2010
Nowość dla wielkiego mistrza
Michael Schumacher po swoim powrocie do F1 w 2010 roku był w komfortowej sytuacji. Pomimo jego kilkuletniej przerwy, do kalendarza nie przybyło zbyt wiele nowych torów. Jedną z nowości był jednak obiekt Marina Bay. GP Singapuru, które zadebiutowało w sezonie 2008 zyskało wielką sympatię zarówno wśród kibiców jak i kierowców. 7-krotny mistrz świata F1 po treningach wyznał, że bardzo spodobała mu się jazda po tym torze.
– Mieliśmy dziś dużo zabawy z jazdy, nawet pomimo, że jeździmy w nocy. Pierwszy raz jechałem po tym torze, było to dla mnie ciekawe doświadczenie, ale teraz muszę powiedzieć, że podobało mi się. Słyszałem, że tor tutaj był wyboisty, ale mnie się tak nie wydaje, jest tak tylko w jednym sektorze. Reszta jest dobra i ekscytująca. Rano, a tak właściwie późnym popołudniem, kiedy warunki były zmienne, byliśmy dobrzy, podczas gdy w drugiej sesji bardziej się zmagaliśmy. Zobaczymy, co uda się zrobić jutro – opowiadał Niemiec.
W kwalifikacjach Schumacher pokazał dobre tempo i finalnie zakwalifikował się na 9. pozycji. Wydawało się więc, że zawodnik Mercedesa wywiezie z Azji kilka punktów.
Problemy od początku i kolizje z Sauberami
Kolega z zespołu Nico Rosberga tuż po starcie zdołał utrzymać swoją pozycję. Na 2. okrążeniu na tor po raz pierwszy tamtego dnia wyjechał samochód bezpieczeństwa. Wywołał go Vitantonio Liuzzi, który zakończył swój wyścig po kontakcie z Nickiem Heidfeldem. Spora część kierowców wykorzystała ten moment na zmianę opon. Na taki krok nie zdecydował się jednak Schumacher i to przysporzyło mu wiele problemów. Niemiec miał koszmarne tempo i spowalniał sporą część stawki. Na 30. kółku śmiałym atakiem na niego, tuż po odcinku zlokalizowanym na moście, popisał się Kamui Kobayashi. Japończyk bezpardonowo minął go co poskutkowało tym, że kierowca Mercedesa uderzył w bandę. W efekcie musiał on zjechać na awaryjny pit-stop.
Kilka okrążeń później 7-krotny mistrz świata po raz kolejny zaliczył bardzo bliskie spotkanie z przedstawicielem stajni z Hinwil. Tym razem była tu mowa o Nicku Heidfeldzie. Miało to miejsce na 36. okrążeniu. Po tym jak z toru ponownie zjechał samochód bezpieczeństwa, kierowcy na pierwszych kółkach po restarcie zaczęli zwyczajnie szaleć. I tak chociażby w 5. zakręcie, Mark Webber wyeliminował z zawodów Lewisa Hamiltona. Dosłownie kilka chwil później, w tym samym miejscu doszło do kolizji pomiędzy zawodnikami z Niemiec. Schumacher od wewnętrznej chciał minąć swojego rodaka. Zrobił to jednak na tyle niefortunnie, że wpakował go w bandę, samemu się obracając. W wyniku tej sytuacji, w bolidzie oznaczonym numerem 3 doszło do urwania przedniego skrzydła. Przez to zawodnik Mercedesa musiał zjechać na dodatkowy pit-stop. Ostatecznie zakończył on zmagania na odległej 13. pozycji.
Reakcje po wyścigu
Młodszy z Niemców nie ukrywał swojego rozczarowania. – Oczywiście liczyłem na lepszy rezultat i chciałem ukończyć wyścig. Według mnie, Michael zahamował nieco za późno i mnie wypchnął. Mimo to, mój wyścig i tak skończył się zaraz po starcie. Vitantonio Liuzzi chciał mnie wyprzedzić w zakręcie numer cztery. Potem wydało mi się, że zahamował wcześnie i uderzyłem w niego. Bez końcówek tylnego skrzydła samochód nie był łatwy w prowadzeniu, chociaż również ustawienia nie były idealne, ponieważ nie można nic zmieniać po kwalifikacjach. Przez moment czasy okrążeń nie były jednak złe – stwierdził Heidfeld.
Z kolei 7-krotny mistrz świata nie widział swojej winy w kolizji ze swoim rodakiem. – Nie jestem szczególnie zadowolony z moich pierwszych doświadczeń z Singapuru. Miałem dwa spotkania z innymi bolidami, które były incydentami wyścigowymi i oznaczały, że musiałem wykonywać moje postoje w niezbyt idealnych momentach, co w konsekwencji doszczętnie zepsuło mój wyścig. Na pierwszym komplecie miękkich opon, borykałem się z problemami z tylnymi gumami, co sprawiło, że zamiast jeździć, raczej się ślizgałem, a to nie było łatwe. Mogę powiedzieć, że podobała mi się tylko druga część wyścigu – skwitował swój debiut w GP Singapuru jeden z najlepszych kierowców w historii F1.
