Connect with us

Czego szukasz?

Formuła 1

GP Belgii 1999. Jak zespół BAR stracił 6 milionów dolarów w kilka minut?

Wypadki w Formule 1 zawsze wiążą się z ogromnymi emocjami. U wielu osób wywołują one ekstazę i podniecenie, zwłaszcza gdy z wyścigu wypadnie ktoś, kogo nie wspierają. Do śmiechu nie jest jednak zespołom, które przez incydenty tracą pieniądze. Szczególnie źle sytuacja wyglądała dla debiutującej ekipy, która w trakcie kwalifikacji do GP Belgii w 1999 roku straciła oba samochody.

Zonta wypadek GP Belgii
Fot. Twitter / F1 in the 1990s

BAR, czyli nowi w stawce

Sezon 1999 Formuły 1 został zapamiętany przez wielu długoletnich fanów Formuły 1 być może na zawsze. To właśnie wtedy byli oni świadkami fenomenalnej i przede wszystkim zaciętej walki o oba tytuły pomiędzy McLarenem i Ferrari. Wyglądało na to, że włoska ekipa odpadnie z tej rywalizacji przedwcześnie. Jeden z najlepszych kierowców w historii Michael Schumacher złamał bowiem nogę w wypadku na torze Silverstone i musiał pauzować przez część sezonu. Zastępujący go Mika Salo wraz z walczącym o tytuł wśród kierowców Eddiem Irvine’em byli jednak w stanie przyczynić się do mistrzostwa wśród konstruktorów. Najlepszym z kierowców został jednak faworyzowany Mika Hakkinen, który obronił mistrzostwo z 1998 roku.

ZOBACZ TAKŻE
Zdjęcie, które wyjawiło wielki sekret McLarena. Historia "trzeciego pedału"

Na drugim planie, jak zwykle poza uwagą niedzielnych fanów i mediów, w stawce pojawił się nowy zespół. Mowa tu o ekipie BAR, czyli British American Racing, która za 30 milionów funtów wykupiła stajnię Tyrrella. W późniejszych latach ekipa ta przerodziła się najpierw w Brawn GP, a później w Mercedesa. Można więc powiedzieć, że na podwalinach zespołu, który jest w centrum uwagi tej opowieści, zbudowano dwie najbardziej dominujące marki w ostatnich latach Formuły 1. Zanim do tego jednak doszło, BAR w żaden sposób nie wybijał się przed szereg. Zwłaszcza w swoim debiutanckim sezonie, który przypadł na wspomniany wcześniej 1999 rok.

ZOBACZ TAKŻE
Sześciokołowe bolidy F1: Były cztery, ale wystartował i wygrał tylko jeden

Skład na schwał

Zespół był wręcz tragiczny i zdecydowanie odstawał od reszty stawki. Większość ich wyścigów kończyło się… podwójnym defektem. Takie rezultaty to aż potwarz patrząc na to, kto zasiadał w bolidach ekipy BAR, która przez cały sezon nie zdobyła ani jednego punktu. Jednym z kierowców nowej ekipy był wspomniany wcześniej Mika Salo. Również w tej sytuacji Fin został wykorzystany jako zastępca. Pojechał on w wyścigach o GP San Marino, Monako oraz Hiszpanii.

Stało się tak dlatego, że podstawowy kierowca brytyjskiej ekipy, Ricardo Zonta, uległ wypadkowi w kwalifikacjach przed wyścigiem na torze Interlagos w Sao Paulo. Młody i perspektywiczny Brazylijczyk, który debiutował w tamtym sezonie, nie mógł więc wystartować w swoim domowym wyścigu, który w tamtym roku przypadał na drugą rundę sezonu. Kiedy jednak Zonta wrócił do stawki, to w kilku sytuacjach prezentował się całkiem nieźle. Szczególnie szokujące było to, że w niektórych momentach szło mu lepiej niż jego faworyzowanemu partnerowi z zespołu, który w teorii powinien go absolutnie zdominować.

