Przypomnijmy – Monakijczyk był „na autostradzie” do swojego debiutanckiego triumfu w F1 do czasu, kiedy jego samochód przez awarię nie stracił dużej części mocy. Ostatecznie 21-letni kierowca Scuderii Ferrari „doturlał się” do mety na trzecim miejscu, głównie dzięki samochodowi bezpieczeństwa, który spowodowała awaria samochodów Renault.
To pozwoliło Hamiltonowi odnieść pierwsze zwycięstwo w sezonie w szczęśliwych okolicznościach. Już w komunikacie radiowym 5-krotny mistrz świata przyznał, że to zwycięstwo należało do kierowcy Scuderii Ferrari, który miał ekstremalnego pecha, więc muszą nadal ciężko pracować. Tuż po wyścigu kierowca Mercedesa zanim utonął w objęciach swojego zespołu podszedł do Leclerca i dodał mu otuchy.
Nieco później, kiedy Hamilton i Valtteri Bottas czekali w specjalnym pokoju na ceremonię radośnie rozmawiając, w pokoju pojawił się Leclerc i zapanowała dłuższa cisza. Przerwał ją jednak właśnie Brytyjczyk po raz kolejny wspierając młodego kierowcę. – Jeździłeś świetnie podczas tego weekendu gościu. Masz przed sobą długą, długą karierę… Wiem, że teraz jest do bani, ale przed Tobą długa, długa droga, więc… – powiedział LH wskazując Monakijczykowi, że nie może się poddawać.
Sam Leclerc po wyścigu zachowywał się spokojnie pomimo wielkiego rozczarowania. – To się zdarza. To część sportów motorowych. Niestety dzisiaj nie był to nasz dzień, ale zespół wykonał niesamowitą pracę, aby odzyskać siły po Australii – powiedział. – Oczywiście jestem bardzo rozczarowany, ale to się zdarza. Ten fakt jest bardzo trudny do przyjęcia, ale dzięki zespołowi za wspaniały samochód przez cały weekend, jestem pewien, że wrócimy silniejsi – dodał.