Na wstępie zaznaczę, że ten tekst ten nie ma w żaden sposób atakować żadnej z firm czy koncernów. Chcę tylko zwrócić uwagę na pewien problem. Od kilku lat szukamy mitycznego następcy Roberta Kubicy i nie możemy go znaleźć. Cały czas od 2011 roku popełniany jest szereg błędów, które powodują, że Polacy nie są w stanie przebić się do wyższych kategorii w drabince prowadzącej ku F1. Po ostatnich doniesieniach odnośnie naszych złotych chłopaków z F4 i ich problemach finansowych postanowiłem przeanalizować to, co się dzieje z młodymi kierowcami. Jeżeli kogoś z nich pominąłem, to bardzo przepraszam.
Mały powrót do przeszłości
Polakom od zawsze było trudno znaleźć wystarczające środki finansowe na poważny motorsport. Wystarczy się tu cofnąć do początku XXI wieku. Jarosław Wierczuk po powrocie z Japonii chciał ponownie przetestować bolid F1 – w 1995 roku testował z ekipą Forti. Nieoficjalnie mówiło się o możliwości odbycia testu z ekipą Minardi. Kwota, jaką trzeba było zebrać na ten cel, wyniosła około miliona dolarów. Środków nie udało się zebrać i tym samym plan ten pozostał tylko marzeniem.
Problemy miał także Robert Kubica. Już w kartingu musiał jeździć na przestarzałym sprzęcie, a jego rywale mieli najnowszy sprzęt. Krakowianin te braki nadrabiał swoją szybkością i techniką. To dzięki swojemu ogromnemu talentowi przy małym wsparciu finansowym zaszedł tak daleko. Stosowne sponsorskie wsparcie zaczęło się dopiero, kiedy Polak ugruntował już swoją pozycję w F1. Niestety wydarzenia z 6 lutego 2011 roku przekreśliły sen o jeździe dla Ferrari.
Jakub Giermaziak miał oferty z F1
Po wypadku Roberta Kubicy to właśnie on miał być naszą największą nadzieją na F1. Giermaziak w debiutanckim sezonie w Porsche Supercup regularnie zachwycał. Kibicom w pamięci zapadła w szczególności wygrana na Węgrzech z 2011 roku. Polak nie dał żadnym szans rywalom i w fenomenalnym stylu pognał po swoją premierową wiktorię. Pod koniec tamtej kampanii testował on nawet bolid GP2. W 2015 roku wyznał, że miał kilka opcji na dostanie się do F1. Jednak on sam zrezygnował z tego.
– Wszystko było już właściwie ustalone, wystarczył mój podpis. Jednak żadna z tych ofert nie dawała jakichkolwiek szans na walkę o podium, nawet na zdobywanie punktów. Wszystkie wymagały własnych, bardzo dużych wkładów finansowych. Nasi sponsorzy byli gotowi wyłożyć te pieniądze, jednak moim celem pozostało uczestnictwo w wyścigach, za które nie muszę płacić. Chcę jeździć w takich kategoriach, w których zespoły mnie chcą ze względu na moje umiejętności, a nie z powodu walizek pieniędzy, które przynoszę. Dlatego nie przyjąłem żadnej z tamtych propozycji – powiedział w rozmowie z WP.pl.
Polak czy Niemiec w F2?
Kevin Mirocha swego czasu elektryzował polskich kibiców. Bohater akapitu w 2011 roku rywalizował nawet w GP2 z… niemiecką licencją. Kierowca, którego menadżerem był Maurycy Kochański, chciał startować pod polską flagą. Jednak zbyt długo musiał czekać na przyznanie polskiej licencji. Jednak dzięki wsparciu kibiców znad Wisły zdecydował się zaczekać na odpowiedź z Polskiego Związku Motorowego.
– Los rzucił naszą rodzinę do Niemiec, ja się tam urodziłem. Niemiecką licencję musiałem mieć po to, żeby zacząć jeździć. Chciałem startować w zawodach, ale na licencję w Polsce musiałbym czekać wiele lat. Już wtedy zresztą na przykładzie Roberta zauważyliśmy, że dalszy rozwój i sukces można osiągnąć tylko poza Polską. Po doświadczeniach z polskimi kibicami w Warszawie marzę jednak, by jeździć dla nich. Widzę również, ilu fanów wspiera Roberta Kubicę w trudnych chwilach. W Niemczech to nie do pomyślenia, tam ważna jest tylko statystyka, wynik i sukces. Ale do tego potrzebna jest odpowiednia motywacja i doping. W moim przypadku to kibice sprawiają, że dajesz z siebie wszystko i jeszcze trochę. Dopiero to jest prawdziwy sport – wyznał na łamach dziennika „Polska”.
Fot. kevin-mirocha.de / Polak mknie po wygraną na torze Brands Hatch
I tak w sezonie 2012 Mirocha startował jako Polak. Rywalizując w tzw. „Palmerowskiej” Formule 2, podopieczny Polsatu spisywał się rewelacyjnie. 6-krotnie stawał na podium, a jego wizytówką stała się efektowna wygrana w deszczu w Kent. W klasyfikacji końcowej zajął 6. miejsce z małą stratą w tabeli do 4. lokaty.
Halo, gdzie te GP2?
Celem Mirochy na rok 2013 był powrót do GP2. Pod koniec sezonu 2012 odbył on kilka testów. Maurycy Kochański w jednym z wywiadów zdradził, że jego protegowany otrzymał aż 6 ofert. Kluczem do podpisania kontraktu miały być pieniądze. Liczono, że dzięki sponsorom Polak znajdzie się w czołowym zespole. Bardzo ciekawą opcją wydawała się ekipa iSport, która po zmianie właścicieli przebrandowała się na Russian Time. Mirocha przed zmianami odbył nawet z nimi testy. Niestety dla polskiego zawodnika „szczytem” były plany z wiadomego powodu. Jak pokazała przyszłość rosyjska stajnia wyścigowa w 2013 roku wywalczyła w GP2 mistrzostwo wśród zespołów.
Fot. GP2
Sam zainteresowany po sezonie 2012 już nigdzie się nie ścigał. W jego przypadku w tak kluczowym momencie kariery zabrakło dofinansowania. Tym samym nigdy się nie dowiemy, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby udało mu się znaleźć miejsce w zespole pokroju Russian Time.
Znakomite testy GP3? To wsadźmy go do Porsche Supercup!
W 2012 roku polska scena motorsportowa ożywiła się. Na torze Jerez, Patryk Szczerbiński wziął udział w posezonowych testach GP3 z ekipą Marussia Manor Racing. Polak pomimo tego, że sezon spędził startując w Porsche Supercup, przez co jako jedyny nie miał w tamtym roku do czynienia z bolidem, radził sobie świetnie. Na długich przejazdach dysponował znakomitym tempem. Coraz więcej kibiców uwierzyło wtedy, że mamy kogoś kto na poważnie wejdzie do drabinki F1. W kuluarach mówiło się, że na ten potencjalny ruch z zainteresowaniem patrzył Mark Webber. Australijczyk był wielkim fanem talentu Szczerbińskiego, z którym zdarzyło mu się rywalizować podczas jednego z charytatywnych wyścigów.
Fot. Manor / Patryk Szczerbiński na testach GP3
Niestety w 2013 roku nie zobaczyliśmy Polaka w stawce GP3. Kierowca z Koszalina prawdopodobnie ze względów sponsorskich pozostał bowiem w serii Porsche Supercup. Tak naprawdę dzięki temu uciekła mu wielka szansa, aby spróbował swoich sił w seriach prowadzących F1. Dla Szczerbińskiego był to w dodatku ostatni sezon spędzony w poważnym ściganiu. Trudno tu o jakiś komentarz. Dziwi mnie jedno – skoro testy w Jerez były bardzo udane, budżet był zabezpieczony, to czemu nie dano Polakowi tam szansy?
Euroformuła Open: Co się stało z tymi kierowcami?