2011
Dobry początek weekendu
Kolejna edycja GP Singapuru miała być tą lepszą dla Schumachera. Niemiec pomimo skrócenia pierwszego treningu niemal od razu zadomowił się na torze Marina Bay.
– Jak zwykle na tego typu torach, nawierzchnia jest dość śliska i zapewnia niską przyczepność. Skrócenie treningu nie było w tym względzie pomocne, gdyż mieliśmy spory program. Ostatecznie co było to było, więc postaraliśmy się wycisnąć co mogliśmy. Ogólny obraz jest prawdopodobnie taki jak zakładaliśmy: bez większych niespodzianek i być może najbardziej oczywistą sprawą jest dość duża różnica pomiędzy mieszankami. Na ocenę reszty jest zbyt wcześnie, gdyż nie mieliśmy czasu, aby przeanalizować w pełni treningi. Lubię się tu ścigać; to takie nowoczesne Monako, bardzo ekscytujące z większymi strefami wyjazdowymi – ocenił warunki panujące na obiekcie w Singapurze podczas tamtego weekendu.
W kwalifikacjach zarówno on jak i Rosberg bezproblemowo awansowali do Q3. Tam jednak obydwaj kierowcy zastosowali inną strategię. Schumacher, aby nie marnować kompletu świeżych opon, postanowił w ogóle nie wyjechać na tor w ostatniej części czasówki. Jak stwierdził w wywiadzie po kwalifikacjach: W teorii to powinno być warte trochę czasu na dystansie wyścigu, więc to było kalkulowane ryzyko, warte próby. Ostatecznie kierowca z Niemiec do rywalizacji przystępował z 8. pozycji.
Coś ty narobił?
Po starcie do wyścigu 7-krotny mistrz świata awansował o jedno miejsce. Wyprzedził on bowiem Lewisa Hamiltona. Kiedy jednak sędziowie pozwolili na skorzystanie z systemu DRS, to ówczesny zawodnik McLarena odzyskał swoją lokatę. Niemiec podobnie jak spora część rywali, zdecydował się na swój pierwszy pit-stop w okolicach 10. okrążenia. Po tym jak Massa i Hamilton zderzyli się, Schumacher jechał na wirtualnym 6. miejscu. Utknął jednak za Kamuim Kobayashim i na 15. kółku obydwaj prawie się zderzyli w tym samym miejscu co przed rokiem. W końcu jednak minął Japończyka i rzucił się w pogoń za Rosbergiem.
Ten po drugiej turze pit-stopów utknął za Sutilem. Na 27. okrążeniu młodszy z Niemców w ostatnim zakręcie popełnił błąd, który wykorzystał Perez. Kilka sekund później zawodnik Mercedesa odzyskał swoje miejsce, lecz doszło między nimi do kontaktu. Próbował to wykorzystać Schumacher, który momentalnie zbliżył się do wspomnianego duetu. Po piątym zakręcie spróbował on minąć Meksykanina. Zawodnik Saubera jednak ku jego zdziwieniu nie zmienił linii jazdy i wpakował się w tył jego bolidu. Następnie jego maszyna wystrzeliła w powietrze i Schumacher zakończył zawody w bandzie.
Sędziowie nie mieli wątpliwości kto zawinił
Po przeanalizowaniu całej sytuacji to Niemiec został ukarany, za sprokurowanie tej sytuacji. Kara nie była dotkliwa, gdyż była nią tylko reprymenda.
– To było nieszczęśliwe zakończenie mojego wyścigu w Singapurze i jestem nieco rozczarowany. To, co się stało nazwałbym nieporozumieniem pomiędzy mną a Sergio Perezem. On chciał zejść na zewnętrzną i odpuścił, a ja nie spodziewałem się, że zrobi to tak wcześnie i dlatego uderzyłem w niego. To prawdopodobnie jeden z tych wypadków, który robi większe wrażenie, gdy się go ogląda z zewnątrz bolidu niż ze środka. Nic mi się nie stało, a ostateczne uderzenie nie było takie mocne. Szkoda, gdyż moje opony i bolid pracowały dobrze, a tempo było bardzo dobre. Czekam na kolejne wyścigi i liczę na lepsze końcówki – powiedział załamany Schumacher po wyścigu, który wiedział, że stracił szansę na znakomity rezultat.
Kolizja ta zniszczyła także wyścig Pereza. W bolidzie Meksykanina po tym incydencie doszło bowiem do przebicia opony.
– Na mój drugi postój musiałem zjechać wcześniej, ponieważ po wypadku z udziałem Michaela moja opona była przebita. Ostatni stint został więc wydłużony – była to właściwie nieco ponad połowa dystansu wyścigu, którą pokonałem na drugim komplecie miękkich opon. Myślę, że Michael podszedł do manewru zbyt optymistycznie – ocenił kierowca Saubera manewr swojego rywala.
