Zbieracz autografów, czyli kto?
Przy okazji weekendów Formuły 1 nikogo nie dziwi widok fanów, którzy otaczają swoich ulubionych kierowców, by zrobić sobie z nimi zdjęcie. Wśród nich niemal zawsze jest wmieszana niewielka grupa, która podchodzi do sprawy zgoła inaczej. Nie eksplodują radością na widok kierowców, ponieważ widzieli ich już wielokrotnie. Czekają na swoją kolej z ogromnymi segregatorami bądź albumami pełnymi kart kierowców. Kiedy inni już pójdą, oni zostają, by czekać na kolejne osobistości związane z Formułą 1. Rozpoznawany zbieracz autografów Matt Hryciuk opowie nam o tym, z czym wiąże się ta pasja.
Mężczyzna pochodzi z Białej Podlaskiej w województwie lubelskim, gdzie prowadzi własny biznes spożywczy. Każdą wolną chwilę poświęca na pielęgnowanie swojej kolekcji, która cały czas się powiększa. Przy okazji wyścigu o GP Węgier 2021 Matt został złapany przez kamery Ferrari, które uchwyciły to, jak Carlos Sainz podpisuje jego zdjęcia. Film trafił na profil Scuderii na Instagramie oraz Insta Stories hiszpańskiego kierowcy. Postanowiliśmy więc wykorzystać jego pięć minut sławy i zaprosiliśmy do rozmowy o jego życiu, które prowadzi jako zbieracz autografów.
Początki bywają trudne
Witaj Matt. Jesteś kolekcjonerem autografów ze świata F1. Co sprawiło, że zdecydowałeś się je zbierać?
Cześć, właściwie od dziecka coś zbierałem. Najpierw były to klocki lego kupowane przez mojego tatę, potem resoraki. Potem przeszedłem do kart i żetonów z pokemonami, a skończyłem na autografach i kartach kierowców Formuły 1. Była to chęć interakcji z jakimś kierowcą czy zespołem, taka malutka cześć F1, która mogłem od nich dostać.
Czy zacząłeś zbierać autografy i karty związane z Formułą 1 w tym samym momencie, w którym zainteresowałeś się motorsportem?
Nie. Moje zainteresowanie F1 powstało w związku z pojawieniem się w sporcie Roberta Kubicy, czyli końcówka 2006, początek 2007. Zainteresowany tematem F1 i innych serii wyścigowych trafiłem na forum jednej z popularnych stron piszących o wyścigach samochodowych. Tam ludzie dzielili się swoimi zdobyczami ze świata autografów i pokazywali nowicjuszom, w jaki sposób mogą spróbować swoich sił w tym temacie. Postanowiłem zobaczyć, czy to działa, i wysłałem kilka maili oraz tradycyjnych listów do siedzib zespołów. Po jakimś czasie zaczęły przychodzić pierwsze odpowiedzi. Zachęcony ciekawymi zdobyczami postanowiłem zagłębiać się w ten temat, poznawać lepiej inne serie wyścigowe oraz ich historię i wysyłać prośby o nowe podpisy do różnych zespołów z F1 czy np. GP2 oraz z całego motorsportu.
Pamiętasz swój pierwszy autograf?
Swój pierwszy autograf otrzymałem w wakacje 2008. Szukając informacji o kierowcach, natknąłem się na stronę Nicka Heidfelda. W zakładce kontakt miał on informację, co należy zrobić, aby dostać od niego podpisaną kartę. Wysłałem list pod wskazany na stronie adres i po kilku tygodniach otrzymałem odpowiedź – list z ręcznie podpisaną kartą zespołu BMW Sauber. Oprawiłem ją w antyramę i powiesiłem na ścianie. Późniejsze autografy pojawiły się dwa lata później.
Dużo autografów = duże wydatki
Czyli jak rozumiem, w pewnym momencie „maszyna ruszyła” i nie mogłeś się już zatrzymać w dalszym zbieraniu. W takim razie ile podpisów masz na ten moment?
Tak, maszyna ruszyła, chociaż trzeba było się ograniczać ze względu na koszty wysłania korespondencji, ale starałem się jak najwięcej zaoszczędzić, aby wysyłać dodatkowe listy po nowe zdobycze. W tym momencie w moich zbiorach znajdziemy ok. 7500 podpisanych rzeczy przez kierowców lub jakieś znane osoby ze świata motorsportu. Zdecydowana większość z tego to Formuła 1. Liczba podpisów od kierowców, testerów i osób znanych z F1 przekracza sporo ponad 5000 rzeczy.
To naprawdę ogromna liczba autografów. Gdybym chciał cię zapytać o jedną perełkę twojej kolekcji, co byś mi odpowiedział?
