Prolog
Mieszane uczucia. Tak zdecydowanie należy opisać nasz niechętny powrót do gry F1 Manager 2022 wykonany na potrzeby tego artykułu. Nie da się ukryć, że jest to dość przykre, ponieważ miało być zupełnie inaczej. Po niekończących się latach istnienia wyłącznie jednej gry o tematyce Formuły 1, którą co sezon wypuszczała firma Codemasters, wszyscy czekali na powiew świeżości. Nie chodziło jednak o sztuczną konkurencję tak, jak w przypadku np. gier o piłce nożnej (FIFA vs PES) albo o koszykówce (NBA Live vs NBA 2K).
Fani królowej motorsportu chcieli móc podejść do ścigania od innej strony, niż wyłącznie jeździć bolidami w kółko do skutku. Chodzi oczywiście o możliwość pociągania za sznurki przy każdej decyzji podejmowanej w zespole. Takie pożądanie obudziła legendarna już seria Motorsport Manager. MM debiutowało w 2014 roku na telefonach, a dwa lata później trafiło na Steama. Najnowszą i ostatnią wersję ujrzeliśmy tylko na Androidach i iOS w 2018 roku [Motorsport Manager Mobile 3].
Pomimo tego, że projekt w pewnym momencie po prostu się zatrzymał, to i tak rzesza fanów po dziś dzień skupuje wirtualne kopie tej gry. To dlatego, że głębia gry jest tak ogromna, że nie da się nią znudzić. Ponadto z modami dostępnymi na komputer i naprawdę przydatnym edytorem, który dostajemy w wersji na telefon, możemy dowolnie modyfikować składy, kierowców i samemu decydować, jaki akurat gramy sezon.
F1 Manager 2022. Wstęp
Z odpowiednimi modami, Motorsport Manager z 2016 roku jest jak gra z tego roku. Mamy wszystkie zespoły, kierowców, pracowników, sponsorów i zarządzamy tymi zasobami, jak chcemy. Podkreślmy i pogrubmy jednak słowo klucz: z modami. Bez tego jesteśmy ograniczeni do zabawy z takimi klasowymi zespołami jak Steinmann Motorsport, Scuderia Rossini i Panther Racing Team. Fani serii już pewnie się uśmiechnęli, ale tu właśnie pojawia się problem.
Gracze liczyli przede wszystkim na to, że tego typu gra z automatu będzie licencjonowanym produktem FIA, tak, jak twór od Codemasters. W 2020 roku pojawiło się światło w tunelu. Wraz z wejściem gry F1 2020, tematem przewodnim była wizja 11. zespołu w stawce, który po raz pierwszy mogliśmy dodać w trybie kariery. I tutaj właśnie powstał zalążek tematu przewodniego, czyli licencjonowanej gry menadżerskiej ze świata F1.
Wiadomo było, że F1 MyTEAM nie spełni tych oczekiwań, ponieważ wszystkie procesy w tym trybie były niezwykle powierzchowne i ograniczały się do rywalizacji z prawdziwymi zespołami, w delikatnie mówiąc ułomnie pomalowanym przez nas stockowym modelem bolidu. W tym samym roku potwierdzono jednak, że w 2022 roku doczekamy się pełnoprawnej gry strategicznej ze wszystkimi licencjami, jakie mogą się nam kojarzyć z królową motorsportu. Tą grą jest F1 Manager 2022.
Wejście na rynek
Przez długi czas od ogłoszenia o produkcji było naprawdę cicho. Zazwyczaj jest to dobra informacja, ponieważ pompowanie balonika w przypadku gier komputerowych, jest tak samo złe, jak tak naprawdę w każdej kwestii. Tu może jednak było aż zbyt cicho. W marcu 2022 pojawił się pierwszy trailer, który nie pokazał absolutnie nic, a dopiero 7 czerwca ujrzeliśmy pełnoprawne wideo z gry. To naprawdę późno, jak na zupełnie nowy produkt, którego premierę zaplanowano na 25 sierpnia.
