Analiza 12h Sebring 2021: Wszystkie DPi na prowadzeniu
Tak jest. Każdy samochód w tegorocznej stawce DPi prowadził 12h Sebring przez co najmniej jedno okrążenie. Po dobrym starcie prym wiodły Cadillaki, gonione przez jedyną Mazdę i Acurę #10. Pierwsza godzina zakończyła się problemami obu samochodów AXR, z #31 spadającym o cztery okrążenia w dół po zderzeniu z bandą w Sunset Bend.
Przez kolejne kilka godzin Ally Cadillac #48 zamieniał się na czele stawki z Acurą #10 i Mazdą #55, aby w piątej godzinie dostać komunikat o katastrofie. Zespół dowodzony przez Chada Knausa źle obliczył czas jazdy Simona Pagenauda, przekraczając zasadę 4 out of 6 o pięćdziesiąt sekund. Od tego momentu, niezależnie od wyniku na mecie, #48 był skazany na przesunięcie na koniec stawki DPi w klasyfikacji końcowej.
W drugiej połowie wyścigu pałeczkę przejęła przyspieszająca Mazda, trzymając się cały czas pierwszej dwójki w generalce mimo jednorazowej przygody z Acurą #60 w Gendebien. W szóstej godzinie Felipe Nasr stracił kontrolę nad samochodem w T1i zderzył się z JDC Caddym #5, uszkadzając oba samochody. Od tego czasu #5 zmagał się z próbami powrotu na okrążenie lidera. Ostatecznie udało im się to w ostatnich godzinach wyścigu po kilku FCY. Sporego pecha miał za to Scott Dixon w CGR Caddym #01, który uszkodził samochód o kontakcie z jednym z fabrycznych BMW M8. Incydent po raz drugi z rzędu zaprzepaścił szanse zespołu Chipa Ganassiego na wygraną w długodystansówce IMSA, po fatalnym w skutkach kapciu w Daytonie.
Dzięki skutecznej strategii po ostatniej kolejce postojów Sebastien Bourdais wskoczył na prowadzenie, i utrzymał je aż do mety. W ten sposób 12h Sebring 2021 padło łupem najmniejszego, i jedynego pozbawionego wsparcia producenta zespołu w DPi. Ostatnie okrążenia zresztą #5 pokonywał z uszkodzonym tylnym skrzydłem, zaś sam Bourdais nazwał swoją wygraną „nieprawdopodobną”.
LMP2 i LMP3 zachowywały się niecodziennie
Wyścig LMP2 upłynął bez większych fajerwerków. Stawka pięciu samochodów szybko rozszczepiła się, i do końca wyścigu nie obserwowaliśmy większych pojedynków Orek. Pechowcami wyścigu okazała się załoga WIN Autosport #11. Samochód odmówił posłuszeństwa w piątej godzinie, i choć Tristan Nunez zdołał doprowadzić Orecę do pit lane, to elektronika wyzionęła ducha. Samochód został wycofany ostatecznie w drugiej połowie wyścigu, po zażartej walce zespołu o powrót na tor.
Tymczasem reszta stawki jechała stosunkowo bezpiecznie, do czasu wypadku Tower Motorsports #8. Prototyp prowadzony przez Timothe Bureta uderzył w bandę w T1, w klasycznym dla Sebring przypadku utraty kontroli na wyboju. Wypadek na miejscu zakończył wyścig Oreki #8, i przyniósł stosunkowo krótki jak na skalę wypadku okres FCY.
Driver is safe and walked away thanks to the amazing safety tech of the LMP2 platform. pic.twitter.com/BbMa0zc9Zo
— IMSA (@IMSA) March 20, 2021
Jedyna większa bitwa w LMP2 zdarzyła się na sam koniec wyścigu, gdy Era #18 goniła prowadzącego PR1 #52. Ostatecznie PR1 wygrał wyścig w klasie o nieco ponad sekundę. Już po mecie tymczasem United Autosports #22 został zdyskwalifikowany za nadmierne starcie skid blocka, niwecząc starania brytyjskiego zespołu.
W LMP3 tymczasem działo się nieco więcej. Na uwagę zasługuje fakt, że na siedem startujących prototypów do mety dojechało aż pięć. Cztery z nich finiszowało zresztą na tym samym okrążeniu. Wyścig LMP3 nie był naznaczony zbyt wieloma ekscytującymi manewrami, ale pokazał niezwykłą trwałość juniorskich prototypów. Zaledwie jeden samochód, Performance Tech #38 odpadł po usterce roztelepanego na wybojach wydechu. Drugi DNF przypadł załodze WIN Autosport #83, po frontalnym uderzeniu w bandę w Tower Bend.
Wyścig w LMP3 wygrał Core Autosport #54, po powrocie z podwójnego zdublowania w pierwszych godzinach wyścigu. Riley Motorsports może uważać się za to za ofiary incydentu zespołu BMW Team RLL w boksach w przedostatniej godzinie. Pożar paliwa przy #24 spowodował sporą stratę czasową obu samochodów Rileya, co okazało się być jednym z gwoździ do trumny ich ataku na Sebring.
Analiza 12h Sebring 2021: GTLM długo bez przygód… A potem finisz
Wyścig GTLM w pierwszej godzinie szedł zdecydowanie po myśli Corvette. Oba fabryczne C8.R prowadziły niewielką paczkę samochodów GTE, powoli powiększając przewagę nad obiema BMW i jedynym prywatnym Porsche. Jednak już w drugiej godzinie nadeszły pierwsze kłopoty. Uszkodzona cewka w #4 odcięła jeden z cylindrów i spowodowała spory spadek mocy. Samochód musiał spędzić sporo czasu w pitlane i w garażu, spadając daleko za resztę klasy i przestając się liczyć w walce o pozycje.
Pierwszą połowę wyścigu zamknęła na prowadzeniu Corvette #3, ale niedługo potem i ten samochód wpadł w tarapaty. Tym razem zawiniła nie mechanika, ale strategia. Poważny błąd w boksach spowodował dużą stratę czasu dla #3, przez co na czoło klasy wysunęły się BMW. Pod koniec wyścigu jednak #3 był już z powrotem na tym samym okrążeniu i walczył o pozycje. W jedenastej godzinie błąd w boksach popełniło BMW, wszczynając pożar w trakcie tankowania w #24. Samochód udało się szybko ugasić i wysłać z powrotem na tor, choć w nieco naruszonym i osmalonym stanie.
W ostatnich minutach Corvette #3 znów prowadziła wyścig i jechała po zwycięstwo. Antonio Garcii przeszkodził jednak Connor de Phillippi, polujący na przejęcie prowadzenia. W sekcji po wyjeździ z Hairpin de Phillippi uderzył w prawy tylny róg #3 i posłał Corvette w niekontrolowany poślizg, samemu tracąc kontrolę nad swoim BMW #25. Na całej sytuacji skorzystał znajdujący się nieco z tyłu Matthieu Jaminet w WeatherTech Porsche #79. Francuz o włos ominął #25 na wyasfaltowanym poboczu toru i przejął prowadzenie. Nie oddał go już do mety.
#25 tymczasem został za ten manewr ukarany karą DT, którą odbył na pięć minut przed końcem. Connor de Phillippi przeprosił także na Twitterze załogę Corvette Racing #3 niedługo po zakończeniu wyścigu.
Latające Lamborghini i szybkie Porsche w GTD
Większość rywalizacji GTD upłynęła pod znakiem Porsche. Pfaff #9 i Wright #16 prowadziły stawkę klasy przez zdecydowaną większość wyścigu, ustawicznie zamieniając się na P1. Mocnej postawy Porsche nie wzruszyły nawet przygody Hardpoint EBM #99, który wielokrotnie zjeżdżał do boksów na naprawy po incydentach. Na szczególną uwagę w klasie GTD zasługuje postawa jedynego Aston Martina wystawianego przez Heart of Racing. Załoga #23 potwierdziła swoją ekspertyzę na Sebring, stale pnąc się w górę i sięgając w pewnym momencie nawet P2. Ostateczny finisz na P3, za #9 i #16, stanowi zdecydowany triumf dla ekipy Gabe’a Newella.
W dalszej części stawki było stosunkowo spokojnie. Standardy jazdy gentleman driverów były w większości przypadków na przyzwoitym poziomie. Nie obyło się jednak bez problemów. Wczesne świetne tempo Lexusów #12 i #14 obróciło się w pył po wymianie hamulców w czwartej godzinie, powodując permanentny spadek obu samochodów do środka stawki. Także Turner BMW #96 i SunEnergy1 Mercedes #75 miały problemy techniczne i straciły kilka okrążeń.
Spektakularnego incydentu dostarczyło nam za to Lamborghini. W czwartej godzinie Franck Perera stracił kontrolę nad GRT Lambo #19 na dohamowaniu do T3, i z impetem uderzył w Alegra Mercedesa #28. Oba samochody poleciały prosto w betonowe, osłonięte oponami bariery. Prędkość uderzenia spowodowała spore zniszczenia w obu samochodach i na miejscu wykluczyła je z wyścigu. Obaj kierowcy – Perera i kierujący Mercedesem Billy Johnson – wyszli jednak z samochodów bez szwanku. Tym samym eksperyment pt. Analiza toru lotu samochodu GTD w trakcie 12h Sebring 2021 zakończył się niegroźnie.
GTD przyczyniło się także do ostatniego FCY wyścigu, gdy na pół godziny przed końcem Maro Engel nagle stracił jedno z kół w Mercedesie #75. Incydent wydarzył się na prostej start-meta i spowodował spore uszkodzenia w samochodzie, wywołując FCY i przetasowanie stawki. Ostatecznie, mimo braku fizycznego osiągnięcia mety, #75 został sklasyfikowany na dziewiątym miejscu w klasie. Zaraz przed finiszem pecha miała także Katherine Legge w Hardpoint EBM Porsche #88. Kontakt z Magnus Acurą #44 zarobił dla załogi DT, przez co #88 spadł z P3 na P5. Incydent pozbawił tym samym Porsche okazji na przejęcie całego podium GTD.
Analiza 12h Sebring 2021: Łyżka dziegciu musi być. Ale nie dla zawodników
Najgorszy występ w trakcie całego Twelve Hours of Sebring 2021 zaliczył… Żaden z samochodów. Złota Malina należy się za to samej IMSA, a raczej działowi odpowiedzialnemu za realizacje transmisji z Florydy. Mimo sprzyjającej pogody, i zdecydowanie mniejszemu obciążeniu serwerów niż na Daytonie, transmisja byłą bardzo niestabilna przez niemal połowę z dwunastu godzin. Problem dotyczył zarówno widzów międzynarodowych w transmisji IMSA.tv, jak i samych Amerykanów oglądających wyścig na NBC Sports Gold.
Pierwsze problemy pojawiły się w okolicach czwartej godziny, niedługo przed wypadkiem #19 i #28. IMSA szybko reagowała na skargi fanów na Twitterze, obiecując szybkie rozwiązanie problemów. Tak się jednak nie stało, i transmisja zaliczała wielominutowe lagi i zacięcia przez kolejne kilka godzin. Uwagę na słabą jakość realizacji zwróciły także osoby publiczne, takie jak fabryczny kierowca Audi Christopher Mies. Naczelni memiarze padoku IMSA, Turner Motorsports, starali się tymczasem pożartować z całej sytuacji, biorąc odpowiedzialność za problemy twierdzeniem, że wykorzystują serwery IMSA do kopania Bitcoinów.
Ok ok. We’ll stop mining for Bitcoin down here on pitlane. Sorry, folks. Our bad.#BTC 🚀#IMSA #Sebring12 #DisrespectTheBumps https://t.co/AUQzsBteC8
— Turner Motorsport (@Turnermotrsport) March 20, 2021
Transmisja wróciła do normy niedługo przed zmrokiem, po ładnych paru godzinach zmagań z opóźnieniami. Autor tego tekstu sam musiał wielokrotnie ratować się wyłącznie timingiem, aby tylko nie stracić z oczu rozwijających się na torze wątków. Realizacja transmisji IMSA okazała się być tym razem zdecydowaną klapą. Szansa na poprawę przyjdzie jednak dopiero w maju, w trakcie sprintu na Mid-Ohio Sports Car Course.
Pełne wyniki 69th Annual Twelve Hours of Sebring są dostępne tutaj.