Alonso dał do zrozumienia już jakiś czas temu, że chce zdobyć tzw. Potrójną Koronę sportów motorowych. Po wygraniu Grand Prix Monako w 2006 i 2007 roku, w tym roku do listy swoich sukcesów dodał 24-godzinny wyścig Le Mans i teraz musi już „tylko” zatriumfować w Indy 500, aby stać się drugim kierowcą po Grahamie Hillu, który dokonał tego szczególnego wyczynu.
Hiszpan w 2017 roku opuścił Grand Prix Monako, aby rywalizować w Indy500, jednak ostatecznie, pomimo wielkich szans na zwycięstwo, przez problemy z silnikiem Alonso zakończył wyścig przed czasem. Dwukrotny mistrz świata F1 obiecał wtedy, że powróci do tego celu w przyszłości.
– W Indianapolis miałem niezwykłe doświadczenie w 2017 roku i wiedziałem w głębi serca, że muszę tam wrócić, jeśli nadarzy się okazja. Cieszę się szczególnie, że odbędzie się to z McLarenem. To zawsze był mój pierwszy wybór, więc jestem zachwycony, że zespół zdecydował się wziąć udział w tym przedsięwzięciu. To trudny wyścig, a będziemy walczyć z najlepszymi, więc to ogromne wyzwanie – powiedział 37-letni kierowca. – Jedną z rzeczy, której nie mogę się doczekać, jest ponowne zobaczenie fanów, którzy są tam absolutnie fantastyczni – dodał.
Uważa się, że McLaren weźmie udział w Indy 500 samodzielnie, a więc nie będzie współpracować z innym zespołem, jak miało to miejsce w 2017 roku z Andretti Racing. Tym razem samochód prawdopodobnie zostanie wyposażony w silniki Chevroleta na to wydarzenie.
Ostatni raz zespół wygrał ten legendarny wyścig w 1976 roku. – Cieszymy się z powrotu na Brickyard i ten niesamowity wyścig – powiedział szef zespołu, Zak Brown. – McLaren ma długie i miłe relacje z Indianapolis 500. Jest to też sprawa niedokończonego interesu z Fernando. To dla nas ogromne wyzwanie – dodał.