Nie będziemy ukrywać, że od początku byliśmy zachwyceni tym, co widzieliśmy. Naszym oczom ukazało się to, co pokochaliśmy w Motorsport Managerze. Jednakże zamiast kropek jeżdżących po torze w wymiarze 2D, na pięknie odwzorowanych obiektach z całym zapleczem, jeździły najprawdziwsze bolidy z sezonu 2022. I to jakby tego było mało, z kierowcami w środku. Pod tym względem szok był naprawdę ogromny, bo nikt tego od twórców nie wymagał.
Kropki na kartce papieru z wyrysowanymi zakrętami prawdopodobnie sprzedałyby się równie dobrze, gdyby tylko wszystko działało jak od przysłowiowej linijki. Problemów jest jednak masa, ale co najważniejsze pojawiły się one już wraz z zakupem tej wyczekiwanej produkcji. Zrobiliśmy to oczywiście przy pierwszej możliwej okazji, jak zresztą naprawdę wielu fanów F1. Widać to po tym, że od razu po premierze fizyczne kopie wyprzedały się we wszystkich sklepach z elektroniką i jedyną opcją na grę „tu i teraz” było zapłacenie większych pieniędzy za cyfrową kopię.
Jeden z dziesięciu dwóch
Zachłyśnięcie się tym tytułem było jednak na tyle duże, że nikt na to nawet nie patrzył. I faktycznie pierwszy kontakt z grą budził ogromne podniecenie, ponieważ to właśnie tu i teraz mogliśmy przejąć stery jednego z zespołów w stawce. I tym samym od razu mamy pierwszy problem. Gra ta nie przypadłaby do gustu Michealowi Andriettiemu, ponieważ nigdzie ani słychu o możliwości wejścia z własnym zespołem.
Praktycznie od razu jesteśmy za rękę przeprowadzeni przez stawkę i gra każe nam wybrać, który z istniejących zespołów chcemy przejąć. Niby nie ma w tym nic złego, ale tu pojawia się kolejny zgrzyt. Wzięcie Red Bulla czy Ferrari od razu przekreśla założenia tego typu gry. Budowa imperium od podwalin i fundamentów, droga przez męki do sukcesu i ostateczne zwycięstwo rodem z bajki jest niemożliwa z bolidem, który w pierwszym wyścigu zdobywa pole position z przewagą 0,4 sekundy.
Żeby w pełni doświadczyć drogi do sławy, musimy wybrać Astona Martina lub Williamsa, które są zdecydowanie najsłabsze. Trzeci najgorszy zespół to McLaren, ale mają oni jeden z mocniejszych składów. Dlatego właśnie biorąc ich albo inny zespół środka stawki i tak zaraz będziemy wygrywać wyścigi. Poziomu trudności jest śmiesznie niski, ponieważ kiedy zrozumiemy mechanikę gry, będziemy wygrywać bolidami Alfy Romeo, Alpine czy Mercedesa na długo przed przerwą wakacyjną pierwszego sezonu. Może to i dobrze, ponieważ do tego czasu gra ta już zdąży się dawno znudzić.
Jak zanudzić gracza?
Gdy już w końcu wybierzemy zespół, raczej na pewno będziemy chcieli nieco zmodyfikować nasz skład. Nie jest to tak łatwe, ponieważ deweloperzy postanowili zawrzeć element skautingu. Żeby zobaczyć aktualny kontrakt kierowcy, który nas interesuje, musimy go obserwować. Ten proces trwa jednak 30 dni w czasie gry. Ponieważ nasza kariera zawsze zaczyna się zaraz przed wyścigiem w Bahrajnie, zanim poznamy wymagania finansowe kierowcy, zespół będzie się już pakował do wyjazdu na wyścig o GP Emilii-Romanii.
Przez to negocjacje kontraktowe ograniczają się do wtapiania w ciemno pieniędzy, dopóki nasz rozmówca nie będzie w pełni usatysfakcjonowany z oferty. Suwaki do wpisywania kwoty są niezwykle toporne dlatego, zanim ściągniemy do naszego zespołu Hamiltona lub Verstappena (jeśli w ogóle będą chcieli nas wysłuchać) minie dobre 20 minut. Ponadto, gdy takiej osobie wyślemy kilka propozycji niezadowalających go w żaden sposób, zerwie ona negocjacje i nie będzie chciała do nich wrócić. Być może jest to realistyczne, ale w tym samym momencie głupie, ponieważ interesujący nas kierowca nie raczy powiedzieć, czego tak naprawdę od nas oczekuje.
