Ford obrał ostatnimi laty dość ciekawą politykę. Otóż zaczął wprowadzać kojarzone głównie z rodzimym amerykańskim rynkiem modele jak Mustang czy Edge, także na rynek europejski. W 2020 roku, po aż 20 latach przerwy, dołączył do nich duży SUV Ford Explorer, który na Starym Kontynencie występuje tylko w jednej wersji, jako mocna hybryda plug-in. Teraz wyobraźcie sobie, co musiał czuć człowiek od dzieciaka zajarany amerykańską motoryzacją na wieść o teście Explorera… Właśnie, byłem tak podekscytowany testem jednego z podziwianych za młodzieńczych lat samochodów, że obawiałem się wręcz jednego. Otóż bałem się, że – jak to często bywa w takich sytuacjach – wyobrażenie spotka się z brutalną rzeczywistością. W tym przypadku tak jednak nie było… wręcz przeciwnie – było jeszcze lepiej niż się spodziewałem, wręcz zaskoczyłem się mocno in plus, ale to po kolei, bym się nie zagalopował.
Fan amerykańców trafił na Explorera – co z tego wyszło?
Zresztą słowo galopowanie będzie się przewijało przez ten test wiele razy, ale jeszcze nie czas, by zdradzać Wam, dlaczego. Zacznę może dość standardowo od oceny wizualnej naszego przybysza z Ameryki. Postaram się zachować względny obiektywizm, choć już wiem, że w przypadku akurat tego samochodu będzie to baaardzooo TRUDNE. To tak na marginiesie rzecz jasna, wróćmy do kwestii prezencji. W jej przypadku akurat od razu widać, że mamy do czynienia z amerykańskim SUV-em. Można to albo kochać, albo nienawidzić – jak się domyślacie, jestem w tej pierwszej grupie niemal we wszystkim, co dotyczy amcarów.
Na naszych drogach samochód przyciąga spojrzenia, gdyż jest to egzotyczny widok. W USA z kolei tych aut jest bowiem mnóstwo niczym w Europie kompaktowych crossoverów. Inna sprawa, że Ford Explorer po prostu jest za duży na wiele parkingów czy nawet myjni automatycznych, gdzie mieści się dosłownie na styk. Szczerze – wcale mi to nie przeszkadza, gdyż wiem przynajmniej, że jadę wielkim i bezpiecznym amcarem. Obecne VI wcielenie Explorera mierzy bowiem 5049 mm długości, 2004 mm szerokości oraz 1778 mm wysokości, zaś jego promień skrętu to 12,6 m. Owszem, wymaga to przyzwyczajenia, jednak pomagają w tym wszechobecne kamery (przednia, tylna i 360 stopni, dobrej jakości) oraz czujniki parkowania.
Przybysz z Ameryki – od razu widać, że inny
Małe sprostowanie – Explorer w Europie może uchodzić za full size SUV-a, jednak w Stanach jest on mid size SUV-em, gdyż do największych i najbardziej imponujących przedstawicieli tego gatunku należą m.in. Cadillac Escalade czy Lincoln Navigator, które to potrafią być jeszcze o kolejne pół metra dłuższe od Explorera. W Europie jednak największe SUV-y mają nieco ponad 5 m długości, a więc BMW X7, Mercedes GLS czy Audi Q7. Głównym konkurentem Explorera jest jednak Toyota Highlander, która również „przywędrowała” na Stary Kontynent z USA, jednak ma ona nieporównywalnie słabszy napęd od Forda.
Nim zacznę wdawać się w szczegóły, wspomnę o paru ciekawostkach dotyczących historii tego modelu. Otóż pierwsza generacja z 1990 roku była SUV-em klasy średniej. Dopiero od II wcielenia z lat 1994-2000 Explorer awansował do segmentu E. Warto wspomnieć, że dopiero od 2010 roku, wraz z debiutem V generacji, SUV Forda zyskał nadwozie samonośne. Wcześniej bowiem bazował bowiem na ramie. Opisywana VI generacja zadebiutowała natomiast w 2019 roku i oparto ją na nowej platformie. W przeciwieństwie do poprzednika, SUV Forda ponownie stał się bazowo samochodem nie przednio-, lecz tylnonapędowym, z opcją doboru stałego napędu na obie osie. Na platformie Explorera bazuje też Lincoln Aviator, którego kiedyś opisywaliśmy.
Ford Explorer – masywny, gdzie okiem nie spojrzeć
Oczywiście Ford Explorer jest bardzo masywny, zwłaszcza z przodu, gdzie w oczy rzuca się przedni pas ze sporym zderzakiem z osłonami podwozia i równie imponującą atrapą chłodnicy, która jednak ma plastikową imitację chromu. Okalają ją LED-owe reflektory w typowo fordowskim stylu, jednak w nocy świecą słabo – to był akurat jeden z niewielu większych zawodów w tym aucie. Typowo amerykańskie są też lusterka, które mają monstrualne wręcz rozmiary, co daje się we znaki przy mijaniu większych pojazdów. Wrażenie wielkości auta dopełniają też 20-calowe (oczywiście chromowane) felgi z oponami o rozmiarze 255/55.
Sama sylwetka auta przypomina inne amerykańskie SUV-y, w tym Chevroleta Tahoe czy GMC Yukona. Tylny pas wieńczą dość zgrabne LED-owe reflektory oraz chromowany napis EXPLORER na klapie bagażnika. Wrażenia z jazdy zwiastują cztery chromowane końcówki układu wydechowego – nie są one wcale na wyrost! Brązowy kolor metalizowany Burgundy Velvet opisywanego egzemplarza nie porywał, jednak pasował do czarno-brązowej tonacji kabiny.
Ford Explorer – w środku amerykańska salonka
Nim jednak opowiem wam, jak się nim galopowało, czas na delektowanie się obszernym i komfortowym, typowo amerykańskim wnętrzem naszego poszukiwacza. Oj, wierzcie mi, jest o czym opowiadać. Wsiadam i wręcz zapadam się w miękkie, wykonane z grubej, perforowanej skóry fotele koloru czarno-brązowego z napisami PLATINUM na oparciach. Opieram rękę na ogromnym podłokietniku, który ma szerokość środkowego siedziska w niejednym kompaktowym aucie. Chwytam za masywną skórzaną kierownicę podgrzewaniem, manetkami i z pseudodrewnianymi wstawkami oraz grubym wieńcem. Można tak wymieniać i wymieniać, ale nie chcę Was zanudzić. Wspomnę jeszcze tylko, że typowo amerykański design wnętrza stanowi połączenie zamiłowania projektantów do digitalizacji i przełączników.
Przed kierowcą znajduje się 12,3-calowy wyświetlacz wirtualnych zegarów, oferujący bogate możliwości personalizacji ukazywanych danych. Jednocześnie jest on dość łatwy w obsłudze, gdyż korzysta się z niego za pomocą dosłownie paru przycisków na kierownicy. Ciekawostką jest animacja samochodu, którym posługuje się system ostrzegający o zbliżaniu się do poprzedzającego pojazdu. Otóż w zależności od trybu owa animacja pokazuje Mustanga (w trybie Sport) lub Mondeo (w pozostałych trybach, o których potem więcej wspomnę). Centralny element deski rozdzielczej stanowi natomiast 10-calowy ekran dotykowy systemu infotainment Ford Sync 3. Jest on dość intuicyjny w obsłudze i oferuje wiele możliwości, jednak czas reakcji na dotyk i jego uruchamiania się pozostawia trochę do życzenia. Przydałyby się też fizyczne przyciski-skróty zamiast dotykowych.
Estetyczne i nowoczesne wnętrze z paroma klasycznymi akcentami
Zaraz, wspomniałem przecież, że są też przyciski. Panel trójstrefowej klimatyzacji obsługuje się za pomocą wygodnych i ulokowanych pod ręką przycisków. Z kolei do regulacji głośności i zmiany stacji oraz skalowania mapy służą duże pokrętła. Także na drzwiach przyciski do sterowania szybami i regulacji lusterek są ergonomicznie umieszczone. Zresztą ergonomia to mocna strona Explorera. Niemal wszystkie funkcje są logicznie opisane i łatwe w obsłudze – dotyczy to wyposażenia wszystkich trzech rzędów siedzeń.
Explorera pochwalić trzeba także za jakość wykończenia, choć parę uchybień mu się zdarzyło. Deskę rozdzielczą obito przyjemną w dotyku skórą, miękkie są również przednie i tylne boczki drzwi. Nawet ozdobne wstawki, choć wykonano je tylko z imitacji drewna, robią dobre wrażenie, podobnie jak turkusowe oświetlenie ambiente na podświetlanych progach z napisem EXPLORER, klamkach drzwi oraz schowkach w drzwiach. Także pionowy, dość mocno wystający poza obrys deski rozdzielczej ekran multimediów, dość dobrze spasowano i nie wydawał niepożądanych odgłosów podczas jazdy.
Jak na samochód amerykański jest zatem naprawdę dobrze. Można by wręcz rzec, że przełamuje on stereotypy. Owszem, w znacznym stopniu tak jest, ale nie do końca. Spasowanie centralnego kokpitu pozostawia bowiem co nieco do życzenia, zaś obudowy skądinąd świetnego systemu audio Bang&Olufsen wykonano z plastiku imitującego aluminium. Druga sprawa to trzaski podczas jazdy dochodzące z okolic otwieranego panoramicznego dachu (standardowe wyposażenie Explorera) oraz nieprzyjemny zapach taniego plastiku po zajęciu miejsca w trzecim rzędzie siedzeń.
Wygoda dla siedmiu pasażerów
Pod względem przestronności chyba nie powinno nikogo zdziwić, że Ford Explorer oferuje mnóstwo miejsca w każdym kierunku. Tutaj uwaga – dotyczy to także trzeciego rzędu siedzeń, co w wielu modelach nie jest wcale takie oczywiste. Jako osoba mierząca ponad 180 cm wzrostu czułem się tam dobrze – miejsca nie brakowało ani na nogi, ani na głowę (podsufitka specjalnie podcięta, by zapewnić więcej miejsca nad głową), ani też na szerokość. Co więcej pasażerowie trzeciego rzędu mają do dyspozycji własne uchwyty na kubki, półki na drobiazgi oraz umieszczone w podsufitce nawiewy klimatyzacji. W tym samym miejscu zresztą umieszczono nawiewy dla pasażerów drugiego rzędu siedzeń – jest to patent znany z wielu amerykańskich aut. Dostęp do trzeciego rzędu był dosyć łatwy, choć złożenie foteli i ich odsunięcie wymagało nieco siły. Powstały wówczas otwór był jednak wystarczająco duży.
Tylny rząd siedzeń składa się z trzech osobnych foteli, z których każdy jest wygodny i wystarczająco obszerny, zaś zewnętrzne miejsca można przesuwać oraz mają funkcję podgrzewania. Panel do obsługi klimatyzacji dla pasażerów tylnego rzędu znalazł się na tylnej konsoli środkowej. Przewidziano dla nich także gniazda USB-A oraz USB-C (podobnie jak dla siedzących z przodu) oraz gniazdo 230V. Z przodu również siedzi się bardzo wygodnie w każdym kierunku. Jedyne, czego mi brakowało do pełni szczęścia, to nieco dłuższych siedzisk foteli – nawet te 15 cm zrobiłoby robotę. Plus natomiast za elektryczną regulację kolumny kierowniczej.
Niespotykane w europejskich autach rozwiązania
Bagażnik jest spory, a jego bazowa pojemność przy 3 rzędach siedzeń wynosi bowiem aż 330 litrów. Oprócz tego wygospodarowano schowki, w tym jeden mieszczący kabel do ładowania oraz miejsce na dojazdowe koło zapasowe. Fotele trzeciego rzędu można elektrycznie składać i rozkładać za pomocą panelu na ściance bagażnika i chowają się one na płasko. Płaska podłoga powstaje też po złożeniu foteli drugiego rzędu i można wówczas zapakować nawet 2274 litry bagażu. Z praktycznych rozwiązań warto też wspomnieć o kolejnym amerykańskim akcencie w postaci specjalnych rowków na progach drzwi tylnych. Mają one pomóc zachować równowagę użytkownikowi podczas pakowania bagażnika dachowego. Standardem jest też elektrycznie otwierana klapa bagażnika, która unosi się co prawda powoli, ale dość wysoko.
Kompletne wyposażenie
Nim opowiem Wam o wrażeniach z jazdy, pora na wzmiankę o wyposażeniu. O dodatkach nie mam co wspominać, gdyż ich właściwie nie było. Tak naprawdę jedyną poza lakierem dostępną opcją (której jednak nie było w naszym egzemplarzu) w wersji Platinum jest demontowalny hak holowniczy za 5500 zł. Cała reszta jest wyposażeniem standardowym, a więc można śmiało powiedzieć, że Ford Explorer jest autem kompletnie wyposażonym. Poza wspomnianymi elementami mieliśmy bowiem elektrycznie regulowane, podgrzewane i wentylowane fotele przednie, indukcyjną ładowarkę do smartfona (umieszczoną w dość ciekawym miejscu – poziomo przed podłokietnikiem), nawigację, funkcję Android Auto i Apple CarPlay, czujnik deszczu, Fordpass Connect z modemem GSM czy system bezkluczykowego otwierania (czujniki były też w klamkach tylnych drzwi).
Zadbano też o kojarzone z SUV-ami premium wyposażenie z zakresu komfortu. Mam tu na myśli np. system aktywnej redukcji hałasu czy LED-owe lampki do czytania we wszystkich rzędach foteli. Nie zapomniano też o roletach w drzwiach tylnych oraz przyciemnianych szybach. Wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa i wsparcia kierowcy również nie pozostawia wiele do życzenia. Był bowiem dobrze działający aktywny tempomat, nienachalny asystent pasa ruchu czy system wspomagający parkowanie Park Assist. Bardzo przydały się też czujniki martwego pola, gdyż lusterka w Explorerze są wręcz monstrualne. Tak naprawdę jedynym zgrzytem w działaniu systemów Explorera były przypadki fałszywego ostrzeżenia przed kolizją, mimo, że na pasie było pusto.
Pora na wisienkę na torcie
Czas na najlepsze, a więc to, co drzemie pod maską. Spodziewacie się zapewne mocarnej V8-ki, ale tak nie jest. Zresztą z tego co kojarzę, trzon oferty Explorera od zawsze stanowiły mniejsze jednostki V6, zaś mocarne V8-ki były tylko w paru wcieleniach. Do tej pory gama tego modelu opiera się na silnikach V6, także na rodzimym amerykańskim rynku, gdzie nawet nie uświadczymy V8-ki. Jest za to jednostka R4 2.3 Ecoboost, stanowiąca podstawę oferty. Niedawno do gamy w USA dołączyła odmiana ST z 3-litrowym V6 biturbo o mocy 400 KM. Jest ona zatem słabsza od oferowanej w Europie hybrydy.
