Przenieśmy się na chwilę do początku 2017 roku, kiedy to Ford zapowiedział elektrycznego crossovera na 2020 rok. OK, wieść ta wywołała zainteresowanie, ale nic ponadto… Ot, miał być kolejny elektryczny SUV, jakich wiele. Prawdziwe poruszenie miało miejsce w 2018 roku, kiedy to producent zdradził, że samochód będzie inspirowany słynnym Mustangiem i otrzyma kultową nazwę Mach 1. Wywołało to wręcz u wielu osób oburzenie i spore kontrowersje. Prawdziwą nazwę modelu, a więc Ford Mustang Mach-E, poznaliśmy dopiero na tydzień przed oficjalną premierą pojazdu. Ta miała miejsce w listopadzie 2019 roku. Pojazd trafił na rynek w 2020 roku i szybko stał się prawdziwym hitem sprzedaży. Nasz test pokazał, że Mustang Mach-E rzeczywiście ma w sobie „to coś”.
Ford Mustang Mach-E to prawdziwy hit, także w Polsce
Na początek garść liczb, by pokazać, jak popularny także w Polsce jest nowy SUV Forda. W lipcu bieżącego roku Ford Mustang Mach-E był najlepiej sprzedającym się samochodem elektrycznym w Polsce. Nowego elektrycznego SUV-a odebrało 97 klientów. Również statystki sprzedaży po siedmiu miesiącach bieżącego roku wskazują, że Mustang Mach-E cieszy się niesłabnącą popularnością wśród klientów.
Fot. Piotr Parys
Od początku bieżącego roku do nabywców trafiło już 438 sztuk tego modelu. Najczęściej Mustanga Mach-E można spotkać na ulicach Warszawy, Wrocławia i Poznania. Samochód może pochwalić się udziałem w rynku pojazdów elektrycznych wynoszącym 10,62 proc, czyli o 2,5 proc. więcej niż drugi samochód w rankingu. Znakomitą większość samochodów zamówiły firmy.
Widać inspiracje spalinowym odpowiednikiem
Zgodnie z zapowiedziami, otrzymał wygląd inspirowany protoplastą głównie z tyłu, co widać po lampach, a także pod kątem sylwetki nadwozia z profilu. Sylwetka opada bowiem delikatnie ku tyłowi niczym w Fastbacku, jednak jest to tylko (i aż) sprytny i jakże udany zabieg stylistów. Uzyskano to dzięki dwukolorowemu nadwoziu w białym perłowym kolorze Frost White (pakiet za 5000 zł), który w połączeniu z czarnym dachem przykuwał uwagę. Średnio jednak przekonały nas obecne w testowanym egzemplarzu 19-calowe białe felgi, gdyż tej bieli było aż nadto i czyniła ona Mustanga nieco „zabawkowym”.
Fot. Piotr Parys
Ma kilka ciekawych akcentów stylistycznych
Wracając jeszcze do zabiegu stylistów, otóż polega on na tym, iż pochylony słupek C wykończony na biało płynnie przechodzi w tylną partię nadwozia, zaś nad nim znalazł się jeszcze czarny dach, przez co auto przypomina coupe, lecz tak naprawdę jest funkcjonalnym SUV-em. Sportowy charakter pojazdu i jego aerodynamikę podkreślają także brak klamek, spojler dachowy oraz masywne tylne nadkola nawiązujące do pierwowzoru. Ciekawostką jest sposób otwierania drzwi. Robi się to za pomocą dotykowych przycisków na słupkach B i C. Wówczas drzwi się uchylają i można je swobodnie otworzyć. W otwieraniu przednich drzwi pomagają także specjalne wypustki. Auto można też zamykać i otwierać za pomocą kodu, który wpisujemy na słupku B od strony kierowcy. Ot, typowe rozwiązanie dla aut amerykańskich.
Fot. Piotr Parys
Zamiast logo Forda wszechobecny galopujący koń
Ford Mustang Mach-E jest pozbawiony do tego logotypów Forda – zamiast tego, z przodu pojawiło się logo znane z galopującego konia z oryginalnego, sportowego modelu. Takie samo logo znajdziemy też w wielu innych miejscach, w tym na kluczyka, klapie bagażnika, dekielkach felg, a nawet w schowku pod maską. Zresztą nawiązań do pierwowzoru możemy upatrywać się także w kształcie tylnych lamp, które mają potrójne klosze znane już od pierwszej generacji z 1964 roku, a także w postaci imitacji sporej atrapy chłodnicy czy wzoru przednich LED-owych reflektorów, które to z kolei mogą przypominać przedstawionego we wrześniu tego roku Mustanga VII generacji. Kończąc wątek nadwozia warto dodać, że Mach-E jest obecnie jedynym przedstawicielem Forda w klasie średniej. Mondeo, Galaxy i S-Max lada moment znikną bowiem z cenników (nie są już produkowane). Auto mierzy 4,71 m długości, zaś jego rozstaw osi liczy 2,97 m.
Z zewnątrz nadmuchany Mustang, w kabinie… Tesla
O ile z zewnątrz jesteśmy w stanie doszukać się podobieństw do spalinowego modelu, o tyle kabina to zupełnie inna bajka… Tak w zasadzie podobieństwa kończą się na kierownicy z logo galopującego konia (mamy je też pod gumową podkładką na półce od indukcyjnego ładowania) oraz na napisach MUSTANG na progach drzwi. Poza tym kokpit wygląda niezwykle futurystycznie i minimalistycznie. Jego kształty to wypisz wymaluj Tesla. Mustang ma jednak przewagę nad swoim głównym konkurentem w postaci Tesli Model Y. Otóż SUV Forda jest lepiej wykonany i znacznie lepiej spasowany. Nic tu nie trzeszczy i nie lata, większość materiałów to tworzywa przyjemne w dotyku i estetyczne, co akurat trudno powiedzieć o Tesli.
Fot. Piotr Parys
Centralnym punktem kokpitu Mustanga Mach-E jest ogromny, umieszczony pionowo wyświetlacz dotykowy systemu infotainment SYNC4A, który ma aż 15,5 cala przekątnej. Plus za duże pokrętło do regulacji głośności. Wyświetlacz oferuje naprawdę mnóstwo funkcji, jest czytelny i intuicyjny, lecz zdarza mu się zbyt wolno reagować na dotyk. Ponadto kilka razy zdarzały mu się utraty połączenia z Apple CarPlay’em (bezprzewodowym rzecz jasna). Z ciekawych funkcji elektryczny Mustang pozwala rysować na ekranie lub grać w minigry na postoju. To samo znajdziemy zresztą w Teslach. Przed kierowcą znalazł się natomiast niewielki, ale czytelny wyświetlacz wskaźników. Pokazuje on najważniejsze dane, w tym aktualną prędkość, zasięg czy stan naładowania baterii, a także prędkość, na jaką ustawiono adaptacyjny tempomat (działa bardzo dobrze).
Fot. Piotr Parys
Ford Mustang Mach-E jako auto rodzinne
Ciekawym udogodnieniem jest aplikacja FordPass. Za pomocą aplikacji na telefon można natomiast sterować wieloma funkcjami samochodu. Można otwierać i zamykać go zdalnie, uruchamiać ogrzewanie przed rozpoczęciem podróży czy też sprawdzać stan naładowania baterii.
Na pochwały zasługuje funkcjonalność i przestronność Mustanga. Samochód oferuje sporo miejsca w obu rzędach siedzeń, zarówno na nogi jak i nad głowami, zaś wykończone grubą białą skórą fotele są wygodne, choć słabo trzymają ciało w zakrętach. Szkoda tylko, że mają one dość wąskie siedziska. Mają za to elektryczną regulację, zaś fotel kierowcy także pamięć ustawień. Poczucie przestrzeni zwiększa rozciągający się niemal na całą kabinę panoramiczny dach (4900 zł). Co prawda nie ma on rolety, jednak to nie przeszkadza, gdyż jest przyciemniany. Ponadto klimat w kabinie poprawiają oświetlenie ambiente oraz świetny system audio Bang&Olufsen, który jest standardem w testowanej odmianie Premium.
Na pochwały zasługuje spora ilość półek i schowków. Duży schowek pod centralnym podłokietnikiem, dwie półki na konsoli środkowej (jedna pod drugą) czy schowki w drzwiach – naprawdę nie ma na co narzekać. Wygodna jest też obsługa przełożeń poprzez typowe dla Fordów pokrętło, które już doceniliśmy rok temu przy okazji testu Explorera. Bagażnik ma tylko 407 litrów pojemności i zbyt nisko umieszczony przycisk do otwierania. Na szczęście bezdotykowe otwieranie działa dobrze i jest on ustawny oraz estetycznie wykończony. Pod maską ukryto natomiast 100-litrowy schowek.
Mocy nie brakuje, momentu zresztą też
Testowany egzemplarz napędzały dwa silniki elektryczne o łącznej mocy 351 KM i maksymalnym momencie obrotowym 580 Nm. Napęd trafiał na obie osie. Zapewnia to ważącemu ponad 2 tony Mustangowi sprint od 0 do 100 km/h w 5,8 s i prędkość maksymalną 180 km/h. Rzeczywiście samochód, jak zresztą przystało na elektryka, ma naprawdę sporo werwy już od samego muśnięcia pedału gazu i ochoczo wręcz „galopuje” przed siebie, wciskając przy okazji całkiem nieźle w fotel. Towarzyszy temu modulowany dźwięk spalinowej jednostki (chyba V8), który można w każdej chwili wyłączyć.
Fot. Piotr Parys
Spory zasięg i ogromne baterie
Dzięki bateriom o pojemności 98 kWh (wariant Long Range) zasięg pojazdu jest całkiem spory. Producent deklaruje dystans wynoszący 550 km na jednym ładowaniu. Realnie Mustangiem zrobimy około 450 km, co i tak jest bardzo dobrym wynikiem. Jeżdżąc delikatnie możemy nawet dobić do 500 km, zaś ostrzej osiągniemy około 400 km. Na autostradzie trzeba się oczywiście liczyć z przypadłością każdego elektryka, a więc znacznym spadkiem zasięgu – wówczas realnie pokonamy koło 300-350 km. Co ciekawe, mimo tak dużych baterii auto całkiem sprawnie się ładowało z domowego gniazdka. Można też korzystać z szybkich ładowarek o mocy dochodzącej do 150 kW.
Lubi sobie polatać bokiem niczym spalinowy Mustang
Przejdziemy teraz do clou programu, a więc wrażeń z jazdy. Od razu nasuwa się pytanie – czy Mustang Mach-E ma w sobie coś z „dzikości” spalinowego odpowiednika? Możemy śmiało stwierdzić, że tak. Ba, to auto potrafi nawet latać bokiem, mimo, że ma napęd na obie osie (ośka w krytycznym momencie dołączy się i nas wyprowadzi z poślizgu). Nawet przy włączonym ESP samochód pozwala na naprawdę sporo, chętnie zarzucając tyłem. Wszystkiemu towarzyszy pisk opon, który potęguje wrażenia. Kiedy dezaktywujemy ESP, auto robi się naprawdę dzikie. Kręcenie bączków czy driftowanie po szutrze stają się jego żywiołem. Ot, muscle car z napędem elektrycznym i nadwoziem SUV-a. Naprawdę nie spodziewaliśmy się tego!
Fot. Piotr Parys
Na co dzień Mustang jest dość sztywny, jednak zachowuje niezbędną dozę komfortu. Jednocześnie ma bezpośredni układ kierowniczy i skuteczne hamulce. Auto oferuje także wydajny tryb rekuperacji, a więc funkcję One-Pedal, pozwalającą na sterowanie autem tylko za pomocą pedału przyspieszenia. Na co dzień wygodniej jednak będzie ją dezaktywować, gdyż wówczas rekuperacja jest wręcz zbyt silna. Oczywiście jest to kwestia przyzwyczajenia. Dzięki nisko położonemu środkowi ciężkości auto prowadzi się dość stabilnie w zakrętach. Oczywiście nie aż tak, by powiedzieć o nim, że jest przyklejone do jezdni, jednak i tak jest dobrze.
Ford Mustang Mach-E – ceny
Bazowy Mustang Mach-E z napędem na tylną oś i silnikiem o mocy 269 KM kosztuje od 300 700 zł. Ma baterie o pojemności 75 kWh zapewniają 440 km zasięgu. Wariant tylnonapędowy Premium z większym pakietem (98 kWh) generuje 298 KM i oferuje już 610 km zasięgu. Wyceniono go na 340 000 zł. Odmiana Premium AWD z silnikiem o mocy 269 KM i bateriami 75 kWh kosztuje od 334 000 zł i oferuje 400 km zasięgu. Nasz egzemplarz startuje z pułapu 372 000 zł, zaś ze wspomnianymi opcjami kosztuje 381 900 zł. Topowy GT generuje 487 KM, ma napęd na obie osie i baterie o pojemności 98 kWh, zapewniające 490 km zasięgu. Wyceniono go na 417 000 zł.
Fot. Piotr Parys
Dla porównania Tesla Model Y Long Range oferuje 533 km zasięgu i kosztuje od 314 990 zł. Z kolei Mercedes EQC generujący 408 KM i oferujący 420 km zasięgu startuje z pułapu 305 900 zł. Ford ma jednak lepsze wyposażenie.
Podsumowanie: Ford Mustang Mach-E 98 kWh AWD
Podsumowanie: Ford Mustang Mach-E 98 kWh AWD
-
Stylistyka
-
Przestronność
-
Jakość materiałów
-
Wyposażenie
-
Multimedia
-
Komfort użytkowania
-
Przyjemność z jazdy
-
Silnik i napęd
-
Ekonomia i ekologia
-
Bezpieczeństwo
-
Cena w stosunku do jakości
Podsumowanie
Ford Mustang Mach-E z napędem AWD okazał się naprawdę udanym samochodem elektrycznym. Posłuży zarówno jako funkcjonalne auto rodzinne na co dzień, jak i zapewni naprawdę niezłą dawkę frajdy podczas jazdy, umożliwiając kontrolowane poślizgi. Jednocześnie przełamuje on stereotypy na temat słabej jakości wykonania amerykańskich aut. Tutaj naprawdę trudno do tego się przyczepić.
Poza tym ponad 350 KM zapewnia świetne osiągi, zaś liczące blisko 100 kWh baterie naprawdę przyzwoity zasięg. Dodajmy do tego ciekawy styl i liczne nawiązania do pierwowzoru, a już dowiemy się, skąd bierze się popularność tego auta. Oczywiście cena do okazyjnych nie należy, ale to w końcu elektryk. Tym, co mielibyśmy w nim zmienić, są multimedia, które powinny szybciej reagować na dotyk.
Galeria: Ford Mustang Mach-E 98 kWh AWD
Zachęcamy do obejrzenia galerii zdjęć, które wykonał dla nas Piotr Parys. Zapraszamy do zapoznania się z jego portfolio na Facebooku.