Wszystko to pozory
Być może lepiej jednak nie robić zmian, bo wszystko ładnie wygląda tylko, jeśli składy będą nietknięte. Kierowcy zmieniający ekipy nie biorą swoich kasków, a jedynie jeżdżą w czymś co ubraliby na wyścig kartingowy a nie na rundę F1. Ponadto twórcy szczycili się modelami kierowców. Te jednak zostały zrobione tylko dla aktualnej stawki. Dlatego właśnie, we wszystkich cut-scenkach kierowcy niebędący zatrudnieni na pełen etat chodzą w kaskach. Nie zmienia się to nawet wtedy, gdy widzimy ich po zwycięstwie na podium.
Jest to dość… ciekawe, ale przede wszystkim przykre, bo wygląda, jak podejście do tej ważnej kwestii na „odwal się”. Zwłaszcza że w ten sam sposób potraktowani są kierowcy, którzy w przeszłości rywalizowali w F1 (Giovinazzi, Hulkenberg, Kubica, Vandoorne), jak i 16-letni juniorzy, o których jeszcze nikt nie słyszał. W sumie w tym momencie warto zapytać, po co ci juniorzy zostali w ogóle dodani?
Akademia? A po co komu to potrzebne
Większość zespołów F1 prowadzi swoje szkółki, aby mieć zaplecze w kontekście przyszłych kierowców, którzy mogliby powalczyć o najwyższe cele. Można tu wymienić takie nazwiska jak Liam Lawson, Frederik Vesti czy Theo Pourchaire. Jednak z jakiegoś powodu twórcy gry o tym nie pomyśleli. I tak gracz może wybrać tylko jednego kierowcę testowego, który tak naprawdę nie ma na nic wpływu. Więcej o tym niżej.
Wracając do akademii. Gdyby w produkcji istniała możliwość, aby ją mieć, to byłoby bardzo ciekawie. W ten sposób można byłoby budować dobry PR ekipy. Wystarczyłoby bowiem włączyć do szkółki egzotycznych kierowców takich jak Nazim Azman z Malezji czy Kush Maini z Indii. Biorąc pod uwagę jakim autorytetem w swoich państwach cieszą się ci kierowcy z pewnością tamtejsi sponsorzy jak i kibice zainteresowaliby się naszym zespołem. Tak samo byłoby gdybyśmy swoje usługi polecili Romanowi Stankowi. Czesi z pewnością uradowaliby się, że kolejny kierowca z ich kraju ma szansę na F1.
I w drugą stronę można byłoby tracić wizerunkowo przez dokonane wybory. No bo jak inaczej opinia publiczna zareagowałaby na to, że naszym juniorem zostałby pirat drogowy Amaury Cordeel? Albo bandyta torowy Roy Nissany? Uważam, że taka możliwość włączenia do swojej szkółki juniorów byłaby ciekawym urozmaiceniem.
Po co zawodnicy rozwojowi? Przecież wystarczy jeden
I tu dochodzimy do kolejnego punktu, w którym akademia by nam się przydała. Większość zespołów zatrudnia kilku kierowców, aby pracowali w zespole F1. Chociażby McLaren w 2016 roku posiadał zawodnika rezerwowego w postaci Stoffela Vandoorne’a, a w symulatorze prężnie działał Nobuharu Matsushita. Z ostatnich przykładów można wymienić Nycka de Vriesa oraz Jake’a Hughesa, którzy piastowali podobne role.
Również w tym aspekcie gra poległa. Możemy zatrudnić bowiem tylko kierowcę rezerwowego. Jednak czy jest jakikolwiek sens, aby z niego korzystać? Tak naprawdę nie daje on żadnych korzyści. Nasz 3. zawodnik po prostu przejedzie trening i na tym kończy się jego rola. Praktycznie nigdy wypuszczenie go na tor nie opłaca się, a nawet gdy jeden z naszych kierowców jest debiutantem to można odnieść wrażenie, że ruch ten utrudni zajęcie dobrego miejsca w kwalifikacjach oraz wyścigu. W tym aspekcie polegli twórcy, gdyż nie rozumiem dlaczego nie umożliwiono graczom wyboru co najmniej dwóch zawodników, którzy czuwaliby nad rozwojem bolidu tak jak w rzeczywistym świecie.
