Zaplecze niezdrowej rywalizacji
Jeszcze przed startem sezonu 2013, Mercedes zdecydował się przedłużyć współpracę z Nico Rosbergiem, wyrastającym na wielką gwiazdę. Niemiecki kierowca rok wcześniej, w Chinach, wygrał swój pierwszy wyścig w karierze. Jednocześnie była to też pierwsza wiktoria dla niemieckiego producenta jako konstruktora od… 1955 roku. Zespół chciał iść za ciosem i stać się zagrożeniem dla rywali w nadchodzącej erze hybrydowej. Ta była zaplanowana jednak dopiero na 2014 rok, więc ekipa z Brackley musiała się uzbroić w cierpliwość. Okazało się, że nadejść miała „srebrna wojna”.
W Mercedesie zwolnił się fotel kierowcy, ponieważ zespół opuścił Michael Schumacher, który po raz drugi udał się na emeryturę. Jego miejsce zajął Lewis Hamilton. Brytyjczyk chętnie przeszedł do Mercedesa. Kierowca miał dość ścigania się dla McLarena, który nie wykorzystywał potencjału swoich maszyn. Zwłaszcza frustrujący dla Brytyjczyka był sezon 2012, w którym gdyby nie awarie i słabe pit stopy, zostałbym mistrzem świata. Oprócz oczywistego talentu Hamiltona, ważnym czynnikiem przy wyborze, miały być jego dobre relacje z Rosbergiem.
Where it all began 💪 pic.twitter.com/zpR4e1UCid
— Mercedes-AMG PETRONAS F1 Team (@MercedesAMGF1) January 24, 2021
Znajomość kierowców sięga czasów startów w kartingu, kiedy to rywalizowali oni między innymi z Robertem Kubicą. Niemiec i Brytyjczyk wyrobili sobie przyjacielskie stosunki, które utrzymały się nawet, kiedy dotarli do Formuły 1. Pamiętne obrazki kierowców celebrujących wspólnie podium w GP Australii 2008, to tylko jeden z przykładów tego, że mieli papiery na stworzenie świetnego zespołu.
W pierwszym sezonie wspólnej jazdy, nic nie wskazywało, że może być inaczej. Hamilton wygrał na Węgrzech, natomiast Rosberg pokonał wszystkich w Wielkiej Brytanii i Monako. Jedynym zgrzytem były polecenia zespołowe podczas GP Malezji, na podstawie których Nico Rosberg został pozbawiony podium, na rzecz nikogo innego jak Lewisa Hamiltona. Po tej sytuacji Brytyjczyk nie krył jednak jawnego oburzenia. W wywiadzie po wyścigu powiedział, że partner z zespołu powinien znaleźć się na jego miejscu.
Sezon 2014: Pierwszy sezon pełen nienawiści. „Srebrna wojna” doczekała się premiery
W końcu nadszedł, długo wyczekiwany przez Mercedesa, sezon 2014. Był to pierwszy rok korzystania z silników hybrydowych w Formule 1. Testy przedsezonowe wykazały dokładnie to, czego Mercedes oczekiwał najbardziej. Zespół odjechał reszcie stawki na tyle, że łatwo można było stwierdzić, kto będzie walczyć o tytuł. Nikt inny nie był w stanie dorównać tempem Hamiltonowi oraz Rosbergowi. Wstępna analiza okazała się słuszna, lecz nikt nie przewidział okoliczności, w których ten mistrz świata zostanie wyłoniony.
Od pierwszych przejazdów w Australii, Mercedes rozdawał karty. W samym wyścigu zrobił to jednak tylko Nico Rosberg, ponieważ jego brytyjski partner z zespołu odpadł z wyścigu na drugim okrążeniu. Awaria elektryki odebrała mu potencjalne zwycięstwo, bowiem ruszał z pole position. Kolejne cztery wyścigi to już jednak majstersztyk Lewisa Hamiltona, który wygrał je wszystkie. W każdym z nich za jego plecami dojeżdżał Rosberg. Wówczas 28-letni Niemiec był jednak niezwykle bliski, aby odebrać jedno z tych zwycięstw. Miało to miejsce w Bahrajnie. Doszło tam do pierwszego poważnego starcia na torze między kierowcami Mercedesa. Okrzyknięta „pojedynkiem na pustyni” rywalizacja, mogła się skończyć fatalnie dla zespołu. Tego dnia żaden z nich nie myślał, aby odpuścić drugiemu.