ZOBACZ TAKŻE
GP San Marino 2005. Legendarna batalia o zwycięstwo na torze Imola

Po debiutującej ekipie należy się spodziewać raczej słabych kierowców. Dość sporym zaskoczeniem było więc to, że za sterami jednego z bolidów stajni British American Racing zasiadł mistrz świata z 1997 roku – Jacques Villeneuve. Kanadyjczyk potrzebował nowego wyzwania, w którym nie przychodził na gotowe, tylko zaczynał wszystko od podstaw. Dlatego więc jego przygoda z debiutującą ekipą różniła się od tego, z czym miał do czynienia w wielkim Williamsie. W BAR znalazł się on w absolutnym centrum uwagi, a nie był jednym z wielu. Oczywiście ten transfer zdziwił wszystkich. W szczególności tych, którzy zastanawiali się, czy jego nowego pracodawcę w ogóle stać na takie przedsięwzięcie. 

Pieniądze wyników nie dają

Zespół było jednak spokojnie stać na opłacenie kontraktu tego klasowego zawodnika. Było to możliwe między innymi dlatego, że Kanadyjczyk postanowił zostać udziałowcem zespołu. Za plecami debiutantów stały jednak ogromne pieniądze pochodzące z firmy British American Tabacco, która jak można się domyślać, była prekursorem całego przedsięwzięcia. W 1999 roku wyroby tytoniowe były jeszcze czymś całkowicie normalnym w świecie Formuły 1. Dlatego nikt nie miał problemu z tym precedensem.

ZOBACZ TAKŻE
Polscy sponsorzy w F1: Od Wyborowej do PKN Orlen

Firma szybko chciała podbić stawkę królowej motorsportu, poprzez wydanie swoich środków na wybudowanie biur, nowej fabryki, a także zatrudnienie najlepszych możliwych ludzi do ich poprowadzenia. Zespół osadził się w Brackley, gdzie zaczęła się ich droga na szczyt, na którym znajdują się obecnie pod postacią Mercedesa. „Srebrne strzały” są często chwalone za swoją niesamowitą etykę pracy w swojej siedzibie. Podobnie było od samego początku z ich przodkami BAR. Pierwszy sezon nie przyniósł jednak żadnych sukcesów.

 

Bolid BAR 01 był konkurencyjną konstrukcją. Kierowcy zespołu weekend po weekendzie znajdowali się na pozycjach, które pozwalały im myśleć o zdobywaniu punktów. Problemem okazała się wytrzymałość i awaryjność. Samochody debiutantów szwankowały non stop. Działo się tak dlatego, że ich silnik psuł się na potęgę, ponieważ przegrywał z naciskiem powodowanym przez silne wibracje. Mechanicy, którzy tworzyli skład British American Racing przyszli głównie z zespołów o tej samej nazwie startujących w IndyCar oraz F3000. Nie byli oni więc w stanie nadążyć z intensywnością, którą narzuca F1. Dlatego właśnie ich bolid zawodził raz za razem.

Aspiracje BAR kontra brutalna rzeczywistość

Absurdem było to, że Villeneuve nie ukończył wszystkich zawodów od początku sezonu w Australii, aż do jedenastej rundy na Węgrzech. Było to zupełne zaprzeczenie słów, które padły z ust projektanta nieszczęsnej konstrukcji Adriana Reynarda. Powiedział on, że zespół będzie walczyć o pole position i zwycięstwo już w pierwszym wyścigu. Oczywiście został on opacznie zrozumiany, ponieważ chodziło mu o to, że zespołowi zależy na przeniesieniu umiejętność wygrywania od samego początku sezonu, którą posiedli w F3000 oraz serii IndyCar. Jak można się domyśleć, dzięki tej wypowiedzi BAR stał się pośmiewiskiem i obiektem żartów.

Zespół British American Racing 1999

Fot. Twitter / F1 Images

Kanadyjski mistrz świata musiał to przełknąć i dalej próbować wykrzesać cokolwiek z tej tragicznej sytuacji. Jak można się jednak domyślać, nie mógł wiele oczekiwać po jedenastu nieukończonych wyścigach z rzędu. Tak jeden z lepszych kierowców tamtych czasów opisał po latach te frustrujące momenty.

