Moment zrywu Ferrari
Zespół Ferrari, a przede wszystkim Charles Leclerc zaskoczyli wszystkich na ulicznych torach w Monako i Baku. 23-letni lider włoskiej stajni pokonał wszystkich w kwalifikacjach do obu wyścigów. Oczywiście jak pamiętamy, wydarzenia, które do tego doprowadziły były dość barwne. Na ulicach księstwa, Leclerc roztrzaskał swój samochód na ostatnim pomiarowym okrążeniu, czym wywołał czerwoną flagę. Miało to spore konsekwencje, ponieważ przez niewykrytą usterkę kierowca nie mógł potem wystartować do wyścigu.
Więcej szczęścia miał dwa tygodnie później na torze w Baku. Tym razem, również znajdował się na szczycie tabeli czasowej i znów jego pole position zostało przypieczętowane przez przerwanie trzeciej części sesji. Tym razem wywołał ją Yuki Tsunoda. który rozbił prowadzony przez siebie bolid AlphaTauri. W ten incydent zaplątał się tez Carlos Sainz, który zagapił się, patrząc na wypadek Japończyka. Tym razem Leclerc wystartował do wyścigu, lecz szybko okazało się, że brakuje mu tempa i jest w stanie dojechać zaledwie na czwartej pozycji. Wliczając w to problemy Verstappena i Hamiltona, był to średni rezultat dla kierowcy z Monako.
Leclerc jest pewny końca dobrej passy
Wiele osób ma nadzieje, że Leclerc jest w stanie utrzymać impas na torze Paul Ricard, a później w Austrii, gdzie dwa lata temu udało mu się wygrać kwalifikacje i zająć drugie miejsce w wyścigu. Kierowca Ferrari nie podziela tego optymizmu. 23-latek wygląda na pogodzonego z tym że tempo Ferrari zostanie zweryfikowane już w najbliższy weekend. Co ciekawe jednak, on i jego partner z zespołu mówili dokładnie to samo dwa tygodnie temu, przed wyścigiem w Baku.
– Wydaje mi się, że wracamy do rzeczywistości. Mamy za sobą dwa weekendy, gdzie w Monako nie spodziewaliśmy się być konkurencyjni, a w Baku już zdecydowanie nie wierzyliśmy w dobry rezultat i byliśmy przekonani, że nasz potencjał wróci do normy. Obawiam się, że przed nami weekend wyścigowy, w którym wszystko będzie po staremu. Będziemy się męczyć bardziej niż w ostatnich dwóch wyścigach. Mam nadzieję, że nie wypadniemy z punktów i utrzymamy pozycję trzeciej/czwartej drużynie w stawce, żeby móc walczyć z McLarenem – niezbyt optymistycznie ocenił swoje szanse Charles Leclerc.
Jest jednak coś, co bardzo buduje kierowców przed wyścigiem we Francji. Chodzi o pojawienie się kibiców na trybunach toru Paul Ricard. Leclerc jest jednym z tych, których ta informacja cieszy najbardziej.
– To świetne uczucie, za każdym razem, gdy mogę czuć realne wsparcie fanów. Kibicują mi niezależnie od tego jak mi idzie, więc zawsze bardzo dobrze się z tym czuję. Często nie możemy ich usłyszeć, ale widzimy ich zarówno w samochodzie, jak i w alei serwisowej. Cieszy mnie zobaczenie tych kilku osób wokół toru – zakończył Monakijczyk.