Nico Rosberg odgryzł się w kolejnej rundzie na ulicach Monako. Nie zrobił tego jednak w przyzwoity sposób. W ostatnim przejeździe kwalifikacji Niemiec, jadąc przed Brytyjczykiem, „celowo” przyblokował koła, zatrzymując się poza torem. Wywołał tym samym żółte flagi, przez co Hamilton musiał porzucić swoje okrążenie. Konflikt wywołało to, że Brytyjczyk był na ten moment drugi i zyskiwał na ostatnim pomiarze. Fakt, że nie mógł dokończyć swojego okrążenia, sprawił, że Nico Rosberg zachował pierwszą pozycję startową.
Tak zdenerwowanego Lewisa Hamiltona, nie widzieliśmy chyba nigdy. Mistrz świata z 2008 roku nie trzymał nerwów na wodzy i powiedział dokładnie co czuje po kwalifikacjach. Rosberg nie czuł się winny, twierdząc, że był to zwykły błąd z jego strony. Jedno było pewne. Przyjaźń została mocno nadszargana, a najgorsze w tej rywalizacji miało dopiero nadejść.
Niechęć i narastające napięcie w obozie Mercedesa
Mercedes zgarnął wszystkie zwycięstwa w pierwszych sześciu wyścigach. Hamilton i Rosberg byli niemal równi w klasyfikacji. Brytyjczyk zebrał 118 punktów i przegrywał z Niemcem, który nagromadził ich o cztery więcej. Strata ta powiększyła się o kolejne osiemnaście punktów po GP Kanady. Hamilton znowu nie ukończył wyścigu przez awarię, a Rosberg spokojnie dojechał jako drugi. Oznaczało to jednak, że w końcu inny zespół zajął najwyższe miejsce na podium. Wtedy to Daniel Ricciardo z Red Bulla wygrał swój pierwszy wyścig w karierze. Młody Australijczyk jako jedyny w tamtym sezonie potrafił wykorzystać momenty słabości wielkiej dwójki z Mercedesa.
Wewnętrza rywalizacja Srebrnych Strzał powróciła już na kolejną rundę. Podczas weekendu o GP Austrii, Felipe Massa z Williamsa, zdobył jedyne pole position dla innego zespołu niż Mercedes w 2014 roku. Wyścig wygrał jednak po raz kolejny Nico Rosberg. Zyskał tym samym kolejne punkty przewagi nad Hamiltonem, który dojechał drugi. Syn mistrza świata z 1982 roku, Keke Rosberga, wyglądał na spokojnego. Po Hamiltonie było widać natomiast, że są w nim duże emocje. Czuł, że drugi tytuł w karierze ponownie odsuwa się od niego, a zabrać go może największy wróg. Jego ambicja nie mogła na to pozwolić, więc natychmiast wziął sprawy w swoje ręce.
El Red Bull Ring es territorio Mercedes: GP de Austria 2014 #GPAustria #RedBullRing #F1 http://t.co/NWwsjlzaNn pic.twitter.com/HkVKzG7Tic
— Sport Online (@SportOnlineMx) June 22, 2014
Domowe GP Wielkiej Brytanii poszło dokładnie po jego myśli. Hamilton wygrał przed swoją publicznością, a Rosberg nie dojechał do mety. Rozpacz tych, którzy wspierali Niemca była uzasadniona. To on prowadził w tym wyścigu aż do momentu, gdy zawiodła go skrzynia biegów. Kierowcy Mercedesa przerzucali się w tym sezonie zwycięstwami. Już w następnej rundzie znowu wygrał Rosberg. Tym razem był to jego domowy wyścig, GP Niemiec. I podobnie jak Hamilton, mógł się on cieszyć ze zwycięstwa w domowym Grand Prix.
