Peel zapisał się w historii motoryzacji na wielu polach. To, że P50 i Trident były najmniejszymi produkowanymi seryjnie samochodami na świecie – to wiecie już z tytułu i leadu. Peel pozostaje jednak także jedynym producentem samochodów, który kiedykolwiek miał siedzibę na Wyspie Man. Przypomnijmy, to wyspa, która ma powierzchnię tylko nieco większa od Warszawy, a zamieszkuje ją niecałe 90 tysięcy osób. Dodać należy, że początkowo firma zajmowała się budową owiewek do motocykli i łodzi, wykonywanych z włókna szklanego.
Pierwszą próbą stworzenia mikrosamochodu był Manxcar (1995) z silnikiem Anzani 250, ale mierzył prawie 2,3 m. Miał jedno koło z przodu i dwa z tyłu. Produkcyjne P50 zaprojektowane przez Cyrila Cannella miały dokładnie odwrotną konfigurację. Jedyną pozostałością z Manxcara były drzwi po lewej otwierające się w kierunku przeciwnym do kierunku jazdy. To oczywiście jedyne drzwi, bowiem samochód był jednomiejscowy. Zresztą, po prawej znajdował się silnik pojazdu. Co najważniejsze, samochód był i jest dopuszczony do ruchu w Wielkiej Brytanii. W innych krajach zależy to od lokalnych przepisów – np. w Finlandii samochód został sklasyfikowany jako motorower.
Peel P50 był prosty i absurdalny do granic możliwości
Silnik chłodzony powietrzem, dwusuwowy, jednocylindrowy Zweirad Union (DKW) 804-16004 o pojemności 49 cm3 zapewniał moc 3,1 kW (4,2 KM). Trzybiegowa skrzynia biegów przenosiła swój moment obrotowy na pojedyncze tylne koło za pośrednictwem łańcucha. Samochód nie miał nawet biegu wstecznego i ważył zaledwie 59 kg. Aby obracać go we właściwym kierunku, zastosowano ucho umieszczone z tyłu (prototyp miał je dla odmiany z przodu). Jedyna wycieraczka zawieszona na dachu sprawiała, że samochodem dało się jeździć także w deszczu. Dodajmy do tego zaledwie jeden reflektor z przodu i mamy pełen obraz dziwoląga. Auto miało być tak proste, jak to tylko możliwe.
Przednia oś była trapezoidalna, a tylne koło spoczywało na wahaczu ze sprężynami śrubowymi. Hamulec był tylko linką. P50 naprawdę był miniaturowy – rozstaw osi wynosił śmieszne 1270 mm. Pojazd miał 1346 mm długości, 990 mm szerokości i 1200 mm wysokości. Miejsca w kabinie starczało nawet dla nieco otyłej osoby, która mogła załadować mały bagaż i jeździć po drogach z prędkością do 61 km/h. Przy średnim zużyciu paliwa na poziomie 2,8 litra na 100 kilometrów Peel P50 z pewnością można ocenić jako ekonomiczny. W zbiorniku znajdowało się miejsce na około 8 litrów benzyny.
Skąd znamy P50?
Produkcja rozpoczęła się w 1963 roku i trwała nieco ponad rok. Oznaczenie P50 oznaczało zaokrągloną objętość silnika, ale też było dla niego charakterystyczne: samochodów wyprodukowano bowiem dokładnie pięćdziesiąt. Istnieją też dane o produkcji 120 egzemplarzy, ale prawdopodobnie są one przesadzone. Co ciekawe, kilka sztuk trafiło nawet za granicę, a nawet poza Wielką Brytanię. W archiwalnych materiałach można znaleźć informacje o fińskich P50.
Klienci mogli wybierać spośród trzech kolorów: białego, czerwonego albo niebieskiego. Peel P50 kosztował wówczas zaledwie 199 funtów i rzecz jasna nie mógł odnieść rynkowego sukcesu. A dzisiaj? Na świecie pozostało podobno 27 ocalałych modeli, a jeśli właściciel któregoś z nich zdecyduje się na sprzedaż, cena będzie oscylowała w okolicach 50 tysięcy funtów. Większość samochodów jest w rękach Brytyjczyków, którzy nawet urządzają sobie spotkania właścicieli P50.
Skąd najmłodsze pokolenie zna P50? Odpowiedź jest oczywista – z „Top Gear”. W jednym z odcinków wyemitowanym premierowo w 2007 roku Jeremy Clarkson zaprezentował całemu światu niebieski egzemplarz. Jeździł nim po siedzibie BBC bez problemu mieszcząc się w windzie.
Młodszy i większy brat – Trident – był… jeszcze dziwniejszy
Dwumiejscowy Trident to także dzieło Cyrila Cannella. Starszy brat P50 był przeznaczony dla dwóch osób, miał szklany dach w kształcie bąbla i nazywano go latającym spodkiem. Po pierwszym spojrzeniu na samochód potwierdzicie, że to doskonałe określenie. Miejsce pasażera właściciel mógł opcjonalnie wymienić na… wyjmowany kosz na zakupy. Samochód nawet – a może raczej przede wszystkim – po latach budzi tylko i wyłącznie uśmiech na twarzy.
W samochodzie zamontowano ten sam silnik co w P50, ale było też kilka sztuk napędzanych przez jednostkę Triumph Tina o pojemności 99 cm3. Wyimaginowaną wisienką na torcie była wersja elektryczna.
Trident był oczywiście większy od P50 – miał 1829 mm długości, 1067 mm szerokości i ważył 90 kg. Mówi się, że jechał do 74 km/h przy takim samym zużyciu paliwa jak P50. Co ciekawe, był tańszy od młodszego brata, bowiem kosztował 190 funtów. Według różnych źródeł produkcja skończyła się na 45 albo 82 egzemplarzach. Nie sposób ocenić, która wersja jest bliższa prawdy. Co ciekawe, jeden z egzemplarzy trafił nawet do USA i jest wystawiany w muzeum w Nashville.
Jeśli chcielibyście kupić taki pojazd, to nie mamy dobrych wieści. Właściciele strzegą ich jak oka w głowie, a oferty sprzedaży pojawiają się niezwykle rzadko. Wydaje się, że samochód mógłby kosztować kilkakrotnie więcej niż P50.
Jeśli nie możecie kupić klasycznego modelu, jest też nowoczesna wersja
Jeśli myślicie, że historia P50 to wyłącznie przeszłość, to jesteście w błędzie. W 2010 roku trzech przedsiębiorców – James Caan, Gary Hillman i Faizal Khan – udali się do programu „Dragons’ Den” i uzyskali 80 tysięcy funtów na sfinansowanie wskrzeszenia modeli Peela. Oczywiście przedsięwzięcie nie ma nic wspólnego z oryginalną firmą. Ręczna produkcja odbywa się w angielskim Sutton-in-Ashfield przez specjalistów od micro carów.
Napęd stanowi zawsze czterosuwowy, chłodzony powietrzem, jednocylindrowy silnik o pojemności 49 cm3 i mocy 2,5 kW (3,4 KM), który obraca tylne koło za pomocą wariatora, jak w obecnych skuterach. Maksymalna prędkość jest ograniczona przepisami do 45 km/h, ale na specjalne życzenie może zostać zwiększona.
Dzisiejsze pojazdy różnią się od swoich przodków kierunkowskazami i światłami hamowania oraz kompletnym wyposażeniem elektrycznym, tj. rozrusznikiem, spryskiwaczem i wycieraczką. Oczywiście to już dwanaście woltów. Można również kupić samochody elektryczne: pierwszy ma moc 1,2 kW (1,6 KM) i osiąga prędkość 24 km/h. Druga wersja napędzana jest silnikiem elektrycznym o mocy 2,9 kW (4 KM) i podobnie jak wersja benzynowa, ma ograniczoną prędkość maksymalną do 45 km/h. Zasięg na jednym ładowaniu wynosi zawsze 80 km.
W 2018 roku ogłoszono, że Peel Engineering sprzedaje około piętnastu „nowoczesnych” egzemplarzy P50 rocznie, plus około dziesięciu egzemplarzy dwumiejscowego Peel Trident. Ceny wynoszą ok. 14 tysięcy funtów.