On nie jedzie, on z****** (galopuje)
Tyle tytułem wstępu do silnika. Pod maską testowanego Explorera pracuje bowiem podwójnie doładowana 3-litrowa jednostka V6 Ecoboost (349 KM). Dzięki wsparciu silnika elektrycznego o mocy 101 KM tworzy ona naprawdę mocny układ napędowy. Łącznie Ford Explorer PHEV rozwija bowiem aż 457 KM i 826 Nm. Wiecie co – to naprawdę czuć! Mówiąc wprost – czuć, jak ten ważący blisko 2,5 tony gigant po prostu za***** (miało być galopuje). Pieści przy tym nasze uszy rasowym dźwiękiem V6-tki, który to jednak jest wspomagany przez głośniki. Wiecie co – mam to gdzieś! Frajda, jaką daje każdy przejechany kilometr tym autem jest wręcz nie do opisania. To niesamowite, jak tak ogromny i ciężki samochód o aerodynamice szafy potrafi się katapultować.
Dobra, zejdę trochę na ziemię i zajrzę w katalog na dane producenta. Podaje on bowiem, że Explorer rozwija 100 km/h w 6 sekund i rozpędza się do 230 km/h. Hmmm, może zabrzmi to głupio, ale miałem okazję testować Cupry i inne szybkie auta, które miały poniżej 5 s do setki i 250 km/h w teorii nie było dla nich problemem, ale… po teście Explorera mam wrażenie, że są one po prostu wolne. Wiem, wiem, to czysto subiektywne odczucia i nawet pomiary mówią same za siebie, ale to uczucie totalnego braku turbodziury i wystrzeliwania jak z procy, patrzenie, jak wielka maska się wręcz unosi, powoduje nagły przypływ adrenaliny. Dotyczy to zwłaszcza trybu Sport, kiedy to Ford Explorer jest wręcz dziki. Nawet prędkości rzędu 200 km/h nie robią na nim wrażenia.
Ford Explorer – Komfortowy statek
Trudno jednak użytkować wielkiego, rodzinnego SUV-a w sposób typowy dla hot hatcha. Zwłaszcza, że oferuje on niebywały wręcz komfort jazdy, izolując nas od jakichkolwiek niedoskonałości jezdni czy też – za sprawą dobrego wyciszenia – po prostu od świata zewnętrznego. W trybie Normal dynamika wciąż jest dobra (zresztą nawet w Eco mu nic nie brakuje), choć wiadomo, że wówczas staje się on bardziej dystyngowany. Są też tryby do holowania przyczepy (siła uciągu to 2,5 t), jazdy po drodze nieutwardzonej czy błocie. Musimy jednak pamiętać, że Explorerem jedzie się trochę jak „statkiem. Zdarza mu się więc nurkować w zakrętach, jednak i tak jest dobrze jak na te gabaryty. Hamulce również okazują się dość skuteczne, w czym także zasługa wydajnej rekuperacji. Mimo to podejrzewam, że samochód będzie „pożeraczem” tarcz i klocków.
Spalanie, czyli największe zaskoczenie…
Ford Explorer to samochód, który ma bezpiecznie, sprawnie i komfortowo dowieść całą rodzinę i ich bagaże do celu. OK, ale w takim przypadku powinien mieć przyzwoity zasięg, a jak to uzyskać przy baku liczącym raptem 68 litrów? Tu Was zdziwię – da się i sam też byłem w szoku. Producent podaje średnie zużycie paliwa na poziomie 10,4 l/100 km. Wynika z tego zatem, że przejedziemy na baku około 660 km. W tym miejscu powinienem postawić kropkę. W zasadzie bowiem nie mam o czym pisać – Explorer pali dokładnie tyle co podaje producent! Europejskie marki mogą więc w tym momencie schować się pod dywan. Ba – nawet z rozładowanymi bateriami, gdzie większość konkurencyjnych SUV-ów z Europy pali sporo, Ford wciąż zachowuje umiar.