Brak komentarza dla kierowców z F2 i F3
Jednak największym szczytem jest to w jaki sposób „olano” zawodników startujących w seriach juniorskich. Co z tego, że są oni w grze jak komentatorzy na czele z Davidem Croftem nie wyczytują ich nazwisk? I tak kiedy nasz zawodnik, którego zwerbowaliśmy z F2 wyprzedzi jednego z rywali to zamiast usłyszeć, że Lawson (którego wybraliśmy do jazdy w Haasie u boku Magnussena) wyprzedził Norrisa używane jest określenie „kierowca Haasa”. Czy aż tak trudno było nagrać kilka dodatkowych kwestii z zawodnikami F2 i F3?
Według nas nie, gdyż w F1 2022 komentatorzy nawet w trybie „My Team” wymawiali bez żadnego problemu nazwiska zawodników znanych z F2. Co ciekawe zawodnicy z serii juniorskich też to zauważyli. I tak niepokorny Holender Bent Viscaal w swoich profilach reklamował F1 2022, gdzie podał cenę jaką należy mu zapłacić za zostanie kierowcą naszego zespołu, a nie F1 Managera, w którym także występuje, ale w wersji „incognito”.
F1 Manager, czyli Pay-to-win bez mikropłatności
Najśmieszniejszą kwestią są chyba jednak finanse naszego zespołu. Początkowo wydaje mi się, że mamy bardzo szczupły budżet, który opiewa na kilkadziesiąt milionów. Szybko okazuje się, że te, jak na standardy Formuły 1 grosze pozwalają nam rzucać pieniędzmi na prawo i lewo. Gra ostrzega nas, że zawarła zasady limitów budżetowych, do którego i tak nie jesteśmy w stanie się zbliżyć.
Możemy cały czas budować nowe ośrodki, zmieniać kierowców co cztery wyścigi i rzucać pieniędzmi w inżynierów, którzy w trybie przyspieszonym opracowują nowe części. Takie działanie i tak nie wpływa na naszą sytuację finansową, bowiem co by się nie działo w miesięcznym sprawozdaniu będziemy na plus.
Tymczasem sponsorzy, których nie jesteśmy w stanie zmienić, obrazić bądź ucieszyć, ponieważ i tak wypłacą oni to, na co umówimy się przed kolejną rundą w naszym szalonym świecie gry F1 manager. Może się wydawać że jest to drobnostka, o której i tak zapomnimy w trakcie weekendu wyścigowego. Niestety wtedy przychodzi najwięcej czasu na smutne rozmyślenia.
F1 Manager 2022 to zabawa na długie… minuty
Początkowo wydaje się nam, że mamy absolutną kontrolę nad każdą najmniejszą zmienną w naszym zespole. To prawda, ale wątpliwe, żeby prowadzenie ekipy F1 podczas weekendu wyścigowego było tak monotonne. Ustawienie bolidu sprowadza się do wybrania opon, odpowiednio zużytych części i przede wszystkim dłubania przy pięciu suwakach w celu znalezienia perfekcyjnego set-upu pod konkretnego kierowcę.
Często trzeba poświęcić trzy pełne sesje treningowe ciągłego nabijania kółek, żeby przynajmniej jakkolwiek zadowolić swojego zawodnika. Czy adaptacja toru i idealne ustawienia coś zmieniają? No przecież oczywiście, że… nie. Dlatego praktycznie przez cały czas będziemy to robić w tempie maksymalnego przyspieszenia x16, żeby to po prostu odhaczyć treningi i jak najszybciej przejść do kwalifikacji. Te jednak są chyba najgorzej zrobione, ponieważ nie ma w nich żadnego elementu zaskoczenia.