Prawdziwy wysyp zawodników mieliśmy jednak w dawnej Hiszpańskiej F3. Artur Janosz w 2014 roku został wicemistrzem tej serii. O nim powiemy sobie jednak niżej. W sezonie 2015 do Euroformuły Open na pełen etat zawitali Antoni Ptak oraz Igor Waliłko, który pod koniec sezonu 2013 pojechał jako gość 2 wyścigi. To właśnie zielonogórzanin wykazywał przynajmniej na początku większy potencjał. Dowodem były 2 podia wywalczone przez całą kampanię.
Fot. Euroformula Open / Antoni Ptak w akcji
Sezon później role odwróciły się. To Ptak był w stanie nawiązać walkę z czołówką. Odniósł on nawet wygraną w Silverstone. Nie była ona łatwa, gdyż choć polski kierowca minął na starcie Coltona Hertę, to za nim szarżował Ferdinand Habsburg. Waliłko z kolei w połowie sezonu opuścił mistrzostwa i skupił się na zawodach GT. Ptak za to po udanym sezonie 2016 zakończył karierę kierowcy wyścigowego.
Polacy również i w 2017 roku mieli swojego reprezentanta w Euroformule Open. Był nim Alex Karkosik, który na tym poziomie spędził 2 lata. Z Torunianinem wiązane były ogromne nadzieje. Polski zawodnik podczas rywalizacji w serii uznawanej za najlepiej przygotowującą do F3 (wtedy GP3) łącznie wywalczył 3 miejsca na podium. W 2019 roku wystąpił on w kilku wyścigach Formuły Renault Eurocup. Na tym jego przygoda z motorsportem się zakończyła. Karkosik bowiem w wyniku pandemii potracił sponsorów. Pomimo poszukiwań nowych partnerów misja ta się nie powiodła.
Polska ballada w GP3
W 2015 roku do GP3 trafiła dwójka polskich kierowców. Mowa tu o Aleksandrze Bosaku i Arturze Janoszu. Pierwszy z nich ścigał się dla ekipy Arden, a drugi dla Tridentu. Bosak zdecydowanie najlepszy weekend zanotował w Belgii. W zawodach głównych zajął 8. miejsce i dzięki temu do sprintu ruszał z pole position. Jednak nie ukończył go z powodu gigantycznego wypadku. Drugi z reprezentantów biało-czerwonych punktował regularnie w drugiej połowie sezonu. Finalnie został sklasyfikowany na 14. pozycji z dorobkiem 20 punktów.
Janosz w sezonie 2016 pozostał w Tridencie, ale sytuacja Bosaka się skomplikowała. Kierowca Ardena miał zgromadzone środki finansowe, ale tylko na sezon. Tym samym nie wziął on udziału w posezonowych testach. Polak na początku 2016 roku ogłosił, że będzie ścigał się w Formule V8 3.5. Jednak rzeczywistość zweryfikowała te plany i tak jego kariera się zakończyła.
Fot. Trident
Wracając do kierowcy z Pszczyny. Sezon 2016 okazał się jedną wielką katastrofą. Janosz na przestrzeni całej kampanii wywalczył zaledwie 3 punkty. Kierowca miał jednak plany, aby wyżej awansować. Pod uwagę brał GP2 i Formułę V8 3.5. Brał udział w testach, a w dodatku w tych drugich mistrzostwach miał okazję wystartować w dwóch wyścigach tej serii. Jednak po 2017 roku Artura Janosza mogliśmy oglądać w różnych zawodach GT3. Obecnie skupia się on na szkoleniu młodszych zawodników.
Sprawa Tymoteusza Kucharczyka
W ostatnich dniach szerokim echem odbiła się o problemach finansowych bliskiego przyjaciela Kacpra Sztuki. 3. zawodnik minionej kampanii Hiszpańskiej F4 za pośrednictwem Facebooka napisał, że szuka wsparcia na kolejny rok.
– Budżet we Włoskiej F4 na dzień dzisiejszy jest niewiele niższy niż np. w FRECA czy Eurocup3 [nowa seria wyścigowa, która niedawno powstała – przyp. red.]. W topowych zespołach nawet większy! Walka o budżet trwa. Z PKN Orlen rozmowy trwają. Mamy nadzieje na kolejne lata współpracy. Problemem jest utrata Richard Mille ponieważ program Young Talent Academy był tylko na rok. Dlatego poszukujemy sponsora aby wspólnie z Orlenem pomógł Tymkowi w rozwoju – wyjaśniał sytuację pod postem ojciec kierowcy.
Wielu fanów zdziwiło to, że to właśnie Kucharczyk znalazł się w takich tarapatach. Po takich sukcesach w swoim debiutanckim poziomie w F4 wydawało się, że awans do FRECA czy innej serii na tym poziomie jest tylko kwestią czasu. Tymczasem kolejny z naszych utalentowanych juniorów znalazł się w tarapatach. 16-latek wielokrotnie pokazywał, że warto na niego stawiać. Oby sytuacja ta jak najszybciej się rozwiązała.
Kacper Sztuka ledwo skończył sezon
Cieszynianin w 2022 roku rywalizował we Włoskiej F4 w barwach ekipy US Racing. Nastolatek wygrał 2 wyścigi, a w dwóch innych stawał na podium. Dzięki świetnej postawie w przekroju całego sezonu, Sztuka na koniec kampanii zajął 6. miejsce. Droga do tego osiągnięcia była jednak kręta. Syn byłego kierowcy rajdowego Łukasza, nie był pewny czy dokończy sezon. Na szczęście się to udało, lecz sytuacja nie wyglądała kolorowo. Podopieczny Ralfa Schumachera i Gerharda Ungara musiał zresztą zrezygnować z rywalizacji na pełen etat w ADAC F4.
Pomimo wielkiego talentu i ofert z F3 oraz FRECA, Polak nadal nie wie, co będzie robił w sezonie 2023. Czas ucieka. Sam zainteresowany i jego tata potwierdzili, że za rok nie zobaczymy go w FIA F3. Ich celem jest spięcie budżetu na rywalizację w seriach, które są między F4 a F3. Czas jest kluczem – im szybciej znajdzie się wsparcie tym większa szansa, że zobaczymy go w dobrym zespole i w konkurencyjnej serii wyścigowej.
Mniej pieniędzy = tył stawki
Budżety w seriach juniorskich jak już sobie powiedzieliśmy są istotne. Im większe zaplecze finansowe, tym większa szansa na znalezienie angażu w dobrym zespole. A jak ktoś nie ma środków to trafia do ekip z dolnej części stawki.
I tutaj zaczyna robić się „ciekawie”. Piotr Wiśnicki w zeszłym roku w rozmowie z TVP Sport powiedział, że brakuje mu budżetu na czołowe ekipy. W sezonie 2022 serii FRECA obserwowaliśmy go przez to w ekipie KIC Motorsport. Finowie kompletnie sobie nie radzili. Mechanicy potrafili źle zamontować skrzynię biegów, a dodatkowo ustawienia bolidu nie działały tak jak powinny. Cała stajnia wyścigowa nie mogła znaleźć tempa.
Pomimo takiej sytuacji Wiśnicki znalazł partnerów w postaci KGHM i Totalizatora Sportowego. Kilka dni temu wziął on udział w testach z ekipą Trident. Efekt? Bardzo dobra, bezproblemowa i szybka jazda. I można mówić, że to tylko testy. Jednak Włosi unikają pay-driverów. Stajnia z Mediolanu woli utalentowanych zawodników, bo stawia wyniki nad pieniądze i sporo z nich zgłasza się do jazdy w tym zespole.
Fot. Piotr Wiśnicki / Facebook
Rok temu w FIA F3 aż PIĘTNASTU kierowców walczyło o 1 fotel w Tridencie! To robi wrażenie. Osobiście liczę i życzę nam wszystkim, aby Piotrek za rok we FRECA będzie reprezentował właśnie ten zespół. Dostałby w końcu narzędzie, z którego zrobiłby użytek.