In plus
Baterie mają 13 kWh pojemności i realnie starczą na około 30-32 km, zaś ich ładowanie trwa około 5 godzin. Z naładowanymi bateriami udało mi się osiągać bez większych starań wyniki z 6-tką, a nawet 5-tką z przodu. Z rozładowanymi, podczas jazdy drogami lokalnymi wyniki rzędu 8,5 l/100 km są normą, zaś na autostradzie przy 140 km/h spalanie wynosi wciąż rozsądne 11 l/100 km (nadal mowa o rozładowanych bateriach). Nawet podczas ostrej jazdy, korzystając z osiągów auta, nie ma aż takiej tragedii, gdyż spalanie rośnie do około 13-14 l/100 km. To zatem oszczędny, bardzo udany napęd. Jednocześnie mamy SUV-a z napędem 4×4. Jedyną łyżką dziegciu jest specyfika pracy 10-biegowej automatycznej skrzyni biegów, która, choć obsługiwana wygodnym pokrętłem, lubi sobie czasami „poszarpywać”.
Kwota wcale nie taka straszna
Na koniec kwestia ceny. Tutaj także trudno mi narzekać na Explorera, gdyż – jakkolwiek by to nie zabrzmiało – jest on dość rozsądnie skalkulowanym autem. Jego cena zaczyna się bowiem od 372 700 zł za odmianę ST Line. Testowana wersja Platinum to wydatek 374 700 zł. Wydaje się to zatem bardzo dużą kwotą. Jednak, gdy zestawimy Forda z porównywalnymi wielkościowo SUV-ami marek premium, przyjdzie nam dopłacić znacznie więcej. Pamiętajmy, że mamy tutaj kompletnie wyposażonego i mocnego SUV-a z układem hybrydowym plug-in. Z kolei wspomniana wcześniej Toyota Highlander jest o 100 tys. tańsza. Oferuje ona jednak znacznie słabszy klasyczny układ hybrydowy (ma aż o 200 KM mniej) i gorsze wyposażenie. Wybór jest zatem kwestią otwartą.
Ford Explorer Platinum 3.0 V6 EcoBoost PHEV 457 A10 AWD – podsumowanie
Ford Explorer Platinum 3.0 V6 EcoBoost PHEV 457 A10 AWD
-
Wygląd zewnętrzny
-
Wnętrze
-
Przyjemność z jazdy
-
Wyposażenie
-
Jakość materiałów
-
Zawieszenie
-
Silnik
-
Spalanie
-
Cena w stosunku do jakości
-
Multimedia
Podsumowanie
Ford Explorer zrobił na mnie ogromne wrażenie i jeszcze bardziej utwierdził w zamiłowaniu do amerykańskiej motoryzacji. Przy okazji pokazał, jak powinna wyglądać naprawdę dobra hybryda. Pomimo swoich rozmiarów i masy okazał się nadzwyczaj oszczędny, jednocześnie zapewniając mnóstwo frajdy z jazdy, wyjątkowy komfort i niesamowite wręcz osiągi. Jest przy tym bardzo przestronny i praktyczny, oferując kompletne wyposażenie za rozsądną cenę. Właściwie ciężko mu cokolwiek poważniejszego zarzucić – jedynie skrzynia biegów mogłaby działać płynniej.
Bez dwóch zdań Ford Explorer to najlepszy samochód, jaki do tej pory miałem okazję testować. Z drugiej zaś trzeba lubić amerykańską motoryzację, by przywyknąć do specyfiki takiego pojazdu. Zaskoczeniem in plus było też dosyć dobrze wykonane wnętrze, choć pewne amerykańskie „naleciałości” się zdarzały. Jest to naprawdę wszechstronny samochód i bardzo mnie cieszy, że powrócił do Europy, gdyż prezentuje on zupełnie inne podejście do tworzenia samochodów.
Galeria – Ford Explorer Platinum 3.0 V6 EcoBoost PHEV 457 A10 AWD
Zachęcamy do obejrzenia galerii zdjęć, które wykonał dla nas Piotr Parys. Zapraszamy do zapoznania się z jego portfolio na Facebooku.