Kwalifikacje z piekła rodem
Nigdy w żadnej rozegranej karierze nie udało nam się doświadczyć żadnej pomyłki w sobotniej czasówce. Wirtualni kierowcy popełniają ich na pęczki w treningach i wyścigu, ale w kwalifikacjach, gdzie najwięcej ryzykują, jadą jak od linijki. Ponadto zupełnie nie reagują na warunki pogodowe i inne bodźce.
Każdy (oprócz nas) wyjeżdża na dwa okrążenia w sesji. Chwilę po jej rozpoczęciu i na sam koniec. Nawet gdy na radarze widać, że za cztery minuty zacznie lać jak z cebra i trzeba jechać teraz, to AI poczeka zgodnie z zaplanowanym schematem i będzie próbować poprawić wcześniejsze czasy wykonane na miękkich oponach ze świeżym kompletem opon na deszcz, który już zdążył spaść.
Dlatego na ogół, jeśli mamy odpaść w Q1 to się to stanie, a gdy nasz bolid powinien zgarnąć pole position, oponę dla zwycięzcy sesji możemy już podpisywać zanim się ona zacznie. Gdzie w tym wszystkim sens? Właśnie chyba nigdzie, ponieważ złapaliśmy się na marnowaniu długich minut w sesjach treningowych, by chwilę później pominąć kwalifikacje. A powinno być co najwyżej na odwrót.
Niekończąca się rutyna i powtarzalność w grze F1 Manager 2022
Najgorsze jest to, że jeśli chcielibyśmy w pełni wchłonąć te sesje i nie przyspieszać czasu, to przed pierwszym wyścigiem w sezonie czeka nas pięciogodzinna rozgrywka. Cztery na pełne sesje i minimum jedna na ustawienie tego wszystkiego przed startem. Pod tym względem najgorsze są jednak wyścigi, bo w nich dzieje się już tak dużo, że nie chcemy przyspieszyć czasu, żeby czegoś nie przegapić.
Jednym z bardziej wyczekiwanych mechanizmów była rozmowa z inżynierem zaczerpnięta z prawdziwych wyścigów. Pierwsze styki z tą funkcją sprawia, że aż siadamy z wrażenia. Niestety zapętlone komunikaty mają prawo w pewnym momencie się znudzić. Wymóg usłyszenia np. Xaviera Padrosa mówiącego Charlesowi Leclerkowi, że ten wykonuje dobrą robotę +/- 20 razy w jednym wyścigu w pewnym momencie przestaje bawić.
Oczywiście inżynierów i kierowców jest tak dużo, że jesteśmy w stanie uniknąć rutyny. Minusem jest to, że dogłębne rozmówki dostali tylko kierowcy etatowi i ci, którzy jakąś historię w tym F1 mają. Reszta ogranicza się do okazjonalnego rzucenia „przyjąłem” albo „ok” w gorszej jakości nagrania. Nie ma w tym nic złego, ale jeśli chcielibyśmy zrobić z przykładowo Vestiego bądź Novalaka gwiazdę naszej ekipy, zanudzimy się na śmierć, zanim osiągną oni jakikolwiek sukces.
Dlaczego tak wyglądają wyścigi w F1 Manager?
Będąc dzielnymi fanami Formuły 1, powinniśmy zagryźć mocno zęby i cieszyć się emocjonującymi wyścigami. Takowe one jednak zdecydowanie nie są. Twórcy tej gry zbyt do serca wzięli sobie zmiany konstrukcji pozwalające wyprzedzać. DRS jest tak mocny, że kierowcy wyprzedzają się co prostą. Nieważne czy walczą o zwycięstwo, podium czy o to, kto przyniesie mniej wstydu swojemu zespołowi.
Ponieważ stale musimy operować rzeczami takimi jak paliwo, bateria i opony, nie jesteśmy w stanie zostawić naszych kierowców samych sobie, ponieważ cały czas będą oni atakowani z przodu lub z tyłu. Dlatego przez fakt braku możliwości zapisania gry w trakcie sesji musimy być pewni tego, że mamy dwie godziny wolnego czasu na przejechanie jednego wyścigu. Po krótkim czasie powiemy sobie, że po prostu się nam nie chce.