Ricciardo wykorzystuje błędy, a miarka w końcu się przebiera
Kolejne dwa wyścigi, okazały się być koncertem nerwów dla Toto Wolffa i Nikiego Laudy. Napięcie, które rosło w obu zawodnikach już od kilku dobrych rund, w końcu eksplodowało. Wszystko zaczęło się w trakcie GP Węgier, jedenastej rundzie sezonu. Nico Rosberg ustawił się na pierwszym polu startowym, a Lewis Hamilton zajął pozycję… na końcu alei serwisowej. Wyciek paliwa w pierwszej części kwalifikacji sprawił, że był zmuszony do startu z końca stawki. Mercedes złamał więc wszelkie reguły parku zamkniętego, żeby zyskać jak najwięcej przed niedzielą.
Taktyka faktycznie zadziała, ale tylko dzięki temu, że nad torem pojawił się deszcz. Hamilton zawsze odnajdywał się w takich warunkach, lecz tego dnia nie szło mu najlepiej. Początek wyścigu był w jego wykonaniu do zapomnienia. Zwłaszcza, że najpierw wyleciał z toru w zakręcie nr 3 i uszkodził przednie skrzydło. Udało mu się wspiąć w górę dopiero po przetasowaniach pozycji, które były powodowane kolejnymi incydentami na torze. Jeden z nich oznaczał wyjazd samochodu bezpieczeństwa, po zakończeniu którego, Hamilton znalazł się przed Rosbergiem.
Niemiec jechał na innej strategii i musiał jeszcze raz odwiedzić aleję serwisową. Dlatego właśnie zespół poprosił Brytyjczyka, aby przepuścił on swojego partnera z zespołu, który musiał zyskać na czasie. Hamilton ani myślał tego robić i utrzymał Rosberga za swoimi plecami. Kręty i wąski tor sprawił, że Niemiec już tam został i to Hamilton mógł stanąć na najniższym stopniu podium.
Czyżby zespół bardziej grał na korzyść Hamiltona?
Atmosfera po wyścigu zrobiła się gęsta. Z garażu Mercedesa słychać było głośne twierdzenia o tym, że Rosberg, który dojechał czwarty, mógł ten wyścig spokojnie wygrać. W sprawie interweniował Niki Lauda zabrał głos i powiedział, iż uważa decyzję Lewisa za słuszną. Owa decyzja sprawiła jednak, że po raz drugi w tym sezonie, porachunki kierowców Mercedesów wykorzystał Daniel Ricciardo. Przed dwoma srebrnymi bolidami dojechał też Fernando Alonso, dla którego było to – jak się potem okazało – być może ostatnie podium w karierze.
Historia potoczyła się w ten sposób, że już trzy tygodnie później, Australijczyk miał okazję zrobić to po raz kolejny. Mowa o GP Belgii, w trakcie którego doszło do kontaktu Srebrnych Strzał. Konflikt zaszedł tak daleko, że Nico Rosberg zahaczył o lewą tylną oponę swojego rywala na jednym z pierwszych okrążeń. To starcie kosztowało Hamiltona przebicie opony i uszkodzenie bolidu. W ich wyniku Brytyjczyk nie ukończył tego wyścigu.
Rosbergowi udało się dojechać na drugim miejscu, zaraz za Ricciardo. Wydaje się, że tego dnia wolałby jednak nie stawać na podium. Niemiec został okrutnie wygwizdany przez fanów na torze, więc przeprosił za swój manewr na partnerze z zespołu. Było jednak widać, że nie chciał tego robić.
