Potężna kraksa przerwała rywalizację w Rzymie na 40 minut. Sam Bird stracił panowanie nad samochodem na okrążeniu 9. w szybkiej sekcji toru i uderzywszy w mur, odbił się od bandy. Jake Dennis, Nick Cassidy oraz Maximilian Günther zdołali go ominąć. Mniej szczęścia mieli Sébastien Buemi, Jean-Eric Vergne i Edoardo Mortara.
Szwajcar nie miał możliwości dostrzeżenia wraku bolidu i uderzył w niego centralnie. Zderzenia nie zdołali też uniknąć Lucas di Grassi i Robin Frijns. Jak mówił Allan McNish, były szef ekipy Audi, w takich sytuacjach kierowcę ratuje tylko instynktowna reakcja. W wyniku zaordynowanej czerwonej flagi zawody wystartowały ponownie dopiero o 16:06, a na metę dotarło tylko 13 kierowców.
Najlepszy kierowca: Mitch Evans
Kierowca Jaguara ma patent na rzymski obiekt, choć tym razem nie przyszło mu walczyć o zwycięstwo szczególnie zażarcie. Ruszył dobrze i zameldował się za plecami swego zespołowego kolegi, Sama Birda. Wyminąwszy go po kilku kółkach, spokojnie prowadził, po czym mądrze rozgrywał bitwę z Jake’em Dennisem oraz Nickiem Cassidym. Jedyny błąd, jaki popełnił – ominięcie punktu aktywacji trybu ataku – nadrobił skutecznym atakiem na Brytyjczyka.
Paradoksalnie, jego być może największym rywalem był dziś Sacha Fenestraz. Porażka Francuza żaden sposób nie umniejsza wyczynu. Młody zawodnik o argentyńskim rodowodzie po raz kolejny udowodnił, że niewielkie doświadczenie nadrabia talentem. Któż inny z młodych kierowców zdołałby przez kilkanaście okrążeń utrzymywać za sobą śmietankę stawki: Evansa, Cassidy’ego, Dennisa?
Ostatecznie zabrakło mu energii, by się obronić i pożegnał się z dużymi punktami, lecz nieco winy za to ponosi sam zespół. Nissan źle wymierzył ilość mocy potrzebnej, by Francuz utrzymał się na wysokich lokatach – pod koniec zawodów kierowca sam pytał przez radio, jak ma się zachować, by stracić jak najmniej czasu.
Świetnie spisał się także René Rast. Niemiec przechytrzył na starcie Buemiego, wciskając się po zewnętrznej na prostej za zakrętem nr 1. Potem spokojnie czekał na swoją szansę, utrzymując 4. lokatę i fenomenalnym atakiem między Jaguarem a bandą przeszedł na podium. Przez chwilę nawet zagrażał Evansowi, po restarcie zawodów twardo bronił się przed Cassidym. Wyścigu nie dokończył, ale wyglądał imponująco.
Najlepszy zespół: Jaguar TCS Racing
Brytyjczycy – choć trudno stwierdzić, czy przewidywali, iż Sam Bird przejmie fotel lidera na początku – rozegrali E-Prix znakomicie pod kątem strategii. Przez pierwsze kilka okrążeń bardziej doświadczony jeździec dyktował tempo, umożliwiając swemu partnerowi oszczędzanie energii. Evans próbował co prawda wrócić na czoło, ale mądrze wycofał się z nadmiernie agresywnego manewru.
Po zjeździe pierwszego samochodu bezpieczeństwa tandem bezpiecznie zamienił się lokatami i Evans rozpoczął budowanie przewagi. Fakt, iż Bird rozbił się niedługo później – choć zabrzmi to antypatycznie – nie ma kolosalnego znaczenia dla mistrzostw. Priorytetem Jaguara jest umożliwienie Nowozelandczykowi walki o wiecznie uciekające mistrzostwo. A to się udało.
