Niesamowity sezon 2003
Scott Dixon po kilku latach spędzonych w serii CART postanowił poszukać nowych wyzwań. W efekcie na rok 2003 Nowozelandczyk podpisał kontrakt z ekipą G-Force na starty rosnącej wtedy w siłę w serii IRL IndyCar [trwał wtedy rozłam na szczycie amerykańskich single-seaterów i organizacja IRL dopiero rosła w siłę – przyp. red.], która po dołączeniu kilku producentów w roli dostawców silnika w tym Toyoty zaczęła gruntować swoją pozycję na rynku amerykańskim. Debiutancka kampania okazała się znakomita. Reprezentant kraju ze stolicą w Wellington wygrał bowiem 3 wyścigi, a do tego aż 5-krotnie zajmował drugie miejsca. Przełożyło się to na dorobek 507 punktów, które zapewniły „Kiwiemu” mistrzostwo.
DYK – In their inaugural IRL season (2003), Scott Dixon won the Open Wheel Championship for #Toyota! pic.twitter.com/IzfuhIei
— OpenRoad Toyota Abbotsford (@ORToyotaAbby) March 23, 2012
Scott Dixon zainteresował Williamsa
Na początku XXI wieku zespoły Formuły 1 bacznie obserwowały to co działo się za oceanem w czasie wyścigów IndyCar oraz CART. Chociażby w ten sposób do królowej sportów motorowych trafił Juan Pablo Montoya, a kilku zawodników w tym Helio Castroneves czy Oriol Servia mieli okazję przetestować bolidy F1. Na początku 2004 roku uwagę Franka Williamsa zwrócił właśnie Scott Dixon. Brytyjczyk koniecznie chciał sprawdzić, jak świeżo upieczony mistrz serii IndyCar sprawdzi się w maszynie F1.
Pierwszy test – Paul Ricard
Obie strony porozumiały się i 26 marca 2004 roku Scott Dixon po raz pierwszy zadebiutował za kierownicą bolidu F1. Miało to miejsce na francuskim torze Paul Ricard podczas prywatnych testów zespołu z Grove. Wydarzenie to spotkało się z wielkim zainteresowaniem mediów, a także władz IndyCar. W efekcie do kraju znad Loary osobiście pofatygował się Stefan Johansson. Skandynaw był bowiem jedną z najważniejszych osób w organizacji IRL, a dodatkowo doskonale znał się z zawodnikiem. Podczas swojej pierwszej sesji w bolidzie F1 kierowca z Nowej Zelandii spisał się bardzo dobrze. Dixon kręcił bowiem czasy porównywalne z Ralfem Schumacherem, który jak dobrze wiemy w sezonie 2004 był reprezentantem ekipy Williams. To zaowocowało zaproszeniem na kolejne testy.
Druga tura testów – Barcelona i pochwały od Franka Williamsa
Na początku kwietnia 2004 roku na torze Catalunya pojawił się niemal cały zespół Williams. Każdy z kierowców dostał 3 dni testów, w przypadku bohatera artykułu był to termin w dniach 7-9 kwietnia. Dixonowi przydało się zapoznanie z pojazdem na torze Paul Ricard. Nowozelandczyk w Hiszpanii bowiem regularnie kręcił czasy lepsze od tych uzyskiwanych przez Ralfa Schumachera. Sesje z jego udziałem przebiegały dobrze do pewnego momentu. Wskutek problemów z wyczuciem bolidu, mistrz IndyCar z sezonu 2003 obrócił się w nawrocie. Jak się okazało, było to spowodowane usterką techniczną. Od tego momentu Nowozelandczyk zmagał się z wieloma turbulencjami, lecz zdołał przezwyciężyć trudności. „Dixiego” bardzo mocno po wszystkim pochwalił Frank Williams. Założyciel zespołu nazwanej od jego nazwiska tak mówił o zawodniku.
– Pewnego dnia on może być bardzo dobrą perspektywą! To bardzo rozsądny facet, bardzo dojrzały z głową na karku. Byliśmy pod wrażeniem jego umiejętności i opinii jakie nam dał w czasie testów – wspominał Brytyjczyk.
Williams dał także znać, iż Nowozelandczyk brany jest pod uwagę jako możliwy kandydat do jazdy w sezonie 2005. Każdy pamiętał jaką drogę z USA przebył Juan Pablo Montoya, który z miejsca stał się gwiazdą F1. Liczono, iż Dixon poszedłby jego drogą, tym samym stając się pierwszym kierowcą F1 z Nowej Zelandii od czasów Mike’a Feckwella, który po raz ostatni w królowej sportów motorowych rywalizował w 1984 roku.
BMW się wtrąciło
Jak się okazało potencjalny angaż Dixona nie był w interesie BMW. Bawarska stajnia, która dostarczała ekipie z Grove silniki nie chciała bowiem, aby w Williamsie jeździł debiutant. Niemcy polecili Frankowi Williamsowi, aby ten zatrudnił w swoich szeregach Nicka Heidfelda. Jak historia pokazała kierowca z Mönchengladbach podpisał z brytyjskim zespołem kontrakt na sezon 2005. Spekulowało się także, iż BMW nie chciało, aby „Dixie” reprezentował Williamsa z innego powodu. Mianowicie zawodnik z Brisbane w serii IndyCar współpracował z głównym rywalem bawarskiej marki – Toyotą.
To właśnie korzystając z silników japońskiego producenta, Dixon w sezonie 2003 został mistrzem w/w mistrzostw. Zatrudnienie kierowcy kojarzonego już z największym konkurentem byłoby więc wizerunkowym ciosem. W efekcie zarząd BMW miał zawetować możliwość zakontraktowania go. Jednakże ta druga część to plotki, które nigdy nie zostały potwierdzone.
Scott Dixon w Ferrari albo Toyocie? I chęć swojej własnej historii
W sezonie 2005 zainteresowanie zatrudnieniem Nowozelandczyka w roli kierowcy testowego wyraził szef Ferrari Jean Todt. Francuz już kilka lat wcześniej interesował się możliwością zakontraktowania w takiej roli Grega Moore’a. Kanadyjczyk jednakże nie doczekał się właściwych rozmów, gdyż w 1999 roku zginął podczas wyścigu serii CART na torze California Speedway.
Dixonem miała interesować się także Toyota. Japończycy doskonale pamiętali fenomenalny sezon 2003. Dodatkowo marka z Kraju Kwitnącej Wiśni w przeszłości organizowała testy dla kilku kierowców z serii CART i IRL IndyCar. W ten oto sposób swoich sił w bolidzie F1 spróbowali Helio Castroneves, Cristiano da Matta czy Toranosuke Takagi. Dixon jednak nie był zainteresowany byciem kierowcą testowym. Jak po latach wyznał – W pewnym momencie zadałem sobie jedno pytanie. Właśnie wygraliśmy mistrzostwo IndyCar. Czy naprawdę chcesz iść do F1, by zostać testerem jakich było tysiące i o których już się nie pamięta, czy może kontynuować karierę i napisać swoją własną historię? Wybrałem tą drugą opcję. Moja żona pyta mnie czasami, czy żałuję że nie postawiłem na F1. Odpowiadam wtedy, że nie. Nie ma refleksji, czy dokonaliśmy złego wyboru, czy czegoś w tym rodzaju. Myślę, że dokonaliśmy najlepszej decyzji, absolutnie. Nie da się temu zaprzeczyć.
Jak pokazał czas Dixon [stan na 02.12.2021], 6-krotnie został mistrzem IndyCar, a także odniósł wiele sukcesów w wyścigach Endurance. Dla wielu fanów na ten moment jest najbardziej wszechstronnym aktywnym kierowcą wyścigowym na świecie.
Nikt nie ma wątpliwości – Scott Dixon miał papiery na sukcesy w F1
Stefan Johansson nie ma wątpliwości, iż Nowozelandczyk byłby jednym z najlepszych kierowców w stawce. – To byłaby tylko kwestia czasu. Kiedy po raz pierwszy zdobył mistrzostwo [w 2003 r. – przyp. red.], mieliśmy kilka miesięcy później test z Williamsem, który wypadł bardzo dobrze. Rozmawialiśmy też z Ferrari, które również było zainteresowane. Ale w przypadku Williamsa BMW było głównym partnerem i w zasadzie nie chcieli nowicjusza za sterami. Więc w tamtym czasie udało nam się to wykorzystać, aby uzyskać naprawdę dobrą ofertę od Chipa [Ganassiego – przyp. red.] w IndyCar, więc wylądowaliśmy tam i wszyscy wiemy, jakie są tego efekty.
– Myślę, że byłby mistrzem świata i nie mam do tego żadnych wątpliwości. W F1 musisz być we właściwym samochodzie we właściwym czasie. Wyczucie czasu jest także ważne w F1, ale gdyby wszystkie gwiazdy ustawiły się w szeregu, bez wątpienia byłby mistrzem świata – on jest absolutnie jednym z najlepszych w historii w każdej kategorii motorsportu, w której startował – powiedział w podcaście Beyond the Grid.
Również Will Buxton ciepło wypowiedział się o Dixonie, którego umieścił na 5. miejscu w swoim rankingu kierowców, którzy nigdy nie wystartowali w wyścigu F1. Brytyjczyk tak argumentował swój wybór – Scott Dixon to jeden z najbardziej wszechstronnych kierowców swojego pokolenia, jest wielkim zagubionym talentem nowoczesnej F1. Jako 6-krotny mistrz IndyCar udowodnił, że nie tylko jego czyste tempo uczyniło go groźnym, ale fakt że jest szybki bez względu na to, z czym się mierzy, przez co jest szanowany przez każdego, kto kiedykolwiek siedział w samochodzie wyścigowym. Wygrywał w Daytonie, Indianapolis, a do tego ma na swoim koncie podia w Le Mans. W 2004 roku udanie testował wraz z Williamsem, lecz ostatecznie nie udało mu się podpisać kontraktu.
Podsumowanie
Jak widzimy Scott Dixon nie trafił do F1 z kilku powodów. BMW nie chciało, aby Nowozelandczyk podpisał kontrakt z Williamsem ze względu na jego brak doświadczenia w królowej sportów motorowych. Potem mimo kilku ofert i rozmów sam zainteresowany nie chciał stać się zapomnianym testerem, bowiem doskonale wiedział iż będąc tylko kierowcą testowym, praktycznie niczego nie zwojuje. Nowozelandczyk tym samym postawił na karierę za oceanem, gdzie jego wspaniała historia wciąż trwa. Materiał został zainspirowany poniższym filmem autorstwa kanału „Jeb Motorsport”.