I „srebrna wojna” dla Hamiltona. Niespodziewane łatwe zwycięstwo
„Srebrna wojna” wręcz musiała zaognić się po tych wydarzeniach. Ku zaskoczeniu wszystkich, tak się nie stało. Hamilton spokojnie wygrał pięć kolejnych wyścigów. W czterech z nich Rosberg był drugi, a raz nie ukończył zawodów (GP Singapuru). Stracił w ten sposób 53 punkty na rzecz Brytyjczyka, który stał się faworytem do wygrania tytułu. W przedostatniej eliminacji sezonu na torze Interlagos, to jednak Rosberg dojechał na pierwszej pozycji, odbierając szansę na przedwczesny tytuł Hamiltona. Walka o mistrzostwo świata dotarła więc z zawodnikami do Abu Zabi. Jedyny raz w historii zdecydowano się przyznać podwójne punkty, więc obaj zawodnicy mieli dużo do ugrania.
Rosberg ruszał do wyścigu z pierwszego pola, wiedząc że to on nadrabia straty. Mistrz świata z 2008 roku był w komfortowej sytuacji i musiałby popełnić jakiś błąd, aby odebrać sobie drugi tytuł. Tak się jednak nie stało i Lewis Hamilton wygrał na torze Yas Marina. Rosberg tymczasem zakończył sezon na odległej czternastej pozycji. Jak na złość, w ostatnim wyścigu posypało mu się mu wszystko w bolidzie. Gdyby te problemy spotkały drugiego kierowcę Mercedesa, to Nico Rosberg zostałby w tamtym roku mistrzem świata. Nie było mu to jednak dane, więc musiał pogodzić się z porażką. Mercedes nie zamierzał jednak zmieniać zwycięskiego składu na kolejny sezon. Oznaczało to więc, że „srebrna wojna’ jeszcze się nie skończyła.
Rok na przeczekanie, czyli podejrzanie spokojny sezon 2015
O wydarzeniach związanych z kierowcami Mercedesa w sezonie 2014 można pisać bez końca. Ich rywalizacja przekraczała granice rozsądku, z każdym kolejnym incydentem stając się coraz bardziej intensywną. Logicznym było więc to, że w 2015 roku stosunki Rosberga i Hamiltona będą o wiele gorsze, niż we wcześniejszych 12 miesiącach. Zaskakująco, pierwsze i jedyne starcie kierowców Mercedesa w tym sezonie, miało miejsce dopiero w szesnastej rundzie podczas GP Stanów Zjednoczonych.
W większości wcześniejszych wyścigów dominował Lewisa Hamilton. Na piętnaście eliminacji wygrał on aż dziewięciokrotnie, przy tylko trzech zwycięstwach Nico Rosberga. Niemiec triumfował tyle samo razy, co Sebastian Vettel, którego bolid Ferrari odstawał tempem od Mercedesa. Rosberg ewidentnie obniżył loty, po tym, jak spotkał się z falą negatywnych komentarzy na swój temat po sezonie 2014. Był jednak świadomy tego, że tytuł dla Hamiltona wisiał już na włosku. Wiedział, że nie może poddać się bez walki, dlatego zależało mu na zwycięstwie w Austin.
GP Stanów Zjednoczonych 2015: Powrót koszmarów Mercedesa. II „Srebrna wojna” pod znakiem incydentu z… czapką
Hamilton zaczął ten wyścig o GP Stanów Zjednoczonych bardzo agresywnie, wyrzucając Rosberga z toru na pierwszym zakręcie. Tym samym objął prowadzenie, które zapewniało mu tytuł mistrzowski. Rozwścieczony Rosberg nie miał zamiaru odpuścić, dlatego szybko rzucił się do ataku. W trakcie wyścigu kierowcy kilkukrotnie zamieniali się miejscami, lecz na ostatnich okrążeniach, to Niemiec zaczął wyglądać na faworyta do wygrania wyścigu.
Rzekomy podmuch wiatru sprawił, że wypadł on na pobocze jednego z zakrętów, puszczając tym samym Hamiltona. Brytyjczyk nawet nie myślał zaprzepaścić tej szansy i wygrał kolejny wyścig, zdobywając tym samym trzeci tytuł. Nico Rosberg nie krył emocji po wyścigu, krytykując partnera z zespołu za incydent z pierwszego okrążenia. Napięta atmosfera doprowadziła do słynnej sceny, w której Hamilton rzuca czapkę za zdobycie drugiego miejsca na kolana siedzącego Rosberga, a Niemiec bez zastanowienia ciska ją z powrotem w stronę znienawidzonego kolegi.
Atmosfera w garażu Mercedesa znowu wrzała. Oczywiste było to, że w pewnym momencie kierowcy po raz kolejny rzucą się sobie do gardeł. W końcowych tygodniach 2015 roku, Hamilton postanowił jednak zwolnić obroty. W ostatnich trzech wyścigach sezonu to Nico Rosberg miał swoją passę. Mógłby to być błąd ze strony wtedy trzykrotnego mistrza świata, ponieważ zwycięska passa podbudowała Niemca. Liczył on na utrzymanie jej w kolejnym sezonie. Chciał w końcu pokonać Brytyjczyka, który dawno przestał być jego przyjacielem.
Sezon 2016: „Srebrna wojna” i finałowe starcie
Rosberg nie zawiódł swoich fanów, rozpoczynając rok od czterech fantastycznych zwycięstw w Australii, Bahrajnie, Chinach oraz Rosji. Syn mistrza świata z 1982, świetnie wszedł w nowy sezon i szybko zrobił sobie bezpieczną przewagę nad Hamiltonem. Żeby jednak powtórzyć sukces ojca, Rosberg musiał kontynuować świetną serię wygranych wyścigów. Następną rundą był wyścig na torze pod hiszpańską Barceloną, który nie zaczął się dla Niemca idealnie. To Lewis Hamilton, a nie on, wygrał kwalifikacje. Mistrz ostatnich dwóch sezonów szybko stracił swoją pozycję po starcie. Rozpoczęło to niechcianą reakcję łańcuchową.
𝗰𝗵𝗲𝗰𝗸𝘀 𝗰𝗼𝗻𝘁𝗲𝗻𝘁 𝗽𝗹𝗮𝗻
May 15, 2016 – Spanish GP#OnThisDay: 🙈 pic.twitter.com/daqwd3Ot1c
— Mercedes-AMG PETRONAS F1 Team (@MercedesAMGF1) May 15, 2020
Nico Rosberg świetnie ruszył spod świateł i przewodził już stawką do pierwszego zakrętu. Utrzymał prowadzenie do kolejnego i…. coś poszło nie tak. Hamilton diametralnie zbliżył się do niego i zaatakował od zewnętrznej strony. Rosberg nawet nie myślał pozwolić na to swojemu rywalowi, blokując mu drogę. Hamilton wypadł przez to z pełną prędkością na trawę i od tego momentu był pasażerem. Jego bolid uderzył w drugiego Mercedesa, kończąc wyścig obu kierowców. Kłótnia o to, kogo obwinić winą za ten incydent ciągnie się latami, lecz tak naprawdę to wnioski można było wyciągnąć zaraz po zakończeniu wyścigu.
Z Barcelony, Mercedes miał wywieźć kolejne 43 punkty, lecz został z niczym. Piękne obrazki Maxa Verstappena, jadącego tego dnia po swoje pierwsze zwycięstwo w karierze, mieszały się z reakcjami kierowców i członków ekipy Mercedesa, które pojawiały się już w trakcie wyścigu. Nerwy wszystkich pracowników fabryki w Brackley były już w tym momencie okropnie zszargane. Wiedzieli oni jednak, że sprawy mają czas jeszcze się pogorszyć.
GP Austrii 2016: Kolejny, ale już ostatni kontakt kierowców Mercedesa
Zaraz po Hiszpanii, wiatr w żagle złapał Hamilton, wygrywając w Monako i Kanadzie. Na ulicach Księstwa, Rosberg został poproszony o przepuszczenie Hamiltona. Prosiło się wówczas o kolejny zgrzyt, ale tym razem Niemiec nie zrobił z tego żadnego problemu i umożliwił przejazd rywalowi z zespołu. Tym samym jednak stracił bardzo dużo punktów, bo bez tempa dojechał w tych zawodach dopiero na 7. miejscu. Nie nadrobił tego w Kanadzie, gdzie również zaprezentował średnią formę. W inauguracyjnym GP Azerbejdżanu nie miał jednak sobie równych. Sukcesu nie powtórzył w żadnej z kilku kolejnych eliminacji. Już w kolejny weekend Lewis Hamilton znów był najlepszy.
Na Red Bull Ringu w Austrii, wszystko wskazywało na sukces Rosberga. To on znajdował się 60 sekund od zwycięstwa, prowadząc na początku ostatniego okrążenia. Hamilton złapał jednak strugę za swoim rywalem i zaatakował w trzecim zakręcie na końcu długiej prostej. Odważny manewr mógł się zakończyć wyprzedzeniem bez skazy, ale Rosberg nie chciał mu na to pozwolić. Niemiec staranował partnera z zespołu, jadąc dalej prosto, zamiast skręcić razem z nim w prawo. Wiadomo, co chciał zyskać tym nieczystym zagraniem. Skończyło się to jednak źle dla niego, a nie dla Hamiltona, który chwilę później wygrał wyścig. Rosberg urwał swoje przednie skrzydło i zamiast na minimum drugim, to dojechał na czwartym miejscu.
Kierowcy Mercedesa klasycznie obrzucili się winą. Sędziowie słusznie obarczyli nią Rosberga, dając mu dwa punkty karne. Niemiec zasłaniał się rzekomym problem z hamulcami, który sprawił, że jego bolid pojechał prosto. Na tym etapie mało już kto wierzył takim wymówkom. Zwłaszcza szef zespołu, Toto Wolff, który kolejny raz był wściekły po wyścigu. Zagroził, że od teraz Mercedes zacznie wydawać polecenia zespołowe, a niestosowanie się do nich przyniesie kierowcom konsekwencje.
Tym samym emocje trochę się uspokoiły. Hamilton wygrał kolejne trzy wyścigi i stał się faworytem do zgarnięcia kolejnego tytułu. Rosberg musiał więc dać z siebie 110%, jeśli chciał myśleć o jego pokonaniu. O dziwo, właśnie to zrobił.
Otrzymaliśmy nowego mistrza świata. „Srebrna wojna” dobiegła końca
Na dziewięć rund przed końcem sezonu Nico Rosberg podkręcił tempo. Kierowca, który w czerwcu tamtego roku skończył 31 lat, wywęszył swoją szansę na zdobycie tytułu mistrza świata. Niemiec znowu wygrał trzy wyścigi z rzędu, a w następnej eliminacji dojechał jako trzeci. Miało to miejsce w Malezji, gdzie tego dnia wyścigu nie ukończył Lewis Hamilton. Rosberg był bliżej tytułu niż kiedykolwiek. Dodatkowo wygrał w kolejny weekend na torze Suzuka w Japonii.
Atmosfera w garażu Mercedesa, stawała się coraz bardziej napięta z każdym tygodniem 2016 roku. Hamilton wiedział, że musi postawić wszystko na jedną kartę, aby ostatni raz zagrozić Rosbergowi. Przyjaciel, który na przestrzeni tych lat stał się największym wrogiem, witał się już z trofeum. Jak na jego złość jednak, Hamilton pojechał w ostatnich czterech wyścigach fenomenalnie. Wygrał w Stanach Zjednoczonej, Meksyku i Brazylii. Ostatni wyścig sezonu, w Abu Zabi, ponownie stał się więc areną walki o tytuł. Przed finałem prowadzenie Nico Rosberga stopniało bowiem już tylko do dwunastu punktów.
Moment chwały Nico Rosberga, czyli III „srebrna wojna” rozstrzygnięta
„Srebrna wojna” już dawno zaszła za daleko, lecz najgorsze wciąż mogło się wydarzyć. Nico Rosberg odczuwał powagę sytuacji. Pamiętał, że to właśnie w tym miejscu dwa lata wcześniej, bolid odmówił mu posłuszeństwa w najważniejszym momencie. Start do niedzielnego wyścigu zaczął się dla Niemca nie najlepiej. Lewis Hamilton świetnie ruszył, znajdując się tym samym na pozycji lidera. Na ten moment trzykrotny mistrz świata wiedział jednak, że nie uda mu się zdobyć kolejnego tytułu. Potrzebował włączenia się do walki rywali z Red Bulla i Ferrari.
