To nie pierwszy problem Mercedesa w ostatnich latach
Mercedes-Benz od dwóch lat dostaje kolejne ciosy. Najpierw okazało się, że musi wycofać z rynku europejskiego kilkaset tysięcy samochodów z silnikami Diesla. Potem, podobnie jak w wielu innych producentów, uderzyła w niego elektromobilność. Póki co, na razie generuje ona jedynie ogromne koszty dla producentów samochodów. Olla Kallenius, który jest prezesem zarządu Daimlera od maja 2019 r., nie ma więc łatwych początków w pracy.
Musząc zainwestować wiele miliardów w samochody elektryczne, nikogo nie powinno dziwić, że niemiecka marka zaczęła wspominać o oszczędnościach i zwolnieniach. Miało to miejsce jeszcze przed pandemią koronawirusa, a producent z pewnością wierzył, że podjęte działania pozwolą mu zbilansować sytuację finansową i oddalić ryzyko kar ze strony Unii Europejskiej za przekroczenie norm emisji spalin. A wtedy pojawił się koronawirus.
Olla Kallenius szykuje drastyczne cięcia płac
Regularnie słyszymy o problemach kolejnych marek w związku z pandemią i nie inaczej jest w przypadku Mercedesa. Szef trójramiennej gwiazdy ogłosił podczas internetowej konferencji prowadzonej przez ogromny niemiecki związek zawodowy IG Metall, że koronawirus wpływa na producentów samochodów znacznie bardziej niż ktokolwiek początkowo sądził. Dlatego konieczna będzie znaczna restrukturyzacja, aby uniknąć groźby bankructwa. Nie możemy zapominać, że obecnie spodziewany jest globalny spadek rejestracji o 25%. A mówimy o najbardziej optymistycznym scenariuszu.
Dlatego Olla Kallenius już ogłosił, że ta „bardzo pogorszona rzeczywistość” wymaga naprawdę „drastycznego” obniżenia płac. Cięcia obejmą absolutnie wszystkich, jednak najbardziej pracowników biurowych. Według szefa Mercedesa jest to absolutna konieczność. Inaczej sytuacja finansowa nawet tak dużej marki jak trójramienna gwiazda, byłaby wkrótce zagrożona. Co więcej, firma dalej musi inwestować w elektromobilność, aby udało się zapobiec karom finansowym ze strony Unii Europejskiej.
Co ciekawe, Szwed już jakiś czas temu kreślił czarne scenariusze. W kwietniu mówił, że przed pandemią przemysł motoryzacyjny był w stosunkowo dobrej kondycji, ale koronawirus zmienił reguły gry. Dodał, że problemy w pierwszym kwartale to dopiero początek strat. Teraz użył jeszcze ostrzejszych słów.
W najbliższych latach raczej możemy zapomnieć o dużych nowościach technologicznych
Gospodarka na całym świecie stara się wrócić do w miarę normalnego funkcjonowania, jednak nie we wszystkich krajach sytuacja epidemiologiczna się poprawia. A dla producentów samochodów oznacza to kolejne miesiące niepewności na wielu rynkach, co może oczywiście przynieść jeszcze więcej zamknięć fabryk i dodatkowych cięć. Mówimy tu przede wszystkim o USA, które jest przecież ogromnym rynkiem motoryzacyjnym. Jeśli pandemia za jakiś czas nie zacznie ustępować, to przemysł samochodowy będzie miał ogromne problemy.
Cięcia widać także w innych aspektach niż personalne. Niedawno Mercedes i BMW ogłosiły, że tymczasowo przerywają wspólne prace nad opracowaniem nowej generacji autonomicznych technologii i systemów parkowania. Miały się one pojawić w seryjnych samochodach już w 2024 r., teraz jednak ta data może zostać mocno przesunięta. Obie marki zajmą się nią na własną rękę, a więc najprawdopodobniej póki co porzucą ten temat, albo będą się nim zajmować w znacznie mniejszym stopniu niż wcześniej planowały.
Lewis Hamilton nie wie, w jakich czasach żyjemy?
Niedawno w mediach pojawiły się informacje, że widoczny na powyższym zdjęciu Lewis Hamilton w czasach koronawirusa… zażądał podwyżki swojej pensji. 6-krotny mistrz świata F1 zarabia obecnie w Mercedesie ok. 40 milionów GBP rocznie (ponad 44 mln euro), a mimo to rzekomo nie wahał się zażądać większych pieniędzy.
Tak naprawdę nie wiadomo jaka jest prawda, bowiem Brytyjczyk zdementował te informacje za pomocą swojego Instagrama. Wskazał, że nie rozpoczął jeszcze jakichkolwiek negocjacji z szefem zespołu F1, Toto Wolffem.