Strategia nie ma bowiem żadnego sensu, dlatego że i tak manualnie ustalamy nacisk naszych kierowców na ogumienie. Gdy natomiast zdecydujemy się zabrać mniej paliwa w celu odciążenia auta, niemal na pewno nie dojedziemy do mety. Tak naprawdę mamy dostęp do wszystkiego, ale żadna akcja nie generuje rzeczywistej reakcji. Większość czasu w trakcie wyścigów poświęcimy na śmianie się z tego, jakie absurdy widzą nasze oczy. Na zakończenie postanowiliśmy opowiedzieć o najbardziej niemożliwej sytuacji, jaka spotkała nas w wyścigu w grze F1 Manager 2022.
Latifi wjechał w Magnussena? Wina Duńczyka
W grach F1 od Codemasters wielokrotnie mieliśmy do czynienia z dziwnymi karami. Chociaż gramy w gry o tematyce „królowej sportów motorowych” od 2010 roku, to nigdy nie zdarzyła nam się taka sytuacja jak w F1 Managerze. Podczas zawodów w Bahrajnie Kevin Magnussen obrócił się w czasie walki z Yukim Tsunodą. Skandynaw grzecznie poczekał na poboczu, aby mógł bezpiecznie powrócić do rywalizacji. Pomimo tego, że był poza torem doszło do kolizji. Powód? Nicholas Latifi zblokował koło i nie utrzymał się w torze.
Kanadyjczyk wpadł w Duńczyka, lecz obydwaj zawodnicy byli w stanie kontynuować rywalizację. Oczywiście sędziowie musieli przyjrzeć się temu zdarzeniu. Po szybkiej analizie dyrekcja wyścigu ogłosiła, że winnym spowodowanym kolizji jest… Magnussen. Automatycznie z tego powodu wyłączyłem grę. Rozumiemy, gdyby K-Mag wyeliminował kogoś z wyścigu. Jakim cudem został jednak ukarany za to, że Latifi postanowił wypaść z toru? Na to pytanie odpowiedź znają prawdopodobnie tylko twórcy.
Samochód bezpieczeństwa? Uuuu… trudne się wylosowało
W drugim sezonie kariery Alfy Romeo zwątpiliśmy w sens dalszej gry w F1 Manager. Podczas wyścigu o GP Australii aura nie dopisywała. Na niebie widać było ciemne chmury, które według mojego radaru pogodowego za chwilę miały ulotnić deszcz. Gdy było już widać, że zdarzy się to w każdej chwili, nadeszło zbawienie. Na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa.
Bez zastanowienia zjechaliśmy po pełne deszczówki, ponieważ deszcz lunął w momencie rozpoczęcia neutralizacji. O dziwo zrobiliśmy to jako jedyni i cała stawka została na slickach. Co ciekawsze Bernd Meylander nie poczekał na to, aż mój Bottas dojedzie do reszty i szybko zniknął z toru.
Tym samym mieliśmy ogromną stratę, którą jednak nadrobiliśmy, ponieważ inni ani myśleli coś zmienić w strugach deszczu. Niestety nie było nam dane wygrać tego wyścigu, ponieważ w pewnym momencie wyprzedzany Stroll wjechał w zakręcie z pełną prędkością w tył Alfy i wyeliminował nas z wyścigu. Jest możliwe, że przeszkodziły mu softy założone na monsun.
F1 Manager. Podsumowanie
F1 Manager 2022 to rozczarowanie i to duże. Nieważne jak wiele zostało zrobione, żeby z czasem naprawić ten produkt, niesmak pozostał na stałe. Dzieje się tak dlatego, że na rynek wyszedł niegotowy produkt. A szkoda, ponieważ podniecenie jego wyjściem było niepojęte. Dlatego właśnie każdy rzucił się do gry, najszybciej jak się dało.
Błyskawicznie przyszło opisane przez nas wielowątkowe rozczarowanie, którego nie da się już odwrócić. Dlatego właśnie musimy niestety stwierdzić, że F1 Manager, który miał być największą rewolucją, stał się co najwyżej ciekawą alternatywą, którą mało kto chce jeszcze ruszać. Jeśli gra wyjdzie w 2023 roku ponownie, będzie musiała być o niebo lepsza niż ta obecna, żeby jej odbiór był inny.