2012
Ta sama strategia
Michael Schumacher po raz trzeci z rzędu awansował na torze Marina Bay do finalnej części czasówki. Podobnie jak przed rokiem, nie przejechał on jednak ani jednego okrążenia w Q3. Powodem tej decyzji była próba zaoszczędzenia opon.
– Biorąc pod uwagę to, co do tej pory widzieliśmy w ten weekend – jestem zadowolony z naszego wyniku w kwalifikacjach. Oczywiście mogliśmy powalczyć o jedną, dwie pozycje, ale mogło to być bardzo trudne. Postanowiliśmy odpuścić i zaoszczędzić opony, aby mieć wybór na wyścig. Zdecydowaliśmy się na tę strategię po trzecim treningu. Gdy zobaczyliśmy, kto dostał się do Q3, postanowiliśmy wprowadzić ją w życie. Mam nadzieję, że w niedzielę uda nam się to wykorzystać – tłumaczył wybór takiej strategii Schumacher.
Ziemia niczyje i katastrofa
Przez całe zawody jeden z najlepszych kierowców F1 jechał w okolicach czołowej 10. Po tym jak w połowie wyścigu podczas neutralizacji zjechał na wymianę opon, wyjechał on od swoich mechaników na 12. pozycji. Na 38. okrążeniu samochód bezpieczeństwa zjechał z toru i doszło do restartu wyścigu. W 14. zakręcie o 9. miejsce walczyli Sergio Perez oraz Jean-Eric Vergne. Pech chciał, że tuż za nimi koła zblokował właśnie Schumacher. Niemiec następnie z impetem wpadł w tył bolidu Francuza i dla obu wyścig się zakończył. Reprezentanci Toro Rosso i Mercedesa po wyjściu z bolidu od razu do siebie podeszli i pocieszali się nawzajem.
– Nasza strategia dobrze zadziałała i samochód bezpieczeństwa także zagrał na naszą korzyść. Moje tempo było bardzo dobre, robiłem okrążenia tak szybko, jak czołówka, więc było dużo lepiej, niż oczekiwaliśmy. Ogólnie jestem bardzo zadowolony z tego, jak ułożył się weekend, gdyż zrobiłem wielkie postępy od piątku do dziś. Zespół także pracował bardzo dobrze, by poprawić samochód przez te trzy dni. Szkoda tylko, że nie ukończyłem z punktami za ósme czy nawet siódme miejsce. Jeśli chodzi o incydent, skupiałem się na złapaniu Pereza, próbując późno hamować, więc nie jestem pewny, co dokładnie się stało, ale przypuszczam, że Michael zahamował trochę za późno i nie mógł uniknąć wpadnięcia na mnie. Nie ma sensu się tym denerwować, gdyż takie rzeczy zdarzają się w wyścigach i nawet najbardziej doświadczony kierowca w stawce może robić błędy. Powiedział przepraszam i to wszystko – opowiadał ówczesny junior Red Bulla o tym wypadku.
Kara musi być
Michael Schumacher podejrzewał, że w jego bolidzie doszło do awarii. – To było nieszczęśliwe zakończenie mojego wyścigu. Wjechałem w bolid Vergne, który przyjął moje przeprosiny zaraz po wypadku. Nie jestem pewny co do przyczyny tego wydarzenia; hamowałem, ale nie było ono tak mocne jak zazwyczaj. Nie byłem w stanie uniknąć uderzenia w bolid przede mną. Musimy dowiedzieć się co się stało. Do wypadku, uważałem że punkty były w zasięgu – stwierdził Niemiec.
Sędziowie postanowili dokładnie przeanalizować sprawę. Gdyby w maszynie 7-krotnego mistrza świata doszło faktycznie do awarii, to nie zostałby on ukarany. Dobrym przykładem jest tu sytuacja z 2014 roku, gdy tuż po starcie Kamui Kobayashi wjechał w Felipę Massę. W bolidzie Japończyka doszło do problemów z hamulcami i przez to został on „uniewinniony”. Zupełnie inaczej było jednak podczas GP Singapuru 2012. Orzeczono bowiem, że wspomniana kolizja była ewidentną winą Schumachera. W efekcie do GP Japonii musiał przystępować z karą 10 miejsc przesunięcia na starcie. Warto dodać, że był to drugi raz, gdy w identyczny sposób wyrzucił samego siebie jak i rywala z toru. W Hiszpanii wpakował się bowiem w tył bolidu Bruno Senny.
Epilog
2 nieukończone wyścigi, 4 kolizje i tylko jeden finisz i to na odległej 13. lokacie. Michael Schumacher ewidentnie bardzo często pakował się w kłopoty. Z pewnością można powiedzieć, iż obiekt Marina Bay był tym, na którym Niemiec radził sobie najgorzej w całej karierze. Szansę na rehabilitację w jego imieniu ma Mick Schumacher. Syn legendy F1 w ten weekend po raz pierwszy w karierze wystąpi na tym torze. Jeżeli zdoła w spokoju ukończyć te zmagania bez żadnych kolizji jak i powyżej 13. lokaty, będzie mógł powiedzieć, że w Singapurze był lepszy od swojego ojca.