Nie ważne czy testy, czy wyścig, coś się psuło. Zawsze coś się działo. W GP Hiszpanii było ciekawie. Byłem tak wysoko, że jechałem po podium, ale po pit-stopie moja skrzynia biegów eksplodowała. Iskry posypały się wszędzie. Liczyłem, że to będzie ten dzień, w którym auto się nie zepsuje. Ale to zrobiło. Pocieszałem się tym, że moja kariera nie opiewa na tym jednym sezonie […]. Gdybym nie miał kontraktu na kolejne lata, mógłbym być bardziej sfrustrowany – opowiedział Villeneuve.

Czas na GP Belgii 1999

Morale w zespole przy okazji następnego weekendu wyścigowego, który odbywał się na słynnym torze Spa Franconchamps w Belgii, były więc słabe. Już od samego początku weekendu BAR musiał się zmierzyć z ogromnym problemem. Villeneuve roztrzaskał swój bolid już na początku pierwszego treningu. Stało się to przez złamanie prawego przedniego wahacza w jego bolidzie. Zespół miał więc niezwykle dużo roboty przed kwalifikacjami do GP Belgii 1999. 

ZOBACZ TAKŻE
Spa 1970, czyli ostatnie tango F1 w belgijskim piekle

Oczywiście mechanicy musieli zebrać do kupy bolid Kanadyjczyka, jak również w ramach procedury bezpieczeństwa wymienić wahacze w obu samochodach, a także w samochodzie zastępczym. Te naprawy zerwały sen z powiek wszystkim mechanikom ekipy BAR. Musieli oni wzmocnić swoje zawieszenia, poprzez użycie nowych części i komponentów. Oczywiście nie były one dostępne na miejscu. Odpowiednie zamienniki przyleciały w nocy z Brackley. Należy jeszcze dodać to, że musiały one przejechać 70 kilometrów na tor z lotniska w Liege.

ZOBACZ TAKŻE
Jak Mercedes nieustannie goni Red Bulla? | Technologia F1

Dlatego właśnie w sobotę rano wszyscy pracownicy BAR byli niezwykle zmęczeni. Wszyscy chcieli już po prostu mieć za sobą niezwykle ważne kwalifikacje, w których najłatwiej o wypadek. Niestety kierowcy zespołu założyli się o coś bardzo głupiego, co miało katastrofalne konsekwencje.

Katastrofalny zakład

Jacques Villeneuve i Ricardo Zonta założyli się o to, że przejadą słynną kombinację Eau Rouge – Radillon bez odpuszczenia gazu. Bardziej doświadczony mistrz świata z 1997 roku postanowił zrobić to jako pierwszy. Kanadyjczyk przycisnął tak mocno, jak to tylko możliwe i faktycznie nie odpuścił na legendarnym wzniesieniu. Niestety na wyjściu na prostą Kemmel stracił panowanie nad swoim bolidem, który uderzył w bariery z ogromną prędkością.

Jacques Villeneuve GP Belgii 1999

Fot. Twitter / F1 in the 1990s

Wszyscy w garażu ekipy British American Racing zamarli, ponieważ uderzenie wyglądało naprawdę fatalnie. Na szczęście kierowca wyszedł z tego cało i chwilę później żartował z całego zajścia. Nadzieja pozostała więc w Zoncie, który po dwunastu minutach czerwonej flagi wyjechał na swoje pomiarowe okrążenie. Jakby w zespole było mało problemów, to największy miał się dopiero pojawić.

 

Młody Brazylijczyk postanowił wywiązać się z zakładu i również docisnął gaz w Eau Rouge. Zanim jeszcze złożył się w prawy Radillon, był już pasażerem. Jego BAR 01 przekoziołkował kilkukrotnie i roztrzaskał się całkowicie do tego stopnia, że w całości pozostał jedynie sam kadłub. Niestety najgorszy koszmar debiutującej ekipy, która i tak miała ogromne problemy, stał się faktem. W kilkanaście minut zespół, który dopiero zaczynał swoją przygodę z F1, stracił 6 milionów dolarów. A w tamtych czasach była to naprawdę bolesna suma.

Obrót Zonty GP Belgii 1999 BARBAR Riciardo Zonta GP Belgii 1999

Rozpaczliwa reakcja zespołu BAR

Cały zespół BAR był w rozpaczy, ponieważ znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Za 24 godziny miał się rozpocząć wyścig o GP Belgii, tymczasem oba bolidy ich kierowców nie nadawały się do żadnego użytku. Wszystkie części zebrane z wypadku poszły do śmietnika, ponieważ nie miały już żadnej wartości. Kiedy pozostałe zespoły mozolnie pielęgnowały swoje konstrukcje, w garażu British American Racing nie było nad czym pracować. 

ZOBACZ TAKŻE
GP Belgii 1972: Pierwszy i przedostatni wyścig F1 w Nivelles

Szefostwo ekipy postanowiło jednak działać. Zespół był bogaty, dlatego mógł sobie pozwalać na wszelkiego rodzaju dni testowe. Tak się złożyło, że w czasie tych katastrofalnych wydarzeń, dwa bolidy były w drodze z Brackley na włoską Monzę, gdzie we wtorek po weekendzie wyścigowym na Spa miały się odbyć się rzeczone testy. W akcie desperacji ciężarówka, która je wiozła i obecnie znajdowała się na terenie Niemiec, została zawrócona i skierowana do Belgii. 

ZOBACZ TAKŻE
Bolidy F1, które nie wystartowały w wyścigu. Oto przykłady z XXI wieku

Zamienne bolidy przyjechały na teren obiektu w środku nocy. Mechanicy, którzy zarwali drugą noc, zabrali się do męczącej pracy. Samochody potrzebowały bowiem znacznie innych ustawień, niż te, które zostały przygotowane pod kątem Monzy. Dlatego właśnie prace potrwały aż do rana. Kiedy jednak tor zaczął się zapełniać ludźmi, którzy w porównaniu do pracowników BAR spali, wszystko było już gotowe. Ku zaskoczeniu obserwatorów, zaledwie po kilku godzinach od koszmarnych wydarzeń w kwalifikacjach, waleczna ekipa debiutantów ponownie szykowała się do startu.

GP Belgii 1999

Każdy, kto w ten weekend musiał pracować z ekipą British American Racing, był całkowicie wykończony jeszcze przed samym wyścigiem. Nastroje zdecydowanie się jednak poprawiły, ponieważ zespół dokonał czegoś wręcz niesamowitego i w dwie noce odbudował łącznie pięć bolidów. Mechanicy i pracownicy byli więc znieczuleni na kolejne problemy, które mogły pojawić się w wyścigu. Oczywiście zależało im na tym, żeby do tego nie doszło, a Villeneuve i Zonta mogli powalczyć o punkty.

ZOBACZ TAKŻE
Gilles Villeneuve: Szatan za kierownicą | Legendy motorsportu

Niestety nie było tak kolorowo, jakby tego chcieli. Zonta ukończył swój udział w wyścigu przedwcześnie. Już na trzydziestym trzecim okrążeniu zawiodła go skrzynia biegów, która – jak wszystko w tym sezonie w zespole BAR – psuła się na potęgę. Po drugiej stronie garażu wydarzył się jednak cud. Mistrz świata sprzed dwóch lat w końcu ukończył wyścig w 1999 roku. Wynik nie był jednak w żaden sposób zadowalający. Villeneuve dojechał przedostatni – na piętnastej pozycji. Nie mniej jednak dojechał.

Dało to jakiś impuls, ponieważ do końca sezonu Kanadyjczyk miał jeszcze tylko jeden defekt. Nie zmieniło to jednak tego, że BAR skończył sezon bez żadnego punktu i na ostatniej pozycji w klasyfikacji konstruktorów. Najważniejsze jest jednak to, że pomimo tego, iż w późniejszych latach zdominowali oni Formułę 1 pod postaciami najpierw Brawna GP, a obecnie Mercedesa, to i tak jeden z najciekawszych epizodów tego zespołu rozegrał się na samym początku. Przy okazji szalonego GP Belgii w 1999 roku.

5/5 (liczba głosów: 7)
Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama