Kontrowersyjne okoliczności wypadku
Nie milkną echa wczorajszych wydarzeń z wyścigu o GP Wielkiej Brytanii. Fenomenalna walka Lewisa Hamiltona z Maxem Verstappenem na pierwszym okrążeniu, szybko przerodziła się w dramat Holendra. Wciskając się po wewnętrznej do zakrętu Copse, Brytyjczyk zderzył się bowiem z tylnym kołem kierowcy Red Bulla, eliminując go z wyścigu przy ogromnej prędkości. Pozbawiony kontroli nad bolidem Verstappen, wypadł z toru, a następnie uderzył w bandy, doszczętnie rozbijając swój bolid. W trakcie wypadku, przeciążenie wyniosło 51 G, a wyraźnie obolały kierowca z trudem wyszedł o własnych siłach z wraku RB16B. Verstappen został zresztą później zabrany do pobliskiego szpitala, aby przejść szczegółowe badania. W tym samym czasie, Lewis Hamilton w kontrowersyjnym stylu wygrał GP Wielkiej Brytanii znacząco zbliżając się do młodego Holendra w klasyfikacji generalnej.
Czy kara dla Hamiltona była słuszna?
W trakcie czerwonej flagi będącej konsekwencją wypadku (służby porządkowe musiały naprawić zniszczoną bandę), media społecznościowe zawrzały. Większość kibiców domagała się od sędziów natychmiastowej kary dla Hamiltona. Niektórzy wręcz przewidywali dyskwalifikację Brytyjczyka doszukując się całkowitej bezmyślności w jego manewrach.
Verstappen and Hamilton collide!
The title rivals come together at Copse, pitching Verstappen into a high-speed crash.
The Dutchman was able to walk away but he has been taken to hospital for precautionary checks#BritishGP 🇬🇧 #F1 pic.twitter.com/ol1s9dRJoa
— Formula 1 (@F1) July 18, 2021
W tym momencie, po pierwszych analizach onboardów stałem jednak po stronie nielicznej grupy uznających kolizję kierowców jako incydent wyścigowy. Im dłużej jednak przyglądałem się powtórkom, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że Hamilton nie dość, że podjął się ryzykownego manewru w szybkim łuku (co samo w sobie nie jest niczym złym, w końcu tego oczekujemy po wyścigach samochodowych) to minimalnie przestrzelił dohamowanie, przez co nie zdołał dojechać do wierzchołka zakrętu. Tym samym, siłą rzeczy wypychał Verstappena, który również nie ustąpił. Tylko, że Holender ustępować wcale nie musiał, bo to on był sporo przed bolidem Hamiltona. Pech chciał, że to on przedwcześnie zakończył swój wyścig, bo równie dobrze to Brytyjczyk mógł odpaść.
Wobec tych wydarzeń późniejsza kara 10 sek. dla Hamiltona wydawała się w pełni uzasadniona i adekwatna do winy kierowcy Mercedesa. Winy nie całkowitej (jak twierdził choćby Christian Horner, czy optujący za zawieszeniem Hamiltona na jeden wyścig Helmut Marko), lecz przeważającej.
Hamilton vs Verstappen: Skrajne opinie kierowców
Wymiar kary podzielił środowisko F1. Weterani, tacy jak David Coulthard i Mark Webber uważali, że 10 sek. to stanowczo za mało. Z kolei Leclerc i Alonso twardo trzymali się zdania, że kolizja – choć skrajnie niebezpieczna – była jedynie incydentem wyścigowym. O ocenę tej sytuacji zapytałem Damiana Lemparta – kierowcę wyścigowego i współpracownika naszej redakcji.
– Kibicuje Maxowi w tym roku, ale moim zdaniem warto przyjrzeć się onboardowi i jego pracy na kierownicy w zakręcie. 90% materiałów pokazuje błąd Lewisa, choć zrównał się on przed zakrętem z bolidem Maxa w sposób czysty. Wiele osób nie uwzględnia tego, że Max jeszcze bardziej dokręcał kierownicę niż miało to w ogóle sens, zwłaszcza że Copse ma bardzo szeroką zewnętrzną, gdzie siłą rzeczy Max byłby w stanie uzyskać wysoką prędkość w sekcji – zauważa Lempart.
– Jest wiele opinii, że Lewis mógł bardziej pojechać w kierunku tarki wewnętrznej, jak w przypadku podobnego manewru z Leclerciem. Jednak w przypadku wyprzedzania Maxa, Lewis był jeszcze bardziej wyrzucony pod ścianę, a wciskanie się przez Copse przy tak wysokiej prędkości nie jest tak łatwe, jak mogło by się zdawać osobom, które mówią zdania w stylu „że mógł bardziej dokręcić”. Moim zdaniem obydwaj powinni to wziąć na klatę, a Hamilton miał w tamtym miejscu po prostu więcej szczęścia (…). Dla mnie jest to „racing incident” z winą obydwu kierowców – ocenił Lempart, zauważając, że onboard z bolidu Hamiltona nie oddaje w pełni sytuacji, w której znalazł się Brytyjczyk.
Prawda leży gdzieś pośrodku
Wobec tych wypowiedzi można odnieść wrażenie, że choć sędziowie powinni oceniać jedynie sam moment kolizji, a nie jej konsekwencje to na Silverstone ulegli ogólnej dramaturgii wypadku i widokowi zdemolowanego bolidu Verstappena. Mieli oni jednak piekielnie trudne zadanie, z którego uważam, że w ostatecznym rozrachunku wyszli obronną ręką. Kara Hamiltonowi się należała biorąc pod uwagę niepotrzebne ryzyko jakie podjął. Z pewnością nie zasługiwał na choćby „stop & go”. Może na „drive through”, ale 10 sekund kary i tak mocno utrudniło plan Mercedesa na wyścig. Inna sprawa, że finalnie nie przeszkodziło to Hamiltonowi w wygraniu GP Wielkiej Brytanii.
Dodatkowo nie można pominąć aspektu psychologicznego rywalizacji obu kierowców. W obecnym sezonie już kilkukrotnie widzieliśmy ich walkę „koło w koło”. Dotychczas to Lewis odpuszczał, ustępując Maxowi, o czym także mówił Lempart.
– Verstappen też twardo wyprzedzał Hamiltona w Imoli oraz Barcelonie i nikt nie miał pretensji mimo, że Lewis był przez niego wypychany wręcz na „sausage kerby” – dodał kierowca.
Każdy zdawał sobie sprawę, że taki stan rzeczy nie będzie trwał wiecznie i w końcu dojdzie do kolizji. Przy tak ambicjonalnym podejściu obu kierowców do ich rywalizacji było to po prostu nieuniknione.
Triumf w oparach niesmaku
Zupełnie osobną kwestią jest to, jak Lewis Hamilton świętował zwycięstwo. Zazwyczaj nie ma nic złego w pompatycznej celebracji, wymachiwaniu ojczystą flagą przed swoimi kibicami i egzaltacji triumfu na domowym torze. Należy się jednak zastanowić, czy wygrana w GP Wielkiej Brytanii nie jest tylko „pustym” zwycięstwem Hamiltona?
What a feeling this must be! #BritishGP 🇬🇧 #F1 pic.twitter.com/mLL9V4POnZ
— Formula 1 (@F1) July 18, 2021
Najpierw wyeliminował jedynego kierowcę, który był w stanie mu realnie przeszkodzić w drodze do najwyższego stopnia podium. Potem na jego korzyść zagrała czerwona flaga. Dyrektor techniczny Mercedesa – Andrew Shovlin, przyznał później, że w wyniku kontaktu z Verstappenem doszło do uszkodzeń obręczy koła w bolidzie Hamiltona. Gdyby nie przerwanie wyścigu, Brytyjczyk musiałby zaliczyć dodatkowy pit stop, który przekreśliłby jego szanse na tak dobry wynik.
