Connect with us

Czego szukasz?

Motorsport

Wypadek Roberta Kubicy: Rajd, który niemal zakończył karierę Polaka

Wyjeżdżając z Walencji, gdzie odbyły się pierwsze testy F1 do sezonu 2011, Kubica miał wszystko, o czym mógł marzyć 26-letni kierowca wyścigowy. Stabilną pozycję w królowej motorsportu, fotel w dobrej ekipie z perspektywą na zwycięstwa oraz kontrakt z legendarnym zespołem. Jego upór w dążeniu do bycia najlepszym skierował jego wzrok nie tylko ku wyścigom, ale i rajdom. I to one niemal pogrzebały jego karierę. Niewiele także brakowało, aby pozbawiły go życia. Wracamy wspomnieniami do jednego z najtragiczniejszych dni w historii polskiego motorsportu – wypadku Roberta Kubicy w rajdzie Ronde di Andora.

wypadek roberta kubicy ivg it
Fot. YouTube/szlagcietrafi, Autor filmu: IVG.IT

Przeczucie, czy ludzka przyzwoitość?

6 lutego 2011 roku, zaledwie trzy dni po zakończeniu pierwszych testów nowego bolidu w Walencji, Robert Kubica wziął udział w amatorskim rajdzie Ronde di Andora we włoskiej Ligurii. Jak przyznał po latach, w oficjalnym podkaście F1 – „Beyond the Grid”, miał to być jego ostatni rajd w karierze. Wiedział, że w zespole, w którym miał jeździć w przyszłym sezonie nie będzie miał pozwolenia na rozwijanie swojej największej pasji zaraz po wyścigach. Niestety, wypadek Roberta Kubicy okrutnie zweryfikował te plany.

ZOBACZ TAKŻE
Robert Kubica: Nie byłem tak dobry w F1, jak w kartingu

Co ciekawe, Polak początkowo nie chciał startować w tym rajdzie. Sam przyznał to we wspomnianym wcześniej podcaście. – Pamiętam, że obudziłem się w Walencji, w środę. Trwały testy i pomyślałem – nie chcę jechać na ten rajd. Byłem już po testach, musiałem polecieć do Mediolanu, jechać tu i tam. Powiedziałem sobie, że nie chcę tego robić. Zadzwoniłem do tego faceta [organizatora rajdu – przyp. red.]. On zaczął opowiadać, że już zorganizował opony i odcinek testowy. Był tak szczęśliwy, że to wszystko załatwił, że zrezygnowałem z powiedzenia mu, że nie chcę startować. A potem wydarzyło się to… – przyznał Kubica po latach.

Wypadek Roberta Kubicy: Sytuacja, jakich (nie)wiele

Kubica miał zaliczyć krótki występ w małej, lokalnej imprezie na krętych włoskich asfaltach. Zaraz po niej miał wrócić na testy F1, które przenosiły się na hiszpański tor Jerez.

Niedzielny poranek. Sam początek rajdu – piąty kilometr pierwszego odcinka specjalnego. Samochód Kubicy stracił stabilność na wilgotnej, być może oblodzonej nawierzchni i podbiciu, które stworzył rosnący pod asfaltem korzeń. Skodą Polaka mocno zarzuciło. Po poślizgu, samochód oparł się na barierze zabezpieczającej drogę przed stromym zboczem. Sytuacja jakich wiele w rajdach, szczególnie w takich warunkach.

Niestety, rajdówka Polaka uderzyła dokładnie w miejscu gdzie bariery nie były połączone. Jedna z nich wygięła się na zewnątrz. Druga zaś, na którą samochód się nadział, wbiła się do środka. Ta sama barierka kompletnie zdruzgotała jego prawą rękę. Szczęściem w nieszczęściu natomiast jest fakt, że gdyby barierka przeszyła samochód kilkanaście centymetrów w lewo, Kubica zginąłby na miejscu.

Wypadek polskiej załogi wspomina także pilot Kubicy – Jakub Gerber, któremu szczęśliwie nic się nie stało. – Patrzyłem na notatki i nie zauważyłem momentu, w którym samochodem zarzuciło. Dopiero w momencie uderzenia zobaczyłem, że Robert złapał się za rękę i po chwili stracił przytomność. Wyszedłem z samochodu oknem. On został, uwięziony w aucie. – wyznał Gerber.

Walka o życie

Na miejscu wypadku zjawiła się najpierw kolejna załoga, jadąca po Kubicy. Chwilę potem pojawili się także ratownicy, ponieważ wypadek zdarzył się blisko punktu SOS. – Wydostanie Roberta zajęło dużo czasu. Barierka stawiała opór i też przecież trochę ważyła. Poza tym, wycięcie kogoś z auta cywilnego to jedno, a z rajdówki, gdzie jest klatka ze stali chromowo-molibdenowej, to co innego – podkreślał Jakub Gerber.