To jest bardzo ciekawe pytanie, wiele osób mi je zadaje i zawsze ciężko mi na nie odpowiedzieć. Jednak mam w swoim zbiorze taką kartę rezerwowej Marussi Marii de Vilotty. Generalnie ta karta z podpisem nie wzbudzała by żadnego zainteresowania wśród większości kibiców, porównując to np. z kartą Maxa Verstappena, ale wśród zapalonych, wieloletnich kolekcjonerów jest ona białym krukiem i wiem, że wielu z nich zaoferowałoby za nią dużo innych rzeczy, jednak zostanie ona u mnie, a dostałem ją niedługo po śmierci Marii od jej siostry.
Poruszyłeś temat pieniędzy, więc właśnie o to cię teraz zapytam. Czy jest to kosztowne hobby?
Kolekcjonerstwo tego typu rzeczy głównie polega na wysyłaniu korespondencji pod adres, który mamy dostępny, udało nam się go w jakiś sposób znaleźć lub dostaliśmy go po wcześniejszym kontakcie na social mediach z jakimś kierowcą lub zespołem. Koszty rosły z roku na rok ze względu na większą liczbę wysyłanych korespondencji oraz podwyżki kosztów wysyłek na poczcie. Najprzyjemniejszą formą zdobywania podpisów są wyjazdy na GP czy eventy motorsportowe, a jak każdy fan wie, taki wyjazd trochę kosztuje. Ogólnie jest to hobby wymagające sporej ilości nakładów finansowych.
Listonosz Matt
Wspomniałeś, że jako zbieracz autografów wysyłasz wiele listów. Ile najkrócej, a ile najdłużej czekałeś na odpowiedź zwrotną?
Moje najkrótsze oczekiwanie to coś około tygodnia, jeśli to był e-mail do jakiegoś mniejszego zespołu z niższej serii wyścigowej. Czasem czekam 2-3 tygodnie na odpowiedź od jakiegoś starszego kierowcy, ale to zazwyczaj jak z nim ustalę, że mu wyślę list na wskazany adres. Najdłużej to ponad 2,5 roku Mika Hakkinen. Jest też mnóstwo listów, które nigdy do mnie nie wróciły, a miałem też takie, które wróciły po śmierci jakiegoś starszego kierowcy. Na przykład John Surtees, mój list leżał u niego 4 lata, niestety nie podpisał mi moich zdjęć, a odesłała mi je jego żona z adnotacją, że jej mąż niestety zmarł i nie zdążył mi ich podpisać.
Mówisz tu głównie o starszych kierowcach. Czy jako zbieracz autografów próbujesz się skontaktować ze wszystkimi byłymi zawodnikami?
Tak, dokładnie. Zbierając autografy kierowców F1, zaglądam często do jej historii. Chciałbym mieć podpisy wszystkich, ale nie jest to możliwe więc jak największej liczby osób, które startowały w Formule 1. Jestem aktualnie nieco za połową, a moje cele są bardzo trudne, gdyż są to zazwyczaj nazwiska osób, które już nie żyją. Jedynym sposobem, aby posiadać ich podpis w swojej kolekcji jest kupienie go z pewnego źródła lub od jakiegoś innego kolekcjonera, który chce się pozbyć swojej kolekcji z różnych powodów. Nie jest to proste ani tanie zadanie, ale staram się wyszukiwać okazji na różnych grupach dla kolekcjonerów. Poszukiwania wśród byłych kierowców F1 też są bardzo ciekawe. Często polega to na zabawie w detektywa. Zazwyczaj te osoby coś robią na swojej sportowej emeryturze, prowadzą jakieś firmy, udzielają się w jakichś zespołach związanych z wyścigami, pełnią tam jakieś funkcje.
Zbieracz autografów „in person”
Bardziej lubisz zbierać autografy drogą listową czy jednak osobiście wybrać się na „łowy”?
Prawda jest taka, że osobiste łowy są zdecydowanie przyjemniejsze. Musisz jednak być milionerem i żyć z procentów, aby mieć czas odwiedzać starszych kierowców osobiście. Muszę posiłkować się wysyłaniem listów, ponieważ odwiedziny w Japonii lub w Brazylii raczej nie będą mi dane. Pozostaje szukanie adresów lub form kontaktu korespondencyjnego.
Z tego, co mi jednak wiadomo, raz na jakiś czas wybierasz się na GP Formuły 1 jako fan, ale też przede wszystkim zbieracz autografów. Jak wygląda twój weekend wyścigowy, gdy decydujesz się wybrać na Formułę 1?
Tak, staram się przynajmniej raz w roku wybrać na Grand Prix. Jeśli wybieram się na zawody F1, zazwyczaj jestem 2 czy 3 dni przed weekendem. Robię to, by polować na kierowców na lotniskach, hotelach itp. Przed pandemią w czwartki mieliśmy sesję autografów, na której można było zdobyć karty z podpisami zawodników. Patrząc na kalendarz F1, trzeba zrobić rozeznanie, gdzie będzie można spotkać kierowców. Mówię tu np. o lotniskach czy hotelach. Nie każde miejsce sprzyja łowom. Silverstone jest praktycznie niemożliwym miejscem do zdobywania podpisów. Patrząc na gigantyczne metropolie z kilkoma lotniskami lub jednym ogromnym też nie mamy zbyt dużo szans na sukcesy. Jednak jest parę rund w kalendarzu, które ułatwiają życie kolekcjonerom.
