Ale to nie przyszły sezon jest języczkiem uwagi Hiszpana. Powrót Fernando Alonso jest nakierowany na 2022 rok i wielką rewolucję techniczną w F1. W jego opinii może ona dać zarówno jemu, jak i Renault szanse na upragniony tytuł.
Powrót Alonso w wielu aspektach przypomina comeback innego mistrza – Michaela Schumachera w 2010 roku w barwach Mercedesa. Czy Alonso również pożegna się z F1 na dobre w atmosferze upadku?
Coś do udowodnienia
Dwa tytuły mistrza świata, 32 zwycięstwa w Grand Prix oraz 97 podiów. A mimo to o Alonso można mówić jako kierowcy niespełnionym, którego statystyki nie odzwierciedlają skali talentu. Kierowcy, którego wybory w dalszej perspektywie okazywały się chybione, ego nie mieściło się w padoku F1, a pobyt w zespole wiązał się z gwarantowanym skłóceniem całej ekipy. Mimo to nie można odmówić Alonso jednego. To ciągle jedno z najgorętszych nazwisk na rynku i człowiek, który wsiadając do bolidu, wyciąga z niego więcej niż ktokolwiek inny. A jego cel jest znany od lat. Już w 2006 roku, zaraz po zdobyciu swojego drugiego mistrzostwa w barwach Renault powiedział, że zakończy karierę mając na koncie trzy tytuły.
Fernando Alonso ciągle ma z F1 rachunki do wyrównania. W 2018 roku Hiszpan odchodził z poczuciem niedosytu. Choć w 2010 i 2012 roku był o włos od zdobycia mistrzostwa w ekipie Ferrari, to za każdym razem wymykało mu się ono z rąk w ostatnim wyścigu sezonu na rzecz młodego Sebastiana Vettela.
Później przyszła kolej na ponowny mariaż z McLarenem, który zasilany silnikami Hondy miał nawiązać do największych sukcesów stajni z czasów Ayrtona Senny. Skończyło się na „GP2 engine” i konflikcie między zespołem z Woking, a japońskim gigantem. Spór ten ciągnie się za „Nando” po dziś dzień. Sfrustrowany brakiem jakichkolwiek sukcesów i szans na walkę choćby o podia, Alonso odszedł z F1, zaznaczając, że wróci tylko pod warunkiem, że dostanie bolid umożliwiający walkę o upragniony trzeci tytuł.
Powrót Fernando Alonso jak Michaela Schumachera?
W grudniu 2009 roku Michael Schumacher został ogłoszony kierowcą nowopowstałego zespołu Mercedesa. Fani niewątpliwego talentu Niemca oszaleli z radości. Schumacher, podobnie jak Alonso zapowiadał jeden cel – zdobyć kolejne mistrzostwo świata.
Gdy „Schumi” odchodził na emeryturę w 2006 roku, ciągle był na szczycie. Chociaż od dwóch sezonów nie zdobył tytułu to wszyscy ciągle uważali go za konkurencyjnego kierowcę – najlepszego w stawce obok Alonso. Dopiero z czasem wyszło na jaw, że to Ferrari naciskało na Niemca, by zszedł ze sceny, ustępując Kimiemu Raikkonenowi, który miał zostać jego następcą w Scuderii.
Będąc na emeryturze, Schumacher nie ukrywał, że F1 ciągle jest w orbicie jego zainteresowań. Był nawet blisko powrotu do Ferrari po nieszczęśliwym wypadku Felipe Massy w GP Węgier 2009. Brazylijczyka zastąpił jednak Luca Badoer, a później Giancarlo Fisichella, nie zdobywając ani punktu do końca sezonu.
Głodnemu jazdy Schumacherowi skończyła się cierpliwość i podpisał kontrakt… z Mercedesem. Ogromny wpływ na decyzję Niemca miał fakt, że jego nowym szefem miał zostać jeden z ojców jego sukcesów w stajni z Maranello – Ross Brawn.
„Popełnił błąd wracając do stawki”
„To jedyna kombinacja, która mogła zdecydować o powrocie. Ross jest moim wieloletnim przyjacielem. Znamy się w każdym szczególe. Wygraliśmy razem wyścigi, których nie mieliśmy prawa wygrać, przeżywaliśmy razem trudne czasy i wspaniałe chwile. I zakończyliśmy współpracę z pozytywnymi wspomnieniami o sobie. Jestem bardzo zainspirowany tym, że znów będziemy współpracować. Czuję, że wnoszę coś naprawdę ważnego do zespołu” – mówił „Schumi” po podpisaniu trzyletniego kontraktu.
Wszystko to na papierze wyglądało jak prosta recepta na sukces. Tylko nieliczni dziennikarze i eksperci dostrzegali przesłanki, które wskazywały na to, że powrót Schumachera może nie być usłany różami. I nie był…
Siedmiokrotny mistrz świata zawiódł w barwach stajni z Brackley. Mercedes wówczas dopiero budował swój zespół fabryczny, przez co nie posiadał konkurencyjnego samochodu. Schumacher przegrywał zresztą też wewnętrzną rywalizację z Nico Rosbergiem. Kolejnym istotnym czynnikiem była rewolucja techniczna z 2009 roku, która kompletnie zmieniła bolidy.
„Popełnił błąd wracając do stawki. Nowa generacja pojazdów F1 rozwijała się w innym kierunku, a Schumacher nie był w stanie wpłynąć tak bardzo na technologię, jak to miało miejsce wcześniej w Benettonie czy Ferrari” – stwierdził po latach Willi Weber, były menedżer Schumachera.
Po trzech sezonach spędzonych w kokpicie „Srebrnej Strzały”, jedynymi sukcesem Schumachera było szczęśliwe trzecie miejsce w GP Europy 2012. Jak się okazało, Niemiec nie był w stanie nawiązać do swojej formy sprzed emerytury. Schumacher wypadł blado w starciu z nową technologią i generacją coraz lepszych, młodych kierowców. To wszystko uwydatniło jego braki po powrocie, których nie był już w stanie nadgonić. „Schumi” już zawsze będzie postrzegany jako legenda motorsportu, ale tak samo już zawsze będzie na jego nazwisku ciążyło piętno porażki w Mercedesie.
Powrót Fernando Alonso. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki?
Między powrotem Schumachera i Alonso jest jednak kilka zasadniczych różnic. Bez wątpienia stawiają one Hiszpana w lepszej sytuacji niż siedmiokrotnego mistrza świata. Fernando wraca do zespołu, który już zna – wiele osób pracujących w Renault ciągle pamięta ich wspólne sukcesy z lat 2005-06. Ponadto „Nando” może potraktować sezon 2021 jako czas na solidne przygotowanie się do nowej generacji bolidów – w samochodzie, który na jego szczęście, nie odbiega zanadto od tego, do czego przyzwyczaił się przed swoim odejściem z padoku.
Walka Renault o tytuł w 2022 roku także wydaje się realna zważywszy nie tylko na rewolucję techniczną ale limity budżetowe obowiązujące od 2021 roku. Układ sił na pewno się zmieni, a na limitach budżetowych największym wygranym będzie właśnie Renault oraz McLaren. Pytanie tylko, czy zespół fabryczny, który co roku zapewnia, że zbudują bolid umożliwiający walkę o najwyższe cele, a kończący w środku stawki jest wiarygodny?
Przyszły sezon może być trudny dla Hiszpana
Prawdziwy test formy Alonso przyjdzie jednak dopiero kiedy Renault faktycznie da mu bolid zdolny do walki o tytuł. W przyszłym sezonie trudno wymagać, nawet przy ogromnym talencie Hiszpana, że wyciągnie z Renault znacznie więcej niż bezpieczne miejsce w środku stawki, z powodu „zamrożenia” wielu elementów bolidu. Natomiast w przypadku walki na czele, największym konkurentem dla Alonso może okazać się jego partner z zespołu. W takim samym bolidzie będzie on stanowił punkt odniesienia dla rzeczywistej formy dwukrotnego mistrza świata.
Tak jak w przypadku rywalizacji Schumachera i Rosberga. I nie mam tu na myśli Estebana Ocona, który pomimo ogromnego potencjału nie powinien mieć szans na pokonanie weterana F1 w przyszłym sezonie. Renault, przynajmniej na początku, będzie zachwycone obecnością Alonso w ich garażu. Francuzi zrobią wszystko, żeby Hiszpan nie popełnił wizerunkowego „faux pas”, przegrywając z byłym juniorem Mercedesa.
Kto zostanie partnerem zespołowym „Nando” w 2022 roku? Czy ambicje Renault znajdą w końcu odzwierciedlenie w rzeczywistości? Czy po raz kolejny wielki comeback do F1 okaże się fiaskiem? Tego na razie nie wiemy. Ale wiemy, że powrót Alonso do stawki będzie mistrzowski – przynajmniej w kontekście dywagacji.
Miłością do Formuły 1 zaraził go tata i tak mu zostało do dzisiaj. Jak mówi sam o sobie: "już nie fach sprzed telewizorka, jeszcze nie dziennikarz". W przerwach od wyścigów, muzyk rockowego zespołu KAC.
- Karol Podsiadłohttps://motohigh.pl/author/karolpodsiadlo/
- Karol Podsiadłohttps://motohigh.pl/author/karolpodsiadlo/
- Karol Podsiadłohttps://motohigh.pl/author/karolpodsiadlo/
- Karol Podsiadłohttps://motohigh.pl/author/karolpodsiadlo/