Kiedy po długich staraniach załóg medycznych i strażaków, udało się wydostać Kubicę na zewnątrz, Polak natychmiast trafił do ambulansu. Zanim pojawił się helikopter, Kubica był reanimowany. Następnie przejęła go załoga śmigłowca i zaintubowanego przetransportowała do szpitala w Pietra Ligure. Początkowo planowano przewieźć krakowianina do lepiej wyposażonego szpitala w Genui. Lekarze przyznali jednak potem, że Kubica nie przeżyłby transportu do tego miejsca.

Robert Kubica znajdował się w stanie wstrząsu krwotocznego. Stracił 5 litrów krwi – tyle ile znajduje się w organizmie dorosłego człowieka. Lekarze musieli zatrzymać krwawienie, zrobić transfuzję oraz podtrzymać podstawowe funkcje organizmu. Zazwyczaj w takich przypadkach dokonuje się amputacji.

Podczas spotkania z kibicami na Hungaroringu w 2018 roku, Robert Kubica przyznał, że gdyby nie był kierowcą F1 to prawdopodobnie lekarze zdecydowaliby się na amputację uszkodzonej ręki. Uraz był rozległy, a do tego przecięte zostały wszystkie nerwy i mięsnie w obrębie przedramienia. Jeżeli Kubica miał zachować rękę to operujący go lekarz – prof. Mario Igor Rosello musiał dokonać pełnej rekonstrukcji.

Wypadek Roberta Kubicy: Pierwsze pozytywne wiadomości

Wypadek czołowego kierowcy F1 błyskawicznie przykuł uwagę dziennikarzy z całego świata. Pod szpitalem, w którym był operowany Polak koczowały m.in. załogi: CNN, Sky Sports czy BBC. Jednak poza samą wiadomością o wypadku, świat nie wiedział zbyt wiele. Dopiero w poniedziałek do mediów dotarły pierwsze pozytywne informacje.

– Został wybudzony ze śpiączki farmakologicznej. Jest przytomny. Rozmawia i rozumie, co się stało. Pierwsze, o czym pomyślał, to jego pilot. – relacjonował szef oddziału intensywnej terapii szpitalu w Pietra Ligure, dr Giorgio Barabino. Lekarze nie kryli radości z tego, że Kubica czuje ból w ręce. To oznaczało, że nerwy funkcjonują. Byli także zaskoczeni tym, że Robert mógł poruszać palcami dłoni.

ZOBACZ TAKŻE
Robert Kubica: Były noce po wypadku, kiedy płakałem

Choć niewiele osób o tym wiedziało w 2011 roku, to pierwszymi gośćmi Roberta, tuż po operacji byli Fernando Alonso i szef Ferrari Stefano Domenicali. Nie tylko dlatego, że przyjaźnili się z Polakiem [szczególnie Alonso, dla którego Kubica był jedną z bliższych osób w padoku – przyp. red.]. Robert miał już podpisany kontrakt na starty w Ferrari od 2012 roku. Fakt ten wyszedł na światło dzienne dopiero po kilku latach od wypadku, choć wielu mogło się tego domyślać.

Ambicja, czy lekkomyślność?

Tuż po wypadku wiele osób zadawało sobie pytanie – po co mu były te rajdy? Dziś, z perspektywy 9-ciu lat dużo łatwiej odpowiedzieć na to pytanie. Robert Kubica całą swoją karierę dążył do perfekcji. W rajdach widział możliwość nauczenia się czegoś, co mogłoby mu się potem przydać w walce na torze. Przewagę, której nie mieli inni kierowcy. Jeżeli ona się gdzieś znajdowała, choćby w rajdach, to sięgał po nią. Do tego skala talentu Kubicy pozwalała mu na coś, na co inni zawodnicy F1 zazwyczaj nie mieli odwagi.

ZOBACZ TAKŻE
GP Kanady 2008: Przypominamy historyczne zwycięstwo Roberta Kubicy

Jak pokazał przypadek Kimiego Raikkonena, kierowcy wyścigowi z reguły nie odnajdują się w rajdach. A Robert Kubica rywalizował w obu tych dyscyplinach na światowym poziomie.

O kulisach wypadku oraz ponownej drodze do F1 z ust samego Roberta, można posłuchać w podkaście „Beyond the Grid”:

5/5 (liczba głosów: 23)
Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama