Connect with us

Czego szukasz?

Formuła 1

Kamui Kobayashi – mistrz długich dystansów | Zmarnowane talenty F1

Poprzednio zapoznaliśmy się dokładniej z byłym kolegą zespołowym Roberta Kubicy, Nickiem Heidfeldem. Teraz na warsztat weźmiemy najprawdopodobniej najlepszego kierowcę z Kraju Wschodzącego Słońca. Zasłynął on z dobrych wyników w Formule 1, choć bardziej znany może być ze swojej znakomitej jazdy w wyścigach długodystansowych. Oto przed Państwem sam Kamui Kobayashi.

Kamui Kobayashi, Toyota 2009
Fot. Toyota Gazoo Racing

Kamui Kobayashi na początku swojej kariery

Sympatyczny Japończyk urodził się 13 września 1986 roku w Amagasaki. Karierę rozpoczął w wieku 9 lat, wtedy to zadebiutował w kartingu. W 2004 roku Kamui Kobayashi dołączył do akademii Toyoty i w ten oto sposób zaczęła się jego przygoda z tzw. „single-seaterami”. Wtedy spróbował swoich sił w Formule Renault, ścigając się w czterech podseriach: azjatyckiej, włoskiej, niemieckiej oraz holenderskiej. Najlepiej poszło mu w tej drugiej, w siedemnastu wyścigach dwukrotnie wygrał wyścig. Warto wspomnieć, że ścigał się dla zespołu Prema Powerteam, zespołu który wykreował mnóstwo przyszłych talentów Formuły 1. Między innymi Robert Kubica startował w barwach Premy w 2003 roku.

ZOBACZ TAKŻE
Nick Heidfeld - solidność to nie wszystko | Zmarnowane talenty F1

Rok później, Samuraj zdobył mistrzostwa w europejskiej i włoskiej Formule Renault 2.0. W rezultacie, przykuło to uwagę zespołów Formuły 3 i w kolejnych dwóch sezonach Kobayashi ścigał się właśnie w tej serii. Tam co prawda nie zdobywał mistrzowskich tytułów, jednakże nadal prezentował się z dobrej strony. W drugim sezonie startów w Formule 3 zdołał zająć czwarte miejsce. Przegrał z Romainem Grosjeanem, Sebastienem Buemim oraz Nico Hulkenbergiem. Jak przyszłość pokazała, każdy z tych panów prędzej czy później zawitał w królowej sportów motorowych. W tym samym sezonie, Japończyk został kierowcą testowym zespołu Toyoty w Formule 1.

W 2008 roku, Kamui Kobayashi zadebiutował na drugim szczeblu wyścigowym, w serii GP2. Jego zespołowym partnerem w zespole DAMS był Belg, Jerome d’Ambrosio. Japończyk rozpoczął sezon imponująco, wygrywając w drugim wyścigu na torze w Katalonii. Reszta sezonu nie była już tak dobra. Rywalizację zakończył na szesnastym miejscu. Nieco lepiej poszło mu w azjatyckiej GP2, tam zdołał dwa razy zwyciężyć w wyścigu, a sezon skończył na szóstej pozycji. Kolejny rok okazał się być jeszcze lepszym, w azjatyckiej serii zdobył mistrzostwo, wygrywając w dwóch z jedenastu wyścigów. W europejskiej GP2 musiał ponownie zadowolić się szesnastą lokatą.

Kamui Kobayashi, 2005 FR

Fot. Prema Powerteam

Przypadkowy start w Formule 1

Początkowo wydawało się, że Kamui nadal będzie tylko kierowcą testowym w zespole Toyoty. Tak było przez praktycznie cały sezon, aż do Grand Prix Japonii na torze Suzuka. W trakcie drugiej sesji kwalifikacyjnej, Timo Glock starał się wycisnąć maksimum ze swojego bolidu, do tego stopnia, że wypadł z ostatniego zakrętu i przy pełnej przepustnicy wpadł w ścianę. Doznał przy tym kontuzji lewej nogi i chcąc, nie chcąc nie mógł wystartować w niedzielnym wyścigu. Do akcji wtedy chciał wkroczyć nasz bohater, który wcześniej zdołał wziąć udział w pierwszym oraz drugim treningu. Toyota poprosiła FIA o umożliwienie debiutu Japończykowi, federacja jednakże nie wydała na to zgody, ze względu na to, że nie wystartował w żadnej sesji w sobotę. W rezultacie zespół był zmuszony wystawić jeden bolid do rywalizacji.

ZOBACZ TAKŻE
Zwycięzcy Grand Prix, którzy nawet na moment nie objęli prowadzenia

Kobayashi na szczęście nie musiał długo czekać na swój wymarzony debiut, doszło do niego dwa tygodnie później na torze Interlagos. W kwalifikacjach zajął jedenaste miejsce w deszczowej sesji, a w samym wyścigu prezentował się bardzo dobrze. Przez krótką chwilę był nawet w stanie rywalizować z późniejszym mistrzem świata, Jensonem Buttonem. Wyścig zakończył na dziesiątym miejscu, a sklasyfikowany został na dziewiątej pozycji. Stało się tak, ponieważ Heikki Kovalainen otrzymał karę. Glock nie zdołał wyleczyć kontuzji do kolejnego wyścigu, dlatego Kamui otrzymał kolejną szansę pokazania się światu. Ostatecznie nie zmarnował jej, skończył na szóstym miejscu i tym samym zdobył 3 punkty.