Inne przypadki
Na ten moment z młodych polskich kierowców wyścigowych płynność finansową mają Roman Biliński i Mateusz Kaprzyk. Pierwszy z wymienionych w 2023 roku nadal będzie startował w mistrzostwach FRECA. Z kolei katowiczanin od dwóch lat startuje w ELMS w barwach Inter Europol Competition w klasie LMP3. Kilka lat temu w ADAC F3 startował Tomasz Krzemiński.
W 2021 roku we Francuskiej F4 startował Adam Szydłowski. Łodzianin wystąpił w sześciu wyścigach, w których w klasyfikacji FFSA Academy wywalczył 2 punkty. Z kolei we właściwej tabeli tj. uznawanej przez FIA przy swoim nazwisku zapisał 10 „oczek”. Po tym epizodzie postanowił powrócić do kartingu.
Filipa Kaminiarza możemy kojarzyć z Euroformuły Open. Wielkopolanin w sezonie 2021 wywalczył nawet podium na Monzy. Od tamtej pory wystąpił on tylko w jednym weekendzie wyścigowym i to właśnie w EFO. Podczas zawodów w Belgii w czerwcu 2022 roku reprezentował ekipę Van Amersfoort Racing. W trzech wyścigach wywalczył łącznie 3 punkty.
Ekspozycja medialna
Ważnym czynnikiem z pewnością jest także pojawianie się danego kierowcy w mediach. W Polsce mamy kilku znanych dziennikarzy, którzy promują naszych młodych kierowców. Cezary Gutowski latał na wyścigi Tymoteusza Kucharczyka oraz bywał w padoku FRECA, gdzie rywalizowali Piotr Wiśnicki i Roman Biliński. Maciej Jermakow regularnie wspomagał Kacpra Sztukę oraz wspomnianą trójkę. Rafał Majchrzak na łamach TVP Sport regularnie publikował wywiady z naszymi kierowcami wyścigowymi. Mateusz Cieślicki i ekipa z „Powrotu Roberta”, także relacjonowali zawody z udziałem Polaków. My z kolei opisywaliśmy każdy wyścig FRECA, Włoskiej F4, ADAC F4 i Hiszpańskiej F4. Jeżeli do tego dodamy posty od Bartosza Budnika i Karola z Cyrku F1 wychodzi, że dość sporo osób starało się być na bieżąco z tym jak radzą sobie nasi kierowcy.
Na bardzo ciekawy szczegół wpadł niedawno komentator Motowizji – Krzysztof Woźniak. Przeszukiwał on bank prasowy pewnego koncernu, aby znaleźć zdjęcia zawodników z kartingu, LMP3 (jeździ tam m.in wspomniany Mateusz Kaprzyk) i F4. Nic tam takiego nie było. Zauważył, że sponsor na swoich stronach z części sportowej rzadko kiedy chwali się sukcesami podopiecznych z niższych serii. To bardzo dziwne zachowanie.
Jak to wygląda za granicą?
Polska wypada słabo na tle zachodniej Europy jak i Czech pod względem pomagania kierowcom na wyższych poziomach. Na przykład we Francji, FFSA [Francuska Federacja Sportów Samochodowych – przyp. red.], ma swoja akademię, gdzie wrzucają utalentowanych zawodników i ci później kręcą się koło F1, mając zapewnione wsparcie i zaplecze. W Wielkiej Brytanii co roku organizuje się plebiscyt, który ma wyłonić najlepiej zapowiadającego się brytyjskiego kierowcę wyścigowego. Laureat tej nagrody otrzymuje test bolidem F1 oraz pokaźną nagrodę finansową.