Jak przygotowujesz się na taki wyjazd?
Kiedy masz już zaplanowany wyjazd, przygotowujesz karty lub zdjęcia. Mam też sporo niepodpisanych kart zawodników lub kart z nadrukowanymi podpisami, które zabieram ze sobą, aby zdobyć na nich podpis kierowcy. Robię sobie specjalny album z zakładkami, aby być przygotowanym, gdy trafię na kierowcę. Przy okazji trzeba też zorientować się, kogo możemy spotkać wśród gości na torze lub komentatorów telewizyjnych. Na niektórych torach mamy dostęp do wejścia na budki reporterskie i często tam pojawiają się ciekawe osoby.
Czy kierowcy współpracują?
Którzy kierowcy obecnej stawki F1 reagują na twoje prośby najlepiej, a którzy najgorzej?
To wszystko zależy też od sytuacji, w której się znajdujemy. Zazwyczaj jest dobrze, jak na kierowcę czeka jak najmniej osób. Im więcej chętnych na podpis czy selfie tym zbiory są gorsze. Trudnym kierowcą jest Kimi Raikkonen, który musi mieć dobry humor, aby podejść do fanów. Max Verstappen dba o swoich fanów, ale przy większej liczbie chętnych też nie jest skłonny na stanie pod hotelem czy innym miejscu i podpisywanie zdjęć. Problematyczny jest także Lance Stroll, który jak nie musi, to stroni od wychodzenia do kibiców. Reszta kierowców zazwyczaj nie robi problemów. Chętnie integrują się z kibicami, ale też to zależy od ilości osób, która czeka. Bardzo mili są Esteban Ocon, Carlos Sainz czy Pierre Gasly. Jednak podkreślę to jeszcze raz – wszystko zależy od miejsca i sytuacji. Podejrzewam, że gdybyśmy spotkali Maxa gdzieś na uboczu i byłbym sam, to nie byłoby problemu z podpisami i zdjęciem na pamiątkę.
A ogólnie z całej twojej historii wyjazdów na wyścigi jako zbieracz autografów – jaka jest twoja najlepsza i najgorsza interakcja z kierowcą F1, z jaką musiałeś się zmierzyć?
Najlepsze momenty miałem z Robertem Kubicą. Jakoś zawsze rozpierała mnie duma, że spotykam go po raz kolejny i mam już kilkadziesiąt jego podpisów, mogę zamienić z nim kilka zdań. Najgorsza? Hmm… trudno tu powiedzieć, ponieważ nie były to jakieś drastyczne historie. W pamięci zapadła mi taka drwiąca mina Lance’a Strolla, który w 2018 r. potraktował mnie trochę jak powietrze, stojąc tuż przed nim poprosiłem go o podpis, a on przyjął pozę jakby mnie chciał wyśmiać.
Zbieracz autografów. Czy warto nim zostać?
Powoli podsumowując… żałujesz tego, że wciągnąłeś się w tak dużym stopniu w coś, co wymaga aż takiego zachodu? Tzn. wysyłania setek listów, czatowania pod hotelami i na lotniskach? A może teraz już po prostu nie wyobrażasz sobie swojego życia bez kolekcjonowania podpisów?
Absolutnie niczego nie żałuję. Każdy wydaje swoje pieniądze w sposób, jaki lubi. Dla mnie poświęcanie wolnej kasy na kolekcjonerkę czy wyjazdy to pasja. Dzięki temu poznałem mnóstwo ciekawych ludzi z całego świata oraz moich obecnych przyjaciół, z którymi jeździmy wspólnie na wyścigi F1. Jadąc na łowy mam świadomość, że spędzę dziennie kilkanaście godzin na lotnisku czy kilka pod hotelem. Jest to dla mnie bardzo miło i przyjemnie spędzany czas. To trzeba po prostu lubić. Aktualnie nie wyobrażam sobie życia bez tego. Co jakiś czas marzy mi się kolejny wyjazd lub szukam jakiegoś kontaktu do osób związanych z F1, których podpisów jeszcze nie mam.
Na sam koniec. Jak zachęciłbyś naszych czytelników do spróbowania kolekcjonowania autografów samodzielnie? Być może wśród nich znajdzie się chociaż jeden nowy zbieracz autografów.
Jeśli miałbym zachęcić kogoś do zbierania, na pewno jest to forma na jakieś zainteresowanie na długie lata. Uczy cierpliwości i pokory. Autograf lub zdjęcie z naszym ulubionym zawodnikiem to często marzenie wielu z nas. Dla mnie to wspaniała przygoda. Polecam serdecznie.
Dziękuję ci za rozmowę.
Ja również.