Największe zaskoczenie: Norman Nato
Francuzowi tytuł ten należy się głównie za wrażenia artystyczne. Jak zwykle nie zamierzał ustępować pola, gotowy walczyć niby lew o każdą pozycję. Czynił to z podziwu godną determinacją, ścierając się z Buemim i Mortarą na granicy punktowanej dziesiątki. Opisany na początku karambol ominął, toteż w drugiej części wyścigu rywalizował o dokładnie to samo – małe punkty za 8., 9. lub 10. miejsce. I czynił to z sukcesami.
Mniej rewelacji, ale podobną skuteczność, zaprezentował Nico Müller. Szczęśliwiec z ABT nie miał wielkich szans na punkty aż do restartu wyścigu. Wówczas – przez kraksy pozostałych – zameldował się 7. i dzięki solidnemu oszczędzaniu mocy toczył fenomenalny pojedynek z Dennisem i Vergne’em. Awansował na 6. pozycję. Doskonały wynik.
Największe rozczarowanie: André Lotterer
Czy to najgorszy możliwy sezon dla niemieckiego weterana? Przed startem tegorocznej rywalizacji duet Andretti uznawano za być może najlepszy w stawce, a samemu Lottererowi wróżono choć jeden triumf, którym przerwałby klątwę drugich miejsc. W Rzymie do tego nie doszło – 41-latek najpierw dał się wyprzedzić Danowi Ticktumowi, a potem popełnił błąd i rozbił samochód na murze, jadąc na 16. pozycji. Koszmar to niedookreślenie.
Znacząco stracił też Edoardo Mortara, i to jeszcze przed kraksą. Szwajcar przyzwyczaił nas do nieobliczalnej jazdy – we Włoszech dostaliśmy kolejny tejże przejaw. Kierowca Maserati ruszał do gry 6. i od razu usiłował minąć Sébastiena Buemiego. Nie udało się, Szwajcar wypchnął rywala na zewnętrzną, ale przez to dał się wyprzedzić Güntherowi. W ogniu walki spadł aż na 11. miejsce. A potem rozbił się na samochodzie Birda.
Nie ma miejsca na błędy
Mimo olbrzymiego karambolu, cała czwórka pretendentów do korony znalazła się na mecie sobotniego wyścigu. Najlepszy okazał się Nowozelandczyk Evans. 25 punktów daje mu 151 w łącznej klasyfikacji, 20 mniej niż prowadzący Cassidy. Dwóch jeźdźców z Antypodów dzieli jeszcze Jake Dennis. Brytyjczyk ma 166 oczek.
Inaczej wygląda sytuacja wśród zespołów. Punktów zdobyć nie mogli wszyscy partnerzy zespołowi wspomnianego kwartetu liderów. Z tego powodu 18 punktów Cassidy’ego zapewnia Envision pierwsze miejsce. Przewaga Brytyjczyków nad Porsche wynosi 6 oczek: 243 do 237. Niewiele mniej, bowiem 213, ma Jaguar.
Powtórka w Wiecznym Mieście
Niezależnie od wyników w wyścigach, Mitch Evans jest specjalistą od ulic legendarnej, pełnej zabytków stolicy Włoch. Nowozelandczyk wygrał dwie rundy w zeszłym roku, dziś przedłużył swą wybitną passę. A to rokuje znakomicie w perspektywie jutrzejszej powtórki.
Kto może mu zagrozić? Wiele zależy od pogody – i to zwłaszcza tej przewidzianej na czasówkę. Rzym, choć to najdłuższy tor w kalendarzu, nie oferuje ogromu możliwości dla wyprzedzania. Faworytem do podjęcia rękawicy będzie Cassidy, ale nie sposób skreślić też Dennisa, zawodników Porsche, czy nawet Fenestraza, słynnego z inklinacji do sprawiania niespodzianek.
Wyniki 1. E-Prix Rzymu Formuły E