Nie przypadkowo wspomniałem o Czechach. W 2019 roku furorę w F4 zrobił Roman Stanek. Zawodnik z Czech uznawany jest za największą tamtejszą szansę na F1 od czasów Josefa Krala. Pomimo sporych perypetii związanych ze zbyt szybkim awansem do F3, jego partnerzy nadal go wspierali. Zgodnie z przewidywaniami ojca Stanka oraz Antonina Charouza, 18-latek w sezonie 2022 odblokował się. Jako pierwszy zawodnik z Czech wygrał zawody F3, a na koniec sezonu zajął 5. miejsce w klasyfikacji generalnej kierowców. Za rok prawdopodobnie zobaczymy go w F2. Czesi nie bali się inwestować w swojego protegowanego nawet wtedy, gdy ten miewał problemy. Stanek odpłaca się im za to, osiągając przy okazji świetne wyniki.
Koszty to też wina FIA
Są też pewne kwestie, w których to góra ponosi winę. W 2023 roku kierowcy F3 i F2 będą mieli rundę w Australii. Skutkiem ubocznym tej decyzji jest znaczący wzrost kosztów. To z pewnością nie pomoże znaleźć się na tym poziomie kierowcom, którzy mają spore umiejętności, ale nie mają pokaźnych zasobów finansowych.
Jest jednak światełko w tunelu. Kilka dni temu ogłoszono, że zostanie utworzona nowa seria wyścigowa przeznaczona dla dziewczyn. Koszt pełnego sezonu startów w niej ma wynosić około 150 tysięcy euro. Resztę mają pokryć organizatorzy mistrzostw. Miejmy nadzieję, że FIA pójdzie z tym pomysłem dalej, aby serie takie jak Włoska F4, FRECA, F3 i F2 również funkcjonowały na podobnej zasadzie. W końcu w myśl założenia F1 powinni trafiać tam najlepsi kierowcy, a nie pay-driverzy.
Dobrym przykładem dla F1 jest, a w zasadzie było IndyCar. Amerykanie bardzo dbają o serie juniorskie prowadzące do najważniejszej amerykańskiej single-seaterowej serii wyścigowej. Mistrz Indy Lights otrzymywał wysokie stypendium. W dodatku przepisy były tak skonstruowane, aby zespoły zatrudniały czempiona bezpośredniego zaplecza IndyCar na cały sezon. Niestety władze mistrzostw postanowiły to zmienić i wiele osób słusznie się oburzyło.
Wnioski końcowe
Jak widzimy w ostatnich latach Polska miała sporo juniorów, którzy mogli zawojować serie juniorskie i skutecznie powalczyć o F1. Jednak w wielu przypadkach brakowało środków. Niepokojący jest fakt, że tacy zawodnicy jak Kevin Mirocha, Patryk Szczerbiński, Alex Karkosik czy też Antoni Ptak w bardzo młodym wieku zakończyli swoje kariery. Teraz, gdy mamy porządny wysyp utalentowanych kierowców, problemy są te samy. Kacper Sztuka i Tymoteusz Kucharczyk mają problemy z awansem do innej serii, bo nie mają budżetu i pilnie szukają sponsorów. Piotr Wiśnicki z kolei dopiero teraz wyszedł z tego dołka i być może za rok zobaczymy go w końcu w dobrym zespole.
Fot. MP Motorsport
To, co boli najbardziej to fakt, że błędy sprzed kilku lat nadal są popełniane. Mamy także kilku utalentowanych kartingowców. Przypuśćmy, że Kacper Sztuka będzie zmuszony zawiesić lub nawet zakończyć karierę. Jak taka wiadomość wpłynęłaby na młodszych zawodników? Z pewnością negatywnie. Zapewne pojawiłyby się pytania czy warto jest poświęcić się wyścigom skoro maksymalnie da się dojść do F4.
W wyścigach GT i długodystansowych odnosimy sukcesy. Inter Europol Competition z Jakubem Śmiechowskim w składzie świetnie prezentują się w FIA WEC. Więc dlaczego podobnie nie może być z walką o F1? No chyba, że osoby ze środowiska nie dojrzały do tego, aby mieć nowego Polaka w F1. Na tą tezę niech każdy odpowie sobie sam wedle własnego uznania, bo to co my teraz mamy nie powinno występować.