Później, ścigając czołówkę po odbyciu kary, Bottas bez słowa przepuścił Hamiltona, aby ten mógł dogonić Charlesa Leclerca. Niestety, Monakijczyk był bezbronny w starciu z siedmiokrotnym mistrzem świata. Bolid Ferrari nie współpracował z twardymi oponami tak dobrze jak z pośrednią mieszanką. Zupełnie odwrotnie niż w bolidzie Hamiltona.
Gdyby kierowcy Mercedesa nie udało się sięgnąć po końcowy triumf, prawdopodobnie uniknęlibyśmy tak zażartej dyskusji o wysokości kary dla Hamiltona i wszystkich okolicznościach jego zwycięstwa. Wygrana Leclerca byłaby w pewnym sensie elementem sportowej sprawiedliwości i świadczyłaby o mocy niepisanego ducha fair-play, którego na Silverstone zabrakło.
Kolejną gorzką pigułką, którą fani musieli przełknąć jest zupełna obojętność Hamiltona wobec Verstappena w powyścigowych wywiadach. Brytyjczyk kilkukrotnie podkreślał, że to nie on, a Max jeździ zbyt agresywnie. O fakcie, że Holender znajduje się w szpitalu dowiedział się dopiero w zagrodzie dla mediów i próbując wyjść z twarzą z tej sytuacji, zapewnił, że do niego zadzwoni. Nie przeszkodziło mu to jednak wychwalać „najlepszych fanów na świecie”. Fanów, którzy zaledwie dwie godziny wcześniej, bezrefleksyjnie skakali z radości widząc wypadającego z toru, znienawidzonego Verstappena.
Lewis Hamilton: Bohater czy sprawny manipulator?
Brytyjczyk od lat kreuje swój medialny wizerunek na autorytet dla młodszych pokoleń. Walka o klimat, prawa mniejszości i równe szanse wielokrotnie przekładane są przez niego nad osiągnięcia sportowe. Tymczasem w GP Wielkiej Brytanii, Hamilton oblał egzamin ze zwykłej, ludzkiej przyzwoitości. Co więcej, egoizm, który pokazał wczoraj światu po wyścigu, znajduje poklask w brytyjskich mediach. W dzisiejszym wydaniu, „The Guardian” porównuje siedmiokrotnego mistrza świata do gladiatora, robiącego wszystko, aby tylko dostarczyć swoim fanom rozrywki, a wczorajszy triumf uznaje za najcenniejszy w karierze Brytyjczyka.
Niestety, egzamin z przyzwoitości oblali również hejterzy, który w rasistowski sposób wylali swoją frustrację na mediach społecznościowych Hamiltona. Skala komentarzy przyczyniła się wręcz do tego, że zarówno Mercedes, jak i Red Bull wystosowali komunikaty prasowe odcinające się od takiego zachowania „kibiców”, prosząc jednocześnie o zaprzestanie propagowania mowy nienawiści.
Fakt, że Max Verstappen opuścił wczoraj bolid o własnych siłach, wyszedł ze szpitala, a jego zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo wydaje się więc być jedynym zwycięstwem, które powinno nas interesować. Mimo to, z tyłu głowy ciągle dominuje myśl, że wyścig wygrał Lewis Hamilton, który zbliżył się do Holendra na zaledwie 8 punktów w klasyfikacji generalnej, a Mercedes traci do Red Bulla już tylko 4 punkty w klasyfikacji konstruktorów. Dodatkowo, Brytyjczyk będzie miał kolejny powód do tego, aby żalić się mediom na rasistowskie komentarze i hejt, nie widząc, że bierze się on nie z powodu koloru jego skóry, a zachowania.
Zapytam jednak ponownie, czy nie jest to „puste” zwycięstwo? Tak czy inaczej, jego wpływ na mistrzostwa i dalszą rywalizację Hamiltona z Verstappenem może być ogromny. I wszystkim powinno zależeć na tym, aby nie był decydujący w kontekście walki o mistrzostwo, ponieważ F1 takich zwycięstw nie potrzebuje.