Kamui Kobayashi, Toyota 2009, Abu Dhabi

Fot. Toyota Gazoo Racing

Niemrawy początek w Sauberze

Imponujące rezultaty Kobayashiego mogły zapewnić mu miejsce w Toyocie na sezon 2010. Jednakże, ze względu na to, że Toyota wycofała się z Formuły 1, Kamui znalazł się w niepewnej sytuacji. Pomocną dłoń otrzymał od Petera Saubera, który po odejściu BMW ponownie został głównym udziałowcem zespołu. Jego zespołowym partnerem został były kierowca testowy McLarena, Pedro de la Rosa. Początek kampanii lekko mówiąc, nie należał do udanych, ponieważ Kobayashi nie ukończył pierwszych czterech wyścigów.

ZOBACZ TAKŻE
Grand Prix Bahrajnu 2010. Kulisy jednej z najgorszych decyzji w historii F1

W Bahrajnie awarii uległa jednostka napędowa, potem w Australii doszło do kolizji z Hulkenbergiem i Buemim. Podczas trzeciej rundy w Malezji ponownie silnik dał o sobie znać. W Szanghaju odpadł nie ze swojej winy, kontrolę nad bolidem utracił Liuzzi i w rezultacie wpadł pod Kobayashiego i Buemiego. Punkty, a w zasadzie punkt, zdołał zdobyć dopiero w Turcji. Po przygodzie w Kanadzie ze „ścianą mistrzów” przebudził się. Na torze w Walencji zajął siódmą pozycję, dwa tygodnie później w Wielkiej Brytanii był już szósty. Bardzo dobra w jego wykonaniu była końcówka sezonu, w domowym wyścigu zajął siódmą lokatę, dodatkowo punktował jeszcze w Korei i Brazylii. Całą kampanię ukończył na dwunastym12. miejscu z dorobkiem 32 punktów.

Początek kolejnego sezonu wydawał się bardzo obiecujący, ponieważ Kamui pomimo dyskwalifikacji w Australii punktował przez 6 wyścigów z rzędu. Najwyżej był na legendarnym torze Monte Carlo, zajął wtedy piątą lokatę. Niestety, później z wyścigu na wyścig było już coraz gorzej. Dość powiedzieć, że po GP Niemiec punkty zdobył dopiero w ostatnim wyścigu sezonu, w Abu Zabi. Na koniec ponownie zajął dwunastą lokatę, z dwoma punktami mniej w porównaniu do zeszłego roku.

Kamui Kobayashi i jego przebudzenie

Sezon 2012 zaczął się… w kratkę. Kamui punktował w co drugim wyścigu. Dojechał szósty w Australii, potem nie ukończył w Malezjii, kolejny dobry występ w Chinach, po nim fatalny w Bahrajnie. Istny rollercoaster. Na Hockenheim po starcie z dwunastej pozycji pokazał pazur i skończył na znakomitej czwartej pozycji. Pod koniec sezonu, w kwalifikacjach do domowego wyścigu w Japonii zajął niespodziewanie czwartą lokatę. Karę przesunięcia o 5 pól za zmianę skrzyni otrzymał Button, w rezultacie nasz bohater startował z trzeciego pola.

ZOBACZ TAKŻE
Lamborghini w F1: Projekt skazany na porażkę? McLaren mógł im pomóc

Start dla Japończyka był bardzo korzystny, Webber jak zwykle zaspał, a Kobayashi to wykorzystał i awansował na drugą pozycję. Dobrze radził sobie również partner Samuraja, Sergio Perez, który wdał się w walkę o piątą pozycję z Kimim Raikkonenem. Sam Kobayashi bronił się za wszelką cenę przed atakami Buttona. Udało się i tym samym stał się trzecim Japończykiem, który zdobył podium w F1. Został nawet okrzyknięty bohaterem narodowym. Dwunastka musi być szczęśliwą liczbą Kamuiego, ponieważ trzeci sezon z rzędu skończył sezon na tej pozycji. Zdobył przy tym dwa razy więcej punktów, w porównaniu do poprzedniego sezonu. Niestety, jak się okaże nie dało mu to miejsca w Formule 1 na kolejny sezon.

Debiut w WEC i powrót do F1

Po tym jak Kamui Kobayashi nie znalazł miejsca w Formule 1, musiał on szukać zatrudnienia gdzie indziej. W marcu 2013 zdecydował się na długodystansową serię FIA World Endurance Championship, w skrócie WEC. Został kierowcą włoskiego zespołu AF Corse w kategorii LMGTE-Pro, gdzie kierował samochodem Ferrari 458 GT. Ostatecznie zajął siódme miejsce w klasyfikacji kierowców GT na koniec sezonu.

ZOBACZ TAKŻE
Kolejny sezon WEC i Rolex 24 dla Racing Team Nederland

W styczniu 2014 potwierdzono powrót Kamuiego do najwyższej serii wyścigowej. Został kierowcą malezyjskiego zespołu Caterham u boku Szweda, Marcusa Ericssona. Raczej nie oczekiwano cudów od tej dwójki i w sumie tak się stało. Walczyli na końcu stawki z zespołami Marussia i Sauber. Najwyższą pozycją Kobayashiego było trzynaste miejsce zdobyte w Malezji. Jego partnerowi bardziej się poszczęściło i zdołał ukończyć wyścig w Monako na jedenastej pozycji. Niestety zespołowi nic to nie dało, gdyż na dziewiątym miejscu dojechał kierowca Marussi, Jules Bianchi.

Tym samym Caterham stanął nad przepaścią. Nie było pieniędzy, nie było inwestora, nie było wyników. Po wyścigu w Rosji doszło do tego, że zespół nie miał pieniędzy aby wystawić jakikolwiek bolid. Wtedy Bernie Ecclestone dał możliwość Caterhamowi opuścić dwa kolejne wyścigi, aby znaleźć inwestora. W listopadzie zespół uruchomił zbiórkę na start w ostatnim wyścigu sezonu. Szczęśliwie udało się, na starcie w Abu Zabi stanęli Kamui Kobayashi oraz debiutant, Will Stevens. Brytyjczyk dojechał na ostatniej pozycji, zaś Japończyk z powodu awarii wycofał się z wyścigu.

Co robił Kamui Kobayashi po Formule 1?

Po odejściu z Formuły 1, Kobayashi powrócił na rodzime tory i ścigał się w serii Super Formula. W 2015 zdołał ukończyć sezon na szóstym miejscu, przy tym trzy razy stanął na podium, jednakże ani razu nie wygrał. Rok później było znacznie gorzej, w dziewięciu wyścigach zdobył zaledwie jeden punkt. Było jednak światełko w tunelu dla Japończyka, dołączył do zespołu Toyoty w serii WEC. Tam wraz z Mikem Conwayem i Stephanem Sarrazinem zdołał zająć trzecie miejsce w klasyfikacji końcowej serii LMP1. Udało im się zwyciężyć w sześciogodzinnym wyścigu na torze Fuji oraz zajęli drugie miejsce w legendarnym dwudziestoczterogodzinnym wyścigu Le Mans.

W kolejnym sezonie zaliczył mały epizod w Formule E, wystartował w wyścigach w Hong Kongu, jednak nie odegrał tam znacznej roli. Japończyk skupił się w pełni na startach w Endurance. Tym razem było nieco gorzej, trio Conway-Kobayashi-Lopez ukończyło rywalizację na piątej pozycji, ostatniej w klasyfikacji LMP1. W 2018 to samo trio pokazało się ze znacznie lepszej strony, tym razem przegrali jedynie z drugim zespołem Toyoty – Alonso-Buemi-Nakajima. W ośmiu wyścigach wygrali dwukrotnie, w Japonii na torze Fuji oraz w Chinach, w Szanghaju.

ZOBACZ TAKŻE
WEC odświeża kwalifikacje na sezon 2021. Jak będą wyglądały?

Zeszły sezon był zdecydowanie najlepszym w karierze Kobayashiego w długodystansowych seriach. Na osiem startów to samo trio wygrało połowę wyścigów, nie schodząc przy tym z podium w pozostałych startach. Mistrzostwo zdobyli z przewagą pięciu punktów nad drugim zespołem Toyoty. Poradzili sobie znakomicie, jednakże nie zdobyli najważniejszego triumfu, w wyścigu na torze Circuit de la Sarthe. Zajęli wówczas trzecią lokatę, przegrywając z trio Buemi-Hartley-Nakajima oraz z samochodem zespołu Rebellion.

Kamui Kobayashi, 2018 WEC

Fot. Toyota Gazoo Racing

Podsumowanie

Kamui Kobayashi to dobry kierowca, jego kariera w Formule 1 zakończyła się przez to, że nie było tam dla niego miejsca. Szczęśliwie bardzo dobrze sobie radzi w seriach długodystansowych. Odnalazł tam to czego mu brakowało, miejsce dla siebie. Raczej nie myśli o powrocie do Formuły 1, choć gdy tam jeździł nie był tak słaby jak go zapamiętano. Stało się tak głownie przez starty w Caterhamie. Miał momenty przebłysków, jak w Japonii w 2012 roku. Pokazał wtedy, że potrafi jeździć bardzo odważnie, na limicie, można rzec, że wręcz brawurowo. Z pewnością osoby, które go pozytywnie zapamiętały tęsknią za japońskim Samurajem.

5/5 (liczba głosów: 5)
Reklama