Nico Rosberg znał jednak stawkę tego wyścigu i odrabiał straty z początkowej fazy zmagań. Niemiec dużo czasu strał z alei serwisowej, gdy mechanicy nie wypuścili go przed zjeżdżającego Sebastiana Vettela. 31-latek prezentował dobre tempo, coraz bardziej zbliżając się do Lewisa Hamiltona.
Brytyjczyk zastosował więc ostatnią brudną zagrywkę, którą miał w zanadrzu. Zwolnił tempo tak bardzo, jak to możliwe, aby przyblokować Rosberga i umożliwić Vettelowi i Verstappenowi wyprzedzenie go. Jego taktyka na pewno by zadziała, gdyby nie fakt, że na torze w Abu Zabi wszelkie manewry są niezwykle ciężkie do wykonania. Lewis Hamilton wygrał wyścig, ale nie mógł nic poradzić na to, że Nico Rosberg dojechał drugi i zdobył upragniony tytuł.
#OnThisDay in 2016, Formula 1 crowned a new World Champion after the drivers championship went down to the final round in Abu Dhabi. @nico_rosberg finished the race in second, and that was all he needed to do to secure the Drivers Championship that season. pic.twitter.com/m0L0sPlXXk
— Motorsport Images (@MSI_Images) November 27, 2018
Ulga, radość i celebracja opanowały przynajmniej połowę garażu Mercedesa. Najbardziej cieszył się oczywiście świeżo upieczony mistrz świata, który w końcu pokonał rywala z zespołu. Zaostrzało to oczywiście ich rywalizację na kolejny sezon, kiedy to Rosberg po raz pierwszy broniłby tytułu. Nie wiedziano jeszcze wtedy, że tego dnia „srebrna wojna” zakończyła się na dobre.
Jaki skutek na przyszłość Mercedesa wywarła „srebrna wojna”?
Kilka dni po swoim wielkim sukcesie, Nico Rosberg zszokował cały świat Formuły 1. Niemiec ogłosił zakończenie swojej kariery kierowcy wyścigowego podczas Gali FIA. Okazało się, że zanim został mistrzem świata, mocno przeżywał całą rywalizację. Każde starcie szargało jego psychikę, dlatego uznał, że jak tylko uda mu się zdobyć tytuł, zrezygnuje z dalszej jazdy. Wcześniej takie szczegóły nie były zauważane, ale teraz łatwo można dostrzec, że w okresie najostrzejszej rywalizacji, Niemiec nie był pewny swego. Wystarczy posłuchać, jak emocjonalnie Rosberg wspomina swój ostatni wyścig w karierze.
Nadszedł więc moment niespodziewanego pożegnania z Lewisem Hamiltonem. Co było do przewidzenia, wrogie nastawienie poszło w niepamięć. Zmieniło się w niekończące wychwalanie tego, jak kierowcy imponują sobie nawzajem. Można to więc uznać za szczęśliwe zakończenie konfliktu. „Srebrna wojna” wiele nauczyła Mercedesa. Zespół musiał znaleźć następcę Nico Rosberga. Aby uniknąć kolejnych starć, nie zwrócili się jednak z ofertą do topowych gwiazd F1 tamtego okresu: Sebastiana Vettela, Fernando Alonso czy Daniela Ricciardo. Zamiast tego postawili na kierowcę ówczesnego Williamsa, Valterriego Bottasa.
Fin był i nadal jest niezwykle kompetentny. Nie rywalizuje jednak z Hamiltonem w ten sam sposób, co Rosberg. Stał się on drugim kierowcą zespołu, spełniając funkcję skrzydłowego, tzw. wingmana. Dzięki temu, w zespole panuje teraz harmonia i długo wyczekiwany spokój. Nie wiadomo tylko, jak długo taki stan będzie mieć miejsce. Do drzwi zespołu puka już bowiem młody i ambitny wychowanek akademii Mercedesa i aktualny kierowca Williamsa, George Russell.