Wielki powrót
Niedawno wydawało się, że bramy toru Autodromo Enzo e Dino Ferrari znanego szerzej jako Imola zamknęły się na Formułę 1 w 2006 roku. Dwa niesamowite pojedynki Michaela Schumachera i Fernando Alonso były ukoronowaniem wszystkich niesamowitych momentów, które kojarzymy z tym legendarnym obiektem. Lata zaczęły szybko lecieć, a fani Formuły 1 przestali wierzyć, że jeszcze kiedykolwiek zobaczą bolidy na tym historycznym torze.
Okazja na wielki powrót pojawiła się w najmniej spodziewanym momencie. Pandemia koronawirusa w bardzo mocnym stopniu zachwiała organizacją wyścigów w 2020 roku. Mało osób wie o tym, że właściciele toru Imola jako pierwsi zaoferowali swoje usługi. Zrobili to już w lutym, gdy było wiadomo, że nie odbędzie się GP Chin. Szybko jednak okazało się, że potrzeba dużo więcej zmienników, ponieważ wiele torów, szczególnie ulicznych, wycofało się z organizacji zawodów. Jednym z obiektów, które ostatecznie dołączyły do kalendarza, została właśnie Imola. Włoski tor ugościł najszybszych kierowców świata na przełomie października i listopada pod szyldem Grand Prix Emilii-Romanii już w 2020 roku. Następnie udało im się wynegocjować umowę na sezon 2021.
Dlaczego Imola powinna zostać w kalendarzu?
Wyścig na wąskiej Imoli zagwarantował wymagające walki o pozycje. Dokładnie tak, jak za starych dobrych lat, nazywanych złotą erą Formuły 1. W 2020 roku jednym z głównych starć był pojedynek Valtteriego Bottasa i Maxa Verstappena o drugą pozycję, który rozciągnął się na wiele okrążeń. Nie dziwne więc, że reakcje ze strony kierowców i fanów były bardzo pozytywne i już wtedy część z nich naciskała na jak najszybszy powrót. Ten nadszedł dużo szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
Początek sezonu 2021 zmierzył się bowiem z kolejnymi problemami, kiedy to całkowicie odwołano GP Chin, a ponadto przeniesiono GP Australii na końcówkę roku. Dlatego właśnie w kalendarzu pojawiły się dwa obiekty, które w zeszłym roku weszły w jego skład na jednorazowe zastępstwo. Jednym z nich była Imola, drugim Algarve. Kolejny powrót włoskiego obiektu okazał się świetną decyzją. Już od początku weekendu słychać było pozytywne głosy wśród kierowców, a sam wyścig dostarczył wielkie emocje oraz ściganie na najwyższym poziomie. Głównie za sprawą tego, że w niedzielę nad torem pojawiły się niespodziewane opady obfitego deszczu.
Dwa świetne wyścigi, a także wspaniały odbiór otoczenia sprawiają, że GP Emilii-Romanii byłoby mile widziane w kolejnych sezonach Formuły 1. Okazuje się, że ta wizja jest dużo bardziej realistyczna, niż mogłoby się wydawać. Głosy „z wewnątrz” wskazują nawet na to, że wszystkie szczegóły są już dogadane.
Imola nie zastąpi Monzy. Dwa wyścigi F1 we Włoszech staną się tradycją?
Włoskie media donoszą o tym, że tor Autodromo Enzo e Dino Ferrari jest bliski otrzymania pięcioletniego kontraktu na organizację wyścigów F1. Głośno o sprawie wypowiedział się prezes włoskiego automobilklubu ACI, Angelo Sticchi Damiani. Jak sam stwierdził, porozumiał się już w tej sprawie ze Stefano Domenicalim, aktualnym szefem Formuły 1. Ponadto Sticchi Damiani posiada w tej sprawie ogromne poparcie prezydenta regionu Emilii-Romanii, który był z nim na spotkaniu z Domenicalim.
– Imola bardzo dobrze pracowała w tym trudnym okresie. Omówiliśmy i oceniliśmy możliwości ze Stefano Bonaccinim, prezydentem regionu Emilia Romania. Dostrzegam w nim entuzjazm i chęć do zainwestowania [w organizację kolejnych wyścigów – przyp. red]. Proponuję umowę, która byłaby fantastyczna dla Włoch. W zeszłym roku gościliśmy wyjątkowo aż trzy Grand Prix. Oczywiście nadal mamy Monzę, ale dodatkowe posiadanie Imoli na stałe byłoby naprawdę wspaniałe – powiedział Angelo Sticchi Damiani.