Hertz – pierwsza wielka ofiara koronawirusa?
Hertz to ogromna firma z unikalnym modelem biznesowym i ponad stuletnią historią. Jednak to właśnie jej wielkość i ryzykowne zarządzanie flotą sprawiły, że Hertz jest także pierwszą gigantyczną marką, która złożyła wniosek o ochronę przed bankructwem w związku z koronawirusem.
Brzmi dramatycznie i tak naprawdę jest dramatycznie, ale należy dodać, że sytuacja nie jest jeszcze całkowicie beznadziejna. Hertz złożył wniosek o ochronę przed bankructwem zgodnie z tzw. Rozdziałem 11, który jest częścią amerykańskiego ustawodawstwa dotyczącego niewypłacalności, które pozwala na reorganizację.
W tym momencie Hertz może nadal działać bez zmian, pozostaje właścicielem wszystkich swoich aktywów i jest chroniony przed wierzycielami. Najważniejszy jest jednak termin 60 dni. Właśnie tyle ma spółka na zawarcie porozumień z wierzycielami, które pozwolą firmie na dalsze istnienie i stopniową spłatę długów.
Dodać należy, że firma już zaczęła restrukturyzację – zwalnia pracowników, sprzedaje nieruchomości oraz samochody, przede wszystkim te najbardziej egzotyczne. Marka słynęła z możliwości wypożyczenia dosłownie czego dusza zabraknie, ale jeśli przeżyje całą tę sytuację, to z pewnością się zmieni. Prawdopodobnie zamknięte zostaną najmniej dochodowe wypożyczalnie, a z innych znikną najrzadziej wybierane samochody.
Model biznesowy firmy w tej sytuacji okazał się problemem
Problem firmy polega na dość staromodnym sposobie nabywania samochodów poprzez zakup albo leasing – większość konkurentów zawiera bezpośrednie umowy z producentami samochodów, które pozwalają im zwrócić zakupione samochody w dowolnym momencie, chroniąc je przed nagłym spadkiem popytu. Rozwiązanie Hertza z pewnością było opłacalne, inaczej by po nie nie sięgnięto, ale niespodzianka zwana koronawirusem kompletnie zniszczyła firmę.
W ogromnym skrócie problemy Hertza można podsumować następująco – jeśli masz 767 tys. samochodów, za które cały czas płacisz raty, a nie wynajmujesz ich prawie w ogóle, to musisz mieć problem. Hertz ma bowiem swoje wypożyczalnie głównie na lotniskach, gdzie ruch turystyczny i wyjazdy służbowe dosłownie zamarły.
Jeśli reanimacja się powiedzie, będziemy świadkami kontynuacji działalności Hertza, choć z pewnością w nieco innej formie. Jeśli nie, to w zasadzie pozostanie tylko likwidacja firmy. Oznacza to więc m.in. sprzedaż wszystkich aktywów.
Nawet wtedy Hertz może (i prawdopodobnie będzie) nadal istnieć, ale jako inna firma, która kupi czarno-żółte prawa do marki. Jest to więc bardzo niepewna sytuacja, która może naprawdę skutkować sprzedażą wszystkich samochodów obsługiwanych przez Hertz.
Wydaje się, że porozumienie się z wszystkimi wierzycielami jest możliwe, ale dopóki nie zostanie to oficjalnie potwierdzone, niczego nie można być pewnym. Dla niektórych wierzycieli może się bowiem okazać, że zyskają na bankructwie firmy i sprzedaży aktywów więcej niż na odraczaniu płatności i liczeniu na lepszą przyszłość Hertza.
Problemy Hertza nie dotyczą Europy
Co ważne, ochrona przed bankructwem wpływa na działalność spółki w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, a nie np. w Europie.
W dokumentach przesłanych do sądu Hertz przekazał, że ma łączne zobowiązania w wysokości 24,4 miliarda dolarów. To niewiarygodna ilość pieniędzy. Oczekuje się, że aktywa osiągną 25,8 miliarda dolarów, ale większość z nich to z pewnością znaki towarowe i zarządzane samochody.
Przyszła wartość pojazdów jest jednak tak naprawdę wątpliwa. Gdyby ponad trzy czwarte miliona używanych samochodów z floty Hertz znalazło się jednocześnie na rynku wtórnym, ich cena spadłaby o dziesiątki procent w porównaniu z dzisiejszą sytuacją.