Connect with us

Czego szukasz?

Motorsport

Superleague Formula: Seria, w której wyścigi spotkały piłkę nożną

Pieniądze rządzą światem. A szczególnie światem sportu, czego najświeższym przykładem jest utworzenie przez największe, europejskie kluby piłkarskie swoistej konkurencji dla słynnej Ligi Mistrzów – Superligi. Choć od kilku dni, nazwa ta kojarzy się wyłącznie z futbolem, niewielu zdaje sobie sprawę, że w przeszłości miała także wiele wspólnego z motorsportem. Przedstawiamy wam historię jednego z najdziwniejszych tworów w historii wyścigów samochodowych, a zarazem piłki nożnej. Mowa o Superleague Formula, czyli serii leżącej na styku tych dwóch, jakże odmiennych światów.

superleague formula
Fot. Kyle Busch Br / Twitter

Dwa różne światy?

Nietrudno wskazać różnice między motorsportem a piłką nożną. Jednak jak pokazuje historia, wiele je również łączy, a tym co najbardziej są oczywiście pieniądze. Wielokrotnie w historii wyścigów samochodowych mogliśmy obserwować reklamy klubów piłkarskich, znajdujące się na malowaniu bolidów. Koronnym przykładem takiej kooperacji jest współpraca między Listerem a Newcastle United w trakcie 24-godzinnego wyścigu Le Mans w 1996 roku. Angielski klub został wtedy sponsorem tytularnym brytyjskiego producenta i kompletnie zdominował malowanie nadwozia Listera Storm GTS. Nikt wtedy nie myślał, że może to zachęcić innych do stworzenia nowej serii – Superleague Formula.

Listera Storm GTS

Fot. TufferB / Twitter

Także w Formule 1 mieliśmy do czynienia z mariażem wyścigów z futbolem. W latach 2012-2015 na bolidach Saubera mogliśmy oglądać logo Chelsea, które było ważnym sponsorem ekipy z Hinwil.

Sauber 2012 Chelsea

Fot. Sauber F1 Team

Kuriozalnym pomysłem wydawało się jednak stworzenie serii wyścigowej, w której rywalizowałyby zespoły, wystawiane przez kluby piłkarskie. Oczywiście było tak do początku XXI wieku.

Ambitne plany i wielkie pieniądze

Pomysł ten zrodził się w głowach inwestorów SMC Capital, którzy zamierzali stworzyć Premier 1 Grand Prix – serię wyścigową, która połączyłaby te dwa najbogatsze sporty świata, angażując w motorsport kluby, takie jak: Manchester United, FC Barcelona czy Juventus. W 2000 roku, The Times donosiło, że pomysł ten rozwścieczył szefa F1 – Berniego Ecclestone’a, który potraktował te doniesienia, jako realną konkurencję dla królowej sportów motorowych. Prognozowano, że Premier 1 GP będzie przynosić zyski rzędu 100 milionów funtów rocznie, co na początku XXI w. było astronomiczną kwotą. 

Poza SMC Capital, w projekt był zaangażowany były dyrektor wykonawczy angielskiego związku piłki nożnej (FA) – Graham Kelly, który na łamach The Times zachwalał ten innowacyjny pomysł.

– 40% kibiców piłki nożnej jest fanami F1. Nic więc dziwnego, że Premier 1 GP wzbudza zainteresowanie wśród klubów piłkarskich, dla których ta seria wyścigowa będzie przynosić ogromne zyski ze sprzedaży praw telewizyjnych. W obecnych czasach, szukają one nowych sposobów na zarobienie pieniędzy, aby pokryć horrendalne kwoty transferów oraz chcą rozwijać swoje marki na wszelkich możliwych polach. Ich nazwy [klubów piłkarskich – przyp. red.] już dawno wykroczyły poza futbol – argumentował Kelly.

Ekscytujące ściganie miały zapewnić zapewnione przez Dallarę bolidy, napędzane silnikami V10 – takimi jak ówczesna F1. Premier 1 GP miało zresztą kusić kierowców królowej motorsportu, którzy z pewnością przyciągnęliby do nowej serii rzesze swoich fanów. Mówiono, że jednym z nich będzie mający za sobą jedenastoletnią karierę w F1 Johnny Herbert.

ZOBACZ TAKŻE
Bolid F1: Z czego się składa? Wszystko, co powinieneś wiedzieć

Jednak pięknie brzmiące w mediach założenia brutalnie zderzyły się z rzeczywistością. Chęć angażu wyraziło wyłącznie Leeds United, a przewidywany start nowej serii wyścigowej, z powodów finansowych przełożono z 2001 na 2003 rok. Ostatecznie z wielkich planów nic nie wyszło, a projekt upadł zanim bolidy wyjechały na tor. Mimo to, marzenia o połączeniu motorsportu z futbolem ciągle żyły w głowie dyrektora Premier 1 GP – Robina Webba.

Narodziny Superleague Formula

– Obudziłem się pewnego poranka i pomyślałem: „zrobię to i nazwę Superleague Formula” – przyznał  w wywiadzie dla Motor Sport Webb.

Wraz ze swoim wspólnikiem – Alexem Andreu, Robin Webb przekonał kilkanaście klubów piłkarskich, takich jak: A.C. Milan, Borussia Dortmund czy Liverpool F.C. i w 2005 roku dostał zielone światło do FIA na stworzenie swojej wymarzonej serii wyścigowej. Inaugurujący sezon został zapowiedziany na 2008 rok i miało w nim wystartować 20 klubów z Europy, Azji i Ameryki Południowej. Kalendarz zaś obejmował 6 słynnych europejskich torów, m.in.: Nurburgring, Zolder czy Jerez.

Budowy bolidów do Superleague Formula podjęła się firma Elan Motorsport we współpracy z Panozem, mającym doświadczenie z amerykańskiej serii Champ Car. Samochody zostały wyposażone w generujące 750 KM silniki V12, które już wtedy napawały kibiców nostalgią dawnej F1. Produkowane były przez angielską firmę Menard Competition Technologies. Za ogumienie odpowiedzialny był od lat związany z motorsportem Michelin.

ZOBACZ TAKŻE
Formuła 5000 - prawdziwa historia

Bolidy odstawały jednak osiągami od królowej motorsportu, będąc regularnie 15-20 sekund wolniejsze na okrążeniu, na tych samych torach. Nie przeszkodziło to jednak, ściągnąć do serii kierowców znanych z F1, GP2 i Champ Car. Swoje starty w Superleague Formula zapowiedzieli m.in.: Robert Doornbos, Andreas Zuber, Nelson Philippe, Enrico Toccacelo, Andy Soucek i Antonio Pizzonia.

Ekscytujący był także format weekendu. W sobotę miał obywać się jeden trening oraz kwalifikacje. W niedzielę zaś, kierowcy startowali w dwóch, 45-cio minutowych wyścigach, z czego jeden opierał się na tzw. „reverse grid”. Atrakcyjna była również pula nagród, która w pierwszym sezonie obejmowała milion euro za wyścig.

Obiecujący start

Seria ruszyła zgodnie z planem – w 2008 roku, a inauguracyjna runda miała miejsca na torze Donington Park. Nie udało się jednak zgromadzić zakładanych 20 klubów w stawce i ostatecznie na starcie pojawiło się 18 bolidów. Debiutancki sezon wygrał chiński klub Beijing Guoan, reprezentowany przez włoskiego mistrza GT Championship oraz Euroseries 3000 – Davide Rigona. W wyścigach triumfowały także, uznane europejskie kluby, takie jak: Liverpool F.C., A.C. Milan, PSV Eindhoven, F.C. Porto, Sevilla FC czy Borussia Dortmund.

Fot. JUST RACING / Twitter

Co jednak najważniejsze, rywalizacja nie była nudna i obfitowała w manewry wyprzedzania, co przyciągało fanów do nowej serii.

W pierwszym sezonie, Superleague Formula odniosła niemały sukces komercyjny, gromadząc przed telewizorami 600 tysięcy kibiców w 70 krajach. Pod względem fanów zgromadzonych na torze, rekord ustanowiła ostatnia runda sezonu. Zmagania na torze Jerez obserwowało 34 tysiące kibiców. Wobec tak zadowalających wyników, tylko kwestią czasu było większe zaangażowanie sponsorów, a co za tym idzie, jeszcze większych pieniędzy.

Nieustające pasmo sukcesów

Wraz z nowym sezonem, do Superleague Formula ściągnięto sponsora tytularnego – angolskiego potentata naftowego Sonangol. Jego angaż zapewnił większą pulę nagród, dzięki czemu seria stała się jeszcze bardziej atrakcyjna dla kierowców, szukających wysokich zarobków poza F1. Niestety, większe pieniądze zrodziły także nierówne podziały finansowe wśród klubów. Te radzące sobie lepiej, jak Liverpool F.C. czy A.C. Milan zarabiały krocie. Jeżdżące w tyle stawki, nie dostawały niemal nic i musiały dokładać do interesu.

Do formatu czterech z sześciu weekendów dodano także tzw. Super Final, który był trzecim, bardzo krótkim wyścigiem dla sześciu najlepszych kierowców. To na jego podstawie rozliczano później premie dla zawodników.

Sezon 2009 wygrał jeżdżący dla Liverpoolu Adrian Valles, a swoje pierwsze zwycięstwa w wyścigach odniosły Tottenham Hotspur, FC Basel 1893, Rangers F.C., Olympiacos CFP, Sporting CP, R.S.C. Anderlecht and Galatasaray S.K..

Mimo wewnętrznych finansowych podziałów, Superleague Formula odniosła niewyobrażalny skok popularności. Cały sezon obejrzało w sumie 100 milionów fanów w 62 krajach. O popularności serii niech świadczy fakt, że Superleague Formula doczekała się nawet oficjalnej gry na PC, która spotkała się z ciepłym przyjęciem graczy. Jej twórcy – Image Space Incorporated (znani choćby z F1 Challenge 99-02, NASCAR Thunder czy rFactor) postawili na symulacyjny model jazdy i przeniesienie sporej dawki realizmu na ekrany komputerów.

superleague formula gra

Fot. Superleague Formula 2009: The Game

Superleague Formula: Finansowe El Dorado

Sezon 2010 wiązał się z ogromnymi zmianami w serii. Kalendarz rozrósł się z 6-ciu do 12-stu rund, a Superleague Formula poza wyścigami na znanych europejskich torach, zawitała m.in. w Chinach. Ponownie wzrosły także premie finansowe, zarówno te za pojedyncze wyścigi, jak i na koniec sezonu. W udzielonym przed sezonem wywiadzie, Robin Webb nie krył radości z takiego obrotu spraw.

– Nowy podział zysków stanowi jeszcze większą zachętę dla kierowców. Nie przychodzi mi do głowy żadna inna seria wyścigowa w Europie, która oferowałaby takie pieniądze dla zwycięzcy mistrzostw, a co dopiero za wygraną w pojedynczych wyścigach. Superleague Formula zapewnia kierowcom naprawdę godne warunki finansowe, których nie widuje się w innych seriach poza F1 – zaznaczał dyrektor serii.

Rzeczywiście, w tamtych czasach Superleague Formula pod względem finansowym wyprzedziła europejski motorsport o lata świetlne. Najlepszy kierowca w sezonie zgarniał milion euro, drugi 500 tysięcy, a trzeci 250 tysięcy. Do tego dochodziły premie za pojedyncze rundy, sięgające 100 tysięcy euro. W sumie, najlepsi kierowcy zarabiali w sezonie ponad 2 miliony euro. Szczególnie dobrze wspomina te czasy Craig Dolby, któremu starty w Superleague Formula pozwoliły na rozwój kariery.

– Byłem wtedy młody i bardzo wdzięczny za to ile zarabiałem. To, jak Superleague Formula płaciła kierowcom sprawiło, że moja kariera nabrała rozpędu. Poza tym świetnie było się ścigać w tej serii – podkreślał Dolby w wywiadach.

Kwoty te są jednak marnym procentem tego, co zarabiały najlepsze kluby na prawach transmisyjnych. Ciągle nie rozwiązano jednak problemu nierównej dystrybucji zysków i kluby z ogona stawki ponownie wychodziły na minus.

superleague formula zaraz po starci

Fot. Motorsport_FR / Twitter

W 2010 roku rozszerzono ideę Super Final, który towarzyszył teraz zmaganiom w każdej rundzie. Sezon zwyciężył jeżdżący dla Anderlechtu Davide Rignon, a wyścigi śledziło regularnie 6 milionów kibiców co weekend.

Sezon 2011 – zmierzch Superleague Formula

Mimo więcej niż zadowalających wyników oglądalności, w 2011 roku seria popadła w niemałe kłopoty. Przed rozpoczęciem sezonu, Superleague Formula straciła sponsora tytularnego, a nierówności finansowe doprowadziły do odejścia znacznej liczby klubów startujących w mistrzostwach. Do serii dołączyły jednak zespoły narodowe, takie jak: Japonia, Korea Południowa czy Australia. Było to pokłosiem rozwiązania pod koniec 2009 roku serii A1GP, będącej czymś w rodzaju motorsportowego pucharu świata, w której Webb był udziałowcem.

Wydawało się, że pomimo początkowych problemów, Superleague Formula będzie istnieć i rozwijać się w podobnym tempie jak dotychczas. A jednak, po dwóch rundach sezonu 2011, Superleague Formula dokonała tzw. „angielskiego wyjścia” z motorsportu. Praktycznie z dnia na dzień odwołano resztę sezonu, a seria przez prawie rok milczała w kwestii swojej przyszłości. Wyglądało to tak, jakby całe mistrzostwa zapadły się pod ziemię.

superleague formula liverpool

Fot. K7al_L3afta / Twitter

Jak się później okazało, odejście Sonangolu i niemożność znalezienia nowego sponsora były nie do przeskoczenia dla władz Superleague Formula. Brak stałego finansowania uniemożliwił negocjacje kontraktów z torami, które początkowo znajdowały się w kalendarzu na 2011 rok. Webb podkreślał później, że seria nie zbankrutowała, ale ucierpiała w stopniu nie pozwalającym na jej dalsze funkcjonowanie. Gwoździem do trumny okazało się sprowadzenie zespołów z A1GP, które targane wewnętrznymi konfliktami nie były w stanie dogadać się w kwestiach finansowych.

Czy to mogło się udać?

Superleague Formula szczególnie dobrze wspomina Craig Dolby, który ma spory żal o to jak potoczyła się historia serii.

–  To były wyścigi przez duże „W”. Naprawdę szkoda, że tak to się skończyło. Superleague Formula robiła wszystko dobrze – była głośna, a opony pozwalały naciskać, tak jak tylko chcieliśmy. Nie brakowało walki koło w koło, a dzięki równym bolidom nawet w wyścigach z odwróconą stawką liczyłeś się w walce o zwycięstwo. Przypominało to Formułę Ford z siedmiuset konnymi silnikami. Naprawdę brakuje mi wściekłego ryku tych V12. (…) Myślę, że z punktu widzenia kibiców, nie sposób było nie zakochać się w tej serii – nie krył rozczarowania Dolby, którego kariera wyścigowa znacznie zwolniła z powodu rozwiązania Superleague Formula. Dzisiaj, Brytyjczyk jest kaskaderem, a w swoim portfolio ma pracę na planach takich filmów jak „Mission Impossible” czy „Szybcy i Wściekli”.

– Pięknem tej serii było to, że wszyscy traktowali to bardzo serio. Gdy jeździłem dla Anderlechtu [w 2008 roku – przyp. red.], cały zespół był dumny z tego, że reprezentuje barwy tego małego, belgijskiego klubu. To była wielka przyjemność móc uczestniczyć w tym projekcie. (…) Na zawsze zapamiętam weekend na Zolder. Gdy po raz pierwszy otworzyliśmy tam garaż, zobaczyliśmy morze fanów Anderlechtu czekających na sesję autografów. To było coś surrealistycznego. Superleague Formula wkładała wiele wysiłku w połączenie wyścigów samochodowych z futbolem i myślę, że im się to udało – wspominał Dolby.

ZOBACZ TAKŻE
Radzieckie i rosyjskie projekty F1. Mogło być nieźle, wyszło jak zawsze

Trudno nie zgodzić się z argumentami Brytyjczyka. Superleague Formula stanowiła idealny sposób na ściągnięcie nowych fanów do motorsportu. Widowiskowe ściganie okraszone nutką futbolowej rywalizacji stanowiło powiew świeżości, na nieco skostniałym rynku motorsportu tamtych lat. Seria miała również ogromny potencjał komercyjny, który mam wrażenie, że nie został odpowiednio wykorzystany. Co jednak najważniejsze, pozwalała wielu kierowcom na rozwój, który nie był możliwy bez odpowiednich funduszy. Jednym słowem – szkoda.

5/5 (liczba głosów: 7)
Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama