu byłych pracowników Mercedesa i swojego RBR. To wszystko w połączeniu z niezawodną jednostką Mercedesa i głodem Fernando Alonso błaga o sukces w sezonie 2023.
5. miejsce – McLaren
Zespół, o którym do powiedzenia jest zarazem najwięcej i najmniej. To dlatego, że odejście Daniela Ricciardo, który nie odnalazł się w Woking to kompletnie nowe otwarcie dla „Papaya Team”. To dlatego, że w jego miejsce wchodzi najbardziej ekscytujący i hype’owany debiutant chyba od czasu Maxa Verstappena. Oscar Piastri, bo o nim mowa, ma wnieść nową jakość do McLarena i z miejsca walczyć o wysokie cele.
To jednak niekoniecznie będzie mu dane w pierwszym roku. Jego partner z zespołu, czyli Lando Norris już jakiś czas temu powiedział, że walka o zwycięstwa nie jest czymś, co spotka ich w 2023 roku, a może być, że nawet i 2024. Brytyjczyk ze zbawienia dla Zaka Browna może się nagle przerodzić w przekleństwo. Kierowca zdolny do zdobycia tytułu jest przykuty do bolidu, który pozwala mu się kwalifikować i kończyć wyścigi na siódmym miejscu.
Pozycja ta jest pierwszą dostępną za trójką zespołów, które są daleko z przodu i zgarniają wszystkie laury. Można odnieść wrażenie, że Norris powoli zaczyna spoglądać, czy Hamilton bądź Perez nie chcieliby przypadkiem opuścić swoich miejsc w Mercedesie i Red Bullu. Może to oznaczać, że zacznie on jeździć trochę jak Pierre Gasly w AlphaTauri. Od niechcenia. Jeśli McLaren nie zaliczy ogromnego progresu, a o tym nie mówi nikt, to skończą sezon 2023 podobnie jak ten poprzedni.
6. miejsce – Alpine
Gdzie te tytuły, zwycięstwa i wielkie sukcesy? Przebranżowienie z Renault na Alpine wiązało się z gigantycznymi obietnicami chwały tej francuskiej marki. Niestety od tej pory nie zmieniło się nic i bolidy z Enstone są tam gdzie zawsze. W środku stawki, z naprawdę szybką konstrukcją, która w newralgicznych momentach pozwala na wiele. Niestety w tych samych momentach zawodzi jednostka napędowa, elektronika bądź cokolwiek innego.
Tym samym Alpine wyrzuca duże zdobycze punktowe do śmietnika, ponieważ często po prostu nie jest w stanie ukończyć wyścigu dwoma samochodami. Ekipa Otmara Szafnauera zajęła czwarte miejsce w tegorocznych mistrzostwach, ale przy multum okazji musieli przedwcześnie kończyć wyścigi. Rumuński szef zespołu, który jest krytykowany za swoje decyzje i kontrowersyjne wypowiedzi jasno stwierdził, że woli szybki bolid, aniżeli niezawodny.
Dlatego właśnie śmiało można założyć, że jednostka Renault, której na ten moment oprócz nich nie chce tykać żaden zespół kliencki, będzie się psuła na potęgi. Tym samym Alpine dalej uplasuje się wysoko w trakcie wyścigów, ale nie zawsze je ukończy. Szóste miejsce dajemy im dlatego, że zamiast na spokojnie dogadać się z Oscarem Piastrim, zestawili benzynę z pochodnią. Mieszanka zwaśnionych rywali z młodości (Ocon i Gasly) prędzej czy później wybuchnie, co potencjalnie ukruszy ważne punkty w starciu z Astonem Martinem i McLarenem.
7. miejsce – Williams
Na progres Williamsa czekamy jak na pierwszą gwiazdkę. Oczywiście, gdybyśmy założyli, że nie spadła ona od 2017 roku. Ostatnie kilka lat, zawiłości ze sponsorami i pracownikami, nieudolność Claire Williams i całkowita zmiana struktury sprawiły, że Williams miał problem ze zrobieniem kroku naprzód. Pierwszą okazją do tego był zakończony już sezon 2022. Niestety tutaj znowu coś poszło nie tak i ekipa z Grove zajęła ostatnie miejsce wśród konstruktorów.
Mówiąc krótko szkoda, ponieważ w 2021 byli na dziewiątej pozycji i wyglądało na to, że może teraz będzie już dobrze. Chcemy wierzyć, że w 2023 faktycznie będzie, ponieważ na przestrzeni obecnej kampanii widzieliśmy wielokrotnie, że Williams ma najszybszy bolid i na torach silnikowych był po prostu zagrożeniem dla innych zespołów. Ludzie zatrudnieni przez Josta Capito dostali najwięcej czasu w tunelu aerodynamicznym.
Jeśli więc przepracują kwestie ciężarów w szybkich i wolnych zakrętach, nie tykając tego, co już działa, będzie się trzeba ich po prostu bać. Zwłaszcza dlatego, że tak mocnego składu, jak w 2023 nie mieli od lat. Zaprawiony w boju Alex Albon utworzy dynamiczny duet z najlepszym debiutantem ostatniego sezonu Formuły 2, Loganem Sargeantem. Amerykanin może być brakującym ogniwem jednej z najbardziej utytułowanych drużyn w historii F1. Tytułu nie zdobędą, ale siódme miejsce będzie po prostu świetne.
8. miejsce – Haas
Gdzieś w równoległej rzeczywistości Haas otwiera tego typu przewidywania, a uwielbiany przez wszystkich Guenther Steiner przygotowuje się właśnie do odebrania trofeum na gali FIA za kolejny rok dominacji w Formule 1. Niestety fakty są inne i z amerykańskim rodzynkiem w stawce jest problem. Co by nie mówić, sezon 2022 był względem poprzednich świetny. Haas w końcu wziął się w garść i wjechał w pierwsze weekendy wyścigowe z ambicją na coś naprawdę dużego.
Niestety rundy mijały jedna za drugą, a wyniki słabły w oczach. Problemem był Mick Schumacher, który rozbijał bolidy na potęgę, gdy Haas jeszcze był konkurencyjny. Szczupły budżet zespołu zza oceanu sprawił, że na poważne poprawki mogli sobie oni pozwolić dopiero przy okazji letnich rund na Węgrzech i w Belgii. Nic to jednak nie dało i chłopaki w śnieżno-białych bolidach wrócili na pozycje poza punktami.
Pod względem składu na przyszły rok przez pewien czas wydawało się, że będzie on piekielnie mocny. Za Schumachera miał bowiem wejść Daniel Ricciardo, który bez wątpienia popchnąłby zespół do przodu. Niestety miejsce po Niemcu zajął Nico Hulkenberg, który jest bez dwóch zdań solidny, ale niestety też trochę zardzewiały. To dlatego, że ostatni raz kierowcą etatowym był przed pandemią koronawirusa. Jedyną nadzieją jest to, że w zespole pozostaje Kevin Magnussen. Duńczyk w przedostatniej rundzie tego roku zdobył sensacyjne pole position (pomogły szalone warunki, ale wynik idzie w świat) i dał nadzieję na to, że Haas może być wielki. Niestety chyba jeszcze nie w przyszłym roku.
9. miejsce – Alfa Romeo
Nie zdążyliśmy się przyzwyczaić do widoku Valtteriego Bottasa dojeżdżającego prawie że na podium w bolidzie Alfy Romeo. Ten piękny widok na zawsze pozostanie w naszych sercach, do których po tegorocznym GP Kanady wróciła smutna rzeczywistość. Ekipa Saubera, tak jak w legendarnym dla polskich kibiców F1 sezonie 2008, zakręciła kurek rozwoju po dobrym występie na torze w Montrealu. Od jego rozegrania w czerwcu, ekipa Alfy Romeo rzadko kiedy gościła w punktach.
Oczywiście można zakładać, że dzięki temu konstrukcja na 2023 będzie nie z tego świata. Tak samo miało jednak też być w rzeczonym sezonie sprzed kilkunastu lat, kiedy to Sauber w odróżnieniu od Brawna i Red Bulla całkowicie przestrzelił z bolidem i nie osiągnął nic w 2009 roku. Tak może być i teraz, ponieważ nie widać tych perspektyw, które już teraz rzucają się na oczy w innych zespołach. Oczywiście mamy tutaj do czynienia z monumentalnymi zmianami, związanymi z wejściem Audi.
To wszystko są jednak historie długoterminowe, a w Formule 1 liczy się przede wszystkim tu i teraz. Teraźniejszość może się okazać dla Alfy Romeo po prostu bolesna. Wygląda na to, że opuści ich niedoceniany często szef zespołu Fred Vasseur. Francuz jest już rzekomo niemal potwierdzony na nowego szefa Ferrari. Do tego zagadką są też kierowcy. Bottas, który miał być czołową postacią i niekwestionowanym liderem stracił werwę do walki, przynajmniej w kontekście drugiej części ostatniej kampanii. Tymczasem Guanyu Zhou wciąż jest niewiadomą. Jego debiutancki rok był naprawdę dobry, ale wielu już było kierowców którzy zostali zweryfikowani w drugim sezonie startów.
10. miejsce – AlphaTauri
Czytając to podsumowanie zastanawiacie się pewnie, gdzie jest siostrzana ekipa Red Bulla. To przecież niedawny zwycięzca wyścigu i zespół, który od 2019 do 2021 roku przynajmniej raz w sezonie stawał na podium. Niestety te czasy już minęły, ponieważ największe zbawienie aktualnych mistrzów świata wśród konstruktorów i kierowców stało się ich największym problemem. Juniorski zespół nie przynosi już żadnych korzyści, a wyłącznie straty.
Po co na siłę wpychać do zespołu, który bije się o zwycięstwo w każdym wyścigu, kogoś, kto nie udźwignie tej presji. Dużo łatwiej jest wybrać klasowego kierowcę ze środka stawki, który pokazał już, co potrafi i chce zrobić to samo w realnej walce o tytuł. W Red Bullu widzimy to na przykładzie Sergio Pereza, który prezentuje się o niebo lepiej od tego, jak robili to Alex Albon bądź Pierre Gasly. Dlatego właśnie w AlphaTauri w przyszłym sezonie pojedzie już kierowca spoza programu juniorskiego RB, czyli Nyck De Vries.
Projekt powoli umiera i prawdopodobnie w niedługiej przyszłości zmieni się w coś zupełnie innego. Być może będzie to po prostu powrót Hondy, ale zanim to nastąpi, AlphaTauri prawdopodobnie będzie już rzucone w kąt i wspierane od niechcenia. W tym sezonie już skończyli na przedostatnim miejscu w klasyfikacji konstruktorów. Odejście z zespołu Pierre’a Gasly’ego raczej nie jest zmianą na lepsze, chyba że dla niego.
Podsumowanie
To nie jest łatwe zadanie, żeby wprost zobrazować to, jak będzie wyglądać rozkład sił w przyszłorocznych mistrzostwach świata Formuły 1. Zaczynając ostatni sezon zmagań, nikt nie stwierdziłby, że początkowo Haas i Alfa Romeo będą rywalizować jak równy z równym z Lewisem Hamiltonem w Mercedesie. Dlatego właśnie za kilka miesięcy cały ten tekst może się nadawać do wyrzucenia. Teraz jednak chyba trudno o inne predykcje.
Naszym zdaniem zespołami, które zaskoczą najbardziej pozytywnie, będą Mercedes, Aston Martin oraz Williams. Oczywiście jak zawsze wielkich rzeczy spodziewamy się po Red Bullu, Ferrari i McLarenie, ale tak jak już przedstawiliśmy, to niekoniecznie będzie ich wielki rok. To samo trzeba powiedzieć o AlphaTauri i Alpine, które muszą zmienić naprawdę wiele, żeby ugrać coś więcej. W roli zagadki zostawiamy wymienione Haasa i Alfę Romeo. Jeśli powtórzą swoje wejście smoka z przełomu marca i kwietnia 2022 roku, każdy fan F1 będzie wniebowzięty.