Na początek nadmienię, że byłem na tym evencie po raz pierwszy, mimo, że nie była to pierwsza odsłona tej imprezy. Jako, że częściej mam styczność ze współczesnymi samochodami, to byłem przekonany, że obejście terenu wystawy, składającej się z samych klasyków, zajmie mi maksymalnie 2 godziny. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem zawijaną kolejkę po bilety (na co najmniej godzinę stania). Na szczęście udało mi się otrzymać akredytację.
Zatrzęsienie klasyków
Przejdźmy do sedna. Od razu po wejściu na główny dziedziniec byłem pozytywnie zaskoczony mnogością aut. W tegorocznym MotoClassic uczestniczyło ponad 300 pojazdów zabytkowych z lat 1886-1990. Bardzo ciekawie wyglądały ustawione na środku dziedzińca Mercedesy SL W113, tzw. Pagody z klubu Pagoda SL Klub Polska, niemal kilkanaście sztuk. Był to bowiem także II międzynarodowy zlot członków tego klubu. Obok nich stały najstarsze auta z końca XIX i początku XX w.
Niedaleko była scena i podest, gdzie międzynarodowe jury pod przewodnictwem projektanta Pagody – Paula Bracq’a – oceniało stylizację załóg pod względem historycznym i wybierało laureatów. Wśród laureatów pojawił się przykuwający wzrok Saab Sonett III. Tegoroczną imprezę prowadzili Krzysztof Ibisz oraz Włodzimierz Zientarski.
Wczoraj i dziś
Nie zabrakło także wystawy pojazdów militarnych należących do grup rekonstrukcyjnych. Warto wspomnieć także o odbywającym się w trakcie eventu I Międzynarodowym Zlocie Alpine w Polsce. Pojawiło się m.in. rajdowe Alpine Renault A110 1300S, które zajęło 1 miejsce w Rajdzie Czech w 1968 r. oraz – również rajdowe – Alpine Renault A110 1800 gr.IV, które brało udział w Rajdzie Maroka w 1974 r. Na specjalnym stoisku zaprezentowano również najnowsze Alpine A110, zaprezentowane w 2017 r.
Obok nowego Alpine swoje najnowsze modele zaprezentowało Ferrari. Były to GTC4Lusso oraz Portofino. Pomiędzy nimi stała klasyczne czerwone 288 GTO. Taki zabieg bardzo dobrze pokazuje kolosalny postęp, jaki się dokonał w ciągu kilkudziesięciu lat. Jednocześnie przypomina o pielęgnowaniu przez markę swojej historii.
Swoje stoisko miały też samochody amerykańskie. Klasyki z USA zdominował Ford Mustang I generacji. Pojawiło się też Corvette C2 Stingray, tzw. „płaszczka” oraz tradycyjny krążownik szos, czyli Lincoln Continental.
Miłym zaskoczeniem była dla mnie obecność także najnowszych i najbardziej luksusowych pojazdów, w tym Lamborghini Urusa i Bentley’a Continentala GT. Dla kontrastu naprzeciwko stał stary Land Rover Series II – praprzodek Defendera.
Targi w plenerze
Kawałek dalej znajdowała się duża łąka, na której znajdowały się klasyczne Volkswageny oraz wystawa najnowszych modeli poszczególnych marek, m.in. Toyoty, Suzuki, Audi, Porsche, Lexusa, BMW, Mercedesa, Jaguara, Forda oraz grupy FCA. Poczułem się wręcz jak na plenerowych targach motoryzacyjnych. Obecne były nawet modele niedostępne jeszcze w salonach bądź dopiero co wprowadzone do sprzedaży, np. Audi Q8, Jeep Grand Cherokee Trackhawk, Jaguar I-Pace czy Lexusy ES 300h i UX 250h.
Dla amatorów off-roadu przewidziano nawet próby terenowe (niestety na fotelu pasażera) na pokładzie najnowszego Land Rovera Discovery. Strefę gastronomiczną otaczały różnorakie old- i youngtimery, np. Jaguar E-Type czy Aston Martin DB4, a także Mercedesy i BMW.
Obraz postępu
Podsumowując, wydarzenie MotoClassic to nie tylko zwykły zlot klasycznych samochodów. To także obraz zmian, jakie zaszły w motoryzacji w ciągu wielu dziesiątek lat. I w tym kontraście tkwi największy atut tej imprezy. Można ją polecić zarówno fanowi starych, jak i nowych aut. Sam przekonałem się, że pozory mylą. Okazało się bowiem, że na to wydarzenie można poświęcić cały dzień i nadal można czuć niedosyt. Już nie mogę się doczekać kolejnej edycji MotoClassic we Wrocławiu.