Scott Dixon unikał kłopotów
Nowozelandczyk ma to do siebie, że nie wygrywa nudnych wyścigów i podobnie było dzisiaj. Już start z szóstego pola dawał mu spore szanse na zamieszanie w tym wyścigu, ale okazało się, że wyścig zamieszał się sam. Wrócimy do tego później, ale wystarczy wspomnieć, że w GP Detroit zobaczyliśmy aż osiem neutralizacji. Sam Dixon po prostu jechał swoje i za wszelką cenę unikał kłopotów, aby nie uszkodzić swojego bolidu i nie musieć odbywać dodatkowych postojów. I tu trzeba przyznać, że „Dixie” ma chyba szósty zmysł pozwalający mu unikać zamieszania. O tym niech świadczy fakt, że w alei serwisowej oglądaliśmy go tylko na 34 i 56 okrążeniu. Zdecydowana większość rywali zjeżdżała od czterech do sześciu razy. Dixon nie był najszybszy na torze, ale był konsekwentny i spokojny. To zaowocowało prowadzeniem, które na mecie setnego okrążenia zamienił na zwycięstwo w GP Detroit. To była jego druga wygrana w sezonie, która zaowocowała prowadzeniem w klasyfikacji generalnej.
Jeśli na imię masz Marcus to też się dobrze spisałeś
Zwycięzca Indy500 sprzed dwóch lat, Marcus Ericsson, może mówić o sporym szczęściu. Szwed startujący z dziesiątej pozycji stale trzymał się w czołówce i podobnie jak Dixon, nie miał problemów z utrzymaniem się w niej. On również świetnie zgrał się ze swoimi inżynierami pod kątem strategii, bo też tylko dwa razy odwiedzał aleję serwisową. Biorąc pod uwagę to, że często kolizje działy się blisko jego pozycji to on również zasłużył na pochwałę za drugą lokatę na mecie. To samo możemy powiedzieć o jego imienniku. Armstrong wprawdzie już gorzej poradził sobie ze strategią, bo odwiedzał czterokrotnie swoich mechaników. Jednakże awans z dziewiętnastej pozycji na jedenastą po starcie to świetnie wykonana praca. Do tego dobra prędkość, która przyniosła mu podium to kolejne pozytywy dla jego kariery w IndyCar.
Colton Herta dał antyprzykład F1
Zawodnik Andretti Global Autosport ruszał do wyścigu z pole position i wszystko szło po jego myśli. Obronił prowadzenie na starcie, a potem powtórzył to na kolejnym, kiedy to zbudował przewagę około czterech sekund nad całą stawką. Jednak wszystko pokrzyżowała pogoda. Po trzydziestym okrążeniu na torze pojawiła się żółta flaga, a niedługo potem także deszcz. Ten zamieszał strategom w głowach i ci zaczęli ściągać swoich kierowców po deszczowe opony. Niestety okazało się, że taki pomysł, z którego skorzystał właśnie Herta, okazał się być nietrafiony. Padać przestało jeszcze w trakcie neutralizacji, a tor przesychał bardzo szybko, co oznaczało konieczność powrotu na slicki. To oraz kolizja z Tristanem Vautierem kompletnie pogrzebały jego wyścig. To była świetna szansa na odniesienie zwycięstwa, która będzie się mścić. Taką postawą Herta pokazał, że FIA nie ma czego żałować po odmówieniu przyznania mu superlicencji na specjalnych warunkach.
Dajcie mi zawodnika, a znajdzie się kolizja
Herta nie był tu jedynym przypadkiem, ponieważ prawie każdy brał udział w jakimś zdarzeniu. Już na starcie siedem samochodów zderzyło się w pierwszym zakręcie. Dalej na szesnastym okrążeniu zderzyły się dwa kolejne bolidy. Natomiast wylot McLaughlina na barierki na trzydziestym okrążeniu zapoczątkował serię trzech kolejnych wyjazdów samochodu bezpieczeństwa zaraz po zakończeniu poprzedniej przerwy w rywalizacji. Na 59 okrążeniu udało się przeprowadzić kilka okrążeń pod zieloną flagą, ale były to tylko cztery „kółka”. Po nich jeszcze dwa razy z rzędu nad torem pojawiła się żółta flaga. Ostatecznie dopiero na 73. okrążeniu wznowiono ściganie, które zakończyła flaga w szachownicę zaplanowana na setnym okrążeniu.
Ten wyścig zdecydowanie przeczy ostatnim słowom Josefa Newgardena o tym, że kierowcy IndyCar mogliby zawojować F1. Biorąc pod uwagę fakt, że Grosjean czy Lundgaard pochodzą z F1 czy F2 i przyczyniają się do różnych zdarzeń na torze kiepsko świadczy o ich klasie. Jeszcze gorzej o całej stawce IndyCar świadczyła gęstość neutralizacji w GP Detroit.
Klasyfikacja generalna IndyCar: Scott Dixon na czele
Chip Ganassi Racing jest obecnie w świetnej formie. W ostatnich wyścigach w zestawieniu prowadził Alex Palou, który przez opony zaliczył kiepskie zmagania. Jednak tu wkroczył Scott Dixon, który wygrywając w Detroit przejął od niego pałeczkę. Trzeci jest Will Power przed Pato O’Wardem. Zaś dość niespodziewanie na piątej lokacie jest Alex Rossi. Amerykanin w ostatnich latach zdecydowanie obniżył loty, więc piąta lokata jest godna pochwały. Natomiast dopiero dziesiąty w punktacji jest zwycięzca ostatniego Indy500, Josef Newgarden.
Kolejne ściganie już za tydzień
Dziesiątego czerwca czekają nas kolejne zmagania. Tym razem jednak będzie to tor drogowy w postaci Road America. Rok temu, po wymianie nawierzchni szalał tam Alex Palou, który był wówczas w trakcie swoich trzech wygranych z rzędu. W trakcie weekendu GP Road America spodziewamy się poprawy rekordów toru na wspomnianej nawierzchni.
Wyniki GP Detroit IndyCar