Nyck de Vries znalazł się kilka dni temu na cenzurowanym. O rozczarowujących wynikach Holendra wprost wypowiadał się złotousty Helmut Marko, przyznając że Christian Horner (przeciwnik ściągania 28-latka do AlphaTauri) prawdopodobnie miał rację. Komentarz Austriaka, dość sugestywny, był kamyczkiem, który poruszył medialną lawinę spekulacji.
A propos? Oczywiście przyszłości byłego mistrza Formuły 2 i Formuły E. Wedle pogłosek, już po Miami otrzymał on wiadomość, że rezultaty musi poprawić, jeśli chce zachować stanowisko. Na dodatkową niekorzyść kierowcy działa fakt, że AP jest tak dalece skoligacone z Red Bullem, iż nawet największy stronnik de Vriesa – Franz Tost – nie ma prawie nic do powiedzenia wobec decyzji Marko. Przyjrzyjmy się tej sytuacji od kulis.
AlphaTauri: Nyck de Vries w cieniu lidera
Holender, tak jak każdy inny kierowca w stawce, odjechał do tej pory 8 wyścigów i 2 sprinty (stan na 10:00, 2.07). W żadnym z nich nie zdobył punktów i ani razu nie przeciął linii mety na pozycji wyższej niż 12. Na tle jego zespołowego partnera, Yukiego Tsunody, statystyki wyglądają jeszcze gorzej.
De Vries przegrywa 2:6 w czasówkach rozgrywanych na równych warunkach (odliczając obie z Baku), jego średni deficyt tempa wynosi 0,191 sekundy. Pozornie strata niewielka, ale niestety bardzo kosztowna. Tsunoda zdołał już dwukrotnie wprowadzić mierny bolid AT04 do Q3, de Vries ani razu. Tsunoda 5 razy wjechał do Q2, de Vries – 4. Wreszcie Tsunoda rusza średnio z 14. pola startowego, a Holender – z 17.
Niedzielna rywalizacja też nie przynosi debiutantowi wytchnienia. W Australii obrócił się po kontakcie z Estebanem Oconem, w Kanadzie źle obliczył odległości w strefie hamowania do zakrętu nr 3 i zrujnował zawody sobie i Kevinowi Magnussenowi. Jedyny raz, gdy tempem przewyższał Japończyka, też zmarnował – wbijając się w tył samochodu Lando Norrisa tuż po starcie w Miami.
Franz Tost swego kierowcy jak dotąd bronił. Argumentował, że przechodzi on okres nauki i kraks, typowy dla nowicjuszy w królowej motorsportu naszych czasów. Jednocześnie tuż przed weekendem w Baku rzekł, iż tylko od de Vriesa zależy, czy zgodnie z zamierzeniami odjedzie pełny sezon. Holender ma więc przed sobą dylemat niemal identyczny do tego, przez który w sezonie 2018 przechodził Brendon Hartley.
– Oto jestem, kilka wyścigów od debiutu w F1 i już pytają mnie o koniec. Najgorszą częścią tamtego dnia było jednak odkrycie, że w tych plotkach jest ziarno prawdy. Od czasu Monako istniał plan, by mnie odsunąć – opowiadał Nowozelandczyk. Ostatecznie z jego realizacji zrezygnowano, co wcale Hartleyowi nie pomogło.
AlphaTauri rozdwojone?
Podobieństw między kazusami obu jeźdźców znajdziemy więcej. Hartley został ściągnięty spoza programu Red Bulla (choć należał do niego 15 lat temu) z uwagi na świetne wyniki w wyścigach długodystansowych. Był też znacznie starszy i bardziej doświadczony niż jego kolega i pogromca – Pierre Gasly.
Wypisz wymaluj de Vries, choć Holender przychodził z innego środowiska. Po 3 latach spędzonych w F2 znalazł miejsce w Formule E i tam odjechał kolejne trzy sezony rywalizacji. FE oczywiście nijak ma się do F1, a i przepisy dotyczące testów są już bardziej restrykcyjne niż za czasów Hartleya, lecz de Vries cieszył się wsparciem Mercedesa. Dzięki niemu mógł odjeżdżać sesje treningowe w Williamsie, Astonie Martinie i u 8-krotnych mistrzów świata.
Przypadek de Vriesa staje się jeszcze ciekawszy, jeśli uwzględnimy postawę szefów stajni. Pragmatyczny, ale i emocjonalny Tost początkowo wcale nie chciał zakontraktować Holendra. Wolał Schumachera, kierowcę młodego i ze świeżym doświadczeniem, ale na drodze negocjacjom stanęły powiązania tego ostatniego z Akademią Ferrari. Marko z kolei naciskał na żółtodzioba, oszołomiony jego piorunującym występem na Monzy.
Dziś rolę się odwróciły. Szef AlphaTauri wierzy w zawodnika, choć za kulisami RB poszukuje zastępcy pod kątem zarówno obecnego, jak i przyszłego sezonu. De Vries ma wszystko w swych rękach, ale czasu niewiele. Mówi się o 4 kolejnych wyścigach: Austrii, Wielkiej Brytanii, Węgrzech i Belgii. Na jego korzyść powinien zadziałać fakt, że wszystkie zna dobrze z przygód w seriach juniorskich.
– Nie ma potrzeby, by cokolwiek forsować. Kiedy tylko próbujesz mocniej albo próbujesz coś wymusić, to się nie wydarzy i pojawią się błędy. Kluczem jest pracowanie tak jak dotychczas, skupianie się, bycie cierpliwym. Wtedy potencjał zostanie wykorzystany – przekonuje de Vries. Jeśli sobie jednak nie poradzi, może nie doczekać nawet domowego GP. Wyścig na Zandvoort odbędzie się 27 sierpnia, po wakacyjnej przerwie. Kandydatów na miejsce Holendra jest co najmniej kilku.
Numer 1: Liam Lawson
Nowozelandczyk zajmuje królewskie miejsce w Akademii Red Bulla, i to mimo faktu, iż w F2 startuje obecnie sześciu innych juniorów stajni: Crawford, Hauger, Maloney, Hadjar, Fittipaldi i Iwasa (o tym ostatnim jeszcze wspomnimy). 21-latek ma już doświadczenie z bolidami F1 w piątkowych sesjach treningowych i posezonowych testach w Abu Zabi. I za każdym razem, kiedy wsiadał za kierownicę, imponował ekipie.
Teraz imponuje jeszcze bardziej. W japońskiej Super Formule, uznawanej za jeden z najtrudniejszych czempionatów dla nowicjuszy, po 5 wyścigach zajmuje 2. miejsce. Jeszcze ani razu nie wypadł poza Top 5, a dzięki dwóm zwycięstwom do prowadzącego Ritomo Miyaty traci tylko 12 punktów. Ma więc wszelkie szanse na zgarnięcie tytułu.
Reprezentant dalekiego kraju ma zresztą udokumentowane zdolności w adaptacji do trudnych warunków. Sezon 2021 dzielił między F2 a DTM, w obu osiągając sukcesy. Na poziomie drabinki do F1 zajął 9. miejsce ze 103 oczkami, w DTM zostałby mistrzem, gdyby nie szaleńczy atak Kelvina van der Lindego. Z 3 triumfami i 10 podiami na 16 startów przegrał złoto tylko z Maximilianem Götzem.
Lawson spełnia zatem teoretycznie wszystkie kryteria: jest młody, należy do rodziny RB, potrafi dostosować się do właściwie każdego rodzaju maszynerii. Jeśli wierzyć słowom Tosta, takiego właśnie kierowcy AlphaTauri potrzebuje. – Kwestią najważniejszą są dla nas osiągi, które musimy ocenić. Musimy sprawdzić, który kierowca jest dostępny, wystarczająco dojrzały, wyedukowany i gotowy, by wejść do F1 – stwierdzał Austriak.
Zagwozdki Alpha Tauri. Numer 2: Daniel Ricciardo
Odwołując się do powyższej opinii, weteran sportu bez wątpienia gotowy jest. Pozostałymi atutami też dysponuje, ale wszystkie częściowo przyćmiewają nieudane lata w McLarenie. Jak na razie oddycha pełną piersią na pozycji rezerwowego mistrzów świata i eliminuje dziwne nawyki, które nabył w Woking. Regularnie pracuje w symulatorze, promuje markę komercyjnie, przygotowuje się do jazd testowych.
Te, w liczbie co najmniej dwóch, mają odbyć się na testach opon Pirelli: pierwsza okazja nadejdzie po GP na Silverstone. Ricciardo sprawdzi więc, czy istotnie czuje się w samochodzie tak dobrze jak za swych najlepszych lat. O jego motywacji do powrotu nie trzeba nikogo przekonywać. Jeszcze w Australii zaznaczał, że ma w sobie wolę walki.
– Czuję, że jeśli wrócę do stawki, będę lepszą wersją siebie. Bardziej dojrzałą, doświadczoną, kompletną. Mam teraz szansę na przeanalizowanie wszystkiego z daleka, mam czas, nie muszę podejmować decyzji albo spieszyć się – opowiadał 8-krotny triumfator Grand Prix. Problem w tym, że AlphaTauri może uniemożliwić mu zademonstrowanie progresu.
AT04 ma kłopoty z dociskiem na hamowaniu i wejściach w zakręty – obszarze, który stał się piętą achillesową Australijczyka w pomarańczowych samochodach. Nie jest też tajemnicą, że siostrzana ekipa RB marzenia o dołączeniu do walki o podia może włożyć między bajki. Ricciardo cofnąłby się o krok względem swej dotychczasowej pozycji, a metryka (skończył 34 lata) wskazuje, że jest już bliżej końca jazdy niż początku. Nawet jeżeli chciałby odbudować się w AP, na wskoczenie do czołówki może być już za późno.
Tymczasem na tym Australijczykowi zależy najbardziej – wątpliwe, by zadowolił się pozycją lidera, jeśli liderować będzie w desperackiej walce o Q2. Nie wystarczy mu również pozycja ulubieńca fanów i najlepszego marketingowca wśród kierowców. Red Bull, zatrudniając go w AlphaTauri, musiałby liczyć się z jedynie chwilowym załataniem luki.
Numery 3 i 4: Ayumu Iwasa i Alex Palou
To już alternatywy mało prawdopodobne, ale istotne pod kątem długoterminowych planów AlphaTauri. 21-letni Iwasa odjeżdża obecnie swój drugi rok w Formule 2 i po trzech zwycięstwach zajmuje 3. miejsce w generalce. Pod kątem talentu z pewnością zalicza się do ścisłej czołówki juniorów i mógłby przywrócić znaczenie programowi RB. Ten ostatni czasy bywa marginalizowany mimo zalewu młodocianych asów.
Japończyk nie dorasta jednak do poziomu Yukiego Tsunody, nawet jeśli porównamy tylko ich kampanie z zaplecza F1. W debiutanckim sezonie rozkręcił się po połowie rozgrywek, i to tylko na kilka rund. W tegorocznej batalii poza wspomnianymi triumfami ani razu nie stał na podium. Nie posiada też żadnej dodatkowej kart przetargowej: choć jest protegowanym Hondy, od 2026 roku współpraca na linii RB-Japończycy zastąpiona zostanie transoceanicznym współdziałaniem z Fordem.
Tost wcześniej czy później widzi go w ekipie, ale Iwasa ma potężnego rywala – Alexa Palou. Hiszpan zalicza bodaj najlepszy sezon w dotychczasowej karierze w IndyCar i wygląda na murowanego faworyta do kolejnego tytułu mistrzowskiego. Wygrywał już w Indianapolis, Detroit i na Road America, zdobył pole position do Indy500, ma 74 oczka przewagi nad Marcusem Ericssonem.
Więcej zalet? Ma dopiero 26 lat (rocznik 1997), jest zatem dwa lata młodszy od de Vriesa. Posiada szczątkowe, ale jednak doświadczenie z F1, funkcjonując od zeszłego roku jako rezerwowy McLarena (jeździł m.in. MCL35M z sezonu 2021). Superlicencję też zdobył i w zakresie kompetencji wydaje się skrojony pod najwyższy poziom motorsportu. A po sezonie 2022 kończy mu się kontrakt z ekipą Chip Ganassi…
Przedstawiciele Palou podobno już negocjują z różnymi stajniami F1, choć sam kierowca skrzętnie to ukrywa. – Chciałbym dostać miejsce, ale jeżeli go nie znajdę, nie będę narzekał, bo jestem szczęśliwy tu, gdzie jestem – rzekł dla hiszpańskiego El Confidencial.
Scenariusz wielce nieprawdopodobny: Mick Schumacher
Od Niemca chciał zacząć Franz Tost i na Niemcu jeszcze może skończyć, choć wiele zależy od politycznych zawirowań między Mercedesem a Czerwonymi Bykami. Helmut Marko niedawno wspominał, że Wolff próbował zaaranżować spotkanie z nowym dyrektorem zarządzającym RB, Oliverem Mintzlaffem, ale temat ostatecznie upadł.
– Podczas spotkania wspomniano o tym. Głupotą ze strony Pana Wolffa było jednak to, że w tym samym czasie ponownie rozpoczął polityczne gierki przeciwko nam z FIA […]. Jeżeli [Wolff – przyp. red.] tak wysoko Schumachera ceni, to czemu nie da mu miejsca w swoim zespole lub wykorzysta swoje wpływy u swoich klientów, np. w Williamsie? – indagował doradca Red Bulla.
Szef Mercedesa ma na tę sytuację pogląd diametralnie odmienny i nie może się nadziwić, że Schumacherem nikt nie jest szczególnie zainteresowany. – Jego uwagi stanowią dla nas ogromną przewagę. Jego obecność w symulatorze w nocy podczas niektórych europejskich wyścigów, dostarczającego dane na sobotę, jest dla nas świetną przewagą – komplementował nieustannie.
W Hiszpanii głosy laudacji wyrażali Hamilton i Russell: to dzięki pracy Niemca poprawiono balans i Mercedes wskoczył na podwójne podium. Niedługo potem Schumacher nabierał doświadczenia za kierownicą również osobiście. 7 czerwca na testach dla Pirelli wykręcił 152 okrążenia, określając dzień jako bardzo produktywny.
Wolff powtarza, że nie miałby problemu z Schumacherem jeżdżącym dla konkurencji, a AP nie jest znowu tak od 24-latka daleko. W przyszłym roku stery obejmie tam Laurent Mekies, który świetnie zna Niemca z jego epizodu w Akademii Ferrari (2019-2022). Za błogosławieństwem decydentów, może się skusić na jego usługi. A w perspektywie obu foteli zajętych w Mercedesie na kilka lat, Schumacher może nie chcieć wiecznie czekać na szansę u Srebrnych Strzał.
AlphaTauri i pytanie za milion
Kto więc poprowadzi niebawem samochód oznaczony nr 21? Nyck de Vries ma na to całkowicie realne szanse, lecz Red Bull już teraz rozwikłać musi poważny dylemat. AlphaTauri służy i służyć będzie jako kuźnia talentów, lecz dzisiejsze rozterki mają przełożenie na wieloletnie funkcjonowanie stajni. A pytań jest przecież więcej.
Czy warto poświęcić miejsce zarezerwowane dla swego juniora dla kogoś z zewnątrz (po raz kolejny)? Dokąd uda się Yuki Tsunoda, którego forma rośnie systematycznie? Jaką rolę odegra w układance Sergio Perez, uwzględniając, iż jego umowa kończy się po sezonie 2024? – Na ten moment nie podjęliśmy żadnej decyzji – opowiadał Tost. I mało kto już pamięta, że gdzieś po drodze